czwartek, 24 listopada 2016

XMAS SWEETS: Tanie cukrowe laseczki


Cukrowe laseczki (lub cukrowe lizaki na choinkę) wraz ze skarpetami zwisającymi gdzieś przy kominku to dwa najbardziej rozpowszechnione medialnie symbole Bożego Narodzenia zza Oceanu. Istni popkulturowi herosi. Ostatnio wjechali do mojego osiedlowego sklepiku. Bez marki, w dużych okrągłych pojemnikach (ale nie takich od SWEET ’N FUN, te bym przecież rozpoznał!), za – UWAGA! – siedemdziesiąt pięć groszy sztuka. SIEDEMDZIESIĄT PIĘĆ GROSZY I MAMY DZIECIAKA Z GŁOWY NA KILKA MINUT!

Kiedy zapytałem ekspedientkę przy kasie o firmę tych cukierkowych laseczek, nie umiała mi jasno odpowiedzieć. Nie wiem czy to zgodne z przepisami, nie dociekałem i zaryzykowałem kupno. Wziąłem wszystkie trzy rodzaje – czerwoną, zieloną i niebieską. Nie sądziłem, że różnią się smakiem, a jednak! Czerwona to landrynkowa truskawka, zielona to landrynkowe jabłuszko, niebieska to landrynkowa cytrynka lub pomarańcz. Mam nadzieję, że mózg nie płata mi figli, bo w gruncie rzeczy każda laseczka smakuje podobnie, ale gdzieś na drugim planie da się wyczuć landrynkowe niuanse. [EDIT] TAK, po kolejnym sprawdzeniu każdej cukrowej laseczki jestem pewien różnic w smaku!

Cóż, nie napiszę Wam nic o składzie, bo nigdzie go nie znalazłem. Nie napiszę Wam nic o historii firmy, bo nie wiem kto odpowiada za produkcję. Mogę Wam tylko powiedzieć, że jak laseczka spadnie na ziemię, to może popękać niczym ekranik smartfona. Jeśli wpadnie Wam w śnieg, to nie powinno stać się nic złego. No chyba, że będzie odpakowana i wpadnie w żółty śnieg. Wtedy poniechajcie konsumpcji! ;)

Oto moja propozycja podania!
Tak, wiem, nie wygląda jakoś nadzwyczaj kosmicznie... :D

Polecam łasuchom, którym niestraszna kupa barwników i mocne, cukrowe doświadczenia. Jest bowiem nieziemsko landrynkowo. Mi to jednak nie przeszkadza, fajnie pocinać sobie w jakąś grę i dogryzać połamaną wcześniej laseczką. Jedyne do czego można by się przyczepić, to niechlujne przycięcie cukrowego wałeczka, ale to drobnostka. Stosunek jakości do ceny jest bardzo dobry, choć średnica lizaka to zaledwie 5 milimetrów (dla dociekliwych: długość lizaka to około 14 centymetrów). Wygląd też na plus, można przywiesić na drzewko, dorzucić do małego prezentu itd. Wychodzi nam zatem 9 punktów na skali słodkości (4.5 za wygląd i 4.5 za smak). Jeśli nie lubicie landrynek, odejmijcie sobie 2 punkciory. Szukajcie w małych, osiedlowych sklepikach. Jeśli uda Wam się ustalić markę lub producenta – koniecznie piszcie w komentarzu!

Tajemnicze cukrowe laseczki / lizaki
otrzymują 9/10 punktów na skali słodkości.

