piątek, 21 marca 2014

OPINIA #5: K.R.E.M. - Co za ziom


Zaledwie trzy dni temu do sieci wypłynął nowy numer formacji K.R.E.M. Śmietanka polskiego (kobiecego) rapu prawie w komplecie zafundowała nam bardzo pozytywny, bujający utwór ze świetnym, humorystycznym obrazkiem. Jest to pewnego rodzaju reinterpretacja leciwego już numeru What A Man Lindy Lyndell. Swoją drogą - ekstra pomysł, jego autorowi należy się najdroższa maskara! Przyjrzyjmy się po kolei każdej z przekupek, która zdecydowały się dorzucić tutaj swoje trzy grosze, skupiając się na pozytywach. W końcu Panie dały nam tyle uśmiechu! Wciskajcie play i podążajcie za mną!

MC Illo
Rozgrzewka. Fajnie powyginane flow w pierwszej czwórce. W samym tekście nie rzucił mi się jednak w ucho żaden mega punch, który na długo pozostanie w mojej głowie. Może fragmencik zabieram do sypialni, w poszukiwaniu dziecka z tym wybuchem w tle i obracającą się parką jest przesympatyczny? Lajtowo ale bez przebłysku, ładnie przystrzyżona grzywka! W wolnej chwili muszę zapoznać się bliżej z twórczością MC Illo.

Lilu
Cwaniacki sznyt. Bo wie jak włożyć kopciuszkowi -co? - pantofelek! - to chyba jeden z wersów największego kalibru w utworze. Rozumiem zamysł zwrotki oparty na wyliczeniach, ale przecież Łodziankę stać na lepszy patent do takiego posse-cuta! I nie wiem, czy wychwyciłem wszystkie dna w wersie o szkole pereł... Perła, Perła... Ostatnio kojarzy mi się głównie z Kubą Knapem. Pewne jest jednak to, że reprezentantka MaxFloRec umie stworzyć klimat, nawet kiedy liryka nie powala na kolana. Cóż, to zasługa barwy głosu i umiejętności jego modulacji. Ładna (choć ostatnio bardzo popularna) koszulka i mistrzowski refren.

Mi-La
Ręce same składają się do oklasków! Najpierw świetne wejście z żołnierskim motywem, później jest tylko goręcej (Szpilki pod kolor szminki, dokładnie tak jak lubisz - ja też tak lubię, ale jeszcze paznokcie powinny być pod kolor!). Przy następnym wersie z frisbee to ja się rozpływam, nie budyń! Na marginesie frisbee i bumerangi cholernie często latały kiedyś w polskich zwrotkach, ale teraz raperzy nieco się uspokoili. Bardzo ładna mimika twarzy! Rover ma niebywałe szczęście z tymi wspólnymi spacerami po molo! Gdyby włosy były zaczesane na prawo, wyszłoby prawie jak na okładce Born To Die!

Dore
Pazur z blokowiska - takie jest moje pierwsze wrażenie. Podoba mi się, że Dore stąpa po ziemi twardziej niż pozostałe dziewczęta i zamiast nawijać o lewitowaniu, wspomina o bicach, biznesie, bliźnie, byciu ojcem. Taki kobiecy Buszu (uwielbiam te swoje kreatywne porównania...)! A wjazd to jakiś follow-up do Ej laleczko? Czekam na płytę z Gonix! Bardzo, bardzo ładne leżą te krótkie spodenki!

Gonix
Gonix, Gonix... Przyznam, że jako twardogłowy słuchacz nie byłem gotowy na Funky Cios, Sexy Głos do którego warstwy lirycznej nie przekonam się już chyba nigdy, ale tutaj - pozytywne zaskoczenie! Nieszablonowe wersy, charakterystyczne dla raperki akcenty i słowotwórstwo (cyś...?) plus niezmiennie typowo sku*wysyńskie skille zaowocowały całkiem sensowną szesnastką. Z nogami na pagonach pojechane po zmysłowej bandzie. Strach się bać, kto dysponuje bujną wyobraźnią... Ładne, łobuzerskie uśmieszki i podnoszenia brwi, do czego nowy nabytek Szpadyzorni zdążył nas już przyzwyczaić. Fryzura też całkiem, całkiem!

