sobota, 28 stycznia 2017

MACIEK I KLOCKI - STARTUJEMY!

Od tylu miesięcy mówiłem o planach związanych z YouTubem, że w końcu musiałem wziąć się w garść i ruszyć z kopyta. Powiem Wam, że to wszystko jest dużo trudniejsze niż przypuszczałem, ale nie poddam się, przynajmniej nie od razu. Podrzucam Wam swój debiutancki, zapoznawczy materiał, z prośbą o wypunktowanie wszystkich słabych punktów. Nie zaśnijcie i nie miejcie dla mnie litości!


Na razie wiem, że: za dużo mlaskam, zbyt często się marszczę i mrugam oczyma, zawieszam się w czasie wypowiedzi, delikatnie przynudzam i mam krzywe zęby… ;)

niedziela, 22 stycznia 2017

RECENZJA: Gwiazdki Pyszności - Piekarnia Nowaczyk


Kiedy nazwa produktu sugeruje jego kluczową właściwość, a taka sytuacja ma miejsce w niniejszym przypadku, konsumentowi nasuwa się dość oczywiste pytanie – czy Pyszności naprawdę są pyszne? Czy Piekarnia Nowaczyk z Dopiewa stanęła na wysokości zadania? Czy warto wydać te 5.70 PLN (cena w poznańskim sklepiku Sezamik) za około trzysta gram gwiazdek? Tego Mili Moi, dowiecie się w podsumowaniu tej recenzji…!

Ciasteczka jak dawniej, Rzemieślnicza jakość od 1991 roku – już na pierwszy rzut oka widać na jakich nutach chce zagrać produkcik. Piekarnia jest ode mnie starsza zaledwie o rok, dlatego nie dam się nabrać na tzw. nostalgię niepamiętających i sprawdzę jak na Pyszności reagują moje młode, niedoświadczone kubeczki smakowe. A reagują bardzo dobrze. Ciasteczko jest miękkie, kruchutkie i wilgotne, przyjemne w rozcieraniu między trzonowcami, a do tego nie skąpi się na nim marmolady. Nawet rozmiar jest odpowiedni – na jeden lub dwa gryzy. Samych zaś ciasteczek w opakowaniu znajdziemy około trzydzieści sztuk, można więc zapełnić słusznych rozmiarów talerzyk. Zapach po zdjęciu folii również określiłbym jako bardzo kuszący, maślany, mimo że w składzie wyraźnie stoi margaryna.

Cóż, nie będę ukrywał, że Pyszności przypadł do gustu mojej rodzince. Ja widzę w nich dobrą alternatywę dla innych przekąsek, takich jak paluszki, margaretki czy chipsy. Całość prezentuje się bardzo zachęcająco, dokładnie widzimy zawartość kartoniku. Minusem jest jednak to, że do marmolady łatwo czepiają się okruszki, co minimalne psuje estetykę. To jednak nieistotna pierdoła. Polecam szczególnie tym, którzy lubią muszelki na wagę (wiecie, te przełożone marmoladą, maźnięte czekoladą na końcówce), smak jest bowiem bardzo podobny. A cena dużo lepsza. Gwiazdki, wyrób cukierniczy gotowy do spożycia, są bardzo spoko.

No sami zobaczcie - nie szczędzą na marmoladzie.
Swoją drogą, nie mogę jej rozszyfrować. Czy to bardziej truskawka
czy dzika róża, a może coś jeszcze innego!?

Składniki: mąka pszenna, margaryna, marmolada, cukier, woda, skrobia ziemniaczana. Zawiera gluten. W zakładzie używa się także alergenów: jaja, orzeszki ziemne, soja, orzechy, mleko, nasiona sezamu oraz ich produkty pochodne. Przechowywać w suchym i chłodnym miejscu.

