sobota, 29 października 2016

RECENZJA: Ghost Rider (2007)


Halloween, Halloween – blogosfera tradycyjnie huczy od kilku tygodni. To może i ja wpiszę się w dominujące trendy i polecę coś do obejrzenia na pumpkinowy, jesienny wieczór? Ghost Rider, ten pierwszy (z 2007), klasyczny, wzorowany na komiksie wydaje się nadzwyczaj dobrą propozycją filmową.

Ghost Riderzy to wysłannicy Mefistofelesa. Ich głównym zadaniem jest likwidacja zbuntowanych demonów stępujących na ziemię. Policja szatana? Na to wychodzi, choć nie do końca. Ghost Rider może także karać zwykłych grzeszników, a to dzięki tzw. pokutnemu spojrzeniu, które dla złoczyńcy krzywdzącego niewinnych obywateli jest przysłowiowym gwoździem do trumny. Żeby stać się nadludzkim łowcą trzeba podpisać pakt z diabłem, a kaskader motocyklowy Johnny Blaze to robi, choć trochę wbrew swojej woli… [SPOILER] To chyba najabsurdalniejszy moment filmu, podobnie jak podróż z drugim Ghost Riderem na miejsce ostatecznej potyczki, po czym ten drugi sobie odjeżdża, bo skończyła mu się moc… [KONIEC SPOLERA]

Film jest uroczo oldskulowy. Po kilku sielankowych scenach przedstawiających najważniejsze postacie, akcja rozgrywa się w tempie iście komiksowym. Mamy wszystkie mocne, wyświechtane klisze: klątwa w młodości, porzucona miłość, odzyskana miłość, dziewczyna-dziennikarka w opałach, doradzający  mędrzec i ostateczne pokonanie zła. Pal licho szemrane inspiracje, jakby nie patrzeć, wolna wola człowieka buntuje się przeciwko szatanowi, a Legion zostaje pokonany. No co, to przecież nie żaden spoiler, dobro zawsze zwycięża! ;)

Podoba mi się obsada (m.in.: Nicolas Cage, Eva Mendes, Sam Elliott), podoba mi się szkatułkowość fabuły (wszystko zaczyna się i kończy pod samotnym drzewem na wzgórzu), podoba mi się wreszcie logiczne i ostrożne czerpanie z biblijnych motywów. Nie jest to wszystko ani trochę nachalne czy gorszące. Gorąco polecam film tym, którzy jakimś cudem nie widzieli. Ważny element popkultury! Sam jestem ciekaw jak wypadną kolejne części, które w najbliższym czasie obiecuję obadać.

Popatrzcie jak rozkosznie wygląda Ghost Rider z LEGO! (76058)

Zapraszam również do zapoznania się z listopadowymi postami na Kultura & Fetysze z ubiegłego roku. To były czasy, mogłem sobie blogować często i beztrosko...
  • Dni Świętomarcińskie / Rogale Świętomarcińskie – KLIK!
  • RECENZJA: Cheetos Demony – KLIK!
Źródła obrazów: klik i klik!

sobota, 22 października 2016

Galeria Handlowa - wybrane wiersze mojego autorstwa


Niektórzy z Was mogą pamiętać, że kilka miesięcy temu wspominałem o pracach związanych z autorskim tomikiem poezji. Cóż, może i pracowałem, napisałem nawet kilka "nowoczesnych utworów lirycznych", lecz temat przepadł gdzieś w natłoku innych wizji, złudzeń, projektów, planów, fantazmatów i zadań. Dziś zaprezentuję Wam trzy wierszyki, które onegdaj powstały (co nie znaczy, że powstało ich dużo więcej). Ponadto, czuję się w obowiązku ostrzec Was, że miejscami bywa dość grubiańsko i wulgarnie, ale taki zazwyczaj mam pomysł na swoje prace, choć żywię nadzieję, że nie chodzi tu wyłącznie o wymuszoną kontrowersyjność. Tematem przewodnim miał być materializm i konsumpcjonizm, sam zbiorek nosiłby nazwę Galeria Handlowa.

~o~

Galeria

Miłości moja, dóbr wszelkich skarbnico,
Przede mną chłodne otwierasz swe progi,
Na skrzydłach banknotów lecę co żywo,
Oglądać, smakować, wąchać i tropić.

Po stokroć dziękuję, dzięki za wszystko,
Za słodkie desery, pachnące książki,
Tanie kondomy, promocje na piwko,
Takie mi wręczasz piękne pamiątki.

Niech narzekają, że drogo i tłoczno,
Ja wpadam do Ciebie tuż przed południem,
Chwytasz za portfel i czuję się błogo,
Gdy pieścisz me zmysły swym pocałunkiem.

