piątek, 27 czerwca 2014

OPINIA #8: Brazylia 2014 - ekspert typuje 2


Pora na rachunek sumienia. Dobrze, że nie obstawiam wyników u bukmachera, bo więcej bym stracił niż zyskał. Zanalizujmy więc jak (nie)trafne okazały się moje typy (teraz widzę, że patrzenie przez pryzmat mundialu w RPA i Niemczech okazało się główną przyczyną pewnego skrzywienia, a przecież nawet 4 lata to piłkarski kosmos! Trzeba było skupić się bardziej na eliminacjach do turnieju finałowego).

Grupa A
Zaczyna się dobrze, wszystko trafione, co do joty. Meksykowi nie udało się co prawda wysoko wygrać z Kamerunem, ale wszystko przez show sędziego i dwa nieuznane gole. Wyczułem jednak pogrom drużyny z Afryki, egzekutorem okazała się jednak Chorwacja. Brazylia stabilnie, bez magii. Jeśli chodzi o kluczowe rozstrzygnięcia mamy więc 100% trafności!

Grupa B
O kurczę... Byłem przekonany, że wygrana Holandii nad Hiszpanią będzie niezbyt wysoka, a tu proszę - 5:1! Mecz ustawił całą grupę, autochtoni z półwyspu Iberyjskiego już się nie podnieśli. Chile zmontowało całkiem nieźle wybieganą, niziutką ekipę. Australijczycy poradzili sobie lepiej niż przypuszczałem i strzelili aż 3 bramki! Satysfakcję przynoszą mi prawidłowo przepowiedziane kłopoty ustępujących mistrzów. Kluczowe rozstrzygnięcia - 50% trafności.

Grupa C
Totalnie się skompromitowałem, uznałem że Kolumbia nie jest wstanie niczego osiągnąć, a tutaj proszę - pierwsze miejsce w grupie! Okazało się, że było wręcz odwrotnie niż sugerowałem - Kolumbia nie gra nadzwyczaj widowiskowo (choć miło się ich ogląda), ale skutecznie. W Japonii Kagawa poniżej oczekiwań, Honda waleczny mimo niedawnych kłopotów zdrowotnych. Pociesza mnie fakt, że słusznie postawiłem na Grecję, która wychodzi z drugiego miejsca - dokładnie tak jak obstawiałem. Kluczowe rozstrzygnięcia - 25% trafności...

Grupa D
No nie! Tego już za wiele! Kostaryka na pierwszym miejscu w grupie śmierci? Naprawdę niewielu stawiało na to pieniądze przed Mundialem, a jednak. To nie te czasy, kiedy Niemcy rozjeżdżali malutki kraj rzucony na styk kontynentów, między Morze Karaibskiego i Ocean Spokojny, jak walec w meczu otwarcia. To nie te czasy, kiedy Bartosz Bosacki był lepszym strzelcem w reprezentacji niż Messi (2 gole, właśnie z Kostaryką). Ludzie, przecież tam gra Junior Diaz, były wiślak! Źle kryty Joel Campbell to jednak spore zagrożenie... Stawiałem Urugwaj w roli faworyta, okazało się, że awansowali w niemałych męczarniach (i pogryzieniach), z drugiego miejsca. Dwie europejskie potęgi jadą do domu? Niewyobrażalne! Kluczowe rozstrzygnięcia - 0% trafności.

Grupa E
Trafiłem zarówno w lidera, jak i najbardziej poturbowanego spadkowicza - Honduras (Carlo Costly - onegdaj GKS Bełchatów - strzelił jedyną bramkę dla Honduran!). Pozytywnie zaskoczyła mnie Szwajcaria, zwyżka formy Shaqiri'ego - nic więcej. Dostaną w dupcię w 1/8. Prawiłem, że ważna będzie dyspozycja Antonio Valencii - to prawda, napastnik zmarnował sporo wyśmienitych sytuacji. Przeraża mnie umiejętność dobrego odnalezienia się w polu karnym, przyjęcia górnej piłki, po czym koncertowego spieprzenia finalnego dotknięcia. Kluczowe rozstrzygnięcia - 50% trafności.

