Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ursula Le Guin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ursula Le Guin. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 8 grudnia 2015

RECENZJA #116: Ziemiomorze - Ursula Le Guin


Moi Drodzy Czytelnicy (puk, puk, jest tam kto? ktokolwiek...)! W listopadzie zeszłego roku obiecałem Wam recenzję Ziemiomorza Ursuli Le Guin, mówiąc że pojawi się jakoś po Nowym Roku (kliknij, żeby mnie sprawdzić!). Cóż, na Pionku można polegać jak na Zawiszy i oto w Wasze szlachetne dłonie ląduje recenzja tegoż tytułu. 11 miesięcy to nade mną wisiało, ale jak obiecałem, to opiszę, nie ma bata. Problem w tym, że lektura mi się mocno rozwlekła i… nie wiem na ile dobrze wszystko pamiętam. Przygotujcie się zatem na kilkadziesiąt okrągłych zdanek!

Ziemiomorze czytałem powolutku, raz pochłaniając całe opowiadanko w kilka dni pod rząd, aby później zrobić sobie przerwę, nawet kilkutygodniową, spowodowaną brakiem czasu lub innym czytadłem. Struktura książki nadaje się do tego wyśmienicie, bo Ziemiomorze to zbiór sześciu większych fabułek (podzielonych na kilkunastostronicowe rozdziały) i pięciu krótszych form z tego samego uniwersum. O ile wspomniane wcześniej sześć historii należy czytać chronologicznie, gdyż rozgrywają się jedna po drugiej i są w nich liczne nawiązania (socjolog powiedziałby, że są intertekstualne), o tyle ostatnie pięć tekstów jest deserem, smacznym uzupełnieniem z rzadka odwołującym się do rdzenia.

Mam mętlik w głowie i nieporządek w emocjach. Poznając perypetie czarnoksiężnika Geda i kapłanki Tenar często zastanawiałem się czy to jeszcze Fantasy, czy już powieść przygodowo-obyczajowa pod fantastycznym płaszczykiem. Tempo najczęściej jest leniwe, dialogi wydają się jednocześnie płytkie i głębokie, a ludzie posługujący się magią to milczący nudziarze, którzy nie mogą nawet po*uchać, bo rozproszyliby swoją moc. Samo Ziemiomorze jest ogromne, o czym przekonujemy się analizując mapkę dołączoną do książki, ale dogłębnie poznajemy jedynie kilka wysepek. Nawet ich opis jest jakiś taki niepokojący, otulony błahością i banałem, zawsze z elementem rujnującym sielankowe życie. Poznajemy coś, jednocześnie nie poznając niczego. Trudno to wytłumaczyć.

Bardzo interesujący wydaje się za to system magii. Wszystko kręci się wokół mowy tworzenia, którą pierwotnie posługiwały się smoki. W zamierzchłej przeszłości wielkie gady żyły razem z ludźmi, ale potem coś pękło, nie wiadomo do końca co. Większość smoków odeszła, a ludzie pozostali z niewielką znajomością Prawdziwej Mowy. Teraz powoli: każdy człowiek i przedmiot ma swoje imię w mowie tworzenia, które nie powinno trafić w niepowołane ręce, a to dlatego, że znając imię istoty, jesteśmy w stanie nad nią zapanować. Na co dzień mieszkańcy Ziemiomorza posługują się więc kretyńskimi imionami użytkowymi np. Owoc, Olcha czy Krogulec. Istnieje dziewięć głównych rodzajów magii, tak jak dziewięciu mistrzów na Roke, wyspie czarodziejów, która znajduje się w centrum świata. Są to kolejno: Mistrz Wzorów, Mistrz Przywołań, Mistrz Imion, Mistrz Przemian, Mistrz Sztuk, Mistrz Pieśni, Mistrz Ziół, Mistrz Odźwierny i Mistrz Wiatrów. Władzę w Wielkim Domu na Roke sprawuje dziesiąty Mistrz, zwany Arcymagiem. I wszystko byłoby spoko, gdyby czarodzieje chętnie korzystali ze swojej potęgi, ale należy dbać o Wielką Równowagę. Nuuuuda! x)

Chybotliwy system magii sprawia, że czarodziej lub czarnoksiężnik (wyższa szarża) w Ziemiomorzu to zazwyczaj dobrotliwy staruszek żyjący w odosobnieniu, hodujący kozy lub kury, doglądający sadu i szlajający się po lesie. Zamiast kul ognia, rzuca czary ochronne na żagle, dzbanki, sieci i bydło, a od święta wywołuje magiczny wiatr dla rybaków. Sporadycznie zamienia się w lisa, sokoła lub ważkę. Lubi jajka na twardo, a motyw obierania ich ze skorupki przewija się w opasłym tomiszczu o kilka razy za dużo.

