Oj, ostatnimi czasy czytam sporo
dziwacznych rzeczy. Dawno nie miałem w rękach żadnej japońskiej mangi (ostatnio to chyba Dragon Ball Z, Naturo
albo coś równie mainstreamowego). To od czego by tu zacząć? WIEM! Manga o gejowskich rozterkach (tzw. Yaoi) będzie w sam raz!
Trzy tomy Zakochanego tyrana
przeczytałem trochę dla beki, żeby zobaczyć, czy da się przez to przebrnąć.
Cóż... Dało się. Perypetie Souichi
Tatsumiego i Tetsuhiro Morinagamy,
czyli doktoranta i studenta pierwszego roku z Wydziału Rolnictwa na
Uniwersytecie w Nagoi, są gimnazjalne,
wręcz absurdalne, a emocje towarzyszące odrzuceniu i tęsknocie są wielokrotnie
wywlekane na wszystkie możliwe strony, ale czytało się bezmyślnie, szybko i dość
przyjemnie.
Młodszy chce, starszy jest
homofobem z przykrymi doświadczeniami, ale koniec końców udostępnia koledze kakaowe
oczko. Potem homofob drze się wniebogłosy, zarzeka się, że nie będzie więcej tego robić, ale później na swój sposób zaczyna rozglądać się za męską pieszczotą. Tak mniej więcej wygląda zarys fabuły w recenzowanym tytule. Przez kilkaset
stron. Czasem poważniejsze, przykre doświadczenia z przeszłości, czasem więcej humoru i lekkość. Tomów
jest jak na razie osiem, na polski przetłumaczono i wydano pięć, ja
przeczytałem zaledwie trzy. To uprawnia mnie do napisania recenzji #rzetelność_polskiej_blogsfery
Sceny erotyczne zostały
naszkicowane bez większych szczegółów, choć kształty wyprężonych fallusów przy
zaledwie odrobinie wyobraźni są empirycznie dostępne. Hinako Takanaga (rysowniczka i scenarzystka) wyraźnie lubuje się w
szkicowaniu wszelkiego rodzaju płynów ustrojowych. W niektórych kadrach dłonie
bohaterów wręcz ociekają od nasienia i soku jelitowego. Sporo śmiechu!
Bardzo miłe jest to, że autorka
często kieruje losami postaci uwzględniając życzenia czytelników, którzy ponoć nieustannie
zapychają jej skrzynkę mailową najróżniejszymi prośbami (np. chcę zobaczyć wniebowziętego kouhai*,
proszę, proooooszę!). To fajny rodzaj twórczej interakcji, wyszło lepiej
niż w Rycerzu Agacie z Demlandu...
Gwoli ścisłości muszę napomknąć,
że saga o dwóch (tfu!) homosiach jest
sequelem innej mangi (Challengers).
Ciężko mi powiedzieć, czy ona również traktuje o wyzwolonych orientacjach
seksualnych, chyba nie. Jako przebieżka Zakochany
tyran sprawdził się znakomicie, bo teraz w łapki wpadło mi coś naprawdę
mocnego - Death Note. I to jest
dopiero solidna powieść graficzna z sensacyjną, zapierającą dech w piersiach
intrygą. Zakochany tyran to zaledwie
ciekawostka, miałki przerywnik, materialny dowód
moralnej degrengolady, którym nie powinni zajmować się ludzie poważni.
Myślałeś o prezencie dla kolegi, który jest trochę nie-ten-teges? Można rozważyć wydawnictwo ze stajni (dobór słowa nieprzypadkowy) Kotori!
PS: Powstała nawet adaptacja
anime i słuchowisko! #ejakulacja_radości
PS2: Nad tekstem pracował zespół redakcyjny złożony z ludzi różnej rasy,
narodowości, przekonań i wierzeń. Tekst nie ma na celu urażenia niczyich uczuć,
wszelkie podobieństwa do prawdziwych postaci i faktów są przypadkowe. Smile and keep dystans Człowieniu! ;)
* kouhai - dosłownie
młodszy stażem/wiekiem, określenie używane w zorganizowanych grupach
społecznych, takich jak szkoły czy kluby sportowe. Widzicie ile możecie
się nauczyć na blogu Kultura
& Fetysze!?
Paradne! uśmiałem się do łez! :D
OdpowiedzUsuń~kolega socjolog (gr. 3)
Kurczę, jedyna manga jaką czytałam to Chobbits. (Całkiem fajne, nie wiem czemu niektórzy się nabijają)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę, żeby ktoś pisał recenzje "chińskich komiksów". Bardzo pomysłowe :D
Bo cały ten blog jest pomysłowy, zapraszam częściej! ;)
Usuń