Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RECENZJE MUZYCZNE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RECENZJE MUZYCZNE. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 grudnia 2014

RECENZJA #52: Universum - Planet ANM/EjlotSounds


Niewiele ponad rok temu pisałem swoją pierwszą "kreatywną" recenzję muzyczną. Pamiętacie co to był za krążek? Pas Oriona! Z nieskrywaną dumą i nostalgią wspominam tamten wpis, całkiem nieźle bawiłem się redagując autobiograficzny wtręt nadziewany smutnymi wersami Planeta (kliknij tutaj, żeby przeczytać).

A teraz? Słucham sobie muzyki leniwie i komfortowo, z gorącą herbatką i nadziewanym piernikiem, w cieplutkim szlafroku. Kilka minut temu skończyłem rozwieszać świąteczne lampki i złote łańcuchy nad biurkiem. Na stojaku z płytami, obok zdjęcia z wakacyjnego wyjazdu z Dziewuchą, znalazła się mała choineczka. Słowem: cholernie dużo może się zmienić w ciągu jednego roku. Można zbudować na nowo całe Universum! Rok temu minąłem Pas, jestem w domu!
 
Tradycyjnie przypominam o mojej nieobiektywności i zogniskowaniu uwagi na tekstach (sorry Eljot, chciałbym napisać coś świadomego i kompetentnego o Twoich świetnych podkładach, ale... bliżej mi do słowa pisanego, niż nutek). Przebrnijmy więc przez cały krążek. Kawałek po kawałeczku.

1. Universum
Świetne pianinkowe wprowadzenie, dużo refleksyjnych odwołań do poprzedniej płyty, to na plus. Red alert: nawiązania i metafory do przestrzeni kosmicznej powoli się wyczerpują! Refren raczej nie przypadł mi do gustu, początkowo miałem problem ze zrozumieniem środkowej kwestii wyskrzeczanej przez wokalistkę, ale wyjście z Rośnie Tweee Uniweeersuuum! jakoś ratuje sytuację. Druga zwrotka Radka ciut gorsza od pierwszej, na moje ucho oklepana, dobrze że pod koniec nawiązuje do refrenu, co ponownie ratuje sytuacje. Już drugi raz. Oby to były słabe dobrego początki... Klawiszowe wariacje w drugiej szesnastce zapisuję po stronie zalet! Ale nie wpadła mi w oko ta czerwona sukienka, oj nie wpadła... Osobiście żałuję, że refrenu nie wykonała Justyna Kuśmierczyk albo K-Leah...

2. Pęd powietrza (ft. Rover)
Chaotyczny kawałek, ale chyba taki właśnie jest pęd powietrza... Wykorzystywanie fragmentów utworów Fatum zawsze na propsie, a agresywny, elektroniczny bit pasuje jak ulał! Co do zwrotek dwóch Panów... Żaden punch nie utkwił mi specjalnie w pamięci. Sierść i mięso kocurów się pali. No pali się i co? Rover rozwija się technicznie, co dobrze wróży w perspektywie nowych solowych materiałów, ale ta gościnka trochę trąci odrzutem i koktajlem pretensji. Moim skromniutkim zdaniem, tym razem raperzy nie zaplanowali sensowej linii emocjonalnej numeru, nie widzę punktu kulminacyjnego, a temat przewodni gdzieś nam przenika przez palce... Jak wiatr? I mamy wiele krzyku o niczym. No cóż, po Jestem Legendą ostrzyłem sobie zęby na ponowną kolaborację. Zawiodłem się.

3. Jekaterina nie żyje
Oho, już sam tytuł odpowiednio elektryzuje. Panorama na wstępie potęguje klimat niepewności i dyskomfortu. To była piękna, chora jazda z tym ideałem wymyślonym przez Planeta. I właśnie przez pryzmat tych wszystkich wcześniejszych kawałków, trójkę na krążku przyjąłem ciepło i życzliwie. Kilka fajnych zmian tonacji i barwy głosu w nawijce nie uszło mojej uwadze, cała seria nawiązań do Amy Winehouse smaczna i nienachlana. Gdyby to nie było pożegnanie Jekaterinki, to numer zaliczyłbym do najsłabszych na płycie, ale tak - jest ok. Jak do tej pory TYLKO okej!

4. Siema Hejter (ft. Pyskaty)
Siema Werter! Oj, przepraszam, coś mi się pokręciło. Lubię takie niuskulowo/trapowe wycieczki Radka, tego najbardziej mi brakowało na Pasie. Muszę także przyznać, że Pysk popłynął rewelacyjnie, dając najlepszą gościnną zwrotkę na płycie. Ależ on jest świeży po (i na) tym PitStopie! Dystych, którym podsumował swoje trzy solowe materiały, jest po prostu mistrzowski! Hmm... Po chwili zastanowienia stwierdzam, że wszystko tam jest mistrzowskie! Dystans w swojej zwrotce uratował gospodarza przed byciem zjedzonym. Lepszy Fanbase Emo niż Fanbase Gender & tortowa z Biedronki! <3 Płyta zaczyna hulać od 4 kawałka!

5. Dupy z LO
Celnie wypunktowany temat! Ach, liceum... Siatkareczki, tancereczki, nieśmiałe, ale zadbane proce... Aż sobie przypomniałem, że ktoś tam organizuje spotkanie wigilijne naszej starej klasy, ale coś nie mam ochoty iść... Ale do rzeczy: mocne, życiowe wersy Planeta. Sam z zainteresowaniem patrzę na rozwój poerazmusowych związków Polek z Turkami! Z tym drzewem nie do końca łapię przenośnię, chodzi o jakiś emocjonalny tartak? Kiedyś miały życie w dupie, teraz mają w brzuchu - nie da się bardziej bezpośrednio. Ja to lubię, chuj ci w pałę! Piskliwa wariacja w refrenie dodaje egzotycznego smaczku, świetnie uzupełnia klimat. Ten numer to kandydat do najlepszego na płycie! Ale klip cieniutki jak barszczyk, jakieś inspiracje Bondem, lecz same przeciągania się lasek... Nie żebym był waginosceptykiem, ale zabrakło w tym jakiegoś błyskotliwego pomysłu.

6. Nie mam już sił
Wita nas odważny, demotywujący refren zaśpiewany à la The Game. Krótki strzał. Na początku byłem oburzony - toż to Potrzebuję tego 2! Ale nic bardziej mylnego, po chwili zastanowienia i krótkiej, sztucznawej (obstawiam, że ustawionej) rozmowie zacząłem dostrzegać niuanse. Tym razem to chyba krótkotrwałe zwątpienie, w Potrzebuję tego mam przed oczyma dużo dłuższy marazm. A tutaj? Planet zapewne wróci do biegania i skoków bez lekceważenia ogumienia! Za wykminienie linijki z Markiem Chapmanem - potężne oklaski!

7. Esperanto
Francuski sampelek, jasny Planet, fajny teledysk. Nic dziwnego, że to poszło na drugi singiel! Nie lubię tylko tych fetyszów z zezem i skrzywionym uzębieniem, a motyw pojawił się już w Baśce - ghrr! Gavlyn, Gavlyn, mam w pamięci kilka głębszych wieczorów, kiedy w tle zapętlaliśmy ją w opór! W ogóle fajny motyw przewodni numeru, że niby Esperanto, brak barier w komunikacji! Też bym się wkurzył, jakby mi wmawiali, że ten kawałek jest smutny! Jest bardzo, bardzo pozytywny, jak na standardy Radosława ma się rozumieć! ;)

8. Czy pozwolisz
Ale już się rozpisaliśmy, w Internetach to niedopuszczalne! W twórczości Szczecinianina cenię to, że potrafi skupić się na drobnym elemencie (osoba, zdanie, wspomnienie) i wokół niego zbudować fabułę opowieści. Taką sytuację mamy w tym przypadku. Jest emocjonalnie, rozśpiewanie (w ogóle Planet podśpiewuje i nuci prawie w każdym refrenie). Czyżbym widział nawiązanie do Wyścigu z czasem? Świetny film! A talerze i bębny w podkładzie siedzą miodnie! Typowy numer na wypełnienie płyty; bez fajerwerków, bez niewypałów.

9. Mentalista
Rzeka marzeń, wtórne punche z Doktorem Housem, Spielbergiem, braćmi Wright... Zdaje mi się, że MNIA jest już jednoosobową manufakturą dobrych wstawek, lecz śpiewanych na to samo kopyto. Jest jeszcze Miuosh, ale choć przyjemnie szczery i nawet zaskakujący, to nadal nastawiony na naturalistyczny opis syfu. (Nie)wszystko dobrze grane jest - EjlotSounds! Kto by się spodziewał, jak dla mnie najsłabszy joint, do którego nie chce mi się specjalnie wracać... A obsada fajna, niby antagonista Patokalipsy miewał już gorsze występy, zasadniczo może zbyt ostro oceniłem również Aleksandra? Utwór jako wypychacz krążka i wsparcie promocyjne pewnie zdał egzamin.

