Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OPINIE I REFLEKSJE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OPINIE I REFLEKSJE. Pokaż wszystkie posty

sobota, 28 stycznia 2017

MACIEK I KLOCKI - STARTUJEMY!

Od tylu miesięcy mówiłem o planach związanych z YouTubem, że w końcu musiałem wziąć się w garść i ruszyć z kopyta. Powiem Wam, że to wszystko jest dużo trudniejsze niż przypuszczałem, ale nie poddam się, przynajmniej nie od razu. Podrzucam Wam swój debiutancki, zapoznawczy materiał, z prośbą o wypunktowanie wszystkich słabych punktów. Nie zaśnijcie i nie miejcie dla mnie litości!


Na razie wiem, że: za dużo mlaskam, zbyt często się marszczę i mrugam oczyma, zawieszam się w czasie wypowiedzi, delikatnie przynudzam i mam krzywe zęby… ;)

środa, 2 listopada 2016

Czas na Sporting!

Dawid stawia się Goliatowi – kochamy takie historie! Powiem szczerze, po bramce Benzemy nastawiałem się na smutny eurowpie^dol i modliłem o najniższy wymiar kary, a tutaj proszę. Odjidja-Ofoe stracił nieco brzuszka i zaczął rozrzucać piłki aż miło, Radović grał niczym podwórkowy młodzik chcący zaimponować pannie, a malutki Moulin pokazał, że nie do końca jest francuskim szrotem. Guilherme kończył z brakiem czystego miejsca na stroju piłkarskim i (prawdopodobnie) mroczkami przed oczyma, Prijović rozgrywał jakby był wypożyczony z Arsenalu, Pazdan dystyngowanie napierał na plecy każdego wyżelowanego frajera w środku pola.

Prawie jak warszawski Możdżeń!

Ludzie, rozumiecie co się właściwie stało? Przeciętny Kovacić jest wart więcej niż cała 18 zawodników z elką na piersi. Zastępy specjalistów dbają o monitorowanie ciała gwiazdeczek z Realu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Każdy ma fizjoterapeutę do swojej dyspozycji, najlepsze odżywki, najlepsze dziewczyny, najszybsze samochody. Królewscy odczuwają niewyobrażalną presję towarzyszącą każdemu treningowi, rygorystycznie przestrzegając wymyślnych diet, bo przecież jest kilku wychowanków, którzy mogą wygryźć stare wygi ze składu. A polskie ciapciuchy pewnie odpalają piwka po większości treningów i zaliczają przeciętne Andżeliki z Piaseczna lub Kaśki z Otwocka. Legioniści wyglądali niczym wymoczone młodziki przy rosłych mężczyznach. Widzicie te różnice w masie mięśniowej? Porównajcie sobie takiego Beresia z Vazquezem i odpowiedzcie sobie na pytanie, który z nich wygląda na takiego, który częściej tańczy w samym ręczniku po wódzie.

-Podchodzimy do rywala z dużym szacunkiem.
Legia gra w tych samych rozgrywkach co my, więc jesteśmy
na podobnym poziomie.

To wszystko nie miało jednak znaczenia, chłopaki zostawili na boisku kawał wątroby (fajny frazeologizm, żeby tylko nie zabrakło wątroby na kielicha). 3:3 to piękny rezultat, przez moment uwierzyłem nawet w 4:3, ale coś nie pykło. Szkoda, że Jacek Magiera szybciej nie zmienił Nikolića, bo rozgrywał mierne zawody. W zasadzie to szkoda, że latem Legia go nie sprzedała za rozsądne pieniądze. Wciąż nie mogę uwierzyć, że warszawiakom udało się wyciągnąć Hlouska z Bundesligi – żelazne płuca. Na szczęście Jodła grał za krótko i nie zdążył niczego spierdolić. Brawo, brawo! Poczułem się trochę jak w czasach meczów Lecha z Salzburgiem, Manchesterem City, Juventusem czy Fiorentiną.


Ten remis smakuje prawie tak dobrze jak okiwanie Barcelony jeden do zera przez Wisłę Kraków przed własną publicznością. Czas na Sporting? Nastukajmy trochę punktów do rankingu UEFA! Mecz ze Sportingiem Lizbona odbędzie się 7.12 o godzinie 20.45. Na mecz z Borussią Dortmund (22.11, godzina 20.45) nie ma co się nastawiać, nie uszczypniemy punktu.

Chociaż kto wie…? Niemcy zapewnili sobie awans… A futbol potrzebuje pięknych historii i nowego BATE Borysów z Europy Środkowowschodniej!

Zdjęcia pochodzą ze strony www.legia.com.

niedziela, 9 października 2016

Brokuł Bartek!?

Cześć, jestem Bartek. Brokuł Bartek.

No i stało się. Zaniedbuję bloga, nie odwiedzam Waszych internetowych kącików i tak już prawdopodobnie zostanie. Będę tu oczywiście wpadał na jedną, może dwie notki w miesiącu, ale możecie się ze spokojem pożegnać z Maćkiem aktywnym w blogsferze. Dzisiaj klasyczny temat zastępczy. Kojarzycie tzw. świeżaków z Biedronki? W zeszłym tygodniu zakończyłem zbieranie naklejek i wybrałem sobie Bartka Brokuła za jeden grosz.

Akcja polega na tym, że za każde 40 złotych dostajemy naklejkę. Za sześćdziesiąt naklejek możemy mieć maskotkę za darmo. Jest możliwość zdobywania aż trzech naklejek za 40 złotych, ale trzeba wrzucić do koszyka jakieś warzywo lub owoc i mieć wyrobioną kartę Moja Biedronka. Karta Moja Biedronka pozwala sieci supermarketów zbierać nasze dane zakupowe. Jak dla mnie nic strasznego, ot kolejna Big Data traktująca o naszym życiu. Im to się może przydać przy planowaniu dostaw pod konkretne sklepy, marketingu lojalnościowym itd.

Świeżaków jest aż osiem: Truskawka Tosia, Marchewka Marysia, Gruszka Gosia, Pomidor Patryk, Jabłko Antek, Śliwka Sabina, Pieczarka Piotrek i jegomość, którego widzicie na zdjęciu. Maskotki oczywiście można sobie kupić w cenie 49,99 PLN za sztukę (lub 19,99 PLN przy zebraniu trzydziestu naklejek), ale raczej nie warto. Zbierajcie sobie punkciki jeśli i tak robicie duże zakupy raz w tygodniu. Akcja trwa do 20.11.2016, a świeżaki można odbierać do 4.12.2016.