Lecz jest i druga strona medalu,
Bywasz tak próżna, żałosna i głupia,
Że się nie dziwię tym co na rauszu,
Wpadają w biegu i chcą Cię wyruchać…

~o~

Pani wie o kim mowa

Włosy czesane, jak węgiel czarne,
Puszyste kobiety i złote zegarki,
Mają na oku ich ochroniarze,
Cwane bywają z nich to gagatki.

Krok mają pewny, pachną przecudnie,
Choć może zbyt mocno, gwarno wokoło.
Małe dzieciaczki, a patrzą czujnie,
Pani pilnuje te swoje siatki!

Niby jest spokój, dostają co chcieli,
Lecz trochę spięta obsługa kawiarni.
Pani popatrzy na ekspedientki,
Nerwowe uśmiechy jak kasowały…

Obcy ich język, zwyczaje krzykliwe,
Na szczęście kierują się w stronę wyjścia,
A moje strofy ktoś uzna za brzydkie,
Błogosławiona Polska Monoetniczna!

~o~

Automatyzmy życia

Życie jest jak ten tandetny
Automat przy promenadzie.
Już prawie wyciągasz pluszaka,
A on w ostatniej chwili spada ze szczypiec.
I zostajesz z niczym.

Życie jest jak ten pokraczny
Automat z gazowanymi napojami.
Masz zbyt mały i zbyt duży wybór jednocześnie,
A wzburzona puszka i tak
Radośnie strzeli Ci w pysk.

To nic. Przecież wysupłamy następną monetę.

~o~

I co, jak znajdujecie powyższe utwory? Czekam na feedback w komentarzach, dobrze wiecie jak bardzo blogerzy są uzależnieni od informacji zwrotnej. Krytykujcie lub chwalcie śmiało i bez krępacji. Zawsze mogę zasłonić się płaszczykiem licentia poetica. A jeśli ktoś będzie spragniony innych utworów spod mojej klawiatury, zapraszam TUTAJ!

Kopiowanie, rozpowszechnianie, przedruk i publikacja w jakiejkolwiek formie (również elektronicznej) do celów komercyjnych i prywatnych, bez zgody Macieja Kośmickiego, autora bloga Kultura & Fetysze, zabronione.

sobota, 15 października 2016

RECENZJA: Dżem kaktusowy


Bardzo to miłe, że nie zapomnieliście o Kultura & Fetysze! Wciąż notuję wejścia w dziesiątkach sztuk dziennie i komentarze od nowych i starych twarzy. Może, może… Wy naprawdę lubicie mnie czytać? <3 Ze swojej strony obiecuję, że raz w tygodniu postaram się coś dla Was opublikować. Póki starczy sił, tak mi dopomóż Bóg!

Uświadomiłem sobie ostatnio, że dawno nie było recenzji czegoś do żarcia, a przecież z tego onegdaj słynął mój blog. Na gwiazdkowe słodycze jeszcze za wcześnie, ale o czymś słodkim z chęcią Wam napiszę, głównie po to, żeby Was przestrzec. A szwarccharakterem dzisiejszego popołudnia będzie Dżem Kaktusowy, jedna z wielu kulinarnych pamiątek, którą przywieźliśmy z Krety.

Po otwarciu słoiczka uderza nas ciężki zapach słodkiego kleiku. Konsystencja dżemu jest bardzo spójna, nóż lub łyżeczka mogą z łatwością ustać w zbitej substancji. Zapach? Podobny jak w przypadku figowych smarowideł lub wielokwiatowego miodu przesłodzonego do absurdu. Pora jednak przejść do konsumpcji i posmarowania kromeczki chleba lub bułki. I co!? Żadnej przyjemności z jedzenia. Duże i twarde pestki wielkością porównywalne do nasion pomidora sprawiają, że musimy jeść ostrożnie, obawiając się o uzębienie. Jedna z pestek dostała mi się do trzonowca i musiałem kilka minut manipulować wykałaczką i szczoteczką elektryczną, na zmianę rzecz jasna. Dramat!

Twarde pestki (po lewej, po prawej znany Wam zapewne pieniążek).
Główna przyczyna mojej niechęci do dżemu kaktusowego.

Po jedzeniu w ustach zostaje agresywna, bezkształtna słodycz. Zapewniam, nic przyjemnego… Dżem Kaktusowy? Ja mówię mu stanowcze NIE! Tylko dla fanów ekstremalnie niekomfortowego jedzenia lub obrzydliwych słodkości. Produkt ponoć bogaty w witaminę C i wspierający system trawienny. Za dżemik zapłaciłem nieco ponad 3 euro. Bardzo źle zainwestowane pieniążki, bardzo źle!