10. OOBE
W jednym zdaniu? Procenty sprawiają, że Planet czuje się jakby tracił kontrolę i był poza swoim ciałem. Ale zasadniczo ciężki track do interpretacji dla audytorium, dość mroczny i wielowątkowy. Że niby wóda to ta druga kobita, za którą podmiot liryczny dostaje w pysk? Odrobinę męczący, monotonny podkład. Znów jestem umiarkowanie zadowolony z odbioru.

11. Sara
Na szczęście mamy przełamanie przytłaczającego klimatu. Kolejny powrót do przeszłości. Coś dużo mamy takich wycieczek na Universum. Może Sara to jakiś substytut Jekateriny. Coś w klimacie... Paznokci Małpy? Leciutki, przyjemny dla słuchacza numer na kojącym beacie. Tylko ta wstawka z Szatana z 7 klasy... No nie lubię takich akcji, co ja na to poradzę, chociaż Joker w kolejnej ścieżce siedzi...

12. Mroczny rycerz
Pamiętam, jak słuchacze zaniepokoili się, że cała płyta będzie komiksowa. Niektóre wersy mogą być odbierane jako utożsamianie się z postacią ze środowiska DC Comics, chociaż chyba bardziej chodzi o te dziwne lęki/fascynacje Planeta nietoperzami i zwykłą sympatię do obrońcy uciśnionych. Wykorzystanie Damiana Basińskiego w klipie to dobry pomysł. Podkład świetnie nabiera rumieńców i koresponduje z nawijką.

13. Wszystko znieść
Specyficzna wariacja kawałka motywacyjnego. Wyobrażam sobie, że może to pomóc niektórym słuchaczom na życiowych zakrętach (coś jak Trzeba Żyć Te-Trisa). Solidne outro, ale bez niczego, co pozostawia szczęki na glebie. Nawiązania do numerów z Pasu Oriona, przekonują nas, że jest w tym wszystkim jakaś ciągłość, a kolejne płyty są ze sobą mocno powiązane. Fajne gitarowe wtręty na podkładzie.

6. Gra o Tron (ft. Arik, Kato, Niti) // SPECIAL EDITION
No i może ze trzy słowa o dodatkowym utworze na krążku w edycji dwupłytowej. Piękna wstawka wokalna, prawdę mówiąc nie jestem pewien, czy to nie jakiś sampel, ale podejrzewam, że to nieznana mi Niti. Planet tutaj buńczucznie, bezkompromisowo, o tym, że środowisko jest kijowe. Arik i Kato słychać, że wyszlifowane zwroteczki. Arik ciągle nawołuje Radka, fajny punch o berserkerze i de nekst best. Widzę w nim spory potencjał, już kilkanaście miesięcy temu zasiliłem jego fanbase. Kato zaś świetnie bawi się powiedzonkami i to jego patent na zwrotkę (pieniądz leży na ulicy, my wolimy podnieść głos czy czarna owca jest syta, młode wilki głodne śpią). Niezbyt odkrywczy temat, ale szkoda, że utwór nie znalazł się również na zwykłej wersji krążka. Przydałby się tam dosadniejszy Planecior w stylówce z #hot16challenge.

Oj, czas przejść do podsumowania. Powiem Wam, że Pas Oriona siadł mi dużo lepiej. Większość ze zwrotek Planeta pozostawiła mi wtedy w pamięci jakiś jeden, dwa mocne wersy. I tutaj zdarzają się przebłyski, ale tekstowo i stylistycznie Universum jest dla mnie nie do przebrnięcia na jeden raz. Fajnie, że Radek kombinuje z flow bardziej niż zwykle, wplata ciekawe hasztagi odwołujące się do mniej znanych postaci popkultury, poprawił dykcję i ma lepszych gości (choć tylko Pyskaty rozje*ał), ale miałem nadzieje na większe oddryfowanie od poprzedniego wydawnictwa ze stajni Aptaun (dupkom i nietoperkom już dziękujemy, kosmos i przeszłość też powoli się przejada...). Dałbym płycie 3.5/5, ale nie sposób nie docenić pracy jaką włożył Eljot, który teraz wyciąga płytę za uszy. Dlatego delikatnie naciągnięte 4/5! Szkoda, że w edycji specjalnej na drugiej płycie nie znalazły się wszystkie instrumentale... Skoro to klasyczna kooperacja MC-Producent, byłoby to uzasadnione, a mimo przyzwoitego poziomu remixów, wolałbym sobie puścić "czystego" Eljota niż maxisingiel utworu, który nie jest czarnym koniem tych zawodów. Artwork, cóż... Poprawny, z daleka twarz wygląda rewelacyjnie, z bliska już znacznie gorzej. Dziwią te ostre, trawiaste ni to cienie, ni to coś... No i chyba ciut za dużo błyszczących gwiazdeczek #czepiam_się_wszystkiego, #grawitacji_też_się_oberwie!
 
Myślę, że gdybym nie znał Pasa Oriona prawie na pamięć, Universum zrobiłoby na mnie dużo lepsze wrażenie... Spotkamy się pojutrze, tej sceny nie opuszczę - czekam więc na rozwój wypadków, żeby już bez sentymentów wypunktować kolejne produkcje. Tym razem udało się wyrwać spod Klątwy Aptaun, ale tylko o włos. Naprawdę o włos...

No, ciekaw jestem czy znaleźliście czas i chęci na przeczytanie ponad trzech stron maszynopisu... Jeśli tak, to bardzo mi miło, czekam na konstruktywną krytykę, zapraszam na fanpage Kultura & Fetysze lub do posłuchania moich rapowych smętów (kliknij tutaj, żeby posłuchać). Pięć!

Okładka płyty pochodzi z oficjalnego facebookowego profilu Aptaun.

poniedziałek, 1 września 2014

RECENZJA #36: Numery Niczym Nieskrępowane - Kosa


Kosa, Kosińska, Katarzyna, ewentualnie Bonson w wersji damskiej. Kolejny talent z Chełma, miasta które prawdopodobnie ma wyjątkowo sprzyjający mikroklimat dla rozwoju bezczelnych, błyskotliwych i interesujących raperek, niebędących jednocześnie kolejnymi kopiami Wdowy! Dziś przyjrzymy się ostatniemu dziełku Kosy, Numerom Niczym Nieskrępowanym, które ciężko nazwać EPką, są to bowiem cztery luźne numery, nagrane na mniej lub bardziej (dla koneserów i znawców raczej bardziej) znanych instrumentalach. Całość jest jednak dość spójna, a sama raperka udowadnia, że ma świetną rękę do wyboru podkładów, na których uprawia swój emocjonalny ekshibicjonizm. Jak radzi sobie lirycznie? CZAS NA KREATYWNĄ ANALIZĘ!

Snu! (instrumental: Flako - Crying on the in)
Jedno wiem na pewno - numer średnio sprawdziłby się jako poranny budzik. Pierwsza zwrotka mocno rozleniwiająca, niezbyt optymistycznie nastraja do dziarskiego witania nowego dnia... Jedynie krótki, acz konkretny, pokaz techniki mógłby wyrwać nas z objęć Morfeusza. Niezła, niezła zmiana tempa, tylko dykcja do wyszlifowania, ale czyja jest idealna niech pierwszy rzuci poduszką! Czy są tu jakieś napomknięcia o samotności i szczęściu, którego tak naprawdę nie ma? Ciężko powiedzieć, tekst jest otwarty na interpretacje. Zwrotka druga to narzekanie na bezsenność i inspiracje przychodzące zawsze późno w nocy, podobnie jak niechciane, zamykane na pięć spustów, myśli i wspomnienia. Zajebiście leżą mi wszelkie nawiązania do ekonomii - cheekpoint hajsu, produkt krajowy brutto w Holismie, słupki idące w górę etc. Kosa, weź idź na jakiś kurs giełdowego maklera, żeby połapać nowe pomysły na punche z niezaspokojonymi potrzebami w tle! Potrzebami materialnymi rzecz jasna! Ogólnie rzecz biorąc numer, że komar nie siada, sampelek dodaje całości wyjątkowego sznytu. Znakomite rozpoczęcie paczki!