Grupa F
Powinienem dostać kocówę - w poprzednim poście napisałem Irak zamiast Iran. Cóż, trochę żenujące, teoretycznie należy mi się -100% trafności... Irańczycy, według trenera najprzystojniejsza drużyna mistrzostw, naprawdę świetnie zagrali z Argentyną, zyskali moją sympatię! Tylko ten Messi, Messi. Co by o nim nie mówić, robi różnicę. Nie zaskoczyła mnie słaba postawa Bośni i Hercegowiny, nie przywykli do gry z tak egzotycznymi rywalami. Nigeria zagrała oszczędnie, ekonomicznie, długimi fragmentami jak jeździec bez taktyki i głowy. Uwaga - 100% trafności w kluczowych rozstrzygnięciach!

Grupa G
Prochu nie wymyśliłem, Niemcy gromią. Rozczarowała Portugalia, co też zdarza się stosunkowo często, może to i lepiej dla kolan Ronaldo. USA jest tak nieprzekonujące, że nie wiem jakim cudem pobili rekord oglądalności piłki nożnej (niektóre media podawały zmanipulowaną, bzdurną informację, że rekord Super Bowl został pobity, jasne...). Ghana grała ładnie, remis 2:2 ze zwycięzcami grupy musi robić wrażenie (dowieźcie im jeszcze ze 3 miliony w gotówce). Odszczekuję fragment o Alejandro Bedoya. To leszcz. Z amerykanów podobał mi się czarnoskóry suchoklates, dynamiczny skrzydłowy Beasley. Uwaga na napakowanego z dredami - jest niebezpieczny dla swojej drużyny... Tylko 25% trafności w kluczowych rozstrzygnięciach.

Grupa H
Ale się porobiło! Stawiałem Belgów na drugiej pozycji, wyszli z pierwszej. Mówiłem o Rosjanach jako kolekcjonerach punktów na słabych ekipach - jadą do domu (i Fabio Capello nie ulepi biczu z gówna). Algierczycy mieli być chłopcami do bicia, a są kiepskim, ale kolektywem - grają w 1/8. Koreańczyków widziałem na trzeciej pozycji, skończyli na czwartej (cholera, przecież tylu ich gra w tej Bundeslidze!). Jestem fatalnym hazardzistom i obstawiaczem, gdzie moje szczęście w miłości? Kluczowe rozstrzygnięcia - 0% (słownie: ZERO PROCENT) trafności...

Okazało się, że nie tak łatwo przewidzieć prawidłową kolejność drużyn w grupach. Wyliczając procent umieszczenia wszystkich drużyn na prawidłowych pozycjach (nazwijmy to trafnością absolutną), okazało się, że mój współczynnik trafności wyniósł mniej więcej 44 %. Udało mi się jednak wytypować 10 na 16 drużyn, które z grup wyszły, co daje nam blisko 63% trafności awansu na otarcie łez. Teraz zabawa będzie o wiele trudniejsza. Bez zbędnej gadaniny - podaję swoje wyssane z palca typy (bez podawania konkretnych wyników bramkowych, nie chcę się znowu ośmieszyć)!

1/8 finału
Brazylia pokonuje Chile. Ciężki mecz, pełen walki, przeważy rola gospodarza i wzrost.
Kolumbia pokonuje Urugwaj. Minimalnie, ale jednak są na fali, w lepszej dyspozycji.
Holandia pokonuje Meksyk. Z niemałym trudem, okupując to kartkami i kontuzjami.
Kostaryka pokonuje Grecję. Możliwe nawet, że po karnych. Samaras słodki i nieskuteczny.
Francja pokonuje Nigerię. Stosunkowo łatwo, ale nie do zera. Kilka błędów sędziowskich.
Niemcy pokonują Algierię. Bardzo, bardzo łatwo. Miro samodzielnym liderem tabeli strzelców wszechczasów.
Argentyna pokonuje Szwajcarię. Choć ci drudzy łatwo skóry nie sprzedadzą, sklecą parę efektownych akcji.
Belgia pokonuje USA. Bez większych trudności , różnicą przynajmniej 2 bramek.

