niedziela, 26 lipca 2015

RECENZJA #87: Sok jabłkowy Riviva


Już dawno przestałem próbować zrozumieć swojego bloga. Kiedy piszę regularnie, odwiedza go pies z kulawą nogą, kiedy zaś posty lecą jak krew z nosa – notuję regularne kilkanaście lub (rzadziej, ale jednak) kilkadziesiąt wejść dziennie. Świetnie napisane, w moim odczuciu bardzo merytorycznie nasycone notki są bezczelnie lekceważone (na przykład TA), a rekordy popularności biją teksty o papierze toaletowym czy truflach z Biedry. W pewnym sensie rozumiem: tysiące ciapciuchów recenzuje książki, a raczej niewielu podejmuje się pisaniu o… brązowym półświatku. Czy jeśli rozhuśtam się na skakance, Kultura & Fetysze znajdzie się w Top3 polskiej blogosfery?

Newer majnd. Dzisiaj mam dla Was kolejną perełkę. Nie bez kozery chciałbym przedstawić sok jabłkowy z zagęszczonego soku jabłkowego marki Riviva. Bardzo ważna informacja: pasteryzowany soczek dla Jeronimo Martins Polska produkuje Sokpol z Myszkowa. I jest to najbardziej pospolite, najzwyczajniejsze w świecie picie, ale złoty dziewięćdziesiąt dziewięć za takie porządne szczyny to adekwatna cena. Bez dwóch zdań. I cóż z tego, że jedna szklaneczka soczku to ponad 20 gram cukru? Żłop mineralną jak masz grube dupsko!

W życiu nie zawsze możemy sobie pozwolić na Sok z Domu Rembowskich. Często jesteśmy zmuszani do zadowalania się substytutami. Udawania, że wszystko jest w porządku, że jesteśmy szczęśliwi w naszych szaroburych parodiach istnienia. Że jesteśmy wolni. Jemy śmiecie, śpimy w brudnych barłogach i staramy się odczuwać jakiekolwiek emocje w tym pachnącym bylejakością bagnie codzienności.

A co to za nastrojek rozkapryszonej Kasi, której podarły się ulubione rajtuzki? Czyżby znowu jakiś kryzysik, albo autosugestywna depresja? Nieee, tylko trochę świruję na blogu. Wszystko jest dobrze, a ja z obrzydliwą radością chodzę na mecze Leszka Poznań (Lechia Gdańsk, ku*wa szajs!), gram w CS:GO i Lego Jurassic World® z Dziewuchą, a nocami zaczytuję się w sagach rodzinnych Orhana Pamuka. Żyć nie umierać! Na zdrowie! Pijcie sok z polskich (chyba?) jabłuszek! Bij Bolszewika!
 
+ 5 punktów dla Gryfindoru za chorą intertekstualność!

środa, 22 lipca 2015

RECENZJA #86: Szmira - Charles Bukowski

Niesłychanie bawi mnie pojawienie się trzeci raz tego samego zdjęcia.
Coś w stylu To samo zdjęcie Bogusława Lindy codziennie ;]

Kończymy na razie przygodę z prozą Bukowskiego i zabieramy się za inne, ważniejsze książeczki (na szczęście uniwersytecka biblioteka nie kusi mnie dostępnością pozostałych pozycji spod pióra autora, więc luuuuz). Nie wypada jednak króciutko nie wspomnieć o lekturze zwariowanej powieści Charlesa opublikowanej przez żonę Lindę Lee Bukowską, niedługo po śmierci autora (rok 1994). A więc mój internetowy pamiętniczku – zamieniaj się w słuch!

To coś zupełnie świeżego jak na standardy, do których przyzwyczaił nas stary świntuch. Nick Belane to 55-letni prywatny detektyw, trzykrotny rozwodnik. Jak sam o sobie mówi: jest najlepszym detektywem w Los Angeles, a absurdalne zagadki, które musi rozwiązać nie trzymają się kupy. Przykładowe zlecenia? Identyfikacja Francuza, który wymknął się śmierci, poszukiwanie Czerwonego Wróbla czy zdemaskowanie spisku pozaziemskiej cywilizacji. Niewiele dowiadujemy się o samych technikach zbierania informacji, a bohater większość czasu przesiaduje w swoim biurze, podrzędnych lokalach lub na torze wyścigowym. Ale sprawy jakimś cudem toczą się swoim torem. Aż do nieoczekiwanego - i przyznaję dość zaskakującego - finału.
 