Mona
Wybaczcie ignorancję, ale to moje pierwsze spotkanie z tą artystką (nie licząc Gdzieś w Sercu Miasta). Dość proste rymy, drażni mnie odrobinę wokal Mony, ale jest okej. Niezła rytmika i łamanie wersów. Cóż mogę powiedzieć, chyba właśnie to, że jest okej i nic poza tym. Można by jedynie wyróżnić linijkę czasem urządzam mu piekło, by mi stworzył Eden. Ładne, najodważniejsze tańce na klipie wywija właśnie Mona!

Madifa
Wysoki, szeleszczący i mięciutki wokal, ale nic na to nie poradzimy. O którego Johnsona chodzi? Dwayne czy Ben? A może to krypto diss na Łysonżiego? Świruję sobie, podejrzewam że Johnson to synonim takiego przeciętnego, niczym nie wyróżniającego się, Kowalskiego. Zwrotka zwyczajna, szkoda że Madifa nie pokusiła się o jakiś pikantniejszy punch pokroju pagonów Gonix. Pieprzyć klimat - bardzo zdrowe podejście do partnera, bez wywindowanych przez komedie romantyczne oczekiwań. Informacja praktyczna: uwaga, ta kobieta przyszła tutaj z fighterem.

Sista Flo
Zupełnie inne podejście do tematu, coś na kształt króciutkiego storytellingu z prostakiem w tle (czy męski ród powinien poczuć się urażony?). Dobrze, że to wejście jest ostatnie, gdyż w innym przypadku mogłoby popsuć odrobinę klimat, a tak jest ok - żarcik na wyjście. I choć to już trzecia z kolei Pani, która nie ujęła mnie za serce żadnym nieśmiertelnym wersem, to głos daje radę. Jest dość niski, bassowy..., męski? Ładne wypłynięcie z kadru (styl na ośmiorniczkę lub roztańczone wodorosty?).

Podsumowując: wyszedł nam całkiem przyjemny, g-funkowy numer. Moim skromnym zdaniem najlepiej zaprezentowały się: Mi-La, później Gonix i Lilu (ex aequo z Dore). Reszta nie zaniżyła znacząco poziomu, jest więc całkiem przyzwoicie. Pochwalić należy Zlna, który stworzył podkład lekki i smaczny, bazujący na chwytliwym sampelku i nienachalnych dodatkach w tle. Całość okraszona wesołym, koncepcyjnym klipem Dusi z dee.projekt. Tego nam czasem potrzeba w tym poważnym i smutnym jak płynąca na samotnej krze, zasmarkana foczka, rapie. Zastanawia mnie tylko, czy faceci występujący w video są autentycznymi partnerami raperek? Zdaje się, że tak, chociaż nie za bardzo umiem skojarzyć wszystkie parki. A szkoda, bo to zawsze ciekawe dla zwykłego zjadacza chleba. No i parę dzieciaczków się pojawia w obrazie. Trzymanych przez ojców, podczas gdy matki salutują jak żołnierze i jeżdżą na koncerty. Trzeba było postawić solidniejsze zasieki przed ideologią gender... ;)

PS: Czemu nie dało się tego puścić na Dzień Mężczyzny? Byłby fajny prezencik!

sobota, 15 marca 2014

OPINIA #4: Produkty Frosta

(Anty)bohaterowie dzisiejszego wpisu!
Złote paluszki rybne i Rybne dukaty z pietruszką...
Dzisiaj zostałem oszukany przez Mamę! Nikomu już nie można ufać...
W piątek, jak to w piątek, Matula zaproponowała danie postne, bezmięsne. Padło na paluszki rybne. Wszystko ładnie, pięknie. Ziemniaczki, ogóreczki konserwowe i przysmak firmy Frosta.