Na koniec dziwaczny, autentyczny dialog z moją Dziewuchą:
- Zobaczysz, wszystko się ułoży, niedługo będę miał więcej czasu. A Ty będziesz moją zimową dziewczyną. Będziemy siedzieli pod kocykiem, oglądali filmy, pili gorące kakao i lizali słodkie laseczki.
- Spadaj, sam sobie liż swoją śmierdzącą laseczkę.
- …

piątek, 18 listopada 2016

XMAS SWEETS: Toruńskie Pierniczki® KOPERNIK

[kliknij w zdjęcie, żeby powiększyć]

Och, nawet nie wiecie co to za przyjemność wrócić do Was z cyklem XMAS SWEETS! Dla przypomnienia: jest to zimowa seria wpisów poświęcona słodyczom. Zabawa polega na tym, że od połowy listopada poluję na świąteczne łakocie, taszczę je do domku, degustuję i skrobię dla Was przyjemne tekściki, po których jesteście głodni. Produkty oceniam na tzw. skali słodkości (skala od 1 do 10, gdzie 5 punktów można uzyskać za wyborny smak, a 5 za szałowe opakowanie). Im więcej punktów na skali słodkości, tym bardziej opłaca się zainwestować w recenzowane dobro, co chyba  dla wszystkich jasne i zrozumiałe!

Na pierwszy ogień idą Toruńskie Pierniczki® od firmy KOPERNIK. Wiecie, że tylko ta firma, założona w 1763 roku, ma prawo do używania terminu Toruńskich Pierniczków®? Żeby dowiedzieć się więcej o sprawie, odsyłam do Muzeum Toruńskiego Piernika. Wpis nie jest sponsorowany…

Zwróćcie uwagę na bardzo estetyczne polukrowanie
Toruńskiego Pierniczka® KOPERNIK!

Zapach po otwarciu opakowania jest przyjemnie piernikowy, acz niezbyt intensywny. Po starannym obwąchaniu pierniczka wyraźnie da się wyczuć słodkawe, lukrowe nuty, nasuwające skojarzenia z miodem. Toruńskie Pierniczki® wcale nie są twarde, gryzie się je nad wyraz przyjemnie. Smakowo miałem wrażenie jakbym jadł odpustowo-procesyjną rurę z małego straganiku. Szczerze mówiąc, nie zostałem powalony na łopatki. Pierniczki od KOPERNIKA najlepiej spożywać z ciepłą herbatką, podczas chłodnego wieczoru. Wtedy zyskują kilka dodatkowych punkcików! ;)

Czas na omówienie opakowanka. Jest czarujące i przykuwa uwagę. Kwadratowe, nie za duże, ani nie za małe. Na pewno przyuważyliście ośnieżone okienko. Przy białej ramie są wyrysowane słodkie pierniczkowe ludki, zapachowa świeczka, igliwie i oblodzone szybki. Przez przezroczyste fragmenty paczuszki wykukują do nas ciasteczka. To tak jakby za okienkiem był fantastyczny dom pełen ciepła, niezła emocjonalna gierka. Drobny minusik za fakt, że gwiazdki i choinki w środku są ułożone po przekątnej. A jakby tak choinki na dole, a gwiazdki na górze? Wiem, czepiam się... Z tyłu na folii znajdziemy płatki śniegu różnej wielkości. Miło!

Nadgryziona gwiazdeczka. Maciuś, ty bestio!

Cena 4,40 PLN za 8 ciasteczek mieszczących się na dłoni nie jest jakoś oszałamiająco atrakcyjna. No ale to w końcu Toruńskie Pierniczki®! Czego możemy się po nich spodziewać? Znajomego, przyzwoitego smaku (3/5), ładnego kroju i pomysłowego, ujmującego opakowania (4/5). Na skali słodkości wychodzi nam niewiele mówiąca siódemka. De facto nie ma się do czego przyczepić.

Toruńskie Pierniczki® KOPERNIK
otrzymują 7/10 punktów na skali słodkości.