I ponownie, jeśli by patrzeć przez pryzmat poprawności pisarskiego rzemiosła, to Szmira wypadałaby słabo. Bardzo słabo. Ale Bukowski posiadał wyrobiony styl, który był mocno osadzony w dialogach, pseudofilozofii 1-osobowego narratora i wydarzeniach atakujących bohatera całkiem znienacka. W Szmirze nie znalazłem tylu interesujących cytatów co w Kobietach (kliknij, żeby przeczytać), ale wreszcie mieliśmy pewien logiczny ciąg wydarzeń. Od sprawy, do sprawy i tak do momentu, aż wszystkie zostały (nie)rozwiązane. [SPOILER] Przez całą książkę Belane nie zamoczył. Chociaż bywało, że ulżył sobie w łazience lub miał wyraźne wybrzuszenie w spodenkach. [KONIEC SPOILERA]
 
Ciekawa wydaje się adnotacja autora: Dedykowane złemu pisarstwu. Czy to oznacza, że pisarz celowo stworzył paszkwil i pisał nieco… na odpie*dol (jeśli Was to szczególnie interesuje, poszperajcie na jakiś forach - na pewno znajdziecie jakieś zakulisowe smaczki)? Istotnie, przekarykaturyzowane nawiązania do powieści typu noir, przynajmniej w moim odczuciu, ratują średnie dziełko. Szmira to znośne wakacyjne czytadło, ale Kobiety zostawiają je daleko w tyle. Szmirę łyknąłem głównie w pociągach i komunikacji miejskiej. A na koniec taki-sobie cytat:

Często najlepsze chwile w życiu to te, kiedy nic nie robisz, tylko zastanawiasz się nad swoim istnieniem, kontemplujesz różne sprawy. I tak kiedy na przykład mówisz, że wszystko nie ma sensu, to nie może do końca nie mieć sensu, bo przecież jesteś świadom, że nie ma sensu, a twoja świadomość braku sensu nadaje temu jakiś sens. Rozumiecie, o co mi chodzi? Optymistyczny pesymizm. (str. 151)

Dane techniczne:
Autor: Charles Bukowski
Tłumaczenie: Tomasz Mirkowicz
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc
Liczba stron: 201

Miał błękitne oczy i nikt go nie kochał
Oprócz niego i zniknął wraz z iskrą w oczach!
                        ~Bonson, Ich już nie ma
(dobór wersetu nieprzypadkowy – wyraźna inspiracja Szmirą)

środa, 15 lipca 2015

RECENZJA #85: Kobiety - Charles Bukowski


Prawdziwa sztuka ukrywa sztukę. Zdaje się, że tym zdaniem można by podsumować większą część twórczości Charlesa Bukowskiego. W Kobietach, a więc tytule, który dzisiaj bierzemy na warsztat, nie ma żadnej przemyślanej struktury, żadnego punktu kulminacyjnego, żadnej mądrości. Przynajmniej na pierwszy, a może i drugi rzut oka. A jednak czyta się i zabawnie, i przyjemnie. Prawdopodobnie przez gorzkie, ironiczne i świadczące o doskonale ukształtowanym zmyśle obserwacji Henry’ego Chinanskiego, głównego bohatera i narratora będącego literacką kopią pisarza.

Henry jeździ po Ameryce Północnej na wieczorki autorskie, chla i pieprzy się z fankami. W dużym skrócie. Trudno nie polubić tego podstarzałego, tłustego seksoholika, który nienawidzi większości swoich kolegów po fachu. W toku fabuły przyglądamy się kilku stałym związkom i niezliczonej liczbie epizodów. Co ważne, nie ma mowy o nudnych momentach, bo co rusz przydarza się jakiś wyjazd, święto czy nieoczekiwany wybryk. Czy dowiedziałem się z tej książeczki czegoś więcej o płci przeciwnej? Raczej nie, ale i tak lektura była wyśmienita. Prócz kilku ciut obrzydliwych fragmentów np. stosunku z chorobą weneryczną w tle…

Na koniec mam dla Was trzy cytaty z dziełka. Tak na zachętę, choć wybór był trudny. Wiem, nie powinienem uprawiać cyfrowej reprodukcji, ale cóż… Get inspired!
 
