Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kadirbaj. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kadirbaj. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 grudnia 2016

RECENZJA: Cień góry - Gregory David Roberts


To zawsze bardzo rozczarowująca sytuacja, kiedy kontynuacja książki, która zrobiła na nas kolosalne wrażenie, okazuje się dużo gorsza od pierwszej części. Cień góry jest tylko – nomen omen – cieniem Shantaram (kliknij, żeby przeczytać recenzję). Czuję się trochę tak, jakby zawiódł mnie najlepszy kumpel. Ech!

Wiecie, nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Cień góry nie ma czytelnikowi absolutnie nic do zaoferowania. Gregory David Roberts nadal potrafi trzasnąć takie połączenie filozoficznej refleksji z metaforą i pierwszoosobowym komentarzem głównego bohatera, że szczęka ląduje na podłodze. Problem w tym, że Linbaba snuje się trochę bez celu, próbuje wpasować się w nową gangsterską rzeczywistość po śmierci Kadirbaja, niby jest z Karlą, ale nie do końca… Poznaje nowych dobrych łotrów, próbuje nieco się ustatkować, lecz ostatecznie wydaje się zagubionym pierdołą, monotonnie komplementującym bezcelową jazdę na motocyklu i zielone królowe w oczach swojej miłości. Dobrze, że wszystkie rozwleczone wątki zostały jako tako wyjaśnione, choć w tej powieści nigdy nie chodziło o akcję, raczej o mistrzowski opis. [SPOILER]  Madame Zhou i miotacze kwasu zostają pokonani, dziwne zachowanie Karli (trwające przez setki stron książki) zostaje wyjaśnione a przyszłość zaczyna rysować się w jaśniejszych barwach. [KONIEC SPOILERA]

Cień góry jest dużo mocniej poszatkowany niż Shantaram. Ma aż 91 rozdziałów upchniętych w XV częściach, co przy 42 rozdziałach i V częściach poprzednika wydaje się wręcz dezorientujące (oba tomy mają zbliżoną liczbę stron, około 800). Z jednej strony czyta się to przyjemnie, szczególnie do poduchy (krótkie rozdzialiki, niezmiennie świetny styl), z drugiej nie zawsze odnajduje ciekawy pomysł i sens przedstawienia konkretnych wydarzeń i zbiegów okoliczności. Nie ma tutaj tego uroczego, przemyślanego elementu drogi, ścisłego powiązania opisów emocjonalnych z intrygującym detalem, poznawania kultury Indii. Zamiast tego dostajemy głównie walkę o przetrwanie, rozwiązywanie zagadki pewnego morderstwa i chęć zemsty na kryminalnym półświatku. Może taki był zamysł, może już sam tytuł informuje o większej zasiedziałości fabułki? A może autorowi powieści trudniej pisało się po wyjściu z australijskiego więzienia, chciał tylko odciąć kupony od poprzedniego bestselleru i odbębnić historię pod presją fanów? A może to ja upraszczam, zrobiłem się zbyt wybredny i wymagający…?

Między wydaniem Shantaram, a Cienia góry minęło aż 12 lat. To dość dużo czasu na dopracowanie powieści i zdecydowanie wystarczająco dużo, żeby chcieć poeksperymentować ze swoim pisarstwem. Mi jednak do gustu bardziej przypadł tom pierwszy, w którym – powtórzę się – tytułowy Shantaram/Linbaba nie pałętał się po ulicach Bombaju jak smród po gaciach. Nieprawdą byłoby jednak, gdybym napisał, że czytałem Cień góry bez przyjemności. Było jej na tyle dużo, że polecam pozycję wszystkim oczarowanym twórczością Robertsa, którzy wypatrywali odpowiedzi na kilka znaków zapytania z poprzedniej części. Wiem jednak, że gdyby Shantaram miał poziom Cienia góry, nie sięgnąłbym po kontynuację, a Wy nie czytalibyście tej recenzji. Sorry Winnetou.

Dane techniczne:
Autor: Gregory David Roberts
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 800
ISBN: 978-83-65282-76-7
Cena detaliczna: 59,90 PLN
[UWAGA: da się dorwać dużo, dużo taniej, szczególnie w komplecie z Shantaram!]


Garść wyłuskanych przeze mnie cytatów na temat policji i gangsterów znajdziesz TUTAJ!