czwartek, 30 czerwca 2016

Weno, wróć! / (bardzo krótkie opowiadanie)

W tym miesiącu znowu fast writing, bo w poniedziałek obrona pracy magisterskiej, do tego trzeba pisać jakieś zarysy problematyki badawczej przewidywanej rozprawy doktorskiej (tak, tak…) i ogarniać masę innych rzeczy. Nie chciałem Was jednak zostawiać bez opowiadanka na Kreatywne Spojrzenie, więc zrobiłem coś szalonego – dałem sobie tyle czasu na napisanie krótkiego utworu, ile wyznaczy mi wypicie małego Desperadosa, czyli jakieś 15 minut. To prawdziwie FAST WRITING… Słowa, które trzeba było użyć w tym miesiącu to: sen, dżem i czarownica.


Wybudziłem się z ciężkiego, alkoholowego snu, a może raczej męczącego letargu? Trudno powiedzieć. Suchość w ustach, słońce rażące po oczach – poranek jak każdy, kac jak nigdy. Osłoniłem rękoma twarz, rozejrzałem się niespokojnie. Łóżko znajomo zatrzeszczało, lecz nie było moje.
Nie. No po prostu kurwa, no nie! Znowu to zrobiłem. Musiałem zadzwonić do niej po pijaku, wygadywać te same bzdury co zawsze, a ona wpuściła mnie do siebie. Wiedźma! Tak bardzo nienawidzę jej za tą naiwną dobroć i niezachwianą wiarę we mnie. Dawanie mi kolejnych szans na cokolwiek zakrawa już o absurd.
Mruknąłem gniewnie odwracając się w stronę wnętrza pokoju. Na stole stała szklanka wody, opakowanie tabletek Alka-Seltzer i talerz pełen tostów z dżemem. Może przesadzam z tą nienawiścią? Może pora zrewidować poglądy. Emocje.
Nie czułem jej zapachu, musiała wyjść dawno temu. Poszła, odfrunęła niczym ptak.
Wena.
~o~

Koniec. Te kilkanaście zdań to całe opowiadanie. Żeby Was jednak nie zostawiać z takim nędznym okruchem, proponuję zabawę w interpretowanko. Przeczytaj tekst jeszcze raz, powolutku i pomyśl o wszystkich pojawiających w nim figurach. Dobra, wiem że nie przeczytałeś, jedź dalej.

Motyw obudzenia się u kobiety pojawia się w mojej twórczości dość często. Lubię go. Takie wspólne budzenie się świadczyć może o dużym zaufaniu, dzieleniu wspólnego światka, pod warunkiem, że nie jest efektem kilku drinków w zatęchłym klubie.

A co, jeśli Ci powiem, że alkoholu w opowiadanku wcale nie było? To znaczy był, ale tylko metaforycznie, gdyż chodzi tu raczej o upojenie artystyczne. Bohater nie spał i być może dlatego przy pobudce czuł się odrobinę dizzy. Dlaczego nie spał? Bo pisał. Wykrzykiwał światu w twarz swoje pretensje, kolejny raz chciał tworzyć wielkie dzieła, a Wena (kobieta) pozwoliła mu do siebie przydreptać, spędzić wspólnie noc, uwierzyć w siebie. Coś chyba jednak nie do końca pykło, bo pobudka wyszła więcej niż nieprzyjemnie, w nieswoim miejscu, na granicy świata realnego i wykreowanego literacko. Trud nie okazał się jednak całkowicie daremny, po nocy zostało kilka rzeczy na stoliku. Kiepski utwór jest niczym tosty z dżemem. Pociecha jest, niewielka, bo niewielka, ale zawsze. Bohater zapewne przyjrzy się krytycznie owocowi swojej pracy, nie będzie do końca zadowolony, ale liczy się to, że próbował bazgrolić. Ta świadomość będzie ukojeniem. Podobnie jak wzięcie do ust medykamentów i popicie ich chłodną wodą. Bez wody złudzeń nie da się (prze)żyć!

I co, zaliczylibyście jakby przyszło Wam interpretować tego shorta na maturze?
Wpasowalibyście się w klucz odpowiedzi?