Selma wyglądała cudownie. Jak się zdobywa takie kobiety? Kundle tego świata nigdy nie kończą u boku jakiejś Selmy. Przypadają im w udziale jedynie skundlone suki. Selma podawała nam śniadanie. Była prześliczna i stanowiła wyłączną własność jednego faceta, nie byle kogo, profesora koledżu. Wydawało mi się to nie całkiem w porządku. Wykształcone, gładkie ważniaki. Wykształcenie stało się nowym bożkiem, a ci, którzy je zdobyli, przejęli rolę południowych plantatorów sprzed wojny secesyjnej. (str. 33)

Ludzie krzyczeli, wyli ze śmiechu i litrami pochłaniali piwo. Na chwilę wyrwali się z fabryk, magazynów, rzeźni, myjni samochodowych – następnego dnia znów staną się więźniami, ale teraz są wolni, wręcz upojeni wolnością. Nie muszą myśleć o niewolnictwie wynikającym z biedy, zasiłkach dla bezrobotnych i kuponach na bezpłatną żywność. Pozostali jakoś będą sobie radzić – dopóki biedacy nie nauczą się montować bomb atomowych w piwnicach swych ruder. (str. 104)

Kiedy się obudziłem, usłyszałem ją w łazience. Może powinienem był ją zerżnąć? Skąd facet może wiedzieć, co ma robić? Doszedłem do następujących konkluzji. Jeśli żywisz do kobiety jakieś uczucia, to powściągnij swoją naturalną chęć, by ją natychmiast zerżnąć. Nie obawiaj się, zdążysz. Jeśli jej nie znosisz od samego początku, spróbuj od razu ją wydymać. Jeśli zaś tego nie zrobiłeś, to lepiej jest odczekać, przy sposobności zerżnąć ją przykładnie, a znienawidzić później. (str. 193)

Dane techniczne:
Autor: Charles Bukowski
Tłumaczenie: Lesław Ludwig
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc
Liczba stron: 296

środa, 8 lipca 2015

RECENZJA #84: Obietnica Krwi - Brian McClellan


Wyobraźmy sobie niedokończony obraz. Taki, w którym widać już pewien błysk geniuszu, ale brakuje ostatnich szlifów i porządnej ramy. Mniej więcej taka właśnie jest Obietnica Krwi, pierwsza część trylogii Magów Prochowych. A szkoda, bo mógł być to obraz prawie idealny. A jest co najwyżej dobry.

Co poszło nie tak? Po pierwsze, mocno chropowate tłumaczenie i zadziwiająco dużo wpadek korektora (Od tego oczy łzy mi łzawią […], Co było? czy inne najbardziej wysunięte palcówki Kezu). Takie rzeczy Fabryce Słów rzadko się zdarzają, no ale tym razem się zdarzyły… I co to za zmiany czcionki w tekście, mające podkreślić rzekomo ważny element zdania, a niemające właściwie żadnego sensu, jakby żywcem, bez zastanowienia wzięto je z angielskiej wersji? Albo sformułowania typu stiukowy front czy kordegarda? Po drugie, szarpane i skąpo dawkowane informacje o uniwersum. Może ten zarzut zabrzmi śmiesznie, ale ciągle mamy do czynienia z akcją. Przydałoby się więcej mięsistych opisów, a zasadniczo wszystkiego dowiadujemy się z dialogów równie zaskoczonych co my bohaterów. A świat nie należy do najoczywistszych. Chyba, że umiecie sobie na tzw. czuja wyłożyć czym różnią się Uprzywilejowani i Naznaczeni od Predei, Zdolnych czy Stróżów. Oczywiście wraz z kolejnymi dziesiątkami stronic dowiadujemy się wszystkiego, ale przydałby się jakiś króciutki wypis tych wszystkich rodzajów indywiduów. Po trzecie, nieczytelne, brzydkie mapki i przekłady nazw własnych nijak nie ułatwiają zanurzenia się w świat przedstawiony. No bo sami powiedzcie, czy takie Archiwum Publiczne lub Szlachetni Wojownicy Pracy jako termin służący do określenia związków zawodowych przystają do realiów XVII-XVIII wiecznego Fantasy? Ponadto niektóre pomysły wydają się brzydko zaczerpnięte z innych powieści, na przykład Górska Straż – kubek w kubek Nocna Straż George’a RR Martina. Ostatnią obserwację potraktujcie dość luźno, wbrew pozorom studnia pomysłów ma swoje dno.