Składniki: opuncja, cukier, kwas cytrynowy. BEZ konserwantów. Wartość odżywcza (chyba w 100 gramach produktu, bo nie napisali): wartość energetyczna 249 kcal (1057 kJ); białko 0,5 grama; węglowodany 60,5 gramów (w tym cukry 59 gram),  tłuszcz 0 gram.

~o~

Na koniec mam do Was pytanie. Pamiętacie zeszłoroczną serię XMAS SWEETSChcielibyście podobny cykl recenzji słodyczy w tym roku?

Niezaznajomionych odsyłam do notki podsumowującej akcję, którą znajdziecie TUTAJ!

niedziela, 9 października 2016

Brokuł Bartek!?

Cześć, jestem Bartek. Brokuł Bartek.

No i stało się. Zaniedbuję bloga, nie odwiedzam Waszych internetowych kącików i tak już prawdopodobnie zostanie. Będę tu oczywiście wpadał na jedną, może dwie notki w miesiącu, ale możecie się ze spokojem pożegnać z Maćkiem aktywnym w blogsferze. Dzisiaj klasyczny temat zastępczy. Kojarzycie tzw. świeżaków z Biedronki? W zeszłym tygodniu zakończyłem zbieranie naklejek i wybrałem sobie Bartka Brokuła za jeden grosz.

Akcja polega na tym, że za każde 40 złotych dostajemy naklejkę. Za sześćdziesiąt naklejek możemy mieć maskotkę za darmo. Jest możliwość zdobywania aż trzech naklejek za 40 złotych, ale trzeba wrzucić do koszyka jakieś warzywo lub owoc i mieć wyrobioną kartę Moja Biedronka. Karta Moja Biedronka pozwala sieci supermarketów zbierać nasze dane zakupowe. Jak dla mnie nic strasznego, ot kolejna Big Data traktująca o naszym życiu. Im to się może przydać przy planowaniu dostaw pod konkretne sklepy, marketingu lojalnościowym itd.

Świeżaków jest aż osiem: Truskawka Tosia, Marchewka Marysia, Gruszka Gosia, Pomidor Patryk, Jabłko Antek, Śliwka Sabina, Pieczarka Piotrek i jegomość, którego widzicie na zdjęciu. Maskotki oczywiście można sobie kupić w cenie 49,99 PLN za sztukę (lub 19,99 PLN przy zebraniu trzydziestu naklejek), ale raczej nie warto. Zbierajcie sobie punkciki jeśli i tak robicie duże zakupy raz w tygodniu. Akcja trwa do 20.11.2016, a świeżaki można odbierać do 4.12.2016.

A tutaj cała ferajna. Gang świeżaków.
Które warzywko podoba Wam się najbardziej? ;)
Dooobra, to lecimy po Śliwkę Sabinkę!

Sam Brokuł Bartek jest pocieszny. Uszyty w Chinach (Goodness Gang), importowany przez Holendrów, w całości z poliestru plus plastikowe oczka. Miły w dotyku, w dupci i kończynach ma coś sypkiego, przypominającego groch, a soczyście zielona korona jest wypełniona watą. Uszyty nadzwyczaj starannie, ładnie się uśmiecha, a jedyne do czego można mieć zastrzeżenia to brzydkie połączenia rączek i nóżek z tułowiem. Z Brokułem Bartkiem szybko się zaprzyjaźniliśmy, moja Matula często go zagaduje. Nie pali, nie pije, nie śmierdzi i nie wraca późno. Syn idealny.

Dobra, kończę ten wpis zanim kompletnie zszargam dobre imię Kultura & Fetysze… :D

sobota, 1 października 2016

RECENZJA: W3:DG Krew i Wino (PS4)


Gra Wiedźmin 3: Dziki Gon, dodatek Krew i Wino. Oczywiście przeszedłem, oczywiście się zakochałem i oczywiście nic Wam o tym nie napisałem. Teraz zamierzam nadrobić to niewybaczalne niedopatrzenie. Nie będzie to może szczególnie odkrywcza opinia, gdyż należę do wielotysięcznego gremium samozwańczych recenzentów, którzy okrzyknęli Wiedźmina jedną z najlepszych gier RPG ostatnich lat, no ale może ktoś tam jest ciekaw mojego wtórnego uzasadnienia tej tezy. Nie będę nikomu odbierał przyjemności i przywileju czytania Kultura & Fetysze!