Składniki: cukier, mąka pszenna, mąka żytnia, skrobia ziemniaczana, barwnik: karmel, syrop glukozowy, jaja w proszku, substancja spulchniająca: węglany amonu, przyprawy mielone (cynamon, goździki, imbir, gałka muszkatołowa, kolendra), sól regulatory kwasowości: kwas cytrynowy. Wyrób zawiera 20% polewy lukrowej. Może zawierać mleko, soję i orzeszki arachidowe. Wartość odżywcza w 100 gramach produktu: wartość energetyczna 1494 kJ/352 kcal; tłuszcz 1,2 grama, w tym kwasy tłuszczowe nasycone 0,4 grama; węglowodany 77 gram, w tym cukry 46 gram; białko 7,2 grama, sól 0,15 grama. Przechowywać w suchym i chłodnym miejscu. Pełna paczuszka ma 150 gramów.

Więcej recenzji XMAS SWEETS znajdziesz TUTAJ lub kategorii RECENZJE JEDZENIA.

sobota, 12 listopada 2016

RECENZJA: Nigdziebądź - Neil Gaiman


Zdarza się Wam czasem kupić książkę oczami, tylko przez wzgląd na intrygującą, atrakcyjną okładkę? Mi się zdarza, tak było w przypadku genialnej powieści Shantaram, a podobnie sprawa miała się w związku z Nigdziebądź autorstwa Neila Gaimana. Urzekł mnie tytuł i tajemnicza, nieco mroczna okładka. Dziewucha żartuje, że wystarczy posypać trochę brokatu na froncik i już lecę z portfelem do kasy. Mam nadzieję, że to nie do końca prawda…

Cała fabuła Nigdziebądź zasadza się na dość klasycznym patencie istnienia dwóch równoległych światów, w tym przypadku Londynu Nad i Londynu Pod, który jest – cytując za okładką – miejscem pełnym potworów i aniołów, gdzie w labiryncie mieszka Bestia, a stary Hrabia urządził sobie dwór w pociągu metra. Niefortunny zbieg okoliczności sprawia, że całkiem zwyczajny finansista Richard Mayhew przenosi się do chaotycznego i tajemniczego świata Londynu Pod. I przyjdzie mu stać się jego ważną postacią. Zieeeeew.

Powiem Wam szczerze, że mam straszny niedosyt. Na trzysta sześćdziesięciu stronach powieści nie zdołano przekonująco nakreślić skądinąd ciekawego uniwersum, które do końca wydaje się nam niespójne, sklejone z kilku losowych elementów. Rozumiem, że miało być szaleństwo, nielogiczność i jazda bez trzymanki, ale światu brakuje tła. Poznajemy dziwne postacie, obserwujemy je w kilku scenach, po czym musimy się z nimi niesatysfakcjonująco pożegnać. Szkoda, że nie dane nam było lepiej poznać Grzybnich Ludzi, Plemienia Kanałów, Szczóromówców, Aksamitnych Dzieci, mieszkańców Kruczego Dworu, Pasterskiego Zagajnika czy Biskupiej Bramy. Po lekturze zostały tylko fajnie brzmiące, puste terminy.

Jeśli chodzi o przyjemność z czytania, jak to zazwyczaj bywa z autorami z najwyższej światowej półki, nie ma się do czego przyczepić. Przez powieść płynie się szybko i przyjemnie, w notatkach zapisałem sobie, że naprawdę interesująco robi się przy siódmym rozdziale, a więc w okolicach strony sto czterdziestej. Rozdziałów jest w sumie dwadzieścia, plus świetny, alternatywny prolog. W całej historii są dwa naprawdę godne uwagi zwroty akcji, które sprawiają, że książeczkę można nazwać atrakcyjnym czytadłem. Nie byłby jednak sobą, gdybym nie skwitował dialogów i żartów słowami nic specjalnego.

Niepokoją trochę dziwaczne inspiracje. [SPOILER] Ludzie znikający w lepkim mroku, nienawistne i mściwe anioły, destrukcyjni mordercy przemierzający bezkres czasu, zmartwychwstający bohater, Bestie w labiryntach. [KONIEC SPOILERA] Trochę to wszystko trąci okultyzmem i czarną magią. Jeśli nie lubicie takich klimatów, zaniechajcie lektury.