PS: I tak tosty lepsze z szynką i serem, a nie na słodko, c’nie?

Obraz pochodzi z: klik!
To chyba detal z okładki płyty Podróż zwana życiem od O.S.T.R.a

niedziela, 26 czerwca 2016

Najlepsze memy z polską reprezentacją na Euro

Do tej pory unikałem na Kultura & Fetysze hurraoptymistycznych postów na temat Mistrzostw Europy, choć przeczuwałem, że polska reprezentacja może być czarnym koniem turnieju. No dobra, może nie przeczuwałem, a raczej wierzyłem, tą ślepą i naiwną wiarą kibica wpatrzonego w swoich idoli, którzy w rok zarabiają tyle, ile ja nie zainkasuję przez całe swoje życie szaraczka… Ale niech mają, niech cieszą się ze swoich szybkich samochodów, nowych iPhone'ów i żon o figurach modelek. Potrzebujemy jakiejś namiastki gladiatorów w tym smutnym, społecznie skonstruowanym świecie.

Mam sporo śmiechu z internetowych memów na temat mistrzostw. Poniżej przedstawiam jedenaście ulubionych (chciałem dziesięć, ale nie mogłem się zdecydować...). Z chęcią podałbym oryginalne źródła, żeby uhonorować autorów, ale to wszystko tak krąży po sieci, że nie jestem w stanie tego zrobić małym nakładem pracy. Nacieszmy się zatem obrazkami, o których za kilka tygodni zapomni świat. A ja je tutaj uwiecznię, o! Przed Wami jedenaście najlepszych memów, które ostatnimi czasy wpadały mi w oko.


Ukraińcom gra ładniej się kleiła, ale i tak wygraliśmy. Można powoli zacząć wierzyć w głupi slogan szczęście sprzyja lepszym… Ja tam jednak myślę, że szczęście sprzyja szczęśliwym, a lepsi po prostu są lepsi. Zazwyczaj.


Fajna zabawa z liczbą cztery. A imię tej reprezentacji to czterdzieści i cztery. I oni poprowadzą zastęp januszów do wywieszania flag i zakładania śmiesznych pokrowców na samochodowe lusterka.


Wszyscy kochają takie historie. Pazdan był często wskazywany jako najsłabsze ogniwo kadry. Gra w wolnej ekstraklasie. A tu proszę! Polska pirania, polski Cannavaro! Ciekawe kto będzie chciał go wyciągnąć z Legii i za jakie pieniążki… Z Pazdanem powstała masa memów, wiele wykorzystywało święte obrazy lub inne motywy rodem ze sfery sacrum. Nie będę hipokrytą i nie powiem, że nie się nie zaśmiałem, ale nie róbmy za dużo takich rzeczy! ;)


No Milik nie zachwyca. Ale może to i dobrze. Jeszcze byśmy się znaleźli po niewłaściwej stronie drabinki (czy jak niektórzy zdążyli obwieścić autostrady) do finału..? ;>


Wyszedł mu meczyk z Irlandią Południową, nie zmarnował szansy jak Piotr Zieliński. I ma fajowe nazwisko. Wolę Kapustkę zamiast Peszki na pierwszego zmiennika na skrzydle.


O, taki polityczny smaczek. Czytałem ostatnio artykuł [klik!], w którym cytowano dr hab. Wojciecha Krzysztofika twierdzącego, że dla antypisowskiej opozycji najlepiej byłoby, gdyby Polska odniosła spektakularną klęskę podczas mistrzostw. Większość go zjadła, ale ja się z tym zgadzam, choć mamy zgoła inną optykę aktualnych wydarzeń na scenie politycznej. Niemniej jednak, każde pozytywne, narodowe skojarzenie służy obecnej władzy. Wredni donosiciele z drugiego sortu powinni trzymać kciuki za naszych przeciwników, ot co! Targowiczanie


Haha, może tak być. Meczu Chorwatów z Portugalczykami nie oglądałem, ale z relacji tekstowych można wnioskować, że fajerwerków nie było. Szkoda, że na ćwierćfinał nie mamy Smolarka…


Mówi się, że nawet masażysta potrafiłby poprowadzić Real czy Barcę do sukcesu. To oczywiście trochę przesada, ale jedno jest pewne – z Polaczkami trzeba było popracować. Mentalnie, taktycznie i motorycznie. Robota jak na razie wydaje się dobrze wykonywana.