A tutaj cała ferajna. Gang świeżaków.
Które warzywko podoba Wam się najbardziej? ;)
Dooobra, to lecimy po Śliwkę Sabinkę!

Sam Brokuł Bartek jest pocieszny. Uszyty w Chinach (Goodness Gang), importowany przez Holendrów, w całości z poliestru plus plastikowe oczka. Miły w dotyku, w dupci i kończynach ma coś sypkiego, przypominającego groch, a soczyście zielona korona jest wypełniona watą. Uszyty nadzwyczaj starannie, ładnie się uśmiecha, a jedyne do czego można mieć zastrzeżenia to brzydkie połączenia rączek i nóżek z tułowiem. Z Brokułem Bartkiem szybko się zaprzyjaźniliśmy, moja Matula często go zagaduje. Nie pali, nie pije, nie śmierdzi i nie wraca późno. Syn idealny.

Dobra, kończę ten wpis zanim kompletnie zszargam dobre imię Kultura & Fetysze… :D

niedziela, 25 września 2016

Liebster Blog Award, czyli PIONEK ZGŁUPIAŁ!


Tak sobie siadłem dzisiaj rano po kościółku z chęcią skrobnięcia czegoś na Kultura & Fetysze, myślę co by tu zrecenzować, a w głowie pustka. Jasne, że można by coś na szybko zjeść i opisać lub użyć jakiegoś pomysłu zawieszonego w przestrzeni, ale jakoś dzisiaj nie mam do tego serducha. Coraz mocniej myślę o innych projektach, głównie kanale na YouTube, który MUSI ruszyć w tym roku. MUSI!

I wtedy przypomniałem sobie o coosure z bloga My place to relax! Jakieś dwa tygodnie temu nominowała mnie do Liebster Blog Award (cóż za dumna nazwa dla tak rozpełźniętej i przeżutej po internetach akcji!). Zarzekałem się zawsze, że nie będę brał udział w takich inicjatywach, ale wiecie co? Tylko krowa nie zmienia poglądów. Co mi tam, poznamy się od innej strony. No to jedziemy z 11 pytaniami!

Jaka rzecz Cię uszczęśliwia?
Tych rzeczy jest masa! Oto kilka wybranych:
  • Dobrze wykonana robota i zadanie zakończone sukcesem;
  • Dni, w który kompletnie nic nie muszę i nikt ode mnie niczego nie wymaga. Siedzę sobie wtedy w norce lub nie wchodząc w szczegóły spędzamy czas z Dziewuchą;
  • Dobre żarcie;
  • Przelewy na moje konto;
  • Zapach nowych klocków LEGO z fajnych, przepastnych zestawów;
  • Takie, takie… Wzruszenie do głębi, w czasie którego uświadamiam sobie, że ludzie i ich idee są jednak dobre i zaje*iste, i wewnętrznie się trzęsę;
  • To że Polska nie leży na płytach tektonicznych;
  • Zmęczenie po piłce z koleżkami jeśli tego dnia nie grałem kompletnego piachu;
  • Przelewy na moje konto;
  • Godzinka świetnej książeczki przed snem;
  • Czy wspominałem o przelewach na moje konto? ;)

Jak już mówiłem - multum rzeczy mnie uszczęśliwia, te powyżej to tylko kropla w (konsumpcyjnym i niematerialnym) morzu dobra jakiego doznaję co dnia!

Skąd się wziął pomysł na bloga?
Muszę coś pisać i tworzyć. MUSZĘ. Taki typ, nic nie zrobisz. Na to pytanie odpowiadałem w swoim pierwszym, pierwszym poście na blogu – RUSZAMY!

Seans w kinie czy w domu?
Wybudujcie mi pod domem kinowy multipleks i kilka kin studyjnych, sypiąc jednocześnie hajsu na bilety i przekąski, to będę wpadał co trzy dni. Na razie – zalukaj.tv i konto vip.

Jesteś od czegoś uzależniony?
Naturalnie! Powietrze atmosferyczne, zainteresowanie innych, pieniądze – to tylko kilka z moich uzależnień. O innych pisać nie przystoi, bo czytają głównie dzieci! ;)

Często wracasz do wspomnień z przeszłości?
Masz jakieś, które szczególnie zapadły w pamięć?
O tak, widzę świat w obrazach, zapachach i emocjach, mam pełen karton tych dobrodziejstw na swoim duchowym stryszku. Niestety, większość z nich jest niedostępna dla postronnych, dlatego nie wyróżnię tutaj żadnego konkretnego wspomnienia.

Jaki film uważasz za najlepszy?
Taki, który zrobił na mnie ostatnio najlepsze wrażenie. Świat jest zbyt bogaty w okropnie dobre filmy, żeby na stałe przywiązywać się do konkretnych obrazów. Wczoraj oglądałem Czarownicę z Angeliną Jolie w roli głównej – baśniowość zapiera dech w piersiach. Miło wspominam także Her, Strzelca, Nietykalnych czy Nienawistną Ósemkę, ale czy to są moje ulubione filmy? Nie wiem, oglądam i zapominam. Mam nadzieję, że nie całkiem i coś tam w podświadomości zostaje!

Jaki kolor uznasz za najbardziej uspokajający i dlaczego...?
Hmmm… Mam słabość do błękitnego i jasno niebieskiego. Prawdopodobnie z powodu koloru moich tęczówek. Może idzie za tym jakaś wolność, morska przestrzeń, ocean możliwości? Pewności nie mam, nie chcę dopisywać do tego ideologii…

Łatwo przychodzi Ci zmiana nastawienie do środowiska?
Okropnie trudno. Jak raz się do czegoś zniechęcę lub coś mi nie podpasuje, to wolę usunąć się w cień niż nadal pojawiać się w tym środowisku. Z drugiej jednak strony, chyba nie duszę w sobie zbyt długo negatywnych emocji i dość mocno wierzę w ludzką dobroć, więc jak mnie wkurzycie, to po prostu zniknijcie mi z oczu na kilka miesięcy i wróćcie bez scen!

Internet - dobrodziejstwo czy zagrożenie dla człowieka.
Jak myślisz?
Bez Internetu teraz byśmy sobie nie klikali i nie czytali swoich blogów. I mniej pracy by było i większe trudności komunikacyjne. Z drugiej strony, życie byłoby spokojniejsze, panowałby mniejszy zamęt informacyjny, ludzie szanowaliby biblioteki, nie musieliby mieć wszystkiego na teraz. Cóż, niektóre rzeczy są jednocześnie gównem i błogosławieństwem. Byle by tylko nie mieć po tym wszystkim sraczki, o!