1/4 finału
Brazylia pokonuje Kolumbię. Starzy znajomi, zadecyduje doświadczenie i finezja.
Holandia pokonuje Kostarykę. Doświadczenie Oranje to miażdżąca przewaga.
Niemcy pokonują Francję. W dogrywce rozwiąże się worek z bramkami.
Argentyna pokonuje Belgię. Niestety, Thibaut Courtois wszystkiego nie wyciągnie.

1/2 finału
Holandia pokonuje Argentynę. Jednak Europejczycy na tym mundialu potrafią ogrywać Latynosów.
Brazylia pokonuje Niemców. Brzmi to jak żart, ale cyborgom musi w końcu coś nie wyjść. Nie wiem dlaczego tak mocno wierzę w średniawą ekipę Scolariego...

Mały finał
Niemcy pokonują Argentynę. Rozbici Argentyńczycy nie są w stanie odbudować się psychicznie, powtórka meczu z ubiegłych mistrzostw. Niemcy mają wprawę w grze o trzecie miejsce. Joachim Löw zostaje na stanowisku trenera.

Wielki Finał
Holandia pokonuje Brazylię. Sensacyjne mistrzostwo, odmłodzony skład sprawia niespodziankę, ale czy można o niej mówić, skoro Brazylijczycy doczłapali cudem do finału?

Kurczę, powiało trochę etnocentryzmem, ale w końcu w drugiej rundzie gra 6 drużyn z Europy, 5 z Ameryki Południowej, 3 z Ameryki Północnej (choć mentalnie Meksyk i Kostaryka to raczej Brudne Południe) i 2 z Afryki. Coś czuję, że wszystko ostatecznie rozwiąże się na korzyść kolonizatorów (wykorzystałem rachunek prawdopodobieństwa, rachunek różniczkowy i trójdzielną analizę korelacyjną mieszanki trawy, wilgotności powietrza i średnich temperatur na poszczególnych stadionach). Nie no żartuję, nie wierz we wszystko co przeczytasz w Internecie - posłużyłem się intuicją.

PS: Żeby przyjrzeć się poprzedniemu postowi o Mundialu - klik!

PS2: Jak już poświeciłeś czas na przeczytanie tego tasiemca, to podreperuj statystyki i zostaw mi jakiś sensowny, merytoryczny, polemiczny, błyskotliwy (niepotrzebne skreślić) komentarz! To tylko 3 minuty! :)


Ilustracja pochodzi z: www.fifa.com

sobota, 21 czerwca 2014

RECENZJA #28: Wilk z Wall Street


Nadrabiania zaległości filmowych ciąg dalszy. Dzisiaj spędziłem blisko trzy godziny przy Wilku z Wall Street (dodając czas buforowania wyjdzie pewnie troszkę więcej...). I wiecie co? Mocno mieszane uczucia.

Przeczuwałem, a raczej wiedziałem, czego możemy się po filmie spodziewać. Niemal od początku do końca. Do tego stopnia, że oglądając scenę z długopisem, byłem pewien, że w odpowiednim czasie reżyser nam o niej przypomni. Wszystko było do bólu przewidywalne, rozstanie z Teresą, kolejny udany przekręt, palący się grunt pod stopami, imbecylizm towarzyszy głównego bohatera (głównie Donniego Azoffa) czy spóźniony zapłon przeterminowanych leków, co w konsekwencji oznacza palenie się gruntu już nie tylko pod stopami, ale i pod tyłkiem. Klasyczna historia od żółtodzioba do Grubej Ryby i z powrotem płotki, ale już z większym bagażem doświadczeń i po latach epickiego melanżu #zazdrość. Rozumiem i akceptuję to, ale nie ma żadnego, absolutnie żadnego zaskoczenia. Pobłażany agent FBI, (jeżdżący na co dzień metrem, w którym pocą mu się jajka) wygrywa, odbiera Belfortowi właściwie wszystko. Naomi Lapaglia odchodzi od męża i zabiera dzieci, kiedy po kieszeniach zaczyna hulać wiatr. I nie mówcie, że to spoiler, bo też się tego spodziewaliście.