Co mnie jednak urzekło na tyle, że (chyba) z niecierpliwością czekam na premierę Krwawej Kampanii? Rozdziały są napisane świetnie. Każdy jest kolejną sceną w uporządkowanej sekwencji zdarzeń, a ciągnięcie na przemian trzech głównych wątków (detektywistycznego, militarnego i politycznego) wychodzi książce na dobre. Kiedy już się uporamy i przełkniemy kulawe nazewnictwo, świat wyda nam się mocno zakręcony, lecz dość spójny (to bardziej spójność niewiarygodności niż wiarygodna spójność). Cóż, połączenie feudalizmu z nowożytnością bywa karkołomne. Wciąż zostało dużo kart do odkrycia, a koniec mocno rozochoca, choć wydaje się dziwaczny. Coś jednak jest w całej opowieści, że im bliżej finału, tym dość krótkie rozdziały pożera się łapczywiej. [SPOILER] Gdyby tylko Marszałek Polny Tamas wraz z pozostałymi spiskowcami wiedzieli ciut więcej o kamaryli Uprzywilejowanych, a nie tak beztrosko rzucali się z przysłowiową motyką na wroga… No ale wtedy nie mielibyśmy żadnej tajemnicy do rozwikłania i nie byłoby po co czytać. [KONIEC SPOILERA] Ech, stanowczo za dużo tajemniczych elementów świata jest skrywana za wygodną kurtyną dawnych czasów. W przypadku Trylogii Magów Prochowych jest to tzw. Czas Pomrocza.
 
Podsumowując: czasem mam wrażenie, że amerykańscy pisarze wyjeżdżają na taśmie produkcyjnej. Mają kilkoro dzieci, psa lub kota i kochają gry wideo. Piszą podobnie, umieją nasycić historię akcją, ale gdzieniegdzie ich światy delikatnie rzężą. Chciałbym wierzyć, że obmyślając uniwersum robią jakikolwiek research epok, którymi się inspirują, a nie lecą według planu wydarzeń naskrobanego na serwetkach z przydrożnych barów. Tak czy inaczej, póki czuję nieodpartą chęć doczytania do końca – kupuję to. Dosłownie i w przenośni. Szkolna czwóra. Ale muszę (i chcę) zostać pozytywniej zaskoczony w kolejnej części!

Dane techniczne:
Autor: Brian McClellan
Tłumaczenie: Maciej Nowak-Kreyer i Dominika Repeczko
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 675
ISBN: 978-83-7864-060-7
Cena detaliczna: 45 złotych

Wszyscy jacyś tacy zgotowani
Nie rozumiem czemu mam za wami biec…
~Kuban, Żadnych Zmartwień

środa, 1 lipca 2015

Ulubieńcy czerwca!