Wyrasta nam bohater Euro. Kolejna fascynująca historia. Kuba brał udział w 5 z 6 polskich bramek na Mistrzostwach Europy w całej historii występów. Czapki z głów!


Warto było stracić bramkę, żeby obejrzeć ten niezwykłej urody strzał. Shaqiri, nabity kabanosie, ładnie się tam złożyłeś!


Faworyt, mistrzowski mem, przy którym nie sposób się nie uśmiechnąć. Glikanian Pazdanu. Najlepszy związek, jaki można było uzyskać na środku obrony. Salamon, sorry.

Kibicujmy naszym, Łączy nas piłka. Nie pozwólmy, żeby nasi działacze żyli o chlebie i wodzie, wyciągnijmy pełną pulę od europejskiej federacji piłkarskiej! I niech Lewy nie strzela bramek jeszcze tylko w trzech meczach ;]

sobota, 18 czerwca 2016

RECENZJA: Wilq superbohater (23) - bracia Minkiewicz


Wilq superbohater zawsze mnie rozwala, choć przyznać muszę, że jestem z nim zaledwie od kilku numerów. Komiks przeznaczony jest tylko dla osób dorosłych, bo bluzgów tutaj co niemiara, a i kontrowersyjne kadry czy dymki się znajdą. Niedawno premierę miał 23 numer perypetii pt. Baton wampira w korcu maku. Nie pytajcie, to jedna z bardziej abstrakcyjnych historii.

Wilq jest obrońcą Opola i ma swój niepodrabialny, przeuroczy sposób bycia. Pyskuje policjantom, jest leniwy i stara się rozwiązywać sprawy po najmniejszej linii oporu (pytanie o gatunek potwora na internetowym forum to tylko jeden z przykładów). At the end of the day, jak mawiają Amerykańce, Wilq wychodzi z potyczek zwycięsko i z klasą. Tak jak w przypadku walki z Kustoszem i Ninją w Muzeum Wsi Opolskiej.

Szwarccharakter Kustosz.
W największym dymku jest mega kozacki tekst! <3

W twórczości braci Mińkiewicz podoba mi się karykaturalny polski kontekst, ciężki humor tonący w oparach absurdu i wynikająca z niego nieprzewidywalność. Ważne jest również to, że z całej tej zupy bezsensu można wyłowić kilka klusek bystrej obserwacji rzeczywistości i popkultury. Do charakterystycznej, nieco niedbałej kreski da się przyzwyczaić. Warto również wspomnieć o krótkich, niezwiązanych z uniwersum, ale również komiksowych, przerywnikach. Część z nich, albo przynajmniej takie w podobnym guście, można znaleźć na oficjalnym profilu Wilqa. Obadajcie temacik!

Chcecie poznać kulisy galaktycznego przestępstwa ze stygnącym denatem z Opola w tle? A może szukacie wskazówek w nierównej walce z Urzędem Skarbowym? Interesujecie się kulisami największej transakcji narkotykowej w dziejach ludzkości? Zachodzicie w głowę kim są Synowie Rozgardiaszu czy Wampir Drongodrongo? Kupcie nowego Wilqa na Gildia.pl! Nie, nie zapłacili mi…

I szkoda, że Wilqa da się przeczytać w dwie godziny i… koniec. Później pozostaje już tylko sporadyczne odświeżanie na porcelanowym tronie... ;>

~o~

Top3 najlepszych wypowiedzi Wilqa z numeru 23:

Tak wiec macie prawo nic nie mówić albo mówić, a i tak wszystko co powiecie lata mi koło chuja i będzie takoż latało adwokatowi, sędziemu i klawiszom kradnącym wam emenmsy z paczek od rodziny.