Oczywiście podoba mi się kreacja głównego bohatera, niektóre speeche motywacyjne są naprawdę grube, ale dużo przyjemniej oglądało mi się etap rozkręcania firmy, mozolną drogę gołodupca na szczyt (początek Stratton Oakmont, pierwsze transakcje na śmieciowych akcjach). Później wszystko zasłaniają koks, dziwki i sprośne dowcipy o dziwkach. Jasne, fajnie sobie pooglądać (pewnie jeszcze fajniej byłoby poru... eee... podotykać), ale ginie gdzieś geniusz młodego maklera, który zmienia się w ćpuna i imprezowicza. Robi się słodko-kwaśno, miejscami dramatycznie. Znamienny jest moment wparowania federalnych w momencie kręcenia reklamy.

Zdaje mi się, że dostrzegam pewne ukryte przesłanie opowieści. Pod płaszczykiem wielkich możliwości i nieskrępowanego zarobku kryje się pewien haczyk. Jeśli nie jesteś przystosowany do wyższych standardów życia, woda sodowa szybko uderzy ci do głowy i w trymiga wrócisz na swoje miejsce, do śmieciarzy takich jak ty. Fikcja mobilności społecznej? Ułuda ruchliwości pionowej? Uczyń pokój ze swoim pochodzeniem, jak mawiał bodajże Pierre Bourdieu.

To prawda, że sędziwy Martin Scorsese świetnie czuje się w filmach biograficznych, mistrzowsko odwzorowuje klimat dawnych lat i umie szafować niewymuszonym humorem. Obraz był nominowany do Oscara w pięciu kategoriach i otrzymał kilka cennych statuetek dla najlepszego aktora pierwszoplanowego (podkreślmy jednak, że nie był to Oscar, sorry Leonardo, not yet...), moja opinia bardzo, bardzo niewiele znaczy, ale powiem to głośno: nie rozumiem fenomenu filmu. Czas, który z nim spędziłem, nie był stracony, ale chyba można było go lepiej spożytkować. Mocne trzy plus, next please!

PS: Doceniam drobną zabawę konwencją (poznajemy głównego bohatera w momencie największej fali sukcesów) i miejscami ciekawą formę narracji, w której Jordan mówi bezpośrednio do nas. To jednak ciut za mało na czwórkę.

PS2: Nauczyłem się nowego czasownika: to rat - donosić, denuncjować. A wydaje się takie oczywiste, co!?

Rozwiążcie problemy bogacąc się!
                                               ~Jordan Belfort

czwartek, 19 czerwca 2014

RECENZJA #27: Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie


Miałem zamiar zabrać poznaną niedawno duperkę do kina, ażeby wspólnie obejrzeć Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie, ale coś tam jej się chyba odwidziało w postrzeganiu mojej osoby, w sumie to nie wiem nawet co, ale chrzanić. Początkowo chciałem pójść zatem sam, ale okazało się, że film jest już łatwo dostępny w internetach. To co się będę wykosztowywał na jakieś bilety, przecież płacę za stałe łącze, do cholery!

Przyznam szczerze, że zaintrygowała mnie krótka videorecenzja Jakuba Dębskiego (klik!) na temat omawianego tutaj obrazu i bardzo chciałem skonfrontować nasze opinie. W końcu ciepło wspominam szaloną komedię Ted, więc tym bardziej nurtowało mnie, co tam Seth MacFarlane ciekawego wysmażył. Dem był raczej rozczarowany, ja wręcz przeciwnie, potrzebowałem czegoś lekkiego i głupawego (chyba nie jestem zbyt wymagającym widzem...).

Racją jest, że poszczególne wątki humorystyczne nie stanowią głównej osi fabularnej całej historii, ale nie wydają się doklejane całkowicie na siłę. Szybko dałem się wciągnąć w absurdalny świat, w którym niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, a przyjaciele głównego bohatera to szewc-prawiczek umawiający się z lokalną kurtyzaną chcącą zachować czystość przedmałżeńską (Sarah Silverman wzorowo odegrała rolę tępej, egzaltowanej prostytutki). Miłośnicy rasistowsko-etnicznych żartów, seksistowskich przytyków i dowcipów o końskim gównie będą w siódmym niebie. Kpi się z polityki, religii, nadmiernego przywiązywania do statusu społecznego. Całkiem nieźle ma się też humor sytuacyjny, choćby początek całej historii i pierwszy, niedoszły pojedynek Alberta.

