Uczciwie ostrzegam, że poniższa
recenzja ma charakter ejakulacyjny,
gdyż produkt, który recenzuję to pieprzone dzieło sztuki. Perełka, którą
polecam każdemu, kto wątpi w potęgę nowego medium, jakim jest gra wideo. 89
złotych (lub 59 w przypadku wersji na PC) to rozsądna cena. A z czasem programik pewnie
ciut potanieje, bo premierę miała całkiem niedawno, 9 lutego 2016. Póki co, dostępna jedynie wersja cyfrowa.
Kto w dzieciństwie nie chciał
zmniejszyć swoich rozmiarów i pospacerować po świecie niczym Steward Malutki? Zobaczyć swój pokój z
perspektywy żołnierzyka z Toy Story?
Pobawić się w eksplorację niczym Ant-Man?
Unravel, urocza gra
logiczno-platformowa, oferuje nam właśnie tego rodzaju przyjemność – podróż po
łonie natury, ale i wśród industrialnych krajobrazów, pokojów i opuszczonych biur (kliknij, żeby zobaczyć oficjalny trailer)
Ale po kolei. W Unravel sterujemy małym, włóczkowym Yarnym, który kolekcjonuje wspomnienia,
odświeżając tym samym podniszczone fotografie pewnej starszej pani. Z początku
są to dobre momenty, takie jak wspólny biwak z rodziną, lecz w miarę upływu
czasu, będziemy mieli okazję przeżyć również gorsze chwile, takie jak wypadek
czy odejście bliskiej osoby. Klimat jest fantastyczny, a składają się na niego:
nastrojowa muzyka, konwencja danego poziomu (gorące lato w ogrodzie to istna
sielanka, wietrzna zima to symbol rozłąki, bagna towarzyszą mentalnemu
niepokojowi itd.) i fotorealistyczna grafika, która po prostu zamyka gębę. Albo
otwiera, zależy jak na to popatrzeć. Poza tym, nasz mały bohater wybornie reaguje na otoczenie: goni motylki, otrzepuje się ze śniegu,
trzęsie się z zimna i strachu, cieszy się odnajdując odznakę na końcu poziomu czy
rozmasowuje bolącą główkę. To naprawdę jeden z najsłodszych awatarków, jakim
dane mi było pokierować.
Cały patent gry polega na tym, że
nasz stworek ma dość ograniczone możliwości poruszania się, a to z powodu
ciągniętej za sobą włóczki. Z każdym krokiem stajemy się coraz bardziej
przejrzyści, dlatego musimy uważnie rozglądać się po poziomach, żeby nie
przeoczyć specjalnych motków, będących jednocześnie cheekpointami, które pozwalają nam uzupełnić wełnę w brzuszku. A
wełna umożliwia nam skakanie z przeszkody na przeszkodę niczym Spider-Man, tworzenie pomostów,
trampolin i przyciąganie do siebie co poniektórych przedmiotów. Z tych kilku mechanik
da się stworzyć naprawdę wymagające i ciekawe zagadki, których rozwiązywanie
było prawdziwą przyjemnością (i tylko w pojedynczych przypadkach udręką).
Oczywiście, można ponarzekać na
niektóre elementy, jak chociażby okazjonalne trudności w skumaniu na co możemy wskoczyć, a co jest tylko ozdobnikiem
czy konieczność testowania niektórych operacji, co często kończy się utonięciem
lub porwaniem przez rozzłoszczonego bobra, ale to naprawdę niezbyt frustrujące.
Czasami zdarza się również, że nie jesteśmy w stanie uniknąć jakiejś porażki,
bo funkcjonuje ona jako… zapoznanie się z pułapką, co jest już bardziej
karygodne! Ogólnie jednak, zazwyczaj wszystko jest jasne i proste, a trochę się
obawiałem, bo nigdy nie byłem zbyt kumaty w grach, które bazują na zagadkach
związanych z fizyką (patrz: The Swapper
czy Limbo). Tutaj rzeczywiście
poradzi sobie nawet siedmiolatek (gra ma oznaczenie PEGI 7). A młodszy i tak nie doceniłby otoczki i
walorów pozagameplay'owych produkcji.
Brawo EA, za wpompowanie trochę
pieniążków w szwedzkie Coldwood
Interactive. Paraindyki
(wysokobudżówki udające gry niezależne) są przyszłością rynku! Dla mnie,
solidne 9+ na 10, a wiecie przecież, że Pionek
lubi się czepiać.
Plusy:
+ Yarny – przesłodki główny bohater
+ Chodzenie po pianinie,
przemykanie pod wiaderkiem, żeby oszukać mewy i wiele, wiele innych, genialnych
patentów
+ Bezkonkurencyjna na dzień
dzisiejszy grafika
+ Muzyka dynamicznie
dostosowująca się do wydarzeń na ekranie
+ Wzruszająca fabułka, otwarta na własne interpretacje i genialnie grająca na emocjach narracja
+ Spójność dziełka (nawet
głupie trofea nawiązują stylistycznie do rozgrywki, a informacje o postępach na
poszczególnych poziomach w postaci nalepek przy ramkach ze zdjęciami to istne mistrzostwo
świata)
Minusy:
- Czasami trzeba zginąć, żeby
zobaczyć o co chodziło twórcom
- Nie jest to może
najszczęśliwsza platformówka na świecie, ale chodziło przecież o doświadczenie
audiowizualne, c’nie?
- Dość krótka (8-9 godzin powinno
wystarczyć na przejście całości), ale dzięki temu nie nuży
- Rzadkimi momentami gra potrafi
być irytująca (przechodzenie po liniach wysokiego napięcia czy ciągnięcie za
sobą lampionu)