Kiedy kończyłem czytać Shantaram, czułem się jakbym żegnał serdecznego
przyjaciela, który zawsze miał mi coś ciekawego do opowiedzenia. Naszła mnie
również smutna konstatacja, że chyba pora porzucić marzenie o byciu najlepszym,
światowej sławy pisarzem, bo raczej nigdy nie uda mi się napisać czegoś
lepszego niż recenzowany tutaj Shantaram.
A po co inwestować cały trud w wojnę, której nie sposób wygrać?
To zdumiewająca historia młodego Australijczyka, który porzucony przez
żonę znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki (ubrany zawsze w
garnitur okradał tylko ubezpieczone firmy, przez co media zwały go
rabusiem-dżentelmenem). Schwytany, został skazany na dwadzieścia łat. W biały
dzień uciekł z więzienia i przedostał się do Indii. Ukrywał się w slumsach,
gdzie leczył biedaków, był żołnierzem bombajskiej mafii, walczył z Armią
Czerwoną w Afganistanie. Jakby tego było mało, jest jeszcze Karla — femme
fatale, jakich mało w literaturze — i zagadka w tle.
Powyższy akapit recenzji został
zaczerpnięty z okładki książki, a zdecydowałem się na taki manewr, gdyż
streszczenie to jest w gruncie rzeczy klawe. Smaczek wszystkiemu dodaje fakt,
że podobnie wyglądały koleje życiowe samego Robertsa,
a historia do pewnego stopnia jest autobiograficzna. Lina (Lin to imię
głównego bohatera; skrót od fałszywego, paszportowego imienia Lindsay, które w hindi oznacza… męskie przyrodzenie)
poznajemy chwilę po pojawieniu się w Indiach. Seria przypadków sprawia, że trafia
on do lokalu zwanego Leopold, w
którym nawiązuje pierwsze znajomości z interesującymi cudzoziemcami. W toku
wydarzeń poznajemy jednak obszerne fragmenty przeszłości Lina, czemu sprzyja odrobinę pamiętnikarki styl narracji,
zawierający sporadyczne retrospekcje i wtręty natury filozoficznej czy
quasipsychologicznej. Bomba(j)!
Właściwie w każdym rozdziale, a
jest ich 42, znajdziemy jakieś interesujące wtręty m.in. o organizacji czarnego
rynku w Bombaju, podrabianiu dokumentów, życiu w slumsach, hierarchii
więziennej czy naturze ludzkiej. Najbardziej efektowne są momenty, kiedy z
pozoru nieistotna rzecz lub wizyta w jakimś miejscu zostaje później misternie
spleciona z refleksją Australijczyka pod koniec rozdziału lub w zupełnie innej
części książki. Tempo powieści jest z początku niespieszne, ale ja nie
uświadczyłem dłużyzn, potężnie zżywając się z protagonistą. Dość powiedzieć, że
bohater zakochuje się w pewnej kobiecie niemal na początku książki, a pierwszą
poważną garść informacji na jej temat dostajemy dopiero w okolicach strony
dwusetnej. Ale warto czekać, oj warto. Również na zakończenie, które klaruje
kilka wątków i sprawia, że nieco inaczej spoglądamy na całą historię.
Styl Gregora Dawida Robertsa jest po prostu mistrzowski. Rozbudowane
porównania i niesłychanie plastyczne metafory (np. Słowa „rzeź” i „masakra” grubo okraszały strony bombajskich dzienników,
jak masło słodką bułkę więziennego strażnika.) sprawiają, że czasami
powieść pożera nas bez reszty. Istne wiaderko pełne emocji! W Shantaram znalazłem najlepsze opisy
codzienności za kratami, bitewnego chaosu czy życia w potwornym niedostatku,
jakie kiedykolwiek czytałem. Autor tak zręcznie łączy epickie wydarzenia z
subiektywnymi przeżyciami jednostki, że czytelnik mimowolnie chwyta za ołówek, żeby
pozaznaczać fragmenty. Ja zaznaczyłem ich bardzo wiele, marginesy mam pełne w
hasłach i gwiazdkach.