Holism (instrumental: Emancipator - Merlion)
Nawiązanie do greckiego ideału piękna, będącego połączeniem przymiotów ciała i dobroci ducha plus zachęta do indywidualizmu, ale nie tego, polegającego na szukaniu koszulek z oryginalnym nadrukiem, lecz pewnej umysłowej niepodległości, choć częściowej niepodatności na obce wpływy - tak to widzę! Mamy też kilka wersów o powolnej utracie wiary w drugiego człowieka i niemożliwości pobudzenia jego emocjonalnych strun. Ogólnie jest niewesoło, wielowątkowo, ale autorka uciekła od grafomanii, co nie jest zadaniem prostym przy tak abstrakcyjnej, holistycznie ugryzionej, tematyce! Bardzo cenię sobie autobiograficzne odniesienia Kosy, z którymi bardzo łatwo się utożsamiać. Drobne zastrzeżenie do niezagospodarowania dalszej części podkładu i czterokrotnego powtórzenia refrenu. Oczywiście słucha się przyjemnie, słychać efekt narastających emocji; autor ma pełne prawo mieć taki zamysł, ale musi liczyć się z pytaniami słuchacza w stylu: może nie było pomysłu na ciąg dalszy tekstu? Chociaż zwrotka jest w rozmiarze XXL, lepiej zostawić czyste, kozackie pętle niż niepotrzebnie je brudzić... Utwór mógłby lecieć gdzieś w tle napisów filmu Dawca Pamięci, no i obowiązkowy props za użycie słowa fetysz, które jest bardzo na tym blogu lubiane!

Z otwartymi drzwiami (instrumental: Atmosphere - The Last To Say)
Sentymentalny numer dla ziomeczków, którzy nie opuszczają w potrzebie i nie zapominają o nas kiedy oddalamy się o kilka kilometrów lub tracimy zasięg w tunelach i życiowych zakrętach. Domorośli marzyciele z okruszkami na koszulce! Jeśli wszystkie studentki AWF we Wrocławiu (?) są tak dojrzałe i ogarnięte, to chyba lecę robić tam magistra z socjologii! Znowu na drugim planie majaczy nam pieniądz, który tworzy pewien naturalistyczny, urbanistyczny klimat szczurzej antyutopii. Braci się nie traci, ale uciec czasem niestety trzeba. Nawet jeśli kontakt kiepski, to namierzę cię i zachlam - to wyjątkowo cwaniacki i brawurowy wers! Refren złoto! Moim skromniutkim zdaniem to najlepszy numer z tej krótkiej kompilacji!

Proszę mi klaskać ft. Dj Simple (instrumental: Chrome Sparks - Marijuana)
Dobrze, że ten składnik wpadł do sałatki, bo dodaje lekkości, informując jednocześnie, że Artystka Katarzyna nie ma ciągle spiętych pośladków i umie zaprezentować się od strony, że tak powiem, kabaretowo-ironicznej. Powstało już naprawdę sporo tego typu numerów, ale ten nie okazał się w żaden sposób wtórny. Przypomina mi się kawałek nagrany przez niejakiego Micha na albumie Dożywocie Za Słowa, ale za nic w świecie nie mogę przypomnieć sobie jego nazwy, a YouTube nie chce mi pomóc... Ostatnie cztery wersy o dwóch końcach kabla są bardzo miłe, ale również słuchacze powinni doceniać istnienie dystrybutorów muzyki. Takie jednoznaczne podziękowania mogą popsuć charakter odbiorcy, stworzyć w nim złudne wrażenie, że wszystko mu się należy. Należy się dużo, ale bez przesady, pamiętaj o tym! Detale obok których nie da się przejść obojętnie to: przyjemne dla ucha scratche i świetnie wymodulowany ostatni wers z (prawie) zmysłowym szeptem.

Podsumowując: minimixtape zdecydowanie na plus! 4/5, żeby Kosa nie osiadła na laurach! Moja intuicja podpowiada mi, że artystka jest w takim momencie kariery, w którym finansowe niedogodności są dla niej twórczo stymulujące. Dobrze byłoby, gdyby Kosa wypłynęła na odrobinę szersze wody właśnie teraz, żeby zrobić krok naprzód, zmienić delikatnie punkt widzenia i rozszerzyć tematykę (Ciągle słyszymy o ojcu, niedoborach siana, alkoholu, locie na studia etc. Ok, ale zostawmy to już w spokoju!). Jeśli Kosa zostanie tak samo gorzka i refleksyjna, ale nie wpadnie w monotonię, to jestem o Nią całkowicie spokojny! Pozwólmy zdobyć jej kilkadziesiąt/kilkaset nowych lajków (bez pokazywania cycków), choć z drugiej strony mały fanbase jest cenny. Świadomy i zaangażowany. W ostatecznym rozrachunku dobrze jednak próbować połączyć jakość z ilością.

I Ty możesz poczuć się jakbyś razem z Onest Promo wyłowił perłę ukrytą w podziemiu podziemia! Ja właśnie dzielę się NNN ze znajomymi i nielicznymi czytelnikami tego bloga. Bo wbrew pozorom dużo osób otwiera pliki tekstowe dołączone do muzyki. Każdy bowiem szuka odrobiny emocji, a Kosa jest w stanie ich nam dostarczyć! Bezsprzecznie. Fajnie, że Gori, Cution i Dj Simple udzielili wsparcia!

 
To moja czwarta recenzja muzyczna. Zostaw mi jakiś konstruktywny komentarz!


Niedorzeczna marzycielka wciąż bez gruntu pod nogami,
Grunt to pewność, że jak spieprzam, czekasz z otwartymi drzwiami - na mnie!
                                                               ~Kosa, Z otwartymi drzwiami

niedziela, 5 stycznia 2014

RECENZJA #20: Szmaragdowa Szczerość - Ad.M.a


Trzecia recenzja muzyczna i... czas powitać pierwszą Damę! Kto mi teraz zarzuci lekceważenie -używając terminologii Gonix- dziewczyńskiego rapu, no kto!? Ad.M.a, kotka z Chełma, w grudniu ubiegłego roku wpuściła do sieci krótkogrający materiał pt. Szmaragdowa Szczerość (na marginesie, tytuł EPki lepszy niż ksywka, ale przecież nie ksywkę będziemy oceniać, prawda?). Nazwa od razu skojarzył mi się z Tablicą Szmaragdową - średniowieczną inspiracją wszelkiej maści alchemików, ezoteryków i szarlatanów. Strzał to prawdopodobnie chybiony, choć słysząc niektóre linijki, może nie do końca? Kto wie co może siedzieć w głowach rapujących, rudych dziewcząt...

Nie byłbym sobą, gdybym nie wprowadził małej dygresji fabularnej przed tzw. recenzją właściwą [jeśli Twój czas jest zbyt cenny opuść poniższy fragment fabularny].

                Wigilia! W tym roku bardzo świecka. Siedzę sobie w pokoju Koreańczyków i Litwina. Pracuję nad swoim komentarzem do ostatnich trzech akapitów Traktatu o miłości Awicenny (praca zaliczeniowa na Historię Myśli Tureckiej). Piękny, filozoficzny tekst o doskonałości i miłości Allaha...
                Jako że czas to szczególny, kończę pracę szybciej niż zwykle i podejmuję z Dongiem świąteczną interakcję (warto nadmienić, że Dong jest katolikiem, co Koreańczykom nie zdarza się zbyt często). W tym roku odpowiada mi taki klimat (a właściwie jego brak). Jedynym elementem przypominającym polskie święta są mandarynki. Żadnych dekoracji, specjalnych potraw, głupiej zabawy w patchworkową tradycję.
               Oczywiście gadka z Dongiem (lubię nazywać go Ding Dong, ale strasznie go to wnerwia) zaczęła się jakoś konwencjonalnie: Bożonarodzeniowe zwyczaje, później życie ogólnie, jego relacje z dziewczyną (które ostatnio, ujmując rzecz metaforycznie, zyskały kilka nowych rys i zadrapań, EDIT: związek posypał się tuż przed nowym rokiem), następnie przeszliśmy gładko do (jakżeby inaczej) relacji z moją (byłą) dziewczyną (które, ujmując rzecz mniej metaforycznie, spie#doliły się po całości i obróciły się w kupkę wspomnień), aż tu nagle, nie wiem jak, schodzimy na temat rapu. Ciekawostka: w Korei rapujące dziewczyny to zjawisko dość powszechne. Jest ich ponoć bardzo dużo, ale głównie w sezonowych, młodzieżowych bandach (jednym z wyjątków jest Tasha - klik i klik). No to lecimy po linkach z kobiecym rapem z teledyskami. Polska reprezentacja to: Wdowa, Guova, Gonix, Ad.M.a (nie więcej, żeby nie zanudzać). Szkoda że zapomniałem o Cleo, ale tam głównie się patrzy, nie słucha. Dong, rozumieć wiele nie rozumie, ale przy klipie do Czarownicy, jego małe, skośne oczka zaczynają się wyraźnie rozszerzać, a usta powtarzają: she is sexy, she is so sexy. Ja odpowiadam: No, no! Guova is hotter than her! I will show u! [spuśćmy zasłonę milczenia na dalszy ciąg tej dyskusji]
                Ostatecznie spór nie został rozwiązany, każdy obstawał przy swojej faworytce. Wiem, wiem, trochę to seksistowskie oceniać rap w ten sposób, ale... kto pierwszy rzuci kamieniem? W końcu facjata i stylówa to rzeczy ważne, szczególnie gdy jednemu z rozmówców ciężko docenić warstwę liryczną prezentowanych utworów. A teraz, wypada mi podziękować za okruch międzynarodowego fejmu! :)