Nie muszę chyba wspominać, że podobnie jak w przypadku Serc z Kamienia czy podstawki, fabuła, dialogi i poszczególne zadania rozpisane dla Geralta są wręcz kapitalnie. Co prawda niektóre misje poboczne wymagają nużącego latania po obrzeżach mapy i wykonywania masy niepotrzebnych i powtarzalnych czynności (np. pakiety Rycerz do wynajęcia, Zlecenia winiarzy czy Pozbądź się problemów w winnicy Coronata, Vermentino i Belgaard), ale nikt nam nie każe tego wszystkiego robić. Sam wątek główny i wysokojakościowe zadania poboczne to grubo ponad 20 godzin zabawy. Szkoda jednak, że w ramach dodatku reklamowanego jako produktu po brzegi wypełniony dworskimi intrygami, mamy mało okazji do kontaktów z prawdziwą elitą, nie licząc Xsiężnej Anny Henrietty czy fenomenalnego przyjęcia Oriany. Czas spędzamy głównie z właścicielami posiadłości, rycerzami, robotnikami i... wampirami.


W dziełku CD Projekt RED najbardziej fascynuje mnie umiejętność stworzenia klimatu i wrażenia nowości nawet przy aktywnościach, które już wcześniej wykonywaliśmy. Wielki Turniej Gwinta w Beauclair, który wprowadza nową frakcję Wysp Skellige, wyścigi konne w ramach turnieju rycerskiego czy walki na pięści zaskakują urozmaiceniami przez subtelne modyfikacje zasad. Przeniesienie akcji do niedostępnego wcześniej księstwa Toussaint również niesłychanie odświeża formułę. Koniec ponurych krain z umiarkowanym klimatem, czas na wzgórza skąpane w słońcu, pola porośnięte winoroślą i lasy wypełnione panterami. Niestety, oznacza to również kłopotliwe nierówności terenu i częstsze zbiorniki wodne plus ogromne liczby schodków w pałacowych kompleksach, ale wybaczam. Podobnie jak w Just Cause 3, w Wiedźminie po prostu przyjemnie objeżdża się lokacje, nawet jeśli znamy je bardzo dobrze. Opcja szybkiej podróży mogłaby w zasadzie nie istnieć. Żeby tylko więcej zwykłych domków można było spenetrować albo chociaż znaleźć klucze do tych wybranych…


W większości gier fabularnych w plecaku możemy znaleźć zaledwie kilka rodzajów przedmiotów danego typu. I tak, dla przykładu, z pożywienia znajdziemy jakiś chleb, wodę, alkohol, może owoce. W Wiedźminie mamy natomiast kilka rodzajów nawet głupiego piwa: Wyzimski Czempion, Redański Lager, Rivijski Kriek, Kaedweński Stout, nie mówiąc już o innych rodzajach trunków – od lokalnej pieprzówki, Nilfgaardzkiej Cytrynówki, Temerskiej Żytniej, aż do krasnoludzkiego spirytusu czy nalewki z mandragory. Samo kolekcjonowanie różnych barwników do zbroi, książek, kart do Gwinta czy rodzajów jedzenia sprawiło mi niesamowitą frajdę. No bo powiedzcie sami, czy można przejść obojętnie koło baraniego udźca, słodkiej bułeczki, pierożka, bagietki z serem pleśniowym czy wieprzowego rillettes? Istny raj dla miłośników zaglądania pod każdy kamyk! Mnogość najwyższej klasy easter eggów, żarcików i nawiązań do popkultury.


Dla mnie Wiedźmin 3: Dziki Gon wraz z dwoma dodatkami (Serca z Kamienia oraz Krew i Wino) są kompletne. I dopiero rozgrywane w całości dają pełny obraz doskonałości gry wydanej przez REDsów. Teraz, niemal półtora roku po wydaniu Wiedźmina, wszystko jest cudownie dopracowane (ekwipunek, glosariusz, mutageny pozwalające realnie dostosowywać Geralta do stylu gry), choć wciąż zdarzają się zabawne bugi, jak to w grach z otwartym światem. Duma rozpiera, że polskie studio stworzyło dziełko na bazie twórczości polskiego pisarza, które jeszcze przez długi czas będzie wyznaczać standardy gatunku. I wcale nie mam pretensji do Sapkowskiego za kilka głupich, konwentowych żartów z graczami w roli głównej. Zluzujcie poślady!

Podsumowując: róbcie upgrade kompów lub załatwcie sobie konsolkę, bo Wiedźmin 3: Dziki Gon Edycja Gry Roku to grubo ponad 200 godzin przedniej elektronicznej rozgrywki na długie jesienne wieczory. Świetna walka, świetna eksploracja, filmowa fabuła i dialogi. Ode mnie taki komplecik dostaje 10/10. I to jest pierwsza dyszka, którą przyznaję jakiejkolwiek grze wideo na Kultura & Fetysze, także fanfary! Musicie odwiedzić bajkową krainę powstałą na skutek wypaczonego zaklęcia, znaleźć ułamanego pozłacanego fallusa i pomóc wznieść pomnik proroka Lebiody. Toussaint Was potrzebuje!

Screeny i grafiki pochodzą z różnych podstron www.cdaction.pl