I to mnie najbardziej wkurwia! Takie cieszenie się jak pojeb. I co, może jeszcze zorganizujecie koncert z tym Bednarkiem z pleja, góralskimi braćmi tłuściochami i innymi festyniarzami z TVN? To już bym naprawdę wolał przegrać i żeby potwór zniszczył Opole w cholerę, niż tak się radować!

A ty Alc-man, nie czujesz czasami suchości w japie ustnej, jak tak ustawicznie pierdolisz i pierdolisz?

Kręgi w zbożu lub trawie - to podnieca kosmitów! ;]

Dane szczegółowe:
Autorzy: Bartosz Minkiewicz & Tomasz Minkiewicz
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 40
ISBN: 978-83-933845-7-0
Cena detaliczna: 15,75 PLN

poniedziałek, 13 czerwca 2016

RECENZJA: DANONE Fantasia White

O maj Gat!
Fantasie / Fantazję White ledwo widać na moim kuchennym stole...

Co do cholery mają wspólnego biznes biżuteryjny i przemysł mleczarski? Pojęcia nie mam, ale w sklepach pojawiła się limitowana edycja Fantasia, którą nazwiskiem sygnuje Ania Kruk, dyrektor kreatywny marki… Ania Kruk. Mam nadzieję, że w tych białych drobinkach nie ma żadnego metalu ani kawałeczków plastiku! Produkt, który wyniknął z tej niecodziennej kolaboracji nosi nazwę Fantasia White, a malutki pojemniczek przy jogurcie zawiera kokosowe kuleczki (7%).

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że kuleczki pokryte są białą czekoladą, ale nic bardziej mylnego – nie ma jej w składzie. Jest to zapewne jakiś słodki ulepek, który przybrał białą barwę. W środku zaś kulki są chrupkie, takie jakby pszeniczne. Nie można się do nich przyczepić, są smaczne. Ich największą zaletą jest zaś to, że jedzone w jogurcie DANONE puszczają aromat kokosa na końcu, przy dokładnym pogryzieniu, co zapewnia bardzo ciekawą stymulację kubeczków smakowych. Sam waniliowy jogurcik jest (jak zwykle) bardzo dobry, leciutki i aksamitnie kremowy. Całkiem poprawnie, uwag brak!

Ja Was nie oszukam - tutaj nie macie widoku jak z reklamy ;]

Czymś, co zasługuje na szerszy komentarz jest za to interesujące, ładne zaprojektowane, przez co wyróżniające się opakowanko. Do Fantazji pasuje taki dystyngowany, ekstrawagancki design etykiety i denka, a także złote czcionki. Nieźle to wygląda, srebrne falbanki i literka K świetnie wpasowują się w czyste tła. Do zakupu (1,99 PLN) skusił mnie głównie niecodzienny wygląd, a smak na szczęście mnie nie rozczarował. Jestem na tak, ale nadal wolę nielimitowane wersje (te z drobinkami ciemnej czekolady lub drobnymi orzeszkami w czekoladzie). Spróbować jednak można, szczególnie polecam fanom nienachalnego kokosa! ;)

- No cześć maluszki! Ale macie słodkie, pyzate buźki!

Składniki: mleko, śmietanka, kulki kokosowe [olej palmowy, cukier, mąka pszenna, mleko w proszku odtłuszczone, laktoza (z mleka), mleczko kokosowe w proszku – 0,5% w produkcie, dekstroza, słód pszenny, substancja glazurująca: guma arabska, syrop glukozowy (z pszenicy), cukier, olej kokosowy, sól, emulator: lecytyny sojowe; ekstrakt słodu jęczmiennego w proszku, substancje spulchniające: fosforany sodu, węglany sodu; naturalny aromat waniliowy], cukier, mleko w proszku odtłuszczone, żywe kultury bakterii jogurtowych. Może zawierać orzechy. Wartość odżywcza w 100 gramach produktu: wartość energetyczna 146 kcal/608 kJ; tłuszcz 8,5 gram, w tym kwasy tłuszczowe nasycone 5,9 grama; węglowodany 14,2 grama, w tym cukry 12,8 gram; białko 3,1 grama; sól 0,4 grama. Kubek zawiera 1 porcję 98 gram.