Dobra, koniec śmieszków. Zasady są proste - oceniam po kolei każdy kawałek, uwagę ogniskując na tekstach (można powiedzieć, że na tym znam się najlepiej). Bez zbędnej wazeliny, choć nie roszczę sobie prawa do obiektywności. Jestem bardzo nieobiektywny i wiecie co? Dobrze mi z tym.

1. Szmaragdowa Szczerość (prod. ZeroJeden)
Zabójczo dobry podkład z samplem od Waldka Koconia, już na wstępie zgarnia pełną pulę. Pierwsze wrażenie po usłyszeniu Adrianny - kobieca wersja Kajmana (na szczęście modulacja okazała się tylko chwilowa). Słuchając premierowo zakrztusiłem się oranżadą, gdzieś przy linijce Melpomene, słodki stan, którą zrozumiałem niewyraźnie, coś a la sutki mam. Nie podoba mi się maniera modulacji końcówek większości zwrotek. Według mnie czasem to pasuje, czasem nie (np. w pierwszej zwrotce owszem, w drugiej już niekoniecznie). Tytułowy numer to solidna introdukcja, utrzymana w konwencji braggadaccio, z kilkukrotną zmianą rytmiki, kombinowaniem z flow, autobiograficznymi smaczkami i wyważonym feministycznym pazurem. Poczułem się odrobinę zaciekawiony i zmotywowany do pójścia krok dalej!

2. Lumina (feat. Danny Boy, prod. M'M)
Staram się uchwycić esencję numeru i nie jest to sprawa prosta. Ten pierwszoosobowy storytelling opowiada o przelotnej znajomości i kolekcjonowaniu wrażeń. Może ma nas zachęcić do uprawiania tego typu przygód? A może Ad.M.a chciała po prostu stworzyć ciekawy, klimatyczny utwór obrazujący relacje wytatuowanego Hustlera w kurtce No future (wizja własna) z delikatnie uległą, ale silną psychicznie kobietą szukającą wrażeń? Ciężko stwierdzić. W każdym razie, drażni trochę piskliwa zmiana tonacji. Przyśpieszona szesnastka jest niezła technicznie, nie ma większych problemów z jej zrozumieniem. Kilka bystrzejszych linijek (na raz.., na dwa..., na trzy...) i super skrecze. Ale czyj w końcu był ten Chevrolet, który odjechał? Prawdziwy twardziel nie daje kierować panience!

3. Marzyciel (prod. Jimmy Kiss)
Ojojoj! Historia o dupku-emigrancie z rodziny monoparentalnej. Coś mi jednak nie pasuje w tej postaci. Doświadczony przez los, odrobinę samotny, a szuka lekarstwa w hajsie i jest szkolną gwiazdą? W szkole nie bywał za często, ale dostał się na studia i rzucił je dla kasyn? Grim boy czy duży chłopiec z marzeniami? Optymista, co walczy o swoje racje, ale co jest tą racją? Bilon? Słuchając tego numeru czuję się naprawdę confused... Nie wiem, może tylko dla mnie to wszystko jest takie skomplikowane, a może zwrotki są o dwóch różnych facetach (co i tak nie wyjaśnia wszystkiego)? Przypinam temu numerowi łatkę niezrozumienia. Starałem się, słuchałem ponad 10 razy żeby właściwie odmalować portret psychologiczny i nic. Poza tym czyje ścieżki nie są rozdzielone między byciem dobrym synem, a wódą i ziołem? Większość złotej polskiej młodzieży dorasta właśnie w ten sposób... Zadzwonię kiedy dorosnę (i zrozumiem)! Możesz dać mi swój numer ;)

4. Głuska (prod. ZeroJeden)
Co za sztos! Ale skup się, to jest o poważnych rzeczach numer! Postać kruchej dziewczyny z pierwszego wejścia jest cudownie naszkicowana (przez chwilę poczułem się jak w Obłędzie Krzysztonia, ale to bardzo subiektywne skojarzenie). W tym utworze Adrianna pokazuje nam empatyczną stronę szmaragdu (Traktuj ludzi jak braci i to zwróci się/Nie używaj epitetów, argumentem nie jest śmiech). Ale co to za czasownik oglądnij? Może jakiś lubelski regionalizm, nie czepiam się! W każdym razie nawet tytuł tracku dobrze przemyślany. Polatałem po linkach jak pająk i teraz wiem co nieco o Lublińskim szpitalu psychiatrycznym. Plus za osadzenie rapu w polskich realiach - uwielbiam to. Coś mi się zdaje, że raperka ma coś wspólnego z psychologią... Jakieś praktyki, wolontariat... coś, gdzieś?

5. Zniknie świat (ft. Smooth Poet, prod. NoTime)
Po długim instrumentalnym wstępie mamy bardzo enigmatyczne, miejscami mocno zalotne i oddziałujące na wyobraźnię rymy kobiety, która proponuje nam wspólną ucieczkę od prozy życia. Słuchacz nie wie czy Ad.M.a mówi o terapeutycznych walorach swojej muzyki, czy raczej kusi perspektywą intymnej relacji (koniec końców tworzenie muzyki ma w sobie coś z obu tych sfer). Smooth Poet dał naprawdę niezłą zwroteczkę. Pozwolę sobie nadmienić o dwóch fragmentach, które nie chcą wymazać się z mojej pamięci: Powiedz tylko czego słuchasz i czym chcesz się dzisiaj upić!, a także część zwieńczona okrzykiem Który tego nie czuje? Tylko co to za zawodzenie po follow-upie do Jeden taki dzień? Nie dziękuję, tego nie zamawiałem! To jak to leciało, mózg nie będzie mi potrzebny...? Wchodzę w to!

6. Plankt (prod. M'M)
Bez wątpienia najbardziej osobisty kawałek na Szmaragdowej Szczerości, legitymizujący niejako drugi człon tytułu. W pewnym stopniu mogę się identyfikować, choć nie do końca - każda historia jest inna. Piękna wizualizacja, nie wiem czy ja zdecydowałbym się użyć tego typu prywatnych video. Gdy zawodzi nauka nie pomoże Zbawiciel. Może i nie, ale doda nadziei, placebo. Pamiętam, że Guowa też nagrała utwór poświęcony tacie. W związku z tym, mam pewną roboczą hipotezę: dziewczyny wychowane bez ojców częściej chwytają za mikrofon, bo są twardsze (cokolwiek to znaczy, przyjmijmy że chodzi mi o to, że nigdy nie były oczkami w głowie najlojalniejszego z mężczyzn). Kolejny świetny tytuł na utwór, kilka bardzo dobrych wielokrotnych, kilka trochę słabszych. Tutaj nie ma to jednak większego znaczenia - treść jest ważniejsza od formy. Bo jeśli Boga nie ma, nie spotkamy się tato - kluska w gardle.

7. Niestabilna sytuacja (prod. Jimmy Kiss)
Wygląda to na szczerą historię, znana najpewniej z autopsji. Z pewnością zapamiętam refren, w którym trzyliterowe słowo "nie" pojawia się, bagatela, 36 razy. Jednakowoż hula to całkiem rytmicznie, więc nie narzekam. Mamy stukot szpilek na wejście, kilkukrotne kombinowanie z flow, mamy i kilka bystrych linijek. Zamrażamy uczucia, konserwujemy serca. Fajne jest to, że podmiot liryczny zdaje sobie sprawę z tego, że sam wybrał takie psie życie, dostrzega również swoje wady i słabości. Aż się ucieszyłem, że nie miałem (nie)przyjemności doświadczyć tego typu niestabilnej sytuacji. Odległość jest niebezpieczna, ale ta emocjonalna przecież też. Tjaa...