Jem, jem. Śmiejąc się, mówię do Mamy: Hej Mamo! Chyba przyzwyczaiłem się do tych paluszków meksykańskich, bo nie są już w ogóle dla mnie ostre! Te zwykłe są dla frajerów! A Ona na to: Przecież to są TE ZWYKŁE, nie otwierałam specjalnie nowej paczki... Spojrzałem na talerz. Istotnie - kolor panierki różni się od wersji ostrej, jest żałośnie jasny. Łzy napłynęły mi do oczu, poczułem nieprzyjemny ucisk w gardle. Chciałem wybiec z kuchni, zwymiotować cały obiad i zakopać się głęboko pod ziemię. Rozważam ucieczkę z domu, w końcu zostałem zdradzony. Przecież powtarzałem Mamie - żadnych pieprzonych Rybnych dukatów z pietruszką, żadnych Złotych paluszków rybnych. TYLKO Meksykańskie paluszki rybne są zjadliwe. Ewentualnie Przysmak rybny ze szpinakiem bądź serem. NIC POZATYM! Eh, te problemy Pierwszego Świata ;)

Nie spodziewałem się, że nóż w plecy wbije mi rodzona Matka. Aż po rękojeść.

Urooodzinowo! <3
Noo, Matula ma już ponad pół wieku.
PS: Uważajcie na swoje Matki, mogą wyglądać słodko, ale podadzą Wam
Rybne dukaty lub Złote paluszki rybne, psia mać!
Retrospekcja: mecz z Piastem i pudełko makaroników...
Dzięki Bogu, że Możdżeń zostaje po treningach i ćwiczy te rzuty wolne!
A tutaj perełki komiksu, pożyczone od znajomka ze studiów.
Na początku nie doceniłem, ale co klasyka, to klasyka. Dzięks!
Dzisiaj tematyczny fragment zwrotki reprezentanta P do N z Kreską. Nie żebym się jarał, ale pasuje do treści notki:

Jak pierdolona Frosta jesteś łatwa i prosta,
a ja nie jestem prostak, żebym chciał z tobą zostać!
[...] i nawet jeśli tanio, mam wyjebane na nią,
więc znikaj szmato prędko, jak Głodek z reklam Danio!
                                ~Gandzior, Prosta jak Frosta

piątek, 7 marca 2014

RECENZJA #22: 300: Początek Imperium

 
Mocno czekałem! Gdyby nie klasyczne piątkowe plany (sala...) podleciałbym nawet na minimaraton złożony z dwóch części (co byłoby dobrym rozwiązaniem, szczególnie że lubię szukać ewentualnych powinięć nóg reżysera). Jakie refleksje pozostawiła mi filmowa opowieść na podstawie komiksu Franka Millera? Nie omieszkam się podzielić.

Akcja toczy się równolegle do walk o Gorące Wrota, co moim zdaniem jest pomysłem przednim. Tym razem śledzimy poczynania ateńczyków, którzy mimo iż są w większości rolnikami, poetami i garncarzami, w walce odnajdują się zadziwiająco dobrze (różnią się głównie kolorem płaszczów i subtelniej zarysowanymi kaloryferami). Dowiadujemy się więcej o Kserksesie, epizodycznie pojawia się także jego ojciec Dariusz. I wisienka na torcie, najbarwniejsza postać w całej historii - Artemizja. Eva Green wcieliła się w rolę znakomicie, umocniła się na topowej pozycji w poczcie moich ulubionych kobiecych aktorek (do którego zalicza się od czasów roli Vespery Lynd w Casino Royale). W obsadzie wyróżniłbym również Scylliasa, szpiega-weterana. Niestety, w związku z tą postacią, pojawia się motyw próby uchronienia młodego syna przed okrucieństwami wojny, co o ile pamiętam, było obecne już w poprzedniej części. Malutki minusik.

Na dobre wyszło osadzenie fabuły wokół bitew morskich, co sprawia, że zupełnie nie odczuwamy znudzenia podobnym schematem opowieści (przewaga Persów, bohaterskie czyny Greków, krytyczna sytuacja, szaleńcza walka i symboliczne zwycięstwo). Choć tym razem zwycięstwo nie wydaje się symboliczne, ale głupio byłoby zdradzić Wam finał opowieści. Niektóre sceny są bardzo kozackie, m.in.: desperacka szarża po pokładach palących się łajb czy abordaż perskich statków z wysokości wąwozu (jakim cudem nie połamali sobie nóg przy tym skokach - no idea).