Lubisz rzetelne recenzje jedzenia? Odwiedź archiwum, klikając w RECENZJE JEDZENIA!

sobota, 14 stycznia 2017

RECENZJA: Ember in the Ashes. Imperium Ognia - Sabaa Tahir


Książeczką Ember in the Ashes. Imperium Ognia zostałem obdarowany przez blogerkę o enigmatycznej ksywce Anna B. z Chaosu Myśli (wielkie dzięki!). Ściślej mówiąc, wygrałem organizowany przez Nią konkurs, polegający na spisaniu uzasadnienia okropnej, niewyobrażalnej wręcz konieczności posiadania tego właśnie tytuliku w swojej przydomowej biblioteczce. Uzasadniłem ładnie, wygrałem, tuż przed Świętami dostałem piękną paczuszkę i zacząłem czytać. Skończyłem kilka dni temu, z niemałym zadowoleniem. I chyba mam delikatną chrapkę na kolejną część (A Torch Against the Night), która pewnie jest teraz w tłumaczeniu.

Dość nieufnie podchodzę do Young Adult Fantasy, ale amerykańska pisarka Sabaa Tahir stanęła na wysokości zadania. 500 stron, 50 rozdziałów (!) pisanych naprzemiennie, z perspektywy dobrze wyszkolonego żołnierza elitarnych sił Imperium (Eliasa) i nastolatki z konieczności przystającej do Ruchu Oporu (Laia) to gwarant wartkiej akcji. I rzeczywiście, największą zaletą książki jest fakt, że czytelnik czuje się, jakby autorka stała nad jego głową i napie*dalała go kolejnymi wydarzeniami, niczym drewnianą lagą. Nie męcząc się. Postacie z radykalnie różnymi punktami siedzenia, pierwszoosobowa narracja, korespondencyjnie konkurujący ze sobą młodzieńcy i szczypta epickich wydarzeń w tle – mogło to wszystko wyjść banalnie i sztucznie, lecz na szczęście tak się nie stało. Świat przedstawiony nie wydał mi się naciąganą zbitką schematów i nie rozkodowywałem go ironicznie, czego miałem prawo się obawiać, po zobaczeniu magazynu Bravo w sekcji patronów medialnych Imperium Ognia

Jeśli znacie trochę moje upodobania literackie, wiecie zapewne, że często czepiam się światów bez przekonującego, gęstego opisu. Tutaj uniwersum jest nakreślone oszczędnie, lecz nie całkiem skąpo. Może brakuje czasem szerszych opisów Wojan, Morzan, Plemieńców, Barbaryjczyków lub Scholarów (nacje), merkantorów, ilustrian czy augurów (kolejno: klasa kupiecka, imperialna klasa wyższa, kasta kapłańska), ale minimum informacji, akurat tyle co by się nie zagubić w narracji, zawsze w odpowiednich momentach dostajemy. Być może dalsze części cyklu przeniosą nas w inne zakątki świata przedstawionego? Na to wskazuje zakończenie.

W całym tym zalewie komplementów, mam do książki tylko dwa zastrzeżenia. Pierwsze to pierdołka – na jednej czy dwóch stronach jakość druku była tak spartaczona, jakby używano oparów tuszu czy ziemistego błocka. Drugie zastrzeżenie to już nieco większy kaliber, a chodzi o kilkukrotne, drobne absurdy przy wątkach drugoplanowych [SPOILER] Niewolnica Izzi kibicująca niejakiemu Marcusowi w Próbach, mimo że ten kilka dni wcześniej chciał zgwałcić jej przyjaciółkę? Elias nocami kopiący przez 7 miesięcy tunel ze swojej kwatery do katakumb, co nie zostało przez nikogo przyuważone i nie odbiło się na wynikach morderczego szkolenia? Bezlitosna komendantka niezdolna do zabicia dziecka zaraz po porodzie, mimo że szczerze chce jego śmierci? Przy samej zaś końcówce powieści, miałem wrażenie delikatnie zbyt dużego haustu epickości, ale to mogło być tylko moje, subiektywne odczucie. Coś ta Laia zrobiła się zbyt dziarska i wojownicza, podobnie jak reszta służby… [KONIEC SPOILERA]

Ember in the Ashes. Imperium Ognia to solidne, satysfakcjonujące czytadło. Nie zmieni nic w Twoim życiu, ale zapewni kilka atrakcyjnych wieczorów. Zaobserwowałem syndrom kolejnego rozdziału, a o to przecież chodzi w lekkiej, rozrywkowej literaturce.