8. Czarownica (prod. Jimmy Kiss)
Pokazać ci słabość w świecie bez sumień, to tak jak strzelić sobie w łeb - niezmiennie łykam takie wersy jak młody pelikan! Swoją drogą, to musiałoby być bardzo zabawne, mieć taką oświeconą żonkę ze sporym temperamentem! Ad.m.a ma niezwykły dar w kreowaniu swojego dualnego wizerunku. Z jednej strony subtelna kobieta (która potrafi nawet przyznać się do łez), a z drugiej zadziorna kusicielka, która (prawdopodobnie) jest zdolna ustawić sobie faceta. Ten kawałek określiłbym mianem... clever braggadacio (kiedyś myślałem naiwnie, że to ja stworzyłem ten termin, ale nihil novi sub sole). Nieczęsto spotykamy w rapie słowa typu: emancypacja, poltergeist czy chociażby nawiązania do ubogich dzielnic Rio de Janeiro (ok, mamy Rovera, ale on jest poza skalą). Ah, bym zapomniał: Jimmy Kiss dał świetny podkład i choć teledysk odrobinę przesiedziany, to ma kilka ciekawych ujęć (fajny patent z marszczeniem nosa, żeby unieść okulary; tak wiem, jestem chorym maniakiem szczegółów). Jesteś lepsza niż on, szczególnie w robieniu refrenów!

9. Ready for Fame (ft. Wizu, prod. Foux)
Pierwsza zwrotka zrobiła mi sieczkę z mózgu, zwłaszcza inicjująca czwórka o tematyce podniebnej (Wyrywam ci pióro, zabijam cię twoją bronią, już nie będziesz ponad mną #Szeregowiec Dolot). Trzeba mieć tupet żeby wziąć kogoś na featuring i łaskawie dać mu do zarejestrowania jedno podbicie (które swoją drogą siedzi wyśmienicie i dodaje całości nowej przestrzeni). Pozytywnie w ucho rzuciła mi się też czwóreczka na szalonym, przeciąganym i nieco podśpiewanym flow (To nie wyścig, wiem...)! Z miłą chęcią usłyszałbym cały numer w tej stylistyce. Numer niczego sobie, można powiedzieć, że wyjście z pie#dolnięciem! Za pomocą moich rąk też nie tworzy się minimalizm, dlatego zacząłem pisać najlepsze recenzjo-komentarze w kraju. Kurczę, chyba za bardzo poniósł mnie refren... ;] Musz-kie-ter!

I teraz zagwozdka. Jak ocenić EPkę Adrianny. Z jednej strony ujęła mnie za serce przyśpieszeniami bez gubienia dykcji, z drugiej zasmuciła zbyt częstymi, modulowanymi fragmentami zabijającymi płynność. Na wielki plus zasługuje uniwersalność - raperka porusza cholernie poważny temat, po czym świetnie odnajduje się na bujającym łepetyną beacie. Tytułowa szczerość to rodzaj spinającej wszystko klamry - w każdym z utworów mamy przynajmniej jeden wątek biograficzny (nawet w ostatnim znalazła się zabawna reinscenizacja z przedszkola). Poza tym miło słucha się kogoś, kto wplata w treść szesnastek coś więcej niż tylko łacinę podwórkową (żeby daleko nie szukać, mamy tu motyw vanitas, femme fatale, okrzyk liberté). Można naprawdę pokminić, co autor miał na myśli. Dlaczego lokalną scenę dopada elementaryzm, czyżby chodziło o kwadratowe rymy? Chyba naprawdę będę śledził czym jeszcze uraczy nas raperka z Chełma, bo cenię sobie jej tok myślenia. Świetnie dobrane bity od uznanych producentów, dobre występy gościnne (Wizu dał występ życia, hehe). Chciałem skarcić za intonacyjne eskapady, ale w pełni zrekompensowała mi to inteligencja w linijkach. Poza tym te modulacje to jakaś tam cecha charakterystyczna i pomysł, żeby się wyróżnić. Wyszło 4/5.
Choinka, stawiam zbyt wysokie noty! Chciałbym kiedyś zmieszać kogoś z błotem. Możecie podrzucić mi jakiś słabych raperów. Im większe drewno tym lepiej - bardziej się wyżyję. Tutaj mamy jednak dobrą, szmaragdową markę. I to nie żaden syntetyk, tylko w pełni naturalny krzemian.

To moja trzecia recenzja muzyczna. Zostaw mi jakiś konstruktywny komentarz! Tym razem poniosła mnie trochę estetyka albumu, więc użyłem odrobinę przeintelektualizowanego języka. Sorry... 5!

wtorek, 17 grudnia 2013

RECENZJA #19: Przedmieścia - Emen


Dzisiaj na warsztat wrzucamy Przedmieścia Emena. Przygarbiony, blady młodzieniec w czarnej czapie, posturą przypominający nieco Rooney'a z niewielkimi zaległościami treningowymi (ew. przystojniejsza wersja Szyny, tego co to przez chwilę grzał się w blasku Wielkiego Joł) wystąpił gościnnie na albumie producenckim Efena z Quebonafide i Planetem (jako jedyny tekściarz w dwóch utworach). To oznacza, że lapsem być nijak nie może. I właśnie na Nowych Zmiennych po raz pierwszy powąchałem ten najlepszy rap angielskich osiedli!

Z mojego mało wnikliwego research'u wynika, że kot owy został już porównany do połowy sceny: Onara/Sitka (ze względu na klimatyczną, charcząco sku#wysyńską barwę głos), Pyskatego (sporadycznie podobne akcenty) czy MNIA (podśpiewywanie w refrenach i spory ładunek emocjonalny w linijkach). Nie ma co - takie porównania to spory komplement! Ja dorzuciłbym jeszcze Zeusa (bo Emen potrafi zrobić sobie dobrze hulający podkład) i Miuosha (bo też utożsamia się z Silesią). No i Eminem, bo literki w ksywce się zgadzają...

Dobra, koniec śmieszków. Trzeba jednak przyznać, że wychodzi nam całkiem kompletny raper. Nie znalazłem tylko informacji o uczestnictwie w bitwach freestylowych, ale pewnie coś po pijaku by się znalazło. Zasady moich recenzji (to w sumie raptem druga, ale Planet dał mi niezłego kopa do pracy) są proste - oceniam po kolei każdy kawałek, uwagę ogniskując na tekstach (można powiedzieć, że na tym znam się najlepiej). Bez zbędnej wazeliny, choć nie roszczę sobie prawa do obiektywności. Jestem bardzo nieobiektywny i wiecie co? Dobrze mi z tym.

1. Parę miast (prod. Emen)
Masz prawo być bezczelnym. Bujające rozpoczęcie z chwytliwym refrenem. Łamane wersy, hasztagi, niedokładne rymy - niezła przekrojówka. I spora pewność siebie: Lubisz latać wysoko to skocz mi! Hej! Spocznij! Wers o wyjęciu talentu z ust - ukłony! Mamy tutaj klasyczną gadkę o pisaniu zwrotkach na polskim (swoją drogą, czy ktoś to naprawdę robił?), robieniu ognia na scenie niezależnie od koncertowej frekwencji i popularności w całodobowych. Słowem Rudeboy pełną gębą.

2. Tulipany
Nie wymagam nic od reszty, nauczyli mnie tego ci co odeszli! - najprawdziwsza linijka jaką ostatnio miałem (nie)przyjemność usłyszeć i doświadczyć. Swoją drogą gdzieś na blogu MajkOnMajka przeczytałem, że Emen nie jest pożeraczem literatury. Skąd zatem ten świetny wordplay, zasób słów i kozacka (ładnie podśpiewana) metafora z tulipanami? Aż tak bogate w inspiracje życie? Naturalny geniusz? Jakbym miał się na siłę przyczepić to przyśpieszenie w drugiej zwroteczce nie powala. Czas to kutas - oryginalne i trafione w dychę odwołanie do Life's a bitch. W tle przewijają się rozterki natury niedoboru hajsu w czasach powszechnego konsumpcjonizm.

3. Może kiedyś (prod. Totepady, ft. Erbo)
Wiara w lepszą przyszłość. Chociaż Ebro już chyba niezbyt wierzy. Aż ciarki przeszły po plerach przy wersie, że rapuje tylko dlatego, że nie ma już z kim szczerze pogadać. Kurczę, ostatnio łykam takie smutne wersy jak młody pelikan! Za to Emen okropnie zakończył pierwszą zwrotkę. Dwa ostatnie wersy wydają się idiotyczne kiedy się je na spokojnie rozkmini. Dobrze, że drugą zwrotką się odpowiednio zrehabilitował. Co jest ku#wa z tym światem, że każdy młody jest jak Werter (to również liść na odmułkę dla mnie samego)? Czy jedyne lekarstwo to: Uderzenie w pucharaaaa...?