Mimo, że przygody opisane przez Ursulę Le Guin nie wbijają w fotel (choć nie można odmówić im iskierki epickości), a opisy czasami męczą, to książka przypadła mi do gustu. Sam się dziwię, ale oferowała coś na kształt terapeutycznego wytchnienia po ciężkim dniu. Naturalne wydaje się porównanie z Małym Księciem. W jednym zdaniu? Bardzo proszę: Ziemiomorze to dziwaczny zbiorek opowieści o (nie)zwyczajnych ludziach. Mówią, że to nie tylko klasyka fantastyki, ale również kanon literatury pięknej, analizowany, poddawany badaniom literackim, antropologicznym i psychoanalitycznym. Coś w tym musi być, bo w gablotce Amerykanki stoi niejedna pozłacana statuetka. Styl pisarki przypadł mi do gustu na tyle mocno, że zakupiłem sobie Sześć światów Hain. Wnioskując po okładkowym opisie, jest to międzyplanetarne science fiction. Może być ciekawie, spodziewajcie się recenzji. Znając moje zawrotne tempo i liczbę obowiązków, jakoś pod koniec 2016!

Dane techniczne:
Autor: Ursula Le Guin
Tłumaczenie: Stanisław Barańczak
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 944
ISBN: 978-83-7839-665-9
Cena detaliczna: 69,90 PLN

~o~

– Zaufanie – powtórzył. – Tylko to przeciw nim wszystkim? Gelluk odszedł. Może Losen upadnie. I co z tego? Czy niewolnicy odzyskają wolność? Żebracy będą mieli co jeść? Zapanuje sprawiedliwość? Myślę, że w nas, w ludziach, kryje się zło. Zaufanie mu przeciwdziała. Pokonuje dzielącą nas przepaść, ale zło wciąż jest. I wszystko, co robimy, w końcu służy złu, bo tacy jesteśmy, chciwi i okrutni. Patrzę na świat, na lasy i górę, na niebo. Wszystko jest takie, jak być powinno, ale nie my, nie ludzie. Czynimy zło. Żadne zwierzę nie czyni zła. Nie potrafi. My jednak to robimy. I nie przestaniemy nigdy.
~Opowieści z Ziemiomorza, Szukacz, str. 786

niedziela, 29 listopada 2015

Świerszcz i Trzy Palce / opowiadanie

W ramach wyzwania literackiego z bloga Kreatywne Spojrzenie, które zdecydowałem się podjąć, chętni blogerzy muszą napisać dowolne opowiadanko, w którym zostaną użyte trzy wskazane przez autorkę słowa (w listopadzie były to: duch, mleko i ściąga). Wyrazy zostały pogrubione w tekście. I to w sumie tyle, oddaję w Wasze ręce cieplutką historię. Zapraszam do lektury, proszę także o wskazywanie błędów, udzielanie niegłupich rad i wyrażanie szczerych opinii. Wciąż jestem tylko dobrze rokującym debiutantem. Inspirowałem się stylem Ursuli Le Guin, ale tylko troszeczkę.


– Proszę mi pomóc, musisz mi pomóc, guślarzu! – szlochała żałośnie kobieta, szarpiąc za rękaw podstarzałego mężczyznę. Była roztrzęsiona, miała mocno potargane włosy i podkrążone oczy. Jej przybrudzoną twarz poprzecinały kanaliki wydrążone przez cieknące łzy. Opłakany stan potęgowała podniszczona suknia nosząca ślady długiej podróży i trzymany na ręku tobołek, z którego wystawały dwie bose stópki.
– Odejdź, wieśniaczko. Mówiłem już, nie potrafię go wyleczyć – odburknął gniewnie znachor i kontynuował marsz w stronę chaty, podpierając się na sękatym kosturze.
– Mam pieniądze. Sprzedałam gospodarstwo i wszystko co należało do mojego męża. Proszę spróbować… Został mi tylko syn – załkała przeciągle chwytając mężczyznę za ramię. Ten szarpnął się i odsunął ją szorstko. Miał dosyć natrętnej klientki. – Zrobię wszystko…
Znachor Trzy Palce zatrzymał się i powoli odwrócił. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. Uśmiechnął się lubieżnie na widok obfitego biustu, kształtnych bioder i zgrabnych łydek. Nawet łachmany nie zdołały ukryć naturalnego wdzięku i kuszącej sylwetki kobiety.
– Wszystko? – oblizał zachłannie wargi. Spojrzała na niego z odrazą i zaciętymi ustami.
– Wszystko – odpowiedziała po chwili, a jej wzrok miał w sobie tylko pustkę i desperację.
Scenie przyglądała się grupka dzieciaków dokazująca nad stawem, w pobliżu wysokiej trzciny. Wskazywali znachora palcami i zaśmiewali się do rozpuku, chowając w mokrej, wysokiej trawie. Nie chcieli przecież, żeby guślarz dostrzegł ich drwiny. A powód do kpin był wyśmienity – kto bowiem gada sam do siebie i szarpie się z wiatrem?