Kochani, nadeszła wielka chwila, na którą wszyscy skrycie czekaliśmy! To już ostatnia edycja ulubieńców miesiąca! Formuła się wyczerpała, a ja nie odczuwam tej młodzieńczej radości z comiesięcznego dzielenia się listą. W cyklu pojawiło się rekordowe 9 wpisów. Przypomnijmy sobie je wszystkie i zachowajmy we wdzięcznej pamięci. Przydatny skrót klawiszowy: CTRL + ALT + DEL


Ostatnie błyski fleszy! Trzeba zarzucić regularne blogowanie i skupić się na ambitniejszych, bardziej pracochłonnych i satysfakcjonujących formach, co jednak nie wyklucza, że jakieś tam posty będą się nadal pojawiać. Choć pewnie niezbyt regularnie. Ma ktoś przy sobie chusteczkę..? Trochę się z tego wszystkiego zasmarkałem…


#JEDZONKO
MilkyWay! Ale nie żadne gwiazdeczki, tylko porządne batoniki! Pamiętam, że w zeszłe wakacje, nad morzem była taka budka z mlecznymi koktajlami o smaku wszelkich dostępnych batonów. Był i Mars, i Snickers, i Twix. Był też MilkyWay. Pora późna, my wracamy z wieczornego spaceru, ekspedientka zamyka lokal i szykuje się do mycia naczyń, a jednak godzi się zrobić nam kubeczek delikatnego smakołyku. Wrzuca dwa batoniki do maszyny miksującej. Czekamy, czekamy, a za naszymi plecami wyrasta czarne BMW. Wysiadają z niego trzy byczki z solidnym karczochem. Czarne skóry, krótko ostrzyżone głowy. No to ja już w myślach cisnę Koronkę do Miłosierdzia, żegnam się z portfelem i wiankiem Dziewuchy, ale na szczęście nie było żadnej większej interakcji. Pospiesznie zapłaciliśmy i ruszyliśmy w stronę hotelu. Bez czekania na paragon. Oczywiście MilkyWay w wersji niepłynnej też bardzo na propsie! W tym miesiącu piętnowałem także paluszki serowe (kliknij, żeby przeczytać).


#KSIĄŻKA
Oprócz dość pozytywnie przyjętego przeze mnie Pół Króla (kliknij, żeby przeczytać), zanurzyłem się w jeszcze jednym, bardzo świeżym na polskim rynku cyklu Fantasy, ale o tym jeszcze nie chcę mówić. Z ciekawości kupiłem sobie Kompendium o świecie gier Wiedźmina i powiem Wam, że wciskają ludziom niezłe gówno-gadgety. To znaczy od strony edytorskiej nie ma się do czego przyczepić: piękne grafiki z wszystkich trzech części, solidne opisy bez literówek, dobrej jakości papier i solidna okładka. Problem w tym, że produkt nie wnosi, ani nie porządkuje absolutnie niczego. Styl opisów jest przesadnie gawędziarski i nierówny, treści tyle co kot napłakał, a każda pojedyncza informacja mocno ociera się o banał. Poza tym wrzucenie do kompendium różnorodnych artów z trzech gier nie jest najlepszą gwarancją estetycznej spójności. Całość ratują pożółkłe świstki stylizowane na dzieła znanych badaczy i naocznych świadków wydarzeń, które w większości przypadków są nawet zmyślnie napisane. Tak czy inaczej - solidny album do pooglądania. W sklepie. Dla mnie była to miła i potrzebna lektura na kibelek, bo przez nawał obowiązków dopiero pod koniec maja mogłem sobie pozwolić na obcowanie z Dzikim Gonem.

#FILM
Jurrasic World musiał wjechać z sentymentu. Rozrywka przednia, chociaż niezbyt ambitne to kino (czy ja kiedykolwiek lubiłem coś ambitnego?). Swego rodzaju ironiczne podsumowanko obrazu możecie przeczytać pod tym linkiem (kliknij, żeby przeczytać). Oczywiście wszystko z przymrużeniem oka, bo duże gady zawsze będą spoko. Szczególnie w takim przednim wykonaniu!

#MUZYKA
Taco Hemingway przywitał się ze swoim nowym materiałem pt. Umowa o Dzieło. Moim skromnym zdaniem EPka jest o jeden poziom słabsza od Trójkąta Warszawskiego, ale i tak młody artysta urodzony w Kairze wie jak posładać niezłe linijki i poruszać się wokół symboliki kebabów, alkoholi i kalafiorów. Bity Rumaka na przykład do gangsterskiego Awizo czy włóczykijowego Następna Stacja świadczą o jego naprawdę wysokiej formie! Przyłożyłem też ucho do BonSoul i całkiem, całkiem… Chociaż to ciągle rap o rapie, brudnych ulicach i mówieniu kim się nie jest. Ale słuchalny. Widziałem piekło, chwilę byłem tam, dziś mam wysrane na cokolwiek, czaisz? / A Ty chcesz mi mówić czym jest rap, czy Ty jesteś poje*any?
 