Miewasz dni, w których nic nie jest w stanie popsuć Ci humoru?
Jestem chwiejnym emocjonalnie, zamkniętym w sobie, mrukliwym typem z problemami w kontaktach i szorstką powierzchownością, który czasem potrafi mieć zlew na wszystko, a czasem zirytuje go krzywe spojrzenie przechodnia. Poza tym wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację: kupuję sobie fajną rzecz, na którą zbierałem od dawna, idę z towarem do domu, okradają mnie, spuszczają wpierdol i zostawiają pod drzewem ze złamaną przegrodą nosową i pękniętą szczęką. Myślę, że to mogłoby mi popsuć humor. Zawsze da się go popsuć! Czyjąś zdradą, śmiercią albo żmiją udającą jajko!

Często ktoś Cię zaskakuje? Najlepsze zaskoczenie to…?
Zaskakują mnie fajne komentarze na blogu, które trafiają w punkt i sprawiają, że chichoczę pod noskiem. Takich zaskoczeń nie ma w moim życiu szczególnie dużo, więc do roboty!

~o~

Nie nominuję nikogo, kto chce niech czuje się nominowany i zmierzy się z tymi jedenastoma sensownymi pytankami! Dziękuję pięknie za nominację, na razie mam dość! :D

sobota, 20 sierpnia 2016

PRZERWA

Wierni Rycerze Kultura & Fetysze!

Pragnę Was poinformować, że niemal do końca sierpnia będę NIEOSIĄGALNY tj. nie odpiszę na Wasze wiadomości i komentarze, a także nie zajrzę na Wasze blogaski. Mówiąc wprost: częstotliwość naszych interakcji spadnie w najbliższym czasie do bezwzględnego zera. Lecimy z Dziewuchą na słoneczną (mam nadzieję) Kretę i zamierzamy dobrze się bawić BEZ technologii. W czasie mojej nieobecności opiekę nad Kultura & Fetysze sprawować będzie Magda z Mówiąc Słowami – sympatyczny i bystry słoiczek z Warszawy. Jeszcze nie wie o swojej nominacji, ale na pewno się zgodzi, pod warunkiem, że sama wróciła z Bieszczadów!

Cóż, zaskoczcie mnie po powrocie zatrważającą liczbą komentarzy, lajków i nowych obserwatorów. Mam nadzieję, że będziecie się tu grzecznie bawić. Jeśli ominęliście ostatnie notki, koniecznie wróćcie do recenzji Shantaram (kliknij, żeby przeczytać) i postów zawierających inspirujące cytaty z tegoż dziełka (kliknij… bla, bla, bla), bo odnotowałem tam stosunkowo niewielki ruch, a książka jest przednia. Recenzja zresztą też!

Weeeeeee, weeeeeeeeeee! <3
Otwieram, składam i z powrotem do szaszetki. Polybagi jeszcze nietknięte! ;D

Do zobaczenia (przeczytania?), na odchodnym łapcie fotki saszetek i polybagów LEGO, które ostatnio zbieram, czekając na mój debiut na YouTube i pierwsze videorecenzje poważnych zestawów. Na maksa zajarałem się tematem i chciałbym do końca roku ruszyć z nagrywaniem filmików! Podejrzewam, że połowa skromnej pensji, którą otrzymam za pełnienie zaszczytnej funkcji redaktora portalu studenckiego (tam na dole w zespole jestem wpisany, o!), zostanie utopiona w LEGO Friends. Trudno, upośledzenia się nie wybiera! ;)

Saszetki z gazetek LEGO to idealna metoda na zyskanie kilku elementów
za około dyszkę. Niestety, klocki są tam zazwyczaj ciut gorszej jakości.
Taką gazetkę nazywam sobie zdrowym substytutem ćmików! ;)

wtorek, 19 lipca 2016

TOP 10 MEMÓW z EURO 2016

Finałowy mecz Mistrzostw Europy Anno Domini 2016 dawno za nami, emocje już nieco opadły, proponuję więc ostatni powrót do tamtych wydarzeń. Powrót, w stylu który ostatnio bardzo przypadł Wam do gustu, a obejmował on przegląd memów związanych z Polską reprezentacją piłkarską (klik!). Dzisiaj podejdziemy do tematu nieco szerzej, celowo stroniąc od zawodników z Białym Orzełkiem na piersi. Miejcie w pobliżu chusteczki, gdyż niewykluczone, że posmarkacie się ze śmiechu! ;) Zaczynamy, kolejność memów przypadkowa!


Debilne, ale śmieszy! Orest Lenczyk kiedyś obiecał, że zdobędzie z Bełchatowem (lub innym klubem ekstraklasy, nie pamiętam dokładnie, a Internet milczy) Puchar Francji, także tego… Może czasem warto uściślić niektóre kwestie. Dzięki Wróżbito Macieju!


Żeby zrozumieć powyższy obrazek, musimy mieć na uwadze kontekst wykraczający poza Mistrzostwa Europy. W ubiegłym sezonie Ligii Mistrzów w finale spotkały się Real Madryt i Atletico Madryt. W drużynie Królewskich gra Cristiano Ronaldo (Portugalia), czerwono-białych reprezentuje zaś  Antoine Griezmann (Francja). Francuz został pokonany przez Portugalczyka w dwóch ważnych finałach – klubowym i międzypaństwowym. Co ciekawe, zawsze na drodze Griezmanna stał Manuel Neuer (najpierw Bayern Monachium, później reprezentacja Niemiec) i w tych starciach to żabojad był górą. Bardzo ciekawa analogia!


Klasyczna przeróbka dobrze znanego szablonu. Odpadliśmy z Euro przez spisek w Jałcie! Ale na szczęście są jeszcze szanse na powtórzenie meczu Polska : Portugalia i ewentualne przyznanie Polakom złotego medalu.


Jacek Gmoch to bardzo pocieszny ekspert piłkarski. Zapraszajcie go do studia tak długo jak będzie miał siłę. Jego wpadki, na przykład ta, w której kojarzy czarnoskórego piłkarza Embolo z chorobą ebola, nadal rozbrajają. Dajcie mu tylko dużo kolorowych mazaczków!


Specjalista od wapna, Simone Zaza i jego fantastyczna jedenastka pozostaną z nami na długo (kliknij, żeby obejrzeć). W ogóle, co to była za seria rzutów karnych w meczu Niemcy : Włochy. Masakra, mylili się niemal wszyscy!