W pewnym momencie historia staje się niemal klasyczną komedią romantyczną i tutaj mogę zgodzić się z Demem - zabrakło jakiejś większej zabawy konwencją. Prośba o niezabijanie Anny, a jedynie przestrzelenie kończyny to jednak odrobinę za mało. Niemniej jednak reżyser znany jest z tego, że lubi kończyć obrazy pozytywną emocją.

Moje skrzywienie socjologiczne sięga zenitu, śmiałem się do rozpuku analizując fetyszyzacje ról bandytów i drobnych kupców. Śmiałem się do rozpuku przy odkrywaniu subtelnych nawiązań do obecnego stanu amerykańskiego społeczeństwa (pragmatyzm, wyrachowanie przy doborze partnera, brutalizacja i infantylizacja życia itd.). Wreszcie, śmiałem się do rozpuku przy scenach z Indianami. Wypisz wymaluj społeczeństwo ryzyka, jak u Ulricha Becka. Socjologia czyha wszędzie...

Podsumowując: polecam film wszystkim, których śmieszy Family Guy, American Dad! (MacFarlane poważnie maczał paluchy w obydwóch), The Simpsons czy South Park. Momenty dzikiego śmiechu będziecie przeplatać chwilami zażenowania. Solidna czwóra, idealne dziełko do bezmyślnego pochrupania popcornu! Charlize Theron do twarzy zarówno w koronie, jak i w kowbojskim kapeluszu!

PS: Chyba przyjmiemy nową taktykę blogowania i notki będą pojawiać się częściej. Będzie ich więcej, a same posty przyjmą formę spontanicznych, krótkich opinii, luźno powiązanych z życiem prywatnym. Wydaje mi się to korzystne zarówno dla odbiorcy, jak i dla nadawcy komunikatu. Przyda nam się trochę improwizacji :)

-You are late!
-For what?
-Fair enough...

niedziela, 15 czerwca 2014

RECENZJA #26: LEGO Przygoda


W ramach prywatnej akcji Ćwicz angielski! od pewnego czasu zacząłem oglądać sitcomowe kreskówki typu American Dad! czy inne animacje bez napisów. Jako, że jestem zapalonym fanem klocków Lego, a dziwnym trafem ominęła mnie Lego Przygoda, nie miałem wątpliwości co wybrać na chłodny, sobotni wieczór. Nieoczekiwanie film okazał się totalną miazgą!

Jasne, niektóre żarty słowne czy sytuacyjne zdawały się odrobinę prymitywne i wymuszone, ale pamiętajmy kto był głównym odbiorcą filmu - dzieci w wieku wczesnoszkolnym! A to, co ujęło mnie najbardziej, to prawdopodobnie niezauważalne dla większości młodszych widzów tło opowieści - krytyka masowości, schematyczności, przewidywalności, nieustannej kontroli społecznej, dążenia do maksymalnej efektywności i wreszcie krytyka samego kapitalizmu, którego uosobieniem jest Lord Biznes, autorytarny przywódca jednego ze światów, chcący zbudować idealny, nieruszalny (dosłownie i w przenośni) system, będący w istocie antyutopią. Postacie typu: Unikitty czy Dobry/Zły Glina to świetne karykatury infantylności zagubionych dorosłych i wewnętrznego konfliktu większości z nas - dostosować się, być zawsze miłym i sympatycznym, czy puścić wszystko z dymem, nie bacząc na innych i konsekwencje. Niektóre sceny są bardzo... meaningful, np. przesłuchanie przyjaciół Emmeta, którzy mimo wysiłków, nie są wstanie niczego konkretnego o nim powiedzieć, jest aż tak do bólu przeciętny, sfabrykowany, ukształtowany przez rutynę dnia codziennego i medialną papkę. Mamy też sceny drastyczne np. wymazywanie twarzy niechcianych ludzików (swoiste pranie mózgu) czy brutalny szantaż emocjonalny, w którym rodzice gliniarza stają zakładnikami Lorda Biznesa.