Bardzo polecam niniejszą lekturę,
chyba najmocniej ze wszystkich pozycji książkowych, które do tej pory
recenzowałem na blogu. To zdecydowanie ten sam poziom co Trylogia Husycka. I nawet wymaga podobnego rodzaju skupienia,
choćby ze względu na wielowątkowość, powroty bohaterów po
kilkudziesięciostronicowych zniknięciach i ich (czasami) podobnie brzmiące
imiona. A co to właściwie znaczy to całe Shantaram?
To człowiek pokoju lub nawet człowiek bożego pokoju, a przydomek ten
został nadany głównemu bohaterowi przez jego hinduskich przyjaciół. Lin odnalazł bowiem na tłocznych
uliczkach Bombaju i w wiosce swojego przyjaciela Prabakera sporo okruchów prawdy, spokoju i sensu.
Dacie wiarę, że kupiłem tę
książkę tylko ze względu na intrygującą okładkę, nie wiedząc kompletnie nic o
jej zawartości? Oby życie częściej zaskakiwało mnie w ten właśnie sposób!
Zastanawiałem się jak mogę Was
zachęcić lub przekonać do zainteresowania się Shantaram i wpadłem na dość świeży, być może nieco karkołomny
pomysł. Tym razem nie wypiszę Wam inspirujących cytatów w tym poście, tylko
zaproponuję trzy zestawy fragmentów pogrupowane w różne tematy przewodnie, a Wy
sami możecie sobie wybrać ten, który najbardziej Was interesuje. Oczywiście nic
nie stoi na przeszkodzie, żeby przeczytać wszystkie trzy posty z cytatami.
Ostrzegam również, że unikałem ciekawszych, dłuższych refleksji mogących
zaspoilerować fabułę. Zapraszam do wybrania tematu przewodniego z cytatami
poprzez kliknięcie w odpowiedni odnośnik:
Dane techniczne:
Autor:
Gregory David Roberts
Tłumaczenie:
Maciejka Mazan
Oprawa:
twarda
Wydawnictwo:
Marginesy
Rok wydania:
2016
Liczba
stron: 800
ISBN:
978-83-65282-31-6
Cena
detaliczna: 59,90 PLN
To jest ta książka, o której kiedyś wspominałeś u mnie na blogu? Chyba dobrze pamiętam...
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja i może ja wreszcie przeczytam coś dojrzalszego :)
Ta jest, to właśnie wspomniana podówczas lektura. Możesz spróbować, nie jest jakoś wybitnie wulgarnie! ;D
UsuńPrzeczytałam książkę i uważam,że była jedną z najlepszych, jakie czytałam. Wznosiła na wyżyny intelektu literackiego. Teraz zaczynam " Cień góry"-kontynuację Shantaram i już się cieszę na intelektualną ucztę!
UsuńNie wiem jakim cudem nie słyszałeś wcześniej o tej książce, myślałam, że mieszkasz w internecie, a tutaj wszyscy o niej piszą. Ale pocieszę Cię, bo wpisujesz się w trend, jakieś 99% recenzji jest podobnie pozytywnie-entuzjastyczne jak Twoja ;>
OdpowiedzUsuńJak tylko wrócę z Niemiec to zabieram się za czytanie.
A cytaty ciekawe i faktycznie sporo ich, trudno tak wybrać po jednym najlepszym ^^
Nie wiem co ze mną nie tak, ale nie słyszałam wcześniej o tej książce. Z Twojej recenzji wnioskuję, że może być wulgarnie (heroina, slumsy, podrabianie dokumentów), ale może jakoś dam radę! :D
OdpowiedzUsuńŻycie samo w sobie jest wulgarne! ;D
UsuńAle żadnej lektury na siłę. ;)
Książka pewnie ciekawa ale czuję, ze nie dla mnie. Po prostu nie przemawia do mnie. Ale recenzja za to świetna, dobre ukazanie książki nie zdradzając jej środka.