O, ten mem nie jest bezpośrednio związany z Mistrzostwami Europy, ale świetnie opisuje tendencje transferowe w dzisiejszym futbolu klubowym. Może kiedyś będziemy śledzili Chińską Ligę Mistrzów? Jakby co, Graziano Pelle wcale tego nie powiedział, to taki… efekt wyobraźni internetowych śmieszków! ;)


Odrobiny polityki nie mogło zabraknąć. Ależ to absurdalne i śmieszne jednocześnie! A Cristiano i tak swoje zrobił, jako asystent trenera. Strzelaniem i zastawianiem piłki zajął się Eder, rasowy środkowy napadzior!


Rzeczywiście, warto przypomnieć, że Portugalia nie wygrała żadnego meczu w grupie. ŻADNEGO. Mało tego, po kolejnych stopniach drabinki wspinała się mocno niepewnie, zapewniając sobie zwycięstwa w doliczonym czasie gry (Chorwacja, Francja) lub w rzutach karnych (Polska). Tylko Walię pokonała jak Bozia nakazała, strzelając dwa gole w drugiej połowie, a więc podstawowym czasie gry. W takiej sytuacji ciężko być z siebie naprawdę dumnym, bo niby żeśmy odpadli z późniejszym mistrzem, ale nie jest to mistrz szczególnie przekonujący. Ale ten młodziutki Renato Sanchez, aaah! Czarny Karol Linetty!


Joachim Loew i wszystko jasne.
Smakuje lepiej niż pachnie…

Cieszę się, że mamy swojego eleganckiego, ładnie podstarzałego Nawałkę ubranego na modłę mediolańskiego gentelmana.


Haha, co ta ćma! Przez to, że usiadła na Cristiano w czasie meczu finałowego jest zapewne warta więcej niż nasze domy razem wzięte! A może to nie była ćma, tylko… Venomonth? Takie żarty lubię najbardziej – kreatywnie zestawiają dwa popkulturowe smaczki w nową, nieintuicyjną kombinację!

I to by było na tyle Robaczki, mam nadzieję, że się trochę uśmialiście. Macie inne, godne uwagi memy, których zabrakło w tym subiektywnym zestawieniu? Jeśli tak, piszcie w komentarzach, a także lajkujcie Kultura & Fetysze (bo ostatnio więcej osób ode mnie ucieka, niż mnie odkrywa), ja natomiast pomyślę nad większą liczbą materiałów tego typu. Trzymajcie się, na razie, paaaa!

niedziela, 26 czerwca 2016

Najlepsze memy z polską reprezentacją na Euro

Do tej pory unikałem na Kultura & Fetysze hurraoptymistycznych postów na temat Mistrzostw Europy, choć przeczuwałem, że polska reprezentacja może być czarnym koniem turnieju. No dobra, może nie przeczuwałem, a raczej wierzyłem, tą ślepą i naiwną wiarą kibica wpatrzonego w swoich idoli, którzy w rok zarabiają tyle, ile ja nie zainkasuję przez całe swoje życie szaraczka… Ale niech mają, niech cieszą się ze swoich szybkich samochodów, nowych iPhone'ów i żon o figurach modelek. Potrzebujemy jakiejś namiastki gladiatorów w tym smutnym, społecznie skonstruowanym świecie.

Mam sporo śmiechu z internetowych memów na temat mistrzostw. Poniżej przedstawiam jedenaście ulubionych (chciałem dziesięć, ale nie mogłem się zdecydować...). Z chęcią podałbym oryginalne źródła, żeby uhonorować autorów, ale to wszystko tak krąży po sieci, że nie jestem w stanie tego zrobić małym nakładem pracy. Nacieszmy się zatem obrazkami, o których za kilka tygodni zapomni świat. A ja je tutaj uwiecznię, o! Przed Wami jedenaście najlepszych memów, które ostatnimi czasy wpadały mi w oko.


Ukraińcom gra ładniej się kleiła, ale i tak wygraliśmy. Można powoli zacząć wierzyć w głupi slogan szczęście sprzyja lepszym… Ja tam jednak myślę, że szczęście sprzyja szczęśliwym, a lepsi po prostu są lepsi. Zazwyczaj.


Fajna zabawa z liczbą cztery. A imię tej reprezentacji to czterdzieści i cztery. I oni poprowadzą zastęp januszów do wywieszania flag i zakładania śmiesznych pokrowców na samochodowe lusterka.


Wszyscy kochają takie historie. Pazdan był często wskazywany jako najsłabsze ogniwo kadry. Gra w wolnej ekstraklasie. A tu proszę! Polska pirania, polski Cannavaro! Ciekawe kto będzie chciał go wyciągnąć z Legii i za jakie pieniążki… Z Pazdanem powstała masa memów, wiele wykorzystywało święte obrazy lub inne motywy rodem ze sfery sacrum. Nie będę hipokrytą i nie powiem, że nie się nie zaśmiałem, ale nie róbmy za dużo takich rzeczy! ;)


No Milik nie zachwyca. Ale może to i dobrze. Jeszcze byśmy się znaleźli po niewłaściwej stronie drabinki (czy jak niektórzy zdążyli obwieścić autostrady) do finału..? ;>


Wyszedł mu meczyk z Irlandią Południową, nie zmarnował szansy jak Piotr Zieliński. I ma fajowe nazwisko. Wolę Kapustkę zamiast Peszki na pierwszego zmiennika na skrzydle.


O, taki polityczny smaczek. Czytałem ostatnio artykuł [klik!], w którym cytowano dr hab. Wojciecha Krzysztofika twierdzącego, że dla antypisowskiej opozycji najlepiej byłoby, gdyby Polska odniosła spektakularną klęskę podczas mistrzostw. Większość go zjadła, ale ja się z tym zgadzam, choć mamy zgoła inną optykę aktualnych wydarzeń na scenie politycznej. Niemniej jednak, każde pozytywne, narodowe skojarzenie służy obecnej władzy. Wredni donosiciele z drugiego sortu powinni trzymać kciuki za naszych przeciwników, ot co! Targowiczanie


Haha, może tak być. Meczu Chorwatów z Portugalczykami nie oglądałem, ale z relacji tekstowych można wnioskować, że fajerwerków nie było. Szkoda, że na ćwierćfinał nie mamy Smolarka…


Mówi się, że nawet masażysta potrafiłby poprowadzić Real czy Barcę do sukcesu. To oczywiście trochę przesada, ale jedno jest pewne – z Polaczkami trzeba było popracować. Mentalnie, taktycznie i motorycznie. Robota jak na razie wydaje się dobrze wykonywana.