Nie brakuje licznych odwołań do popkultury (starych westernów, Tronu, Matrixa, Władcy Pierścienia czy nawet powieści Roku 1984), gagów (z których część pewnie przeoczyłem lub należycie nie doceniłem) i postaci bezpośrednio zapożyczonych z innych filmów (na pierwszy plan wysuwa się Batman, ale jest również Supermana, Green Lantern, Wonderwoman, Dumbledor, Shaquille O'Neal i można by tak wymieniać prawie bez końca). Szalona mieszanka, miejscami abstrakcyjny humor i... całkiem seksowna (jak na plastikowe standardy) Wyldstyle. Poza tym głos Morgana Freemana jako domorosłego proroka Vitruviusa - bezcenny! Moim zdaniem, dla wysokiej jakości oryginalnej ścieżki dźwiękową warto podjąć ryzyko sporadycznego niezrozumienia dialogów. Nie oszukujmy się, kiedy mamy polskie napisy, angielski przechodzi przez nasze uszy raczej bezrefleksyjnie.

Hit muzyczny, który towarzyszy nam kilkukrotnie podczas seansu jest po prostu genialny w swojej prostocie, wyśmienicie dwuznaczny i chwytliwy (klik, żeby posłuchać) - cały czas chodzi mi po głowie!

Nie spodziewałem się, że postawię Lego Przygodę na równi z serią Toy Story! I nie przesadzam, ciężko wskazać mi jakiekolwiek minusy tej lekkiej, łatwej i przyjemnej rozrywki z dającym do myślenia przekazem.

PS: Końcówka naprawdę zwala z krzesła. Mistrzowskie zobrazowanie konieczności zmiany pokoleniowej warty i kultury prefiguratywnej.

Cześć, pewnie mnie nie znacie,
ale możecie mi zaufać, bo jestem w telewizji!
                                                              ~ Wyldstyle

Plakat filmu pochodzi z www.gogaga.pl

czwartek, 12 czerwca 2014

OPINIA #7: Brazylia 2014 - ekspert typuje


Co prawda nie siedzę zbyt głęboko w piłce reprezentacyjnej, ale postanowiłem zabawić się w małe obstawianie wyników. W końcu ekspertem może być każdy flet, który widział raptem kilka meczów i zdarzyło mu się kopnąć ze dwa razy piłkę, dlaczego zatem nie mogę to być ja? Dzisiaj zrobię to na blogu, a za cztery lata w studio TVP, na żywo, razem z Kamilem Kossowskim i Jerzym Engelem. Zobaczymy na ile moje kiepskie przepowiednie z fusów po herbacie się sprawdzą.

Grupa A
Brazylia stosunkowo łatwo wyjdzie z grupy, takiemu staremu wydze jak Luiz Felipe Scolari udało się zapewne posklejać do kupy skład, w którym gro zawodników występuje na co dzień na Wyspach, we Włoszech i Hiszpanii. Drugie miejsce to już zażarta walka między Chorwacją i Meksykiem. Aztekowie wyjdą z tego starcia zwycięsko, dzięki wysokiej wygranej z Kamerunem i lepszemu przygotowania kondycyjnemu do ciężkich warunków klimatycznych (choć współpraca Mandżukića z Modrićem układać się będzie więcej niż poprawnie). Tu pierwsza niespodzianka jaką obstawiam - kolektywnie grający Meksyk bez gwiazd największego formatu wystartuje świetnie. O klapie Kamerunu przesądzą źle zgrani, młodzi obrońcy, popełniający kompromitujące błędy w kryciu przy stałych fragmentach gry.