Sporo moralizatorskiej gadki o wartości zjednoczenia przeciwko wspólnemu wrogowi i patetycznych przemówień znanych z pierwszej części. Jest jednak mały problem - generał Temistokles to nie ta charyzma i pazur co Leonidas. Sam nie wiem. Może po prostu nie pasuje mi to umiłowanie wolności, demokratyczne ideały i łagodny styl bycia do mistrzowskiego władania mieczem. Nie sądzę jednak, żeby Joel Edgerton sprawił się lepiej od Sullivana Stapletona. Po namyśle, stwierdzam że taki mógł być zamysł autorów - kobiece charaktery wysunąć na pierwszy, a miękkich ateńczyków umieścić w tle tego obrazka.

Na pochwałę zasługuje zgrabne ulokowanie akcji w ramach historycznych (choć to zapewne zasługa komiksowego scenariusza). Bitwa pod Maratonem i Salaminą, postacie Temistokles i Artemizji istniały naprawdę (co ciekawe w zeszłym roku miałem okazję odwiedzić Halikarnas, dawne królestwo wojowniczej dowódczyni perskiej floty, a dzisiejsze Bodrum - klik).

Szczerze powiedziawszy miałem większe oczekiwania co do ukazania rozmachu i potęgi króla-boga. W pierwszej części mogliśmy przyjrzeć się haremowi, myślałem że zostaną nam objawione inne smaczki związane z tajemniczym Kserksesem, ale oprócz kilku ujęć znanych z trailerów (wnioskuję, że to Pasargady, stolica Persji), nie uświadczymy zbyt wiele uciech natury estetycznej, wynikających z obserwacji orientalno-bajkowych budowli i ornamentów. Żebyście wiedzieli o co mi chodzi, powiem że widziałbym więcej rzeczy typu łoże konającego Dariusza.

I nie wychwyciłem  żadnych większych tarć w tak skomplikowanie zbudowanej historii, rozgrywającej się na przestrzeni ponad 10 lat (choć głównie w czasie wydarzeń znanych z 300). Może tylko to, że coś za dużo w filmie było Diliosa, który zdołał uczestniczyć w bitwie pod Salaminą, Termopilami i lądowej obronie Sparty (ciężko określić datę tej drugiej). I Królowa Gorgo, wdowa po Leonidasie. Jej dostojność i kobiecość nie pasuje do skakaniny po statkach, nawet w ramach krwawej zemsty. Poza tym jak osiągnęła takie umiejętności? Wiem, wiem że spartańskie kobiety uczyły się walki, ale czy Persowie to armia kelnerów i księgowych (#San_Marino)? Autorzy chyba za bardzo chcieli stworzyć alter ego Artemizji.
 
Podsumowując: nie żałuję ani złotówki wydanej na bilet. Fani finezyjnie odrąbywanych kończyn z pewnością poczują się jak u siebie. Jeśli podobała Ci 300, Początek Imperium Cię nie zawiedzie. Bardzo solidna czwóra plus i udany powrót po ośmiu latach. Miejmy nadzieję, że to już jednak koniec sagi.

Plusy:
+ Świetne sceny walki z wyważonym slow motion
+ Zachowanie klimatu jedynki (łącznie z kreskówkowymi creditsami)
+ Ścieżka dźwiękowa z wykorzystaniem War Pigs Black Sabbath - maestria
+ Piersi Evy Green (choć sama scena erotyczna wyszła dość komicznie)

Minusy:
- Niektóre postacie trudne do całkowitej akceptacji
- Miejscami nachalne wypychanie kadrów obiektami 3D
- Zbyt mało elitarnych jednostek Kserksesa inspirowanych mitologią i orientem
- Sporadycznie ocieramy się o absurd (jak Temistokles po wybuchu znalazł się na lądzie?)

Wolę umrzeć wolny niż żyć w łańcuchach.
Nawet jeśli ty miałabyś je trzymać.
                               ~ Temistokles, scena finałowa

Zdjęcie pochodzi z: www.filmweb.pl