Wyrasta nam bohater Euro. Kolejna fascynująca historia. Kuba brał udział w 5 z 6 polskich bramek na Mistrzostwach Europy w całej historii występów. Czapki z głów!


Warto było stracić bramkę, żeby obejrzeć ten niezwykłej urody strzał. Shaqiri, nabity kabanosie, ładnie się tam złożyłeś!


Faworyt, mistrzowski mem, przy którym nie sposób się nie uśmiechnąć. Glikanian Pazdanu. Najlepszy związek, jaki można było uzyskać na środku obrony. Salamon, sorry.

Kibicujmy naszym, Łączy nas piłka. Nie pozwólmy, żeby nasi działacze żyli o chlebie i wodzie, wyciągnijmy pełną pulę od europejskiej federacji piłkarskiej! I niech Lewy nie strzela bramek jeszcze tylko w trzech meczach ;]

środa, 25 maja 2016

Dlaczego ludzie nie czytają mojego bloga?

Znaczy się czytają. Niektórzy. Nieliczni. Garsteczka.

Dzisiaj będzie pościk od kuchni. Patrzę tak sobie na swój ostatni wpis, recenzję gry Ratchet & Clank. I komentarze mojego świadomego audytorium. Czy oni przeczytali chociaż zdanie, czy tylko chcą się zareklamować. Bywa, że sam czytam gdzieś pojedynczą notkę, komentuję i wklejam swój link. I to jest okej, nic do tego nie mam, mam za to nieodparte wrażenie, że moje komentarze zazwyczaj coś wnoszą. Albo przynajmniej są zabawne. I mają więcej niż trzy rutynowo przeklejane słowa. Ja wiem, z moim blogiem jest ten problem, że jednego dnia piszę o serkach, tydzień później o książce, żeby następnie wstawić zbereźne opowiadanie czy plastusiową prywatę. Jak tu się zżyć z takim twórcą? Jak określić bloga, którego prowadzi? Garażem pełnym rupieci! Ale nie mogę (i nie chcę) zawężać tematyki lub zakładać kilka blogów dla każdej z osobna, żeby wrzucać tam posty raz w miesiącu…

Patrzajcie, tutaj zdjęcie z absolutorium. Dowód na to, że jestem na najlepszej
drodze do zakończenia studiów magisterskich. Nawet dali mi tam jakieś
wyróżnienie za dobre wyniki w nauce... ;]
A Ty? Dlaczego nie czytasz mojego bloga?
Spójrz mi w oczy i szczerze odpowiedz na to pytanie!

Ale ten wpis  nie będzie jedynie wylewaniem żali, o nie! Chciałem Wam powiedzieć, że skończyłem se pracę magisterką, zostały ostatnie, niewielkie popraweczki, co oznacza wielki powrót do blogowania. Oj, trochę tęskniłem! Na powrót kipię energią, ze zdwojoną siłą kocham popkulturę i mam kilka jej ciekawych wytworów do obsmarowania! Z rzeczy czysto technicznych – zrezygnowałem z numerowania swoich recenzji, bo po kiego grzyba? Czy ta informacja wnosi coś w nasze życia? A może zniechęcić algorytm google i dobre boty!

Wiecie, czasem sprawdzam sobie po jakich frazach ludzie wpadają na mojego blogaska. Oto pięć najciekawszych z ostatniego okresu, przy których zmartwiłem się o to, kto tworzy ruch na Kultura & Fetysze. To trochę tak, jakby jakiś szuszwol wlazł do Waszego wypieszczonego, wychuchanego mieszkanka! Miejmy już za sobą ową wstydliwą listę (dla higieny tekstu dodałem polskie znaki, reszta pisowni oryginalna):

jak rosną rodzynki z biedronki

Hmmm… Ciekawe pytanie. Nie bardzo wiem jak rosną, nigdy nie uprawiałem, ale całkiem prawdopodobne, że niemal tak samo jak te z Tesco czy Auchan. Gleba, woda, słońce, fotosynteza i hemoglobina. Wiem natomiast, że nie polecam rodzynek z Biedronki w takich małych, śmiesznych pudełeczkach…

fetysz odciętych kończyn

Zdaję sobie sprawę, że drugi człon nazwy mojej witrynki ściąga dziwaków, ale żeby aż tak!? Czasami miewam kłopotliwe polubienia fejsbukowego fanpejdża, bo czy ktoś, kto w swojej galerii ma wyłącznie kilkadziesiąt zdjęć swoich stóp (w różnych konfiguracjach, z pełną paletą dodatków) może być całkowicie normalny? Ta fraza przeżywała swój złoty okres kiedy najświeższym postem była recenzja filmu 300: Początek Imperium, a więc w czasach mocno zamierzchłych.

pierdolenie przez murzynów opowiadanie

Także tego… Istotnie, popełniłem kiedyś niewielkie opowiadanko, w którym rzeczywiście doszło do analnej penetracji jednego z dwóch głównych bohaterów, ale żeby aż tak to przysłaniało całą resztę moich wartościowych postów, od lat kształtujących umysły młodych użytkowników? Cóż, w razie chętki, odsyłam do opowiadania Sezonowa Miłość. Jest… całkiem dobre! ;]

opowiadanie gej

Patrz wyżej. Wszystko efektem młodzieńczych eksperymentów literackich. Tutaj jednak wpisana fraza zachowała odrobinkę przyzwoitości. Chociaż mam wrażenie, że seks jest gdzieś tam w domyśle, między pośladkami wierszami…

haloween hrupki

Przeraziłbym się dopiero wtedy, gdyby pierwszy człon był napisany poprawnie, a drugi z błędem. Nie jest jednak najgorzej, pokaleczono zarówno polską, jak i angielską ortografię. A o chrupkach pisałem, tutaj. Klauzula sumienia nie pozwoliła mi ich polecić!

Byli my też z Dziewuchą ostatnio na takim koncercie na Polibudzie,
co by się trochę odchamić i uskutecznić namiastkę życia towarzyskiego.
Dziewucha stała po (darmowe) bilety dwie godziny, ale się udało!
Także tego... czasem wypełzamy gdzieś >5 metrów od konsoli.
#dba_o_iluzję_niebycia_(kompletnym)_nudziarzem

A jakie hasła wpisywane w wyszukiwarkę (a odsyłające do Waszych blogasków) najbardziej Was rozśmieszyły lub zmroziły krew w żyłach? Liczę na fajną interakcję w komentarzach! ;)

poniedziałek, 9 maja 2016

Pionuś już będzie radosny...

Zauważcie jak pięknie umiejscowiłem parkę na tym zdjęciu.
Opowiedziałem historię, zacząłem budować kadr właśnie od nich.