4. To smutne (prod. Emen)
Nie mówmy o tym, bo to smutne. Bardzo smutne. Oprócz całkiem zgrabnych wersów o psychice pewnej nieznanej nam kobiety (Emen - kobiecy psycholog?) mamy dwie złote myśli, które warto zapamiętać: Słucham jej problemów, ale myśli, że na nic nie liczę? a także Szacunek budzi nie to o czym piszesz, ale jaki masz charakter. Mamy tutaj zawartą całą esencję pojmowania świata przez zdrowego chłopaka. I ten hook w refrenie ('heeey') tak hipnotyzująco... smutny.

5. Pozłacana jesień (prod. Emen, ft. Joterpe)
Emen chyba lubi sobie, od czasu do czasu, zrelacjonować życie i uczucia kobiet w osobie trzeciej, w tle wplatając swoją postać romantycznego ratownika. Czuć między wersami, że mocno się kiedyś zawiódł i szuka kogoś komu można zaufać (ale co ja tam wiem, jestem tylko początkującym recenzentem po drugiej stronie kabla). Joterpe też postanowił opowiedzieć historie w podobnym tonie. O pustym życiu na pokaz i policzkach ciętych w pionie. I tym razem gość wypadł lepiej od gospodarza, zręcznie posługując się symboliką biżuterii, łez i podartej sukienki. Z drugiej jednak strony refren wyszedł całkiem sensownie. Ja interpretuje go w ten sposób, że jedyną rzecz niemożliwą do ukrycia pod płaszczykiem pozorów jest nasza metryka - czas leci nieubłaganie. W klasycznej konkurencji MC's na tracku ogłaszam remis.

6. Przedmieścia (prod. Nowik, ft. Sandra Biedacha)
Kawałek bardzo nostalgiczny. Mieszanka narzekań na brak własnego kąta, niskie ambicje kumpli, marne hajsy za małolata i samotne picie przed lustrem. Refren mocarz - po trzecie dla ludzi! Brawo dla wokalistki i rapera, który też tam coś zanucił w tle. Kolegom zostały używki i odżywki tylko; Żeby [...] ze skoków na marzenia zostały czyste noty - niby zwyczajne linijki, a zapadają w pamięć. Tylko szkoda, że taaaki prze#uchany sampel. Zazwyczaj mam gdzieś takie szczegóły, ale po tym jak motyw został użyty przez Anno Domini zabawiali się z nim już chyba wszyscy. Łącznie ze mną, Safonem, Duszerem, BAKU i nie wiem kim jeszcze. Plus za pamięć o Dąbrowie Górniczej i umiejętność ładnego o tym nawinięcia (co nie zawsze idzie w parze)! Zagłębie - dzięki za Pawłowskiego!

7. Trzy godziny po północy (prod. Emen, ft. Duchu, gitara Marcin Kiraga)
Może to niedojrzałe, ale ja wrzucam wszystkie "niebezpieczne" numery prosto w kibel, żeby nie kusiło. Po prostu, tak jest najłatwiej i najskuteczniej. Ale, ale, do rzeczy: Duchu zaliczył najlepszy występ gościnny na płycie. Prawdę mówiąc ten numer to Duchu show. Agresywne, zawadiackie linijki (których nie będę tu przytaczał, bo musiałbym przepisać 3/4 zwrotki) i czy aby nie ma tu przypadkiem follow-upu do Maleńczuka? Niewygodne pytania uczą mnie czegoś nowego o mnie - celna uwaga, która wyszła z ust Emena (żeby nie był smutny, że o nim nie wspomniałem)! Ah i kreatywna gadka w tle jest zawsze lepsza niż joł, joł mam styl i dużego penisa, sprawdź to, joł!

8. Wyniki (prod. Kryhoo)
Wiem, że wbijasz chuja, ale i tak Ci podeśle tę recenzję jak skończę. Myślę, że trochę Cię to jednak obchodzi ile osób i gdzie Cię słucha. Wartość puli się liczy. Dla każdego. Rozumiem retorykę buntu i prztyczek w nos dla tych, którzy za wynik daliby się pochlastać, ale nie jest tak, że artysty nie obchodzi odbiór. Fajna retrospekcja ze szkolnych lat. Niepokoi jednak to, że Emen strasznie lubi dotykać różnych wątków i mocno odbija od rozpoczętych tematów. Czasami sprawia to wrażenie chaosu. Tutaj uszło płazem - motywem przewodnym są niepowodzenia i zamiast chaosu mamy nieprzewidywalny nieporządek, ale... ostrożnie na przyszłość!

9.Trochę dłużej (prod. Emen, gitara Marcin Kiraga)
Piękny utwór o pracy u podstaw. Z jednej strony pokora w refrenie, z drugiej świadomość własnej wartości. Kto by pomyślał, że na tej (raczej) smutnej płycie znajdziemy taki przedni motywator do działania. No i trzeba wspomnieć, że mamy kandydata do najlepszego puncha na płycie: Mieć stałą pracę? To jak z dupami - albo szybko ją rzucę, albo powoli ją stracę. Niezłe, odpowiednio powykręcane i różnorodne flow. A co najważniejsze - mamy video, że chłopak z łatwością wyciąga cały kawałek bez hypemana! Mam ludzi na obie flanki - kozacka linijka! Plus przyjemny beat.

10. Szkoda, że (prod. Emen)
Nie wiem czy to historia oparta na faktach, czy storytelling. Jeśli prawda to zazdroszczę ciężaru, który potrafisz unieść na klacie. Jeśli fikcja, to niezwykle plastyczna. Miałem nawet szalony pomysł interpretatora, jakoby Emen zwracał się tutaj do muzyki, ale szybko porzuciłem tę mocno przekminioną myśl.  A może mamy tutaj jakąś nową Jekaterinę? Dajmy spokój wielokrotnie wykorzystanemu samplowi, są emocje. Ja w jej wieku pewnie nadal będę nie mógł się pozbierać - fajnie, że nasi raperzy też czasem mają odwagę składnię lekceważyć. Nad-życie!

11. Uśmiech i mróz (prod. Emen)
Luźniejszy numer, kilka bardziej błyskotliwych linijek (na przykład ta o Strange Music, czysta = trzysta Spartan czy misjonarz). I to wszystko. Dla mnie jeden ze słabszych numerów na płycie. Za to podkład świetnie kooperuje z refrenem. Ale aż trzy razy refren na wyjście? Gdzie jest przycisk neeeext! Doceńmy jednak patent z dwoma wersjami refrenu, rozumiem że pierwsza (wraz ze zwrotką) do kumpli, druga do złej dupeczki. Mimo wszystko, zawsze pamiętajmy - suszymy ząbki Panowie!

12. +48 (prod. Nowik)
Pozytywne zaskoczenie na koniec albumu - Emen wciela się tutaj w dwie postacie rozmawiające przez telefon (siebie i kumpla z Polski). Patent rozmowy przez telefon był już wałkowany przez wielu, ale w tym przypadku mamy odrobinkę świeżości. Co, nie słyszałem!? Mówię, to trochę dla mnie znaczy. Minimalistyczny, ciekawy refren. Ciężko odejść w swoją stroną...

13. Credits (prod. Nowik)
Track dodany do reedycji w UrbanRec. Dostajemy delikatnie rock'n'rollowy podkład, którego mocno brakowało w podstawowym zestawie numerów (wierzcie lub nie, ale zadawałem sobie pytanie dlaczego nikt nie wpadł wcześniej na ten pomysł, znając brudny głos rapera). Jak sama nazwa wskazuje - mamy tutaj podziękowania, substytut długiej listy na wkładce. Patrz jak przy#ebał po angielsku - równać może się tylko Laik i MC Silk. Wygląda na to, że niezłe Crew wygrałeś w życiu. Aż się serce raduje, kiedy na szerokie wody wypływa kolejny młody Gracz! Gracz, który ma jaja, żeby znaleźć wartość w zdradzie swojej Małej.

Podsumowując: nastolatek z ponadprzeciętnie dobrą, naturalną stylówą (uliczne teledyski w Manchesterze, prosty look i niewymuszone, cwaniacko-raperski ruchy), charakterystyczną barwą głosu i mocnymi tekstami ma wszystkie predyspozycje, żeby zatrząść grą. Krążkowi wystawiam ocenę 4/5, celowo zaniżając ją o pół punktu. W końcu Emen jest za dobry by stać z boku, a zbyt młody by być królem. Bardzo ciekawi mnie dalszy rozwój kariery młodego rozpierdalacza podkładów. Najważniejsze, to nie popaść w monotonną tematykę oscylującą wokół emigracji, marzeń o will i poplątanych kobiecych charakterów. Niespecjalnie podszedł mi nowy, odrobinę przewidywalny kawałek z EVERESTu...