Grupa B
Holandia rządzi i dzieli w grupie, uda się jej nawet pokonać Hiszpanię po pięknym golu Huntelaara na początku drugiej połowy. Podstarzały skład gwiazdorów z Półwyspu Iberyjskiego będzie musiał walczyć o wyjście z grupy do ostatniego meczu, w którym szczęśliwie wygra z dzielnie broniącą się Australią, której siła ognia okaże się niewystarczająca do strzelenia choćby jednej bramki (choć Legii Warszawie uda się zakontraktować jednego z Australijczyków, trochę namiesza w Ekstraklasie jeśli chodzi o klasyfikację kanadyjską wzbogaconą o minuty spędzone na ławce rezerwowych). Chilijczycy zajmą trzecią lokatę, po pięknym (acz remisowym) meczu z Hiszpanią, który z pewnością przejdzie do historii futbolu jako jedno z najkrwawszych widowisk mistrzostw (3 czerwone kartki).

Grupa C
Wybrzeże Kości Słoniowej to pierwszy czarny koń turnieju. Na nic zda się archaiczny grecki styl defensywy i powolne konstruowanie akcji od tyłu czy Japońskie wybieganie w połączeniu z podejrzanie subtelną (dziewczęcą rzec by nawet można), ale niezłą techniką. Silne Słonie będą mijać przeciwników jak tyczki, jedynie Ospinie, bramkarzowi Kolumbii, uda się zachować czyste konto w meczu z nimi. Ostatecznie Grekom uda się zająć drugą pozycję, choć Japonia zachowa szanse na awans do końca. Kolumbia, mimo że zagra pięknie, będzie koszmarnie nieskuteczna, jakby grało w niej 10 hybryd Roberta Lewandowskiego z Jakubem Błaszczykowskim, który nie dostał żadnego biletu na mecz dla członków swojej rodziny.

Grupa D
Rezultaty w pierwszej grupie śmierci nie okażą się zaskakujące. Urugwaj, jako że gra prawie u siebie rozprawi się ze słabiutką Kostaryką i kiepskawymi Włochami, które w męczarniach zajmą trzecią lokatę. Za to po kilkudziesięciu latach posuchy Anglii uda się wyjść z grupy z drugiego miejsca. Lwy obudzą w sobie instynkt kolonizatora i dojdą (jak na ich nowożytne standardy) bardzo wysoko, bo aż do 1/8 finału. Ciężko wskazać przyczynę porażki Włochów, już w przedmundialowych sparingach radzili sobie fatalnie. Coś wyraźnie rozsadza szatnię od środka, gracze grają samolubnie, nie czerpią żadnej przyjemności z wymiany podań. Nie pomogą nawet dwie bramki Pirlo z rzutów wolnych. Ciekawostka: Lech Poznań zacznie sondować możliwość pozyskania podstarzałego już nieco Diego Forlana, menager samego zainteresowanego niczego nie potwierdza, niczemu nie zaprzecza. Leśnodorski głośno przełknie ślinę i zacznie poluzowywać krawat, haha!

Grupa E
Wróżę masę remisów w tej grupie, tylko czysty przypadek sprawi, że Francja awansuje z pierwszego miejsca. Choć może to nie przypadek, bo Didier Deschamps wreszcie stworzył odpowiednią atmosferę w szatni i ułożył zespół taktycznie (linia pomocy, w większości oparta na zawodnikach Ligue 1 - i nawet bez Ribery'ego - wygląda nienajgorzej). Drugą lokatę zajmie Ekwador, który konsekwentnie kolekcjonuje doświadczenia na arenie międzynarodowej (kluczową rolę odegra dyspozycja dnia Antonio Valencii i Christiana Noboa). Szwajcaria choć solidna, niczego wielkiego nie zdziała (poza nielegalnym zaprezentowaniem kilku marek bielizny), podobnie zresztą jak Honduras, drużyna na poziomie zbliżonym do Polski, czytaj: bez szans na cokolwiek poza względnym zachowaniem twarzy i wizerunku miernego pół-profesjonalisty.