No i jaka laurkę wystawić nieszczęsnemu Nigdziebądź? Ani mnie ta książka specjalnie nie urzekła, ani nie rozczarowała, raczej zasmuciła niewykorzystanym potencjałem świata przedstawionego. Jak dla mnie historia zasługiwałaby przynajmniej na solidną, dwutomową sagę z hojniejszą szczyptą epickości. Jest najwyżej poprawnie, a mogło być dobrze. Rzecz tylko dla zakręconych na punkcie freaky urban fantasy i idei równoległych światów. A i to niekoniecznie…

Może trzeba było pozostawić Nigdziebądź na kartach serialowego scenariusza? Opinie w Internecie są podzielone, od zachwytów po próbę zmieszania dziełka z błotem. Jak dla mnie, oba warianty są mocno przesadzone. Zerknij na wynotowane przeze mnie CYTATY, jeśli nadal nie wiesz co myśleć o książce Neila Gaimana.

Dane techniczne:
Autor: Neil Gaiman
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 384
ISBN: 978-83-7480-662-6
Cena detaliczna: 39 PLN

Garść wyłuskanych przeze mnie cytatów znajdziesz TUTAJ!

Chaos, wszędzie chaos - cytaty z Nigdziebądź


Poniżej przedstawiam garść ciekawych, poniekąd inspirujących cytatów z Nigdziebądź (Neverwhere. Author’s Preffered Text). Solidne pisarstwo, ale bez szaleństw. Najbardziej podoba mi się chyba ten pierwszy, najdłuższy fragment. Przez natłok zbędnych szczegółów, czytelnik odnosi wrażenie sztuczności i emocjonalnej pustki między dwoma bohaterami Londynu Nad. Świetna robota!

Jessica była bardzo piękna, tak piękna, że Richard od czasu do czasu wpatrywał się w nią ze zdumieniem, myśląc: Jakim cudem związała się ze mną? A kiedy się kochali – nieodmiennie w zaadaptowanym ze starej stajni mieszkaniu Jessiki w modnym Kensington, w mosiężnym łóżku Jessiki między sztywnymi, białymi, lnianymi prześcieradłami (rodzice Jessiki wychowali ją w przekonaniu, że kołdry są dekadenckie) – po akcie w ciemności obejmowała go mocno, jej długie brązowe loki opadały mu na pierś i szeptała, jak bardzo go kocha. A on odpowiadał, że także ją kocha i pragnie z nią być, i oboje wierzyli, że to prawda. (str.27)

Wie dobrze, że łowy, jak życie, składają się głównie z czekania. (str. 196)

Z miastami jest tak jak z ludźmi (…) Najważniejszy jest stan ich wnętrzności. (str. 235)

Ludzie mówią ci różne rzeczy, jeśli wiedzą, że zaraz umrzesz. A potem, gdy już skonasz, rozmawiają przy tobie. (str. 253)

Zabrakło mu porównań. Tak dalece wykroczył poza świat porównań i przenośni, że znalazł się w miejscu, gdzie rzeczy po prostu są, jakie są, i to go zmieniło. (str. 278)

Przez chwilę nie miał pojęcia, kim jest. Było to niezwykle wyzwalające uczucie. Mógł stać się tym, kim zapragnął, kimkolwiek zechciał; przymierzyć nową osobowość, stać się kobietą bądź mężczyzną, szczurem lub ptakiem. Potworem albo Bogiem. (str. 301)

Richardzie, to jest rzeczywistość. Lepiej do niej przywyknij, bo nie ma niczego innego. (str. 328)
Piękno, wedle tradycji, tkwi w oku patrzącego. (str. 343)

Błędny krok to błędna myśl. (str. 357)

I to by było na tyle. Jeśli spodobała Ci się idea wypisywania fragmentów recenzowanych książek, zachęcam do przeszperania archiwum (RECENZJE KSIĄŻEK) w poszukiwaniu innych cytatów, na przykład tych z prześwietnej powieści Shantaram. Odnośniki znajdziesz TUTAJ, na dole postu. Pozdrawiam, zostaw mi lajka!