piątek, 10 czerwca 2016

RECENZJA: Legenda Europy - Piotr Kuncewicz


Już dzisiaj rozpoczyna się piętnasta edycja Mistrzostw Europy w piłce nożnej mężczyzn. Zapowiada się kilkanaście wyśmienitych piłkarskich uczt, no i nasze ciapciuchy mają szansę wreszcie coś ugrać. Jak będzie, zobaczymy. Tymczasem mam dla Was recenzję książki, która świetnie wpisuje się w klimat tych ciepłych, czerwcowych wieczorów – Legenda Europy autorstwa Piotra Kuncewicza.

Piotr Kuncewicz był prawdziwym człowiekiem renesansu. Studiował polonistykę, filozofię, historię sztuki i orientalistykę, interesował się m.in.: medycyną, biologią czy paleontologią, a prócz tego parał się felietonistykę, pracował w radio i telewizji, bywał krytykiem literackim i poetą. Wielki umysł, a wielkość ową widać w przywoływanej przeze mnie lekturze, która jest ni to pozycją quasi-naukową, ni to luźnym zbiorem ciekawostek, a niekiedy nawet dowcipną gawędą. Autor poszukuje korzeni Europy, jej kulturowo-ideowego zrębu wspólnego dla wszystkich członków kontynentu, aby zrealizować bardzo praktyczny cel – stworzyć nową formułę europejskiego patriotyzmu, która nie opiera się na – jak to sam ujmuje – żenującym i żebraczym podejściu ekonomicznym, a rozumie i uczuciach. Jeśli tworzyć dzieła ideologiczne, to tylko jawnie, w tak świetnym wydaniu! Ostateczne wnioski są zgoła niezaskakujące – różnorodność, wielość i odrębność to istota Europy, a największe wyzwania to amerykanizacja, islamizacja, ale przede wszystkim nasza własna ksenofobia, chciwość i nietolerancja.

Legendy Europy nie da się łatwo opisać, trzeba ją po prostu przeczytać i samemu ocenić jej wartość. Koniec recenzji. Kuncewicz chętnie skacze po tematach, popada w (nie)kontrolowane dygresje i dzieli się osobistymi doświadczeniami. Czuć, że naprawdę kocha swój ojczysty kontynent, jego kuchnię, literaturę i style architektoniczne. Teoretycznie wywód zawsze oscyluje wokół zasygnalizowanego w tytule rozdziału tematu, ale prędzej czy później odrywamy się od głównego wątku i wpadamy w zaspy grząskich szczegółów, zawsze jest jednak końcowa klamra kompozycyjna udowadniająca nam dobitnie, że autor nie bez powodu podejmował konkretne zagadnienia. Można dowiedzieć się sporo o historii europejskich miast, rzek, popularnych motywach w sztuce, pochodzeniu niektórych słów i znanych postaciach. Szkoda, że nie stworzono żadnego indeksu osób, który ułatwiłbym nawigację w tym morzu bogactw. O indeksie rzeczy nie ma nawet co marzyć, musiałby zajmować kilkadziesiąt stron. Co ciekawe, do pozycji nie dołączono nawet bibliografii, choć Kuncewicz powołuje się na wiele dzieł. Nie mam jednak o to pretensji, rzygam książkami, których połowa treści to przypisy. Tutaj mamy przynajmniej naprawdę autorskie łączenie kropek i subiektywny punkt widzenia. Nie zdziwiłbym się nawet, jeśli brak bibliografii wynika z tego, że autor pisał niektóre fragmenty z głowy, czerpiąc ze wspomnień zgromadzonych w czasie intensywnego, dobrze wykorzystanego życia.

Zastanawiasz się co zdaniem Piotra Kuncewicza ukonstytuowało europejską duchowość? O jakich wynikach sądowych pamięć przetrwa na wieki? Po co człowiek żyje? Jak komunikowano się i podróżowano w naszym kręgu kulturowym setki lat temu? Dlaczego symbol ognia, krzyża, kolumny, piramidy czy labiryntu są takie ważne? Jakie europejskie miasta wypada odwiedzić? Jak wiele zawdzięczamy innym cywilizacjom? To wszystko, podlane gęstym sosem erudycji pisarza, odnajdziecie w Legendzie Europy. Ale ostrzegam, lektura to nierzadko wymagająca, odwołująca się do pokaźnego zasobu wiedzy czytelnika i jego inteligencji.

