sobota, 13 lutego 2016

RECENZJA #127: EGGER Sportgummi (żelki owocowe z Austrii)

Jak żelki dla sportowców, to konsumpcja po sporcie, a co!

W maju zeszłego roku Matula przywiozła ze swoich wojaży żelki Sportgummi, zapewne z jakiejś zapyziałej stacji benzynowej na szwajcarsko-austriackiej granicy. A może austriacko-szwajcarskiej? Nie ważne. Popatrzcie jednak, co to za światowa kobieta jest. Nie to co Wy, niezguły. Wieprze, pospolite chamidła! Kto Was w ogóle wpuścił na salony?

Brrr! Stać, hold your horses! Lubię sobie czasami poświrować we wstępie. (Nie)znacie mnie przecież! No więc paczuszka leżała tak sobie pół roku, aż w końcu zdecydowałem – wezmę na cotygodniową piłkę z chłopakami (nie, nie podzieliłem się). Na opakowaniu jest bowiem narysowany sportowiec, pewnie to zatem żelki dla sportowców. Coś jak magiczne fasolki z Dragon Ball – zjem i poczuję się jak nowo narodzony. Jakbym wstał z wyra.

Jak jednak było w rzeczywistości? Twarde to jak diabli, pachