Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bałwanki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bałwanki. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 grudnia 2015

XMAS SWEETS: Kalendarz Adwentowy MILKA

Seria okolicznościowa na Kultura & Fetysze! Od końca listopada, aż do samiusieńkiej Gwiazdki, pojawiać się będzie maaaasa recenzji słodyczy. A żeby było po nowoczesnemu i ze szczyptą SWAGu, to cykl nazywa się XMAS SWEETS (archiwalne wpisy znajdziecie w zakładce RECENZJE JEDZENIA), a pewną drobną innowacją jest tzw. skala słodkości, określająca pocieszność i świąteczność produktu, a także, w mniejszym stopniu - smak. Skala przyjmuje wartości od 1 do 10, gdzie 1 oznacza absolutną ponurość i nieświąteczność, a 10 znaczy mniej więcej tyle, że smakołyk urzekł mnie niczym Szeregowy z Pingwinów z Madagaskaru.


Dobra, niby mamy 9 grudnia, ale na Mikołaja dostałem zajebisty (a może nie zajebisty albo częściowo zajebisty – to się okaże pod koniec recenzji, zostańcie z nami i nie regulujcie odbiorników) kalendarz adwentowy. Niemiecka rzecz, bez polskich napisów, dlatego niewiele rozumiem, ale zasada jest chyba podobna jak w przypadku innych tego typu bombonierek. Nie jestem w końcu na tyle głupi, żeby siedzieć w kącie pokoju i tłuc tekturowym kartonikiem o podłogę… Wiem bowiem, że z każdego okienka oznaczonego cyfrą lub liczbą trzeba wyciągnąć czekoladkę, c’mon!

Smak i kształt czekoladowych figurek. Część z nich ma w sobie krem, co upodabnia je w smaku do produktów Kinder. Część to zwykła mleczna czekolada, nie wiedzieć czemu zwana przez Milkę alpejską. Pojawił się więc pierwszy minus – możemy nie lubić jednego z dwóch rodzajów łakocia, ale nie mamy większego wyboru. Trzeba jeść to, co dali. Z drugiej jednak strony, dla niewybrednych, może to być rodzaj przyjemnej niespodzianki. Kształty? Różne, różniste. A to gwiazdka, a to łyżwa, innym razem samochodzik. Klasyka, całkiem podobnie jak w Pomorzance. Tylko, że dużo drożej.

Dwie przykładowe figurki z czekolady. Grube i ładnie "odlane"!

Przejdźmy do rozpatrywania świąteczności produktu, będącej podstawą do wystawienia noty na skali słodokości. Wszystko w tle jest absurdalnie filetowe, jak zwykle przy Milce. Wygląda to na jakąś małą wioseczkę, być może w Laponii, z zamarzniętym jeziorkiem i pięknie ozdobioną choinką. No dobra, dwoma choinkami, bo na dole jest jeszcze mniejsza, ozdabiana przez wiewiórkę. Mieszkańcami Laponii są renifery, bałwany, piernikowe ludzki i wspomniane wcześniej rudzielce. Jest też skomercjalizowany do bólu Santa Claus w czerwonym uniformie. Postacie zajmują się najczęściej zimowymi sportami, roznoszeniem prezentów i ozdabianiem okolicy. Wiecie do czego piję, co? Laickość kalendarzyka. Gdzie krzyżyk na wieży kościółka w tle? Dlaczego jestem podskórnie przekonany, że bałwanki stojące pod latarenką śpiewają zimowe piosenki, a nie kolędy? To się nazywa SEKULARYZACJA SPOŁECZEŃSTWA EUROPEJSKIEGO! I się nie godzi! Dobra, świruję sobie, calm down… Mam jednak pretekst, żeby poruszyć ważny problem – dla osób, które uważają się za Katolików, 24-26 grudnia to dni bez Bozi. Skąd wzięła się ta obserwacja? Z notek większości blogerek zaczynających nieśmiałe przebąkiwanie o Świętach. Tylko prezenty, zapachy, oczekiwanie na śnieg (bo przecież nie modlitwa) i gorące kakaŁko. Ale spokojnie, Pionas czuwa i obmyśla swoją Krucjatę! #MiłosierdziaNieBędzie

Z tyłu mamy dwie dziecinnie proste łamigłówki. Okej, żaden to świeży
pomysł, ale zawsze coś!
Wygląda na to, że środek kartonika również jest zadrukowany.
Rysunek nie koresponduje z figurką, ale zawsze coś! Detal świadczący
o solidnym wykonaniu.

Cóż dodać, cóż ująć. Jak podpowiada mój prywatny Mikołaj, za prawie 25 złotych otrzymujemy wysokiej jakości produkt. W Poznaniu był/jest straganik na rogu Dąbrowskiego i Roosvelta, i to właśnie tam brodaty dostawca zaopatrzył się w słodki podarek. Nie można się do niczego przyczepić, mój kalendarzyk miał pewne delikatne wgięcia i przetarcia na górze, ale to pewnie z powodu transportu. Może sprowadzili to z samej Laponii? Albo Bremy! Mam tylko nadzieję, że to nie podróbka z woniejącego pleśnią garażu. Ale chyba smak byłby inny, a jest odpowiedni. Jak z czekolady Milka i czekolady Kinder.

Wartość na skali słodkości dla Kalendarza MILKA - 9!
Minus jeden punkcik za XXI-wieczny smrodek neutralności
światopoglądowej. Dobrze, że okienek zrobili 24, a nie 23,
uzasadniając to liczbą atomową wanadu albo inną tandetą!
Smak, jakość wykonania – mucha nie siada.

Krucjata w imię Prawdy, dalej za mną chodźmy!
Czas odebrać nasze miasta, z brudnych łap wyzwolić!
~KęKę, Krucjata