~o~

Zbliżał się wieczór, w chacie panował delikatny półmrok. Powietrze przesycał duszący zapach ziół i preparatów, które drażniły wszystkich, oprócz Trzech Palcy, który przyzwyczaił się do charakterystycznego odoru. Mieszkał w swojej pustelni już grubo ponad ćwierć wieku. No nic, będę musiał się zająć tym brzdącem, pomyślał znachor i pociągnął łyk świeżego mleka. W kącie stały jeszcze dwie kanki, zapłata za wyleczenie mleczarza z ostrego zatrucia. Zatrucia, które wcześniej wywołał on sam. Przebiegła praktyka podtruwania i rzucania uroków na mieszkańców sprawdzała się od wielu lat.
Trzy Palce spojrzał na rozpalonego chłopca leżącego na prowizorycznym posłaniu przy palenisku. Wygląda na to, że dolega mu coś poważnego, prawie nie wyczuwam jego aury. Właściwie, to powinien być martwy – dumał znachor. Pal licho, poużywam sobie jeszcze trochę na mamuśce i powiem, że nic nie mogłem zrobić. Lepiej, żeby nie zostawali tu zbyt długo, jeszcze przywleką jakieś choróbsko? Właściwie dlaczego nie miałbym przespać się z dziewką jeszcze raz? Nie jest może zbyt ruchliwa, ale i tak o niebo lepsza od kurew z miasteczka. Podrapał się rubasznie po jądrach i skierował kroki w stronę sypialnej komórki, w której ulokował wieśniaczkę. Taaak, powiem jej, że podałem miksturę i zerżnę ją raz jeszcze.
– Nie, nie zerżniesz – rozległ się tubalny głos za plecami Trzech Palcy. Ten obejrzał się nerwowo i przełknął ślinę. W miejscu gdzie przed chwilą leżał dygoczący chłopiec, stał teraz postawny, dobrze zbudowany wojownik odziany w tunikę, od której emanowało dziwne, jaskrawe światło.
– Ki… Kim jesteś? – Wydusił z siebie.
– Dobrze wiesz kim jestem. Minęło sporo czasu, zanim przebłagałem Bezimiennych, ale w końcu pozwolili mi wrócić. I wyrównać rachunki.
To nie może być prawda. To niemożliwe. Bezimienni? Przecież oni nie istnieją, co to za brednie? Muszę zyskać na czasie… Odwrócić czymś jego uwagę.
– To ty Świerszczu? Jak to możliwe?
– Zwyczajnie i po prostu. No, może nie tak do końca zwyczajnie, wnioskując po twojej zaskoczonej gębie. Muszę ci jednak przyznać, że odgadłeś nadzwyczaj trafnie, zważywszy na liczbę ludzi, którym dokuczyłeś lub odebrałeś życie – zaśmiał się.
Jest jeszcze szansa. Muszę dopaść do regału i wybrać odpowiedni pergamin, ten z wypisem zaklęć ochronnych. Mam przecież spisane podręczne czary na ściądze. Na samej górce stosu, w razie nieprzewidzianych wypadków, takich jak ten, leżą zaklęcia ochronne – powtarzał w myślach guślarz. Po jego plecach płynęły stróżki lodowatego potu. Zyskam trochę czasu i znajdę sposób na wypędzenie intruza. Kimkolwiek jest – zmorą, iluzją czy duchem.
– Przyszedłeś się zemścić? Wiesz przecież, że oboje nie dalibyśmy rady uciec – zagadnął guślarz, powoli przesuwając się w stronę półek.
– Przyszedłem po sprawiedliwość. Nie mogłem już patrzeć na cierpienia swoich krewnych i sąsiadów, przeciwko którym wykorzystujesz swoją moc. Dar, który otrzymałeś od…
Teraz! Teraz albo nigdy, dopóki nie skończył gadać! Trzy Palce rzucił się w stronę ksiąg i pergaminów. Zręcznie pochwycił właściwy zwój, położył dłonie na runach i wymówił formułę. Nie otoczyła go jednak zwyczajowa niebieskawa poświata. Spróbował raz jeszcze. Wojownik nie ruszył się z miejsca, przypatrywał spokojnie nerwowym ruchom oponenta i uśmiechał z pogardą.
– No tak, jesteś niczym szczur próbujący opuścić tonącą łódź. Ale czym są ziemskie okruchy magii w obliczu Prawdziwej Sztuki? – Mężczyzna w trzech krokach zbliżył się do guślarza, chwycił go za szyję w żelaznym uścisku dłoni i bez wysiłku podniósł. – NICZYM! – Wykrzyczał mu prosto w przerażoną twarz.
 Po mnie. Już po mnie. Nie ma ratunku. Co to za hałas w komórce? Może wieśniaczka się wybudziła i swoją obecnością przestraszy marę? Twarz znachora robiła się purpurowa, chaotyczne strzępki myśli przestały składać się w logiczną całość.
– Chyba nie spodziewasz się znikąd ratunku, co? No spójrz co wypełza z twoich szlachetnych komnat – guślarz dostrzegł kątem oka, ale nie chciał tego oglądać, więc mocno zacisnął powieki. Zresztą i tak jego świat zaczęła spowijać mgła. – To najplugawsze robactwo jakie znalazłem w okolicy przyjacielu. Udała mi się iluzja, co? Szkoda, że nie widziałeś swojej zachwyconej miny, kiedy spółkowałeś z równymi sobie… Ale, ale! Nie odpływaj, to jeszcze nie koniec!
Trzy Palce zwiotczał. Świerszcz poluźnił uchwyt, a ciało mężczyzny bezwładnie opadło na brudne klepisko. Mężczyzna w świetlistej tunice pochylił się nad omdlałym i wyszeptał groźną obietnicę.
– Chcę, żebyś zaznał bezsilności podobnej do tej, którą odczuwa dziecko rozrywane przez kły i pazury dzikiego zwierzęcia. Chcę zapewnić ci śmierć, na jaką zasłużyłeś.
Omdlały od podduszenia znachor musiał jakimś cudem zrozumieć groźbę. Jego usta wykrzywił groteskowo grymas pełen lęku i strachu.