środa, 2 listopada 2016

Czas na Sporting!

Dawid stawia się Goliatowi – kochamy takie historie! Powiem szczerze, po bramce Benzemy nastawiałem się na smutny eurowpie^dol i modliłem o najniższy wymiar kary, a tutaj proszę. Odjidja-Ofoe stracił nieco brzuszka i zaczął rozrzucać piłki aż miło, Radović grał niczym podwórkowy młodzik chcący zaimponować pannie, a malutki Moulin pokazał, że nie do końca jest francuskim szrotem. Guilherme kończył z brakiem czystego miejsca na stroju piłkarskim i (prawdopodobnie) mroczkami przed oczyma, Prijović rozgrywał jakby był wypożyczony z Arsenalu, Pazdan dystyngowanie napierał na plecy każdego wyżelowanego frajera w środku pola.

Prawie jak warszawski Możdżeń!

Ludzie, rozumiecie co się właściwie stało? Przeciętny Kovacić jest wart więcej niż cała 18 zawodników z elką na piersi. Zastępy specjalistów dbają o monitorowanie ciała gwiazdeczek z Realu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Każdy ma fizjoterapeutę do swojej dyspozycji, najlepsze odżywki, najlepsze dziewczyny, najszybsze samochody. Królewscy odczuwają niewyobrażalną presję towarzyszącą każdemu treningowi, rygorystycznie przestrzegając wymyślnych diet, bo przecież jest kilku wychowanków, którzy mogą wygryźć stare wygi ze składu. A polskie ciapciuchy pewnie odpalają piwka po większości treningów i zaliczają przeciętne Andżeliki z Piaseczna lub Kaśki z Otwocka. Legioniści wyglądali niczym wymoczone młodziki przy rosłych mężczyznach. Widzicie te różnice w masie mięśniowej? Porównajcie sobie takiego Beresia z Vazquezem i odpowiedzcie sobie na pytanie, który z nich wygląda na takiego, który częściej tańczy w samym ręczniku po wódzie.

-Podchodzimy do rywala z dużym szacunkiem.
Legia gra w tych samych rozgrywkach co my, więc jesteśmy
na podobnym poziomie.

To wszystko nie miało jednak znaczenia, chłopaki zostawili na boisku kawał wątroby (fajny frazeologizm, żeby tylko nie zabrakło wątroby na kielicha). 3:3 to piękny rezultat, przez moment uwierzyłem nawet w 4:3, ale coś nie pykło. Szkoda, że Jacek Magiera szybciej nie zmienił Nikolića, bo rozgrywał mierne zawody. W zasadzie to szkoda, że latem Legia go nie sprzedała za rozsądne pieniądze. Wciąż nie mogę uwierzyć, że warszawiakom udało się wyciągnąć Hlouska z Bundesligi – żelazne płuca. Na szczęście Jodła grał za krótko i nie zdążył niczego spierdolić. Brawo, brawo! Poczułem się trochę jak w czasach meczów Lecha z Salzburgiem, Manchesterem City, Juventusem czy Fiorentiną.


Ten remis smakuje prawie tak dobrze jak okiwanie Barcelony jeden do zera przez Wisłę Kraków przed własną publicznością. Czas na Sporting? Nastukajmy trochę punktów do rankingu UEFA! Mecz ze Sportingiem Lizbona odbędzie się 7.12 o godzinie 20.45. Na mecz z Borussią Dortmund (22.11, godzina 20.45) nie ma co się nastawiać, nie uszczypniemy punktu.

Chociaż kto wie…? Niemcy zapewnili sobie awans… A futbol potrzebuje pięknych historii i nowego BATE Borysów z Europy Środkowowschodniej!

Zdjęcia pochodzą ze strony www.legia.com.