Pamiętać należy, że książka została wydana w 2005 roku a więc rok po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, co miało niemały wpływ na jej kształt i czynione mimochodem uwagi (pisana była kilka poprzednich lat). Kuncewicz rozbraja już na wstępie, żaląc się, że cała propaganda rozsiana wokół wstąpienia do UE przypominała raczej propozycje składane kurwie, aniżeli zaloty do ukochanej. Mocny wstęp, ale i książka jest mocna, wyrazista, prawdziwie opiniotwórcza. Ja to uwielbiam, przedłużałem egzemplarz biblioteczny kilka razy, gdyż Legendę Europy czytałem powolutku, smakując jak wino. Za kilka lat na pewno kupię sobie własny egzemplarz, bo warto, warto jak diabli! Bardzo dobra eseistyka.

~o~

Garść cytatów:

Samo słowo europa jest wieloznaczne i dość tajemnicze, nawet jeśli założymy, że z całą pewnością jest greckie. Robert Graves podaje dwie możliwe wykładnie. Jeśli czytać to słowo eur-ope to będzie to znaczyło o pełnej twarzy, co jest po prostu synonimem pełni księżyca, którego boginią byłaby wtedy Europa. Ale można to czytać także eu-rope czyli dobra dla wierzb, a więc patronka wody. (…) A nie zapominajmy i o krowie, bo wątek krowy wplata się i w dzieje potomków Europy – królewny. (s. 18)

Już na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku orzeczono, że są to archetypy nowożytnej duchowości Europy, i od tej pory lista ich nie uległa znaczącym zmianom. (...) Don Kichot w każdym razie symbolizuje urojenie, Hamlet rozterkę, Don Juan erotyzm i bunt, a Faust żądzę władzy i mądrości (str. 230-231)

W najtrudniejszych nawet okolicznościach człowiek znajduje dość siły, żeby ukąsić drugiego człowieka. (str. 349)

Próbowałem i ja wódki muchomorówki, nie sprowadziło to na mnie żadnego szału [jak na berserków – przyp. własny], tylko straszliwego kaca. Przyjaciel, który ten napój przyrządził, nie znał stosownego przepisu, a używał go, skutecznie, do stymulacji literackiej. (s. 53)

W rzeczywistości społecznej prawda jest niczym, ale przeświadczenie na temat prawdy – wszystkim. (str. 251)

Dane techniczne:
Autor: Piotr Kuncewicz
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: MUZA SA
Liczba stron: 355
ISBN: 83-7319-789-3
Cena detaliczna: 24,90 PLN

sobota, 4 czerwca 2016

RECENZJA: Różanooka - Konrad T. Lewandowski


Witam! Dziś będzie o kolejnym tomie Sagi o kotołaku autorstwa Konrada T. Lewandowskiego, a więc odświeżanej przez Naszą Księgarnię klasyce polskiego Fantasy. Wciąż czytam dzielnie, na dole znajdziecie odnośniki do recenzji poprzednich książeczek z serii. A Nasza Księgarnia wciąż nie posmarowała, nieładnie… ;)

Jeśli czytało się poprzednie trzy tomy (Ksin. Początek, Drapieżca i Sobowtór), z Różanooką zapoznać się po prostu trzeba, gdyż to właśnie tutaj ważą się losy przynajmniej trzech ważnych postaci, których jednak nie wymienię, bo byłby to okropnie nieprzyjemny spoiler. W każdym razie, wątki w Suminorze uważam za względnie wyjaśnione i w zasadzie zamknięte. Pozostają równoległe światy, ale to już materiał na kolejne czytelnicze przygody. Dla tych, którzy kompletnie nie kojarzą historii dodam, że Różanooka to przybrana córka Ksina, strzyga Irian, która po tajemniczym zniknięciu ojca objęła stanowisko dowódcy gwardii królewskiej.