Grupa F
Messi wreszcie zacznie dobrze funkcjonować w kadrze, co będzie równoznaczne ze świetnym występem Argentyńczyków na Mundialu, wróżę okolice ćwierćfinału, pod warunkiem, że nie trafią na Niemców! I niezawodny Di Maria, człowiek który w moim odczuciu wygrał dla Realu Ligę Mistrzów. Nadal widzę jednak rażącą dysproporcję między obroną i atakiem. O dziwo na dzień dzisiejszy Brazylia prezentuje się dużo bardziej zbilansowanie! Kto jeszcze wyjdzie z grupy? To w sumie nieważne, gdyż nikt nie odegra znaczącej roli. Co innego, gdyby w drużynie Bośni i Hercegowiny grał Semir Stilic! Wtedy możliwy byłby nawet brąz! Nigeria może delikatnie zamieszać i to ją widziałbym na drugim miejscu w grupie. Irak zagra tylko trzy mecze, po drugim będzie wiadomo, że pozostanie im walczyć o honor (pytanie jak wielki wpływ będzie miał na to Ramadan). Mając w pamięci dwóch poznanych w Stambule Nigeryjczyków, wiem że stać ich na wiele, pod warunkiem że się postarają. A starać się muszą - duża konkurencja, mało jedzenia. Pazur pokaże Emmanuel Emenike, na co dzień grający w Fenerbahҫe.

Grupa G
Druga grupa śmierci. Ależ to będą szalenie interesujące mecze! Chociaż wiem, że Amerykanie grają ostatnimi laty naprawdę nieźle, to obawiam się, że nie sprostają ani szalonej Portugalii ani miażdżącym większość przeciwników Niemcom. Podrażnieni Germanie wygrają grupę z dość dużą przewagą, ale okupią to piekielnym zmęczeniem. W końcu nie są przystosowani do tak wysokich temperatur i będą mieli nie lada problem z przestawieniem się na miejscowy czas. Poza tym kilku Niemców złapie poważny rozstrój żołądka. Drugie miejsce dla Portugalii, choć Ghana będzie mocno naciskać faworytów (zauważmy, że wszyscy poza bramkarzem są rozrzuceni po całej Europie, co z jednej strony wyuczyło ich pewnych schematów taktycznych, lecz nie sprzyja budowie drużyny; może lepiej byłoby oprzeć kadrę o kilku graczy z krajowych rozgrywek?). Alejandro Bedoya zabłyśnie jaśniej niż inni, po Mundialu będzie kosztował przynajmniej drugie tyle co dziś.

Grupa H
Wielu fachowców widzi Belgię w roli czarnego konia, istotnie posiadają niezłą ławkę, kilku kreatywnych zawodników w środku pola (m.in.: Witsel, de Bruyne, Fellaini, Dembele) i dynamicznych, młodych napastników, świetnie wymieniających się pozycjami (Hazard, Lukaku, Merters itd.). Cholera, może coś w tym jest? Grupę mają łatwą, jedynie Rosjanie mogą zepchnąć ich na drugie miejsce i pewnie to zrobią. Algieria, choć ma zawodników z czołowych europejskich lig, przyjmie rolę klasycznego chłopca do bicia. Wiecie co jest fascynujące? Rosjanie nie mają ani jednego zawodnika z poza Premier Ligi, a i tak gracze nie są anonimowi! No dobra, są... Z pamięci mogę wymienić tylko Arszawina i tego, co gra w Lechii Gdańsk, jak mu tam było? Sadajew! Oczywiście ten pierwszy jest już odrobinę za stary, a drugi nie gra w reprezentacji... Korea Południowa, mimo całej mojej sympatii do tej nacji, nie ugra zbyt wiele, choć sprawi wiele kłopotów, zarówno naszym wschodnim sąsiadom, jak i brukselskim okupantom. Trzecie miejsce w grupie z pewnością w pełni im się należy!


I to tyle, zobaczymy jak sprawdzą się moje przepowiednie. Rozpisałbym do końca drabinkę, ale za późno wpadłem pomysł typowania wyników. Zrobię to kiedy będzie wiadomo kto awansował, rozliczając się jednocześnie z wcześniejszych wyborów. Jak myślicie, czy moje typy okażą się trafne? A może z czymś się nie zgadzacie? Piszcie w komentarzach (i tak wiem, że nie napiszecie...), ja tymczasem uciekam na ceremonię otwarcia - post rzutem na taśmę. Cydry Lubelskie chłodzą się już w lodówce, do tego lody pistacjowe. Można? Można!

Ilustracja pochodzi z: www.fifa.com