… ale na razie nie ma dla Was czasu. Nie ma czasu na nic. Taka piękna pogoda, a tyle trzeba czytać i pisać. Ciągle tylko czytanie i pisanie. Studenci tracą młodość na ten shiiiit! Przepisywanie z książki do książki. Płodzenie przeciętnych, wtórnych idei. Udawanie, że nasze badania cokolwiek potwierdziły, ugruntowały, no bo przecież nie odkryły, bądźmy poważni. Ani się obejrzymy, zacznie łupać nas w krzyżu, a patrzenie na odsłonięte nóżki dziewcząt będzie groziło wyzwaniem od starych zboków.

No pewnie. PiS i państwo policyjne. TOTALNA INWIGILACJA!
Ups, ale to ja wrzucam prywatne zdjęcia na blogaska... :C
Ciekawe zjawisko, ściana deszczu spadająca z jedynej chmurki na niebie.
Na pierwszym planie młode muzułmanki rozkładają sadżadża
na południową modlitwę. Teraz widzicie jak łatwo można manipulować
obrazem, hę?

Piękne rzeczy są ulotne. Jak ulotka. Jak dywany z kwiatów przed Teatrem Wielkim w Poznaniu, które już pewnie uprzątnęli. Cieszmy się z pięknych rzeczy i wyłomowych momentów. Czytajmy Kultura & Fetysze, mimo że zaczyna to wszystko trącić banałem i pachnieć absurdem.

No-Shave November w maju, bo dużo roboty.
Kurdeee, mogłem sobie chociaż wybielić te zęby w paincie...

Pionuś już będzie radosny. A tyle sobie przygotowałem smutnych cytatów na bloga. No cóż, nie będę rozpaczał z powodu ich nieużycia. Może już nigdy mi się nie przydadzą #Pobożne_życzenia #Regres_osobisty

Żeby wyczerpać cały arsenał stereotypowych zdjęć parki,
trzeba było pstryknąć sobie zdjątko (parki) bucików, o!

Każda chwila to moja szansa, żeby lekko poprawić bilans,
Żeby wieczorem znów grać w bilard…

Szczerość rodzi szacunek, coś, czego nie kupisz tanio.
Z tępą lalą się nie stukaj, czekaj na swą małą!
                                            ~Mielzky, Silny jak nigdy wkurwiony jak zwykle

poniedziałek, 15 lutego 2016

Nicki Bille - podoba mi się ten chłopak!

Pif paf! "Kowbojska cieszynka" tak 4/10.

Takie właśnie zdanie kilkukrotnie mogła usłyszeć Dziewucha, z którą wybraliśmy się na mecz z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza (skrót). Wyobrażam sobie, że nie są to najbardziej pożądane słowa w Święto Zakochanych, ale cóż mogę poradzić – Nicki Bille Nielsen, a właściwie styl jego gry, zrobił na mnie spore wrażenie. Niby to tylko jeden mecz, ale wydaje mi się, że to może być bestia, na którą wszyscy w Poznaniu czekaliśmy, choć po prawdzie, statystyk w przeszłości nie miewał kosmicznych (i może właśnie dlatego gra teraz u nas?).

Wytatuowany Duńczyk (zaledwie drugi w historii Ekstraklasy) wydaje się niezłym walczakiem w stylu nieodżałowanego Sadajewa. Szarpał i absorbował obronę rywali do '87 minuty, a przecież dołączył do drużyny późno, nie przepracowując należycie okresu przygotowawczego. Mógł co prawda zachować się lepiej w jednej czy drugiej sytuacji, irytował pod koniec stratami w wyniku prób gry na pamięć, ale to nieistotne. Strzelił ładnego gola, grał pewnie, realizował to, do czego zobligowane są grające na szpicy dziewiątki – bezpardonowo wbiegał w światło bramki (zerknij chociażby gdzie jest przy pierwszej bramce Pawłowskiego). Wielka szkoda, że przyzwoita główka na 3:1 nie została uznana.


Nielsen to pewny siebie cwaniaczek, co wydedukowałem po kilkudziesięciu minutach spędzonych na jego Instagramie. Taki wariacik z zepsutego Zachodu. Podróżnik. Poliglota. Kobieciarz. Wygadany śmieszek (dowód 1 i dowód 2). Powierzchowny smakosz życia. Ale i zaangażowany ojciec. Lubi, kiedy po treningu nóg żyły mocno wyłażą… Cieszy jak wiele zdjęć związanych z Lechem umieścił na swoim profilu. Może całe to słodkie pierdzenie, jak to dobrze się tutaj czuje i jak profesjonalnym miejscem do rozwoju kariery piłkarskiej jest klub przy Bułgarskiej, to nie tylko zagranie pod publiczkę, ale naprawdę się chłopak zajarał otoczką?

Podobał mi się jeszcze jeden szczególik – kiedy Nicki schodził z boiska i przybijał piątki wszystkim z drużyny i sztabu szkoleniowego (to akurat nic specjalnego), a za barierką przy ławce rezerwowych, pojawił się dzieciak, który również wyciągnął dłoń, Nielsen go nie zlekceważył. Zrobił te kilka kroków i jemu też przybił pione. Mega! Poza tym, podoba mi się, jak Jan Urban gratuluje schodzącym zawodnikom występu: zdejmuje rękawiczkę, podaje dłoń i poklepuje przyjaźnie po pleckach. Team spirit, motherfuckers!

(Szymek) Pawłowski!

Kto jeszcze mi się podobał? Wiadomo, że asystent Linetty, szkoda, że pewnie po Euro 2016 od nas odejdzie, miejmy nadzieję, że za kilka milionów funciaków i z drugim Mistrzostwem Polski na koncie. Arajuuri był niczym skała, prawdziwy przecinak niebezpiecznych podań, choć wciąż truchta, jakby miał problemy z koordynacją. Tetteh jakby mniej irytuje, zdarza mu się zagrywać piłki do przodu, choć nadal lubi nonszalancko przechadzać się po boisku i kryć przeciwników na radar. Volkov musi nadrobić braki fizyczne, bo jest okropnie powolny i bywał elektryczny w narożnikach. Doceniam jednak jego, jak to mówią mądre głowy w studiach telewizyjnych, cechy wolicjonalne. Pawłowski odpalił motorek, nie osiadł na laurach po podpisaniu trzyletniego kontraktu, jak wróżyli czarnowidze i malkontenci. Kownaś miał farta, że przy drugiej bramce nikt nie dopadł do kiepsko przyjętej piłki, wykończył zaś przyzwoicie i utarł nosa tym, którzy wychodzą ze stadionu przed końcowym gwizdkiem arbitra. Z optymizmem patrzę w górę tabeli, choć Warszafka też ma kim poharatać gałę… A co będzie jak Robak wróci? Bogactwo w ataku? W Kolejorzu?