W czwartym tomie sagi autor ponownie nie boi się podejmować karkołomnych opisów. To zdecydowanie lektura dla nieco starszych czytelników, mamy bowiem soczyste tortury, militarne masakry, sceny masturbacji czy oralnego seksu. Okej, mnie to nie razi, tym bardziej, że wisienka na torcie – największe militarne starcie – zostało opisane dużo lepiej niż kiedyś, a pamiętam, że tego czepiałem się w którejś z poprzednich części. Sam wątek miłosny również należy do nietuzinkowych i nie przypominam sobie podobnych rozwiązań w innych lekturach, co zawsze należy docenić. Przecież miłość to temat okropnie oklepany przez pisarzy i poetów wszelkiej maści…

Jak zawsze w Sadzie o kotołaku mamy do czynienia z odrobinę nieintuicyjnym systemem magii i skomplikowanymi zależnościami mocy Onego. Przestałem traktować to jako coś zdrożnego, z ufnością zagłębiając się w świat… zaklęć kodowanych w splotach słonecznych czy muchach wyposażonych w magiczny algorytm. Kolejne oryginalne zagranie (już drugie po wspomnianym wcześniej wątku miłosnym) to geneza i funkcjonowanie elfów w świecie Międzykontynentu. Doczekałem się również obecności przedstawiciela Zakonu Łagodzicieli Waśni i Magicznego Złota, które to byty wcześniej przedstawiono jedynie w swobodnych opisach dołączonych do powieści. Super, czekam jeszcze na międzynarodową organizację kupiecką Czwarty Kraj i będę kontent!

I oczywiście, mógłbym wskazać kilka gorszych momentów (m.in.: słabiutka rozmowa Kaada i Mino przy beczułce piwa), gorączkowego cerowaniu dziur w fabule (patrz na przykład str. 42), ale to wszystko szczególiki. Trzon opowieści został przemyślany i nakreślony bardzo udanie, znajdziemy tu kilka satysfakcjonujących odpowiedzi na pytania z poprzednich tomów. Bardzo poprawna kontynuacja.
~o~

Na koniec, tradycyjnie, trzy inspirujące cytaty. Nie martwcie się jednak, nie zdradzą Wam one niczego z fabuły.

Musiałem więc opuścić stolicę. Jednak zaszyć się na głuchej prowincji, wśród ciemnych wieśniaków, prostodusznych szlachetek i zadufanych w sobie świętców, to byłoby zbyt jałowe. Tak niczego wielkiego bym nie osiągnął. (str. 183)

– Są trzy rodzaje odpowiedzialności – rzekł. – Przestępca odpowiada za swój postępek, sędzia – za słuszność wydanego wyroku, a mistrz oprawca – za sumienność i staranność swojej roboty. Żadna z tych odpowiedzialności nie łączy się ani nie miesza z dwoma pozostałymi. (str. 208)

Aby nie tracić czasu na przenoszenie stosów bezgłowych ciał, tylko ociekające krwią pniaki przetaczano co jakiś czas w inne miejsce dziedzińca. Kiedy nadszedł świt, katom już omdlewały ramiona. (str. 285)

Dane techniczne:
Autor: Konrad T. Lewandowski
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-10-12656-6
Cena detaliczna: 39,90 PLN lub 27,90 PLN na stronie NK

Recenzje poprzednich tomów:
Saga o kotołaku. Ksin. Początekkliknij, żeby przeczytać!
Saga o kotołaku. Ksin. Drapieżnikkliknij, żeby przeczytać!
Saga o kotołaku. Ksin. Sobowtórkliknij, żeby przeczytać!

I co Wy na to? Czytaliście Sagę o kotołaku lub inne dzieła autorstwa Konrada T. Lewandowskiego? A może trafiliście na tego bloga przypadkiem i spodobał Wam się powyższy wpis? Żeby być na bieżąco, zapraszam do polubienia Kultura & Fetysze na Facebooku i sprawdzenia innych recenzji książek! 

Okładka pochodzi z: klik!