Na gorąco spisuję kilka uwag i przemyśleń
na temat całkiem jeszcze cieplutkiego polskiego filmu pt. Karbala. Obraz
traktuje o polsko-bułgarskiej obronie ratusza w [zagadka tytułu rozwiązana!]
mieście Karbalā' al-Muqaddasah
przed frontalnymi atakami Al-Kaidy i As-Sadry w czasie trwania irackiej misji stabilizacyjnej (rok 2004). Tak, to jeszcze ten okres, kiedy nasze wojsko
miało kompromitujące niedobory nowoczesnego sprzętu i jeździło na drzwiach od
stodoły.
Co tu dużo mówić – typowa
produkcja o tematyce wojskowej. Wybuchy, strzały, krzyki, rozcięte ramiona. Arabscy
fanatycy z ogniem w oczach zasłaniający się na przemian arafatką i żywą tarczą.
Twardziele, przemądrzałe gaduły, które padają po pierwszej kulce i miękka, grająca na dwa fronty policja. Tak czy inaczej ogląda się to całkiem
przyjemnie, jeżeli oczywiście ktoś lubi pochrupać nachosy lub popcorn przy
flakach i rubasznych, żołnierskich żartach.
Film jest oczywiście mocno
fabularyzowany, nie dokumentalny, więc nie mogło zabraknąć ciut ogranych motywów
wzajemnej pomocy dwóch mężczyzn z przeciwnych stron barykady, w imię uniwersalnych (sic!) wartości i trudnych wyborów z tym związanych. Mocno łechtamy także nasze ego i
łagodzimy kompleksy, podtrzymując mit niedocenianego Polaka, któremu nie
przypadła należyta chwała. Momentami film zionie hollywoodzką narracją, czego
kwintesencją jest wciągnięcie polskiej flagi na maszt City Hall. I inna końcowa scena, której przez grzeczność nie zaspoileruję.
Samych Arabów przedstawiono… dość jednowymiarowo. To albo wspomniani wyżej
brutalni bojownicy, albo jednostki słabe, stłamszone przez tych pierwszych.
Wschód to głównie: brud, bieda, upodlenie i agresja. Trudno o bardziej
stereotypowy, krzywdzący obraz, szczególnie mocno oddziałujący na wyobraźnię
widza w kontekście obecnych exodusów.
Co by nie psioczyć, kreacja świata jest spójna i (nie)stety przekonująca. Aż
dziw bierze, że większość scen niewymagających pleneru była kręcona w starej
fabryce samochodowej na warszawskim Żeraniu.
Reszta w Jordanii.
Trochę żal niektórych
spartaczonych dialogów * i dziwacznych niuansów (patrz: oddzielony akapit). Kilkusekundowa
padaczka kamerzysty w czasie otwierającego ataku na patrol również wzbudziła
pewien niesmak. Reasumując jednak, jeśli już kręcić polskie produkcje, to niech
to będą rzeczy pokroju Karbali, z
dobrą obsadą (z bardziej znanych aktorzyn:
bułgarski Piłat z Pasji Mela Gibsona czy Bartłomiej Topa, skądinąd ostatnio mocno na topie) i nieszpecącymi
efektami specjalnymi. Może tylko z mniej nachalną chęcią szkicowania dualnego
podziału na dobrych i złych. Obraz must
watch dla fanów polskich militariów. I wielbicieli nie całkiem spartaczonej,
nadwiślańskiej kinematografii.
PS: Swego czasu w Turcji oglądałem film o podobnej
tematyce kręcony z perspektywy islamskiej (tytułu niestety nie pamiętam, ale
postaram się go odkopać z twardego dysku na starym laptopie, a wtedy szukajcie informacji
w komentarzu) i można by się zdziwić jak łatwo jest wykreować klękających przed
krucyfiksem najeźdźców, pełnych hipokryzji, chciwości i postkolonialnych
ciągotek.
* - Szczególnie spodobała mi się jedna rozmowa telefoniczna kapitana Kalicki z żoną. Na pewno nie przegapicie, dotyczyła m.in. cen farby. Dobra ilustracja odmiennych zmartwień w życiu tam i tu.
~o~
No i te dziwaczne niuanse, o
których wspomniałem. Postawię kilka pytań otwartych, a jeśli któryś z Czytelników umiałby na nie opowiedzieć,
to zapraszam, bo ja po prostu załapałem się za głowę i trzymam do teraz. Po
pierwsze, czy podstawową wiedzę na temat religii, kultury i języka otrzymują
jedynie dowódcy i starsi rangą żołnierze? Całkowita ignorancja większości
podkomendnych zakrawała o absurd. Przecież tyle się czyta o szkoleniach i wykładach przed misją... Po drugie, czy nie można strzelać do cywilów, którzy na legalu, w świetle dnia, zbierają broń swoich poległych
pobratymców, a nawet rozstawiają moździerz vis
a vis umocnień lokalnej władzy? Czy zburzenie budynku sakralnego w czasie walk może przysporzyć wojsku aż tyle problemów? I trzecia, ostatnia z bardziej
nurtujących kwestii: czy sytuacja w 2004 roku była tak tragiczna, że żołnierze
przy pomocy taśmy samoprzylepnej mocowali taktyczne kamizelki kuloodporne
do szoferek? :O Ten prowizoryczny warsztat z chodzącą gumówą w "naszej" bazie
wypadowej... Toż to istny koszmar!
Poster pochodzi z: http://ars.pl/wp-content/uploads/2015/07/karbala-poster.jpg