#GRA
No przecież wiadomo, że prawilnie położyłem łapki na Yeneffer i Triss. Na Ciri też bym położył, ale na to mogą być paragrafy w Novigradzie… Bankowo można się u mnie spodziewać wpisu na ten temat, ale raczej gdzieś w okolicach drugiej połowy lipca. Mam pomysł na coś mocno ironicznego. Bo wszyscy srają się z tym Wiedźminem, a tak naprawdę niedoróbek jest cała masa. Trzeba by te wszystkie babolki zręcznie wypunktować! Raptem dwa dni temu zamieściłem dość obszerną notkę o This War of Mine (kliknij, żeby przeczytać). Daje do myślenia! Gra, nie notka.

#KOMIKS
Miałem kaprys i kupiłem sobie ostatnio Trzy Cienie Cyrila Pedrosa. I nie wiem co o tej powieści graficznej myśleć. Zaczyna się sielankowo, rozwija tajemniczo, a kończy psychodelicznie. Piękna, gęsta kreska, niektóre postacie (np. handlarz niewolnikami) zarysowane wyjątkowo plastycznie, a wszystko można chyba odczytywać za jedną wielką metaforę przemijalności. Autor przez wiele lat był animatorem Disneya, komiks o którym mowa po premierze (rok 2007) zgarnął całkiem pokaźny koszyczek nagród. Czy warto? Jak zapewne powiedziałby Jarek Kuźniarotwórz w sklepie i przeczytaj, a potem odłóż na półkę. Bądź przedsiębiorczy i operatywny! A na koniec, jako że to ostatni ulubieńcy: polecam Boli blog, ale to niegrzeczne obrazki z cycuszkami, więc tylko dla czytelników 18+! Mojej Dziewusze bardzo się ten komiksowy styl spodobał, ogląda z wypiekami na buzi… ;]


#KOSMETYK
No to teraz pojedziemy z grubej rury. Dosłownie. Przedstawiam specyfik marki Faren do udrażniania grubych rur. Ścierwo jest mocno żrące (przy otwieraniu wylałem sobie kilka kropel na rękę i ze łzami w oczach pełzłem po mieszkaniu, prosząc domowników, żeby okazali łaskę i wyciągnęli krótki miecz). Na pewno duże lepszy niż Kret, który (jak głosi miejska legenda) cementuje kanalizę! Melt nie uszkadza tworzyw sztucznych, metalu, stali, PVC, ołowiu, gumowych uszczelnień, uszczelek itd. Usuwa tłuszcze, amidy, białka, włosy, odpadki celulozowe, kamień moczowy. Uczciwa, zdrowa relacja.

Z powyższych polecam posłuchać Taco Hemingwaya. Świetnie buduje klimat. Dalej, w zależności od statusu socjoekonomicznego, zachęcam do pogrania w najnowszego Wiedźmina (wersja dla wyższej klasy średniej) lub przypomnienia sobie smaku MilkyWaya (dla średniej i niższej). Dacie wiarę, że kupa wiary kupiła PlayStation4 tylko po to, żeby wbić się w obcisłe rajtuzy Geralta z Rivii? Doszło do tego, że musiałem jeździć po całym mieście, aby zakupić jeden z ostatnich egzemplarzy gry na tę platformę w Poznaniu. W King Cross MediaMarkt było – uwaga! – minus siedem egzemplarzy na stanie. Bo zamówione z góry. Cebulactwo zaczyna wyciągać swoje parchate łapki po nowe konsole! Ech…
 
Tak więc to już koniec ulubieńców. Było miło, ale wypie*dalam stąd! Może kiedyś nastąpi reaktywacja? Przyjmijmy asekuracyjnie, że to tylko wakacyjna przerwa. A bywa, że te czasami się przedłużają. Au revoir!