Nie, nie, tam oczywiście nigdy nie siedzę (stoję, w zasadzie).
Ja lubię miejsca dla obserwujących na chłodno Januszy,
gdzieś na bocznych trybunach.

O dziwo, jak zauważyła Dziewucha, na trybunach częściej krzyczano Brawo!, Dobra piła!, Dojdź, dojdź do tego, taaaa jest! niż Kurwa mać, wypierdalaj z boiska pedale!, Zakurw mu, żeby już nie wstał! czy Sędzia chuj, sędzia chuj! Widocznie wszystkim udzieliła się walentynkowa atmosfera! <3 Choć policji się nie upiekło i tradycyjnie była jebana. Zawsze i wszędzie...

To podsumujmy jakoś przyjemnie wczorajszy mecz: Słoniki stratowane przez nabierającą prędkości lokomotywę!

PS: Jak już czasem próbuję pograć trochę w piłkę, to zazwyczaj zakładam mocno znoszony trykocik Tottiego. Może warto by nabyć koszulkę z nazwiskiem Duńczyka? Póki jeszcze nie jest gwiazdą pierwszego sortu? Mam niemałą ochotę, tak jak kiedyś z Lovrencsicsem… ;>

Trze'a było zostać piłkarzem, mieć nowe najacze, a na nich swoje imię…
Trze'a było mieć menadżera, swojego fryzjera, trenera w rodzinie…
Trze'a było kopać po kostkach całą społeczność w miastach i wioskach,
sprawdzać czy grzywka po deszczu jest identyczna, jak w szatni w lusterku!
                                                                          ~Tymin, Trze'a było

poniedziałek, 1 lutego 2016

REFLEKSJA #22: Nie wszystko złoto co jest drogie! KB:WP > HoM&M VII

Jadł żem sobie śniadanko, a konkretnie płatki NESTLE Cookie Crisp (dowód na zdjęciu poniżej) i pomyślałem, że warto naskrobać dla Was krótkiego, okołogejmingowego posta. Bo widzicie, ja świetnie zdaję sobie sprawę z tego jak niewielu z Was, Drodzy Czytelnicy, posiada konsolę PlayStation4 i jak niewielu z Was obchodzą moje recenzje gierek. Niemniej jednak, będę je pisał, bo sprawia mi to frajdę. A może kiedyś będę robił to zawodowo? <tupie nóżkami z przejęcia>


Ale, ale – już wyjaśniam o co biega w tytule. Opowiem Wam krótką historię o graczu, który zapomniał, że nowe nie znaczy lepsze. Że drogie nie znaczy bardziej zabawne. Że gra z 2012 roku może TOTALNIE zmiażdżyć grę z bardziej znanej serii z roku 2015. Krótko mówiąc, opowiem Wam swoją historię!

Najnowszy Heroes of Might & Magic z rzymską cyferką VII w tytule wyszedł 13 października ubiegłego roku, oczywiście wyłącznie na komputery osobiste (PC). Nie wiem czemu, ale nagrzałem się jak matoł. Już kilka miesięcy wcześniej kupiłem paczkę preorderową, która zawierała koszulkę i pozwalała mi odpisać koszt paczki od ceny gry. Warunek był jednak taki, że kupuję HoM&M VII jakoś przed końcem roku (tutaj sprzedawca niepewnie się motał). Ważne jest jednak to, że kupuję niedługo po premierze, zanim zdąży stanieć. No i urobiony przez marketingowców, z bananem na twarzy, kupiłem HoM&M VII jakoś 15 października. Za prawie 130 złotych, o ile dobrze pamiętam. Z wypiekami na twarzy biegnę do domku, odpakowuje z folii, instaluję (długo jak cholera), pobieram łatki (gra od Ubisoft, więc długo jak cholera) i wreszcie GRAM. Pograłem, pograłem chwilę, przeszedłem ze dwie misje w kampanii, no niby spoko. Kolejny dzień pograłem, ale już dużo krócej. Później wróciłem jeszcze ze trzy razy. I na tym na razie koniec. Średniawa. Fabuła opowiadana przy stole narad dupci nie urywa. Nie umiem zżyć się z bohaterami. Polski dubbing (jak w większości przypadków – ssie), a wielka nowość – budowanie mostów – to uciążliwa duperela. Po osiągnięciu pewnego poziomu doświadczenia w danej misji, dalszy rozwój zostaje zablokowany, bo osiągnęliśmy limit. Skandal! Do tego formuła z siedmioma surowcami zdaje się wyczerpywać. Nieczytelna minimapka. Dość wtórne misje. Konieczność rozdzielania armii na mniejsze kompanie, bo fabuła mówi, że nie możemy stracić jakiegoś gołowąsa. Słowem, przyjemność czerpana z rozgrywki jest mocno ograniczana.


I drugi bohater dzisiejszego wpisu – King’s Bounty: Wojownicy Północy. Gierka dodana do styczniowego CD-Action, wraz ze świetną strzelaninką Bioshock 2 i kilkoma freeware'ami. Koszt: 15,99 PLN. Do tego dostajemy ciekawą gazetkę, z którą spędzimy ze dwa wieczorki i kilka posiedzeń na porcelanowym tronie. Dobry interes? ZAJEBISTY! Grałem kiedyś w pierwsze King’s Bounty i bawiło mnie wybornie. Kontynuacja przeniesiona w skandynawskie uniwersum jest niemal identyczna. Różni się szczegółami. Ale nadal mamy: świetną, wciągającą fabułę, humor, masę questów, kminienie, które jednostki najlepiej zabrać do niewielkiej armii, ograniczonej umiejętnościami dowodzenia bohatera i kminienie jak rozwinąć naszego herosa, bo bardzo łatwo zapędzić się w kozi róg lub utrudnić sobie życie. Zero rozbudowy miast. Mniej skomplikowana niż w HoM&M VII, choć również wymagająca odpowiedniej taktyki, walka rozgrywana na heksach. Dużo krótsze czasy wczytywania. Ani się obejrzałem, a licznik na Steamie wskazał, że gram już prawie 30 godzin. I nie ma mowy o nudzie. Wczoraj przysiedziałem do drugiej, mimo że w tym tygodniu czekają mnie dwa, na szczęście łatwe, egzaminy…


Jaka jest zatem największa różnica między HoM&M VII a KB:WP? Grafika. W pierwszym dziełku jest naprawdę niezła. Ręcznie malowane miasta, świetnie animowane modele postaci i otoczenia. Poza tym, podoba mi się system oskrzydlania w turowych potyczkach, czego w żadnym KB nie doświadczymy. Nie zrozumcie mnie źle, siódmy Heroes to nie jest zła gra. Podejrzewam, że mógłbym się do niej przekonać, przyzwyczaić, ale… musiałbym nie mieć fajniejszych alternatyw na podorędziu. Bez kitu, czasem lepiej nie tykać kontynuacji kultowych serii, zdusić sentyment w zarodku. HoM&M III jest najlepszą odsłoną i basta. Tylko ją powinienem zapamiętać. Następnym razem będę głuchy (lub chociaż odrobinkę głuchszy) na krzykliwe reklamy.