Dane techniczne:
Autor: Sabaa Tahir
Tłumaczenie: Marcin Wawrzyńczak, Jerzy Malinowski
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 512
ISBN: 978-83-287-0119-9
Cena detaliczna: ok. 30 PLN

Niewielką garstkę wyłuskanych przeze mnie cytatów znajdziesz TUTAJ!

Nieustanna walka - cytaty z Ember in the Ashes. Imperium Ognia


Poniżej przedstawiam garść cytatów z Ember in the Ashes. Imperium Ognia. Szału nie ma, ale pisarstwo porządne. W Ember in the Ashes. Imperium Ognia mamy do czynienia raczej ze zręczną, dobrze prowadzoną historią, mniej zaś z natchnionymi wykwitami, które zostaną na długo. Lub dłużej. Mimo wszystko - endżoj!

Pole bitwy to moja świątynia. Czubek miecza jest moim kapłanem. Taniec śmierci moją modlitwą. (str. 18-19)

To bardzo upraszczające ujęcie bardzo złożonego zagadnienia. (str. 75)

W Czarnym Klifie uczymy się szeregować ludzi: cywil, bojownik, nieprzyjaciel, sojusznik, informator, zdrajca. Na tej podstawie podejmujemy dalsze decyzje. (str. 102)

Nigdy ich nie zapomnisz, nawet po wielu latach. Ale nadejdzie dzień, kiedy przez całą minutę nie będziesz czuła bólu. Potem przez godzinę. Przez cały dzień. Tak naprawdę to wszystko, o co możesz prosić. (str. 111)

Laia jest jak dziki taniec Plemieńców w blasku obozowego ogniska, a Helena to zimny błękit płomienia alchemików. (str. 343)

Zwątpienie i strach to wyjątkowo zdradliwe uczucia przed walką. Gdy połączą swe siły, potrafią siać zamęt w głowach i przesądzić o wyniku bitwy, nim ona się zacznie. (str. 382)

Nie ma przekleństw, wrzasków, udawania. Wszyscy wpadliśmy w sidła niekończącej się przemocy. W śnieżnej zadymce szczęka oręż i giną przyjaciele. (str. 387)

Dostrzec we wrogu człowieka. To najgorszy koszmar generała. (str. 421)

Jutro będę niewolnicą, a ty Maską i możemy się nienawidzić, tak jak tego od nas oczekują. (str. 427)

Są dwa rodzaje przewinień. (...) Te, które ciągną cię na dno i czynią bezużytecznym, oraz te, które pobudzają do działania. (str. 428)

O bogowie, jak dobrze było czuć jej ciało prężące się, spragnione. Kilka bezcennych chwil wolności. Wyzwolenia od tego, kim i czym jestem. (str. 430)

– To, że jest dobrym przywódcą, nie oznacza, że jest dobrym człowiekiem. (str. 467)

Samotność była moim przyjacielem. A złość pomagała przetrwać. (str. 476)

Niech pociechą będzie ci myśl, że twoja śmierć przyniesie spokój twojej matce. Że prześladujące mnie od dwudziestu lat poczucie klęski nareszcie zniknie. Będę wolna. (str. 478)

Trup jest trupem, nieważne z jakiego powodu. (str. 490)

I to by było na tyle. Jeśli podoba Ci się idea wypisywania fragmentów recenzowanych książek, zachęcam do przeszperania archiwum (RECENZJE KSIĄŻEK) w poszukiwaniu innych cytatów, na przykład tych z prześwietnej powieści Shantaram. Odnośniki znajdziesz TUTAJ, na dole postu. Pozdrawiam, zostaw mi (żebro)lajka lub miłego komcia!