I tak na samym marginesie: szkoda, że w reedycji ugrzecznili okładkę. O ile podrasowanie i edycję zdjęcia można zrozumieć, to sama czcionka tytułu wygląda teraz tak bezpłciowo, że nie warto o tym gadać... Wypada za to zaznaczyć, że podczas pisania tej recenzji korzystałem z pierwotnej wersji materiału (oczywiście oprócz kawałka Credits), który zmiksował Jakub Wypler. Dlatego skład recenzowanych numerów wygląda tak, a nie inaczej. Taki mój hołd oddany nielegalowi. Bo od niego zacznie się spory hype. Tak coś czuję w kościach.

To moja druga recenzja muzyczna. Zostaw mi jakiś konstruktywny komentarz! 5!



czwartek, 12 grudnia 2013

RECENZJA #18: Pas Oriona - Planet ANM/EljotSounds


Miałem zawiesić swoją działalność recenzenta na czas pobytu w Turcji. Muszę jednak zrobić wyjątek i skrobnąć parę słów o Pasie Oriona, tym bardziej że duet poważnie myśli już o kolejnej produkcji. Nie chciałbym za kilka miesięcy odgrzewać starego kotleta, a nie wyobrażam sobie nie przedstawić Wam tak istotnego krążka. Planet nie próżnuje - wielkimi krokami zbliża się płyta z Bonsonem (kiedyś Bonusem, nie mylić ze wschodzącą gwiazdą polskiej sceny; Pozdro 600!). Ależ to będzie stężenie truskulu, kanaliki łzowe gimnazjalistek mogą tego nie wytrzymać!

Dobra, koniec śmieszków. Zasady są proste - oceniam po kolei każdy kawałek, uwagę ogniskując na tekstach (można powiedzieć, że na tym znam się najlepiej). Bez zbędnej wazeliny, choć nie roszczę sobie prawa do obiektywności. Jestem bardzo nieobiektywny i wiecie co? Dobrze mi z tym. Ale najpierw scenka wprowadzająca... [jeśli Twój czas jest zbyt cenny opuść poniższy fragment fabularny]

Stambuł. Wieczór. Wracam styrany z komisariatu policji, po drugiej stronie miasta. Dużego miasta. Nie, nie mam kłopotów z prawem, po prostu wyrabiam pozwolenie na pobyt w kraju Atatürka. Standardowa procedura - długie kolejki, urzędnicza opieszałość i upierdliwość. Która to kłoda pod nogi rzucona emigrantom? Musiałem zmienić coś w życiu. Bierz menażkę i kajet, pisz baśnie i dramaty ale pędź w nieznane - te wersy zmotywowały mnie do wędrówki. Na szczęście w metrobusie znalazło się miejsce siedzące, więc ze spokojem mogę stworzyć jedność z moimi granatowymi słuchawkami Philipsa. Katuję standardowy secik: Garou, Grechuta, Te-Tris, no i oczywiście Planet. Nie słucham zbyt głośno, żeby spod przymkniętych powiek kontrolować sytuację wokół, nie stracić czujności. Wczoraj w nocy nie spałem, która to noc z rzędu? W końcu tyle się nasłuchałem o kieszonkowcach, fundamentalistach i łowcach turystów. Wiem, że nie pasuję zbytnio do tego obrazka. Moje oczy są zbyt niebieskie, a włosy zbyt jasne. Ot, ironia - Trzecia Rzesza przyjęłaby mnie jak syna. Ale nie Republika Turecka. Tutaj jestem obcy na wszystkich płaszczyznach, szczególnie kulturowej. W odbiciu szyby widzę, że niektórzy przyglądają mi się uważnie. A może to tylko moje paranoje? Ciche szepty, czy to nie dziwne? Wreszcie Hadımköy - moja stacja. Przedostatnia na trasie. Jak na złość zaczęło padać, co nie jest zbyt częste o tej porze roku. W kroplach deszczu widzę resztki ludzkich sumień. Na szczęście mam na sobie lekką kurtkę. Zarzucam kaptur. Śliskie, żelazne schody. Później kładka na której dzielnie mokną sprzedawcy tanich pasków, podróbek perfum, kiczowatych zabawek, jedzenia. W pośpiechu zasłaniają towary folią, niektórzy zwijają interes. Podejrzane typy, każdy jeden. Skórzane kurtki, mocno nasunięte czapki i złote zęby. Widoczność jest bardzo ograniczona, stukot deszczu potęguje napięcie. Z czasem będziesz obojętny, ale póki co to cierpisz, księżyc znowu w pełni. Szybkim krokiem schodzę po ostatnich schodach, mijam stację benzynową. Droga do celu tak cholernie się dłuży. Jeszcze tylko czmychnąć koło siedliska bezpańskich psów i... jestem w Başarı  Yurdu. Wymiana uprzejmości z ochroniarzem w recepcji i śmigam na szóste pięterko. Pieszo. Windy pracują tutaj bardzo kreatywnie. Wyłapuj sygnał, bo wciąż wisi nad miastem!

1. Pas Oriona
Przyzwoite otwarcie płyty, refren zaprasza do sprawdzenie całości. Tak się robi dobre introdukcje! Słusznie, że pierwsze dwie szesnastki nie są rozdzielone, bo przerywników byłoby zbyt dużo. Zabawa klasycznym motywem rap-prostytutka, została ujęta w nieszablonowy, Radkowy sposób. Na plus też patent ze słowami-kluczami rozpoczynającymi zwrotki. Najefektowniejszy wers? Ten z hasztagiem o Luxurii. I może czwórka o watasze kumpli. Nie łapię za to sensu z tymi separatystami. Smaczek dla spiskowców - zaczepka Mediuma?

2. Spal moje zdjęcia
Jeden z ulubionych numerów, ale chyba zbytnio osłuchał się w oryginalnej wersji przez co całość nie siedzi już tak dobrze (mimo, że Eljot przecież nie spieprzył). Sporo prawdy i o klęczących, i o spalonych mostach. Tekst posiada walory terapeutyczne, bo przecież każdy ma swoją Jekaterinę, której należy się kilka gorzkich słów, prawda?

3. Chiroptera
Tajemniczy, przemyślany numer z klimatycznymi filmowymi wstawkami i trzepotem błoniastych skrzydełek. Nie będę się tutaj pastwił nad ShIrukenami, brzmi to nawet swojsko. Ładna linijka z Gwiazdą Śmierci. Któż dzisiaj nie ma popapranych emocji? Masz tytanowy pancerz? Good 4 U. Nie wiem czy zapamiętam Oriona na zawsze, ale niektóre wersy cofam już od dłuższego czasu. Możecie być z siebie dumni - każdy jeden z Legionu.

4. Nie odchodzę (ft. Bonson, Ekonom)
Dobrze, że nie każdy producent uważa sample za pory, który należy posiekać przed wrzuceniem do sałatki. Moim zdaniem najlepszą zwrotkę machnął Ekonom, który jednak zinterpretował temat nieco inaczej niż towarzysze. Na szczęście pod koniec utworu szesnasteczkę ponownie rzucił Planet i zrehabilitował się za średnie pierwsze wejście (zgrabnie podsumowując świeższą część swojej twórczości, czym wsparł przedmówcę na bicie). Pułapka: obrażając Ziemian obrażamy wszystkich słuchaczy, także swoich. No i co ma oznaczać metafora zdmuchnąć ze zdjęć kurz? Odgrzebanie przeszłości? Bonson tym razem nie zachwycił.

5. Panie
Treściwy numer, Radek celnie wypunktował ludzkie wątpliwości w pierwszej zwrotce (może tylko za bardzo pojechał z tymi księżmi, nie dajmy się zastraszyć lewackiemu lobby! księża pedofile -tfu!- to promile!). Druga zwrotka to zamiana postawy roszczeniowej na prośby i podziękowania - zręcznie, bez Ablowskiego podlizywania się. I na koniec mamy zwieńczenie w postaci powtarzającego się monologu do Pana. Plus klasyczne wersy o Jekaterinie. Niezła metafora zimnej kawy. Tylko jedno zastrzeżenie: ja rozumiem, że każdy chciałby mieć featka z Bogusiem Lindą, ale nie pasuje mi to tutaj za bardzo. Albo wywalić EKG. Coś za coś, za dużo ozdobników.