~o~

Tego ranka wszystko wydawało się jakieś radośniejsze. Młynarzowa nie narzekała na bolące stawy, ropne krosty na stopach rybaków zniknęły, a kowal nie zanosił się kaszlem. Ba, nawet tkacz, który był niemal ślepy, bez trudu potrafił zliczyć owce na pastwisku po drugiej stronie stawu. Wioska czuła niewytłumaczalny, dawno nieobecny w tych stronach spokój. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić, ale wszyscy, niezależnie od wieku, pojmowali to bez słów.
W południe znaleziono znachora. Leżał z głową zanurzoną w płytkiej wodzie, a kiedy wyciągnięto go na brzeg, z ust śmierdziało mu mułem i wodorostami. Prócz tego miał okropnie pokąsane podbrzusze i uda, a także wypaloną na szyi skórę. Na widok niemal prześwitujących przez mięśnie kręgów każdy momentalnie odwracał wzrok. Nikt jednak nie żałował Trzech Palcy, gdyż z nikim się nie przyjaźnił, a jego domostwo odwiedzano rzadko, tylko w ostateczności.
Widać skończyło mu się szczęście, mówili najstarsi mieszkańcy, pamiętający feralny dzień ataku zdziczałego wilka, który wiele lat temu podszedł pod ludzkie siedziby. Ofiarami była dwójka bawiących się przy lesie chłopców. Świerszcz, silny i dobrze rokujący syn myśliwego nie zdołał uciec, a chuderlawy, potykający się o własne nogi dzieciak, jakimś cudem zbiegł. Stracił tylko dwa palce u prawej dłoni, lecz od tego czasu zamknął się w sobie i prawie z nikim nie rozmawiał. W końcu zielarz Pustułka się nad nim zlitował i wziął go na ucznia, ale niedługo potem zmarł, mimo iż cieszył się dobrym zdrowiem. Za chłopakiem chodziła śmierć, choć wykazywał pewne magiczne zdolności i z czasem zajął się leczeniem chorób. Cieszył się jednak niewielkim szacunkiem i jeszcze mniejszym zaufaniem.
Wioska zdecydowała, że nie pochowa Trzech Palcy w gaiku przy świątyni. Znachora zakopano na uboczu, daleko od uczęszczanych ścieżek, a jego chatę zburzono i spalono do gołej ziemi. Makabryczna śmierć znachora zbyt mocno zeszła się bowiem w czasie z ozdrowieniem większości mieszkańców.

Kopiowanie zawartości bloga lub jego części bez pisemnej zgody właściciela strony jest zabronione.
Zdjęcie pochodzi z: klik!