Dlaczego napisałem Wam tego posta? Styczniowe CD-Action jest w kioskach i salonach prasowych jeszcze równy tydzień, do 8 lutego. Być może w części punktów zeszło już z półek. Pochodźcie po mieście, poszukajcie, jeśli chcecie zagrać w jedną z najlepszych strategii turowych osadzonych w świecie Fantasy ostatnich lat. Gierka chodzi nawet na laptopach za 1500 złotych. I nie jest jakoś okropnie kanciasta, baśniowa oprawa i muzyka wciąż dają radę. Na najniższych wymaganiach pójdzie większości z Was, zapewniam. Warto!

Czasami 16 złotych może dać więcej szczęścia niż 130. Chociaż koszulka niczego sobie. No ale jak to tak, nosić się w czymś, do czego nie do końca jesteśmy przekonani? Chcę koszulkę King’s Bounty!

Czasami brzydsza dziewczyna może dać więcej szczęścia niż superładna z fochami. Hmmm...

A na koniec, łapcie ambitnego cytata, z racji tego, że mój wróżbita Maciej w King’s Bounty: Wojownicy Północy jest już całkiem dobrze rozwinięty (jak na 20 poziom doświadczenia, rzecz jasna)! O dziwo, piosenka, a w zasadzie beat, naprawdę buja! xD

Lecę tu fchuj, cały rejon jest mój!
~Bonus BGC/BODYCHRIST, Lecimy fchuj

piątek, 25 grudnia 2015

Wesołych Świąt Drodzy Czytelnicy!

Graficzka "pożyczona" z fanpage'u Kubuś i Przyjaciele

Jak tam trwające Święta misiaczki? Nie nadużywacie Internetu, nie braknie refleksji i zadumy nad Dzieciątkiem Jezus? Bo jedzenia chyba nie brakuje, dostrzegam okruszki na Twoim sweterku. Tak, Twoim. Widzę ten kawał ciasta na prawo od myszy, nie ukrywaj go!

Chciałem zebrać dla Was wszystko, co pojawiło się w ramach adwentowo-świąteczno-zimowych obchodów na Kultura & Fetysze, a co moglibyście sobie poczytać w przerwie między Bożym Narodzeniem, a Nowym Rokiem. Ja w tym czasie będę się starał funkcjonować offline. Wieczorami tylko zerknę, czy pojawiły się nowe wejścia i komcie, plus ewentualnie na nie odpiszę! Urlopik od bloga! <3

Najsampierw, polecam opowiadanko Magia Uszatej Góry.
To dość dobra rzecz, cukierkowa i słodka, że aż strach! Jeśli spodoba Wam się moje pióro, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście zajrzeli również do poprzedniego opowiadania pt. Świerszcz i Trzy Palce.

Okres adwentu minął na blogu pod hasłem serii XMAS SWEETS. Podjąłem się ambitnego zadania zrecenzowania dla Was wielu smakołyków. Liczba postów, które ukazały się w tym cyklu jest nawet imponująca, bo to aż 13 odcinków. Parszywa trzynastka. Poniżej chronologiczna lista postów z moją subiektywną oceną produktów na tzw. skali słodkości. Nic nie soi na przeszkodzie, żeby podjeść sobie te rzeczy PO XMAS! ;)


Zaglądając do grudniowych wpisów z poprzednich lat, natrafiłem na kilka perełek, które bardzo mocno się nie zestarzały. Polecam wpis o Świątecznych Kiermaszach czy recenzję ciepłej książeczki Barbary Wicher pt. Niezwykłe przygody Świętego Mikołaja. Pssst, ale Magia Uszatej Góry i tak lepsza! x)

Z kolei dwa lata temu pojawił się pościk m.in. o Bożym Narodzeniu i Imprezie Sylwestrowej na tureckiej emigracji. Kto chce się bliżej zapoznać z zakładką PODRÓŻE – nic nie stoi na przeszkodzie!

I na koniec najważniejsze – życzenia! Wszystkim Czytelnikom-Cywilom i Czytelnikom-Blogerom życzę, abyśmy nie zanudzili siebie i innych treściami, które nadajemy w internetowy eter. Złapmy dystans, odpocznijmy w gronie najbliższych od naszych stronek, żeby udanie wkroczyć w Nowy Rok. Oczywiście zdrowia, miłości, sukcesów, pieniążków i masy odsłon również! Szczególnie chciałem powinszować moim ujawnionym, stałym bywalcom: Indywidualnemu Obserwatorowi, Carrie, Cursed Psychopath, Agrafce, Marcie W. i Pol@i (dwie ostatnie rozwiązały świąteczne zadanko, więc podwójne polecanko)! Wszyscy ci dobrzy blogerzy są godni polecenia, szanują czytelników i z pewnością odwiedzą Wasze blogi, jeśli zostawicie u nich wartościowy komentarz. Jeśli któregoś z najwierniejszych rycerzy Kultura & Fetysze pominąłem, to przepraszam, ale wydaje mi się, że nic takiego nie miało miejsca!

Aż tak mnie nie kochają :C
Nudna książka, skarpety i gra z kiosku dla dwudziestoparolatka!
Żartuję, to mistyfikacja. Książka autorstwa taty od Taty, socksy
od Dziewuchy dla beczki, a ten cud techniki dla graczy sprawiłem sobie sam! ;]

W Świętach nie chodzi oczywiście o prezenty, ale siłą rzeczy, gdzieś tam one krążą pod drzewkiem. Jako, że na tym blogu często wpadamy w zdradzieckie sidła konsumpcjonizmu, mam nadzieję, że dostaliście coś lepszego niż powyższy secik. Choć wiadomo, każdy cieszy bułę z czegoś innego… :D

Do poczytania w styczniu!