6. Nie rozmawiaj z duchami (ft. Bogu Bogdan, Quebonafide)
Quebonafide i Bogu Bogdan zjedli. Zarówno od strony flow, świeżości tekstu i dynamicznych podbić. Kosmiczne follow-upy Queby. Aż żal, że Planet nie podszedł do tego utworu tak niekonwencjonalnie jak goście, a przecież potrafi (patrz: Baśka czy Kozak na zapięcie). Krążkowi wyszłoby to na dobre. Gałęzie na drzewach nie zetną mi skrzydeł - czyżby to o Smoleńsku? ;> No i wspomnieć trzeba, że aranżacja beatu mistrzowska.

7. Tańcząc w ciemnościach
Kandydat do hymnu samotników, domatorów i nocnych pisarczyków. Kolejny świetny hook na refrenie i uczta dla uszu na zakończenie utworu. Planet to wytrawny nocny tancerz! Nie tykać mu słuchu! I prawdę mówiąc tylko tyle możemy powiedzieć o tym traczku, oprócz beatu nic nie jest wielkim zaskoczeniem. Może tylko to, że dowiadujemy się, że autor nie mówi NIE jeśli chodzi o ślub z Jekateriną...

8. Potrafię latać (ft. Rahim)
Nagroda za najweselszą zwrotkę trafia do Rahima. Wraz z nagrodą za największe niewpasowanie się w klimat krążka. Na Pasie Oriona nie można być tak szczęśliwym. I rymy takie... niby poprawne, ale jakby tworzone na siłę. No sorry, jak dla mnie najsłabsza zwrotka na krążku, głównie przez opowieść o zbyt poukładanym życiu. Może przemawia przeze mnie zazdrość? Planet poprawnie. Ciekawe tylko kim jest tajemniczy ktoś występujący obok Brata.

9. Potrzebuję tego
Świetne muzyczne wprowadzenie. Idealny, plastyczny obraz umęczonego rapera na pogorzelisku, gdzieś pośrodku szarych blokowisk. I ta postać Majstra od grzejników w refrenie - genialna, sam nie wiem dlaczego. Dramatyczne, krzyczane podbicia na plus! Najlepszy dystych? Nie byłem sobą albo może to właśnie byłem ja. I może to właśnie tamte noce tak mi odmieniły świat. I Hank Moody się pojawił, dobrze, bardzo dobrze.

10. Gdy opadnie popiół (ft. Devoice)
Wreszcie track niosący nadzieję, ale w nienachlany, niecodzienny sposób. Nie ma tutaj pieprzenia typu weź się w garść, a wszystko się ułoży. Po wybuchu wulkanu potrzeba czasu, żeby sytuacja wróciła do normy, żeby popiół opadł. Dinozaury odpadną, małe ssaki przetrwają. I ten kojący, kobiecy refren uzupełniany refrenową prawie-recytacją Planeta. Bez ściemy - zapętlałem ten kawałek w chwilach, kiedy było najciężej. Podprogowo czuć jednak pazur i pewność siebie rapera - nie ta to inna, wjedzie z butem Orion. Najlepszy utwór na płycie.

11. Lucid dream (ft. Dj Krug)
Bardzo osobiście. Chyba każda ważniejsza płyta musi zawierać utwór taki jak ten - autobiograficzną sagę. Mamy tutaj dobrze wyważoną mieszankę problemów alkoholowych, wspomnień ze znajomkami (wymienionymi z ksywek) i kobietami (nie wymienionymi), a także autorski przegląd dokonań aż do wkroczenia w szeregi Aptaun Records. Całość ładnie współgra z klasycznymi skreczykami Dj Kruga. Uwielbiam początek: czy to jest jeszcze moje życie, czy już storytelling? W ogóle cała pierwsza zwroteczka spójna, ale się nie utożsamiam.

12. 96
Bartek dla Planeta to chyba taki Proof dla Eminema (oczywiście z poprawką, że w tej pierwszej historii nie ma gunów). Osią napędową zwrotek jest motyw co by było gdyby. Dobrze wplecione wątki biograficzne o Elektryku i chłopaku co chciał skakać z okna, bo matma była za ciężka. Jakie to się wydaje szczeniackie. Ale o co chodzi z tą łapą upierdoloną w sznyty? Mam nadzieję, że się nie ciąłeś Radek, nie przystoi! Też pamiętam styropianowe myśliwce. I ten smutek, kiedy otwierając pierwszego uszkodziłem kadłub :C Jaśminowa herba oddziałuje na emocje, tak jak Majster, choć trudno wyjaśnić dlaczego. Po prostu fajnie brzmi.

13. Wyżej
Nie było wcale ciężko dojść do końca albumu! Planet wspomina tutaj o wszystkich utworach na płycie, co jest zawsze fajnym patentem na outro. Ciekaw jestem czy naprawdę zmienisz grę. Nie sądzę. Będziesz po prostu jej silnym ogniwem. Kolejna solowa płyta ma bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę, obyś to udźwignął! Pokręcone to trochę - wiara, tańce w ciemnościach, melanże, ostry sprzeciw wobec ślubu (rozumiem, że za wyjątkiem tego z Jekateriną). Ale dobrze, nie chcemy tutaj świętoszków i jednowymiarowców.

14. Spal moje zdjęcia (REMIX, ft. ZdunO)
Ooo tak, ten bicik tutaj pasuje jak ulał! Ciekawa sytuacja z oceną gościnnej zwrotki. Na początku byłem bardzo sceptyczny... ot, trochę bluzgów i gniewu, ale po kilkukrotnym przesłuchaniu polubiłem tę szesnastkę. Słyszysz? Nie każ mi żebym krzyknął. Zaraz, jesteś tego pewna? Spie#dalaj! Co za nieprzewidywalny wordplay! Tak, ZdunO ma zdecydowanie coś więcej niż tylko zeza! Sauron!

15. Ku rozwidleniu rzeki (prod. Matek)
Jeden utwór, a mamy w nim zawarty cały wachlarz uczuć i zachowań migrantów! Tęsknota, chęć zarobku, zapomnienie o prawdziwej ojczyźnie, szukanie ukojenia w procentach. Krótka wstawka o Agnes to liryczny majstersztyk. I jaki ładny refren! Babilon, drzewo szczęścia - mało kto potrafi tak pięknie tańczyć na granicy realizmu i patosu! Rozwidlenie rzeki jak Nil, urbanistyczny plan niczym Piramidy w Gizie... Aż żal, że nie pochodzi się ze Szczecina!

16. Lot nad kukułczym gniazdem (prod. Foux)
Jak Radek wyciągnął falset w tym chwytliwym refrenie? Nikt nie wie... Kawałek kojarzy mi się z mały hymnem śniących o potędze. Niektóre linijki (jak dla mnie) nieśmiertelne: Marzą mi się Fiordy, chociaż nigdy tam nie byłem. Nie byliśmy. czy Daj mi klucz do tej klatki, w której siedzę od lat, w której siedzę co dnia, ch#j że to gniazdo orła. Nawoływanie i bronienie się przed McMurphym sprawia, że utwór jest odrobinę creepy, coś jak Chiroptera! Oj Radek, żebyś tylko nam nie odpłynął w życiu jak w tekstach!

Szybkie podsumowanie, bo i tak już popłynęliśmy z długością tego postu (pewnie niewielu zacznie czytać, a nieliczni doczytają do końca). Płyta raczej smutna, refleksyjna. Podmiot liryczny nie stroni od kobiet, procentów i swoje przeżył. Zdaje się być równym chłopem obdarzonym ponadprzeciętną wrażliwością. Z utworów możemy wydedukować, że ceni sobie lojalność i oddanie. Delikatny powiew świeżości na scenie, głównie ze względu na ciekawe, odrobinę poetyckie teksty, dojrzały, "niestudencki" styl i specyficzny tembr głosu. Za teksty daję 4.5/5, bo czasem przydałby się jakiś mocniejszy punch ;)

PS: Wiem, że EljotSounds zasłużył na dużo więcej uwagi w tym tekście, ale że jestem głuchy jak pień i nie chcę ośmieszać się swoją wiedzą na temat podkładów, ograniczyłem się jedynie do kilku drobnych uwag. Trzeba jednak powiedzieć, że dał z siebie wiele. Jest beatmakerem o ukształtowanym stylu i guście. Moim zdaniem Radek ma niesamowite szczęście, że nawiązał tę kolaborację.

To moja pierwsza recenzja muzyczna. Zostaw mi jakiś konstruktywny komentarz! 5!

Edit: Wymyśliłem też, że będę podsyłał każdą recenzję do artystów z prośbą o krótki komentarz, po czym umieszczę go pod recenzją.