OdpowiedzUsuńJASNYMI BARWAMI PISANE
książka zapowiada się całkiem ciekawie, może gdzieś dorwę e-booka, bo o polskie papierowe w Dojczlandach to bardzo ciężko :P
OdpowiedzUsuńa kasowałam połowy połówek na instagramach, bo wtedy te połowy połówek wydawały mi się ''nawet ladne''. nie były XD
OdpowiedzUsuńKurczę, to musi być faktycznie dobra książka, jeśli cytaty musiałeś porozdzielać aż na trzy posty :P Nie jestem jednak przekonana, czy udałoby się ukończyć ją w obecnym stanie ducha. Jakoś opornie mi idzie czytanie ostatnio, a Shantaram wygląda na lekturę wymagającą. Ale może kiedyś?
OdpowiedzUsuńUkłony za "Bomba(j)!". :D Ach, gierki słowne.
B.
Chyba zapiszę sobie tytuł, ponieważ tak bardzo polecasz ją, więc grzechem byłoby nie skorzystać!
OdpowiedzUsuńCzytam ten wpis już po raz drugi.. Nie wiem czy sama książka mnie zaciekawiła czy to w jaki sposób o niej piszesz. Nigdy nie czytałam, ale wiem, że jej nie odpuszczę!
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie, muszę przyznać :) Uwielbiam czytać książki i chociaż ta nie należy do mojego ulubionego gatunku, to czasem sięgam po wyjątki :)
OdpowiedzUsuńCóż, Twoja recenzja - choć baaardzo zgrabnie napisana - nie jest pierwszą, którą czytam, jeśli chodzi o tę książkę :) O "Shantaram" jest dość głośno na blogach i jak na razie widziałam prawie same pozytywne opinie. Przyznaję, że to sprawia, że sama jestem zaintrygowana. Przeczytam na pewno, choćby właśnie z tej ciekawości, chociaż też podejrzewam, że ujmie mnie język autora i sama fabuła :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
W sumie pierwszy raz słyszę o tej książce, ale rabuś-dżentelmen wydaje się być spoko gościem, może kiedyś przeczytam jak się uporam ze wszystkim co mam na razie :P
OdpowiedzUsuńsleep0walking.blogspot.com
Łał, ta książka musi być naprawdę niesamowita, skoro wzbudziła w Tobie aż taki zachwyt:) A pierwszy raz słyszę o tej pozycji. Może kiedyś sięgnę, gdy już uporam się z tym stale rosnącym stosem ,,do przeczytania".
OdpowiedzUsuńOch, znam to - czytasz coś absolutnie genialnego i myślisz sobie: jakie to smutne, że ja nigdy temu nie dorównam...
Pozdrawiam ciepło!
P.
Wiedziałem Pola, że zrozumiesz o co mi chodzi! Ale przecież ci genialni pisarze piją taką samą wodę jak my, a mają po prostu kilka/kilkadziesiąt lat doświadczenia w pisaniu więcej! ;)
UsuńJeju, pierwszy raz recenzja mnie tak bardzo zachęciła do jakiejś książki. Ja to muszę przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńO, miło! ;)
UsuńSuper piszesz :***
OdpowiedzUsuńCzytałam już wiele recenzji tej książki, ale mimo że interesuję się Indiami, to jakoś nie ciągnęło mnie do tej lektury, aż do teraz. Poczytałam sobie cytaty z tych postów i to zadecydowało, że postaram się kupić tę książkę. Poczekam tylko, aż trochę nadrobię swoje książkowe szaleństwa, bo trochę tytułów czeka na półce na przeczytanie. :D
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że okładka Cię skupiła;-) Razem z tytułem daje ciekawe połączenie. Jak będę mieć okazję to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńRaz na jakiś czas człowiek trafi na taką książkę, z której przepisywanie cytatów jest bezcelowe, ponieważ przepisać trzeba byłoby wszystko-od pierwszego do ostatniego słowa. I jak już człowiek przeczyta taką książkę to zastanawia się jakim cudem ktoś to napisał. Jak sprawił, że książka nie tylko wciąga, ale jest także skarbnicą cytatów. Przerobiłam wypisane przez ciebie cytaty i kilka nawet sobie zapisałam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń46 yrs old Database Administrator III Valery Pullin, hailing from Arborg enjoys watching movies like The Derby Stallion and Whittling. Took a trip to Historic Centre of Guimarães and drives a Ferrari 375 MM Berlinetta. na na tej stronie internetowej
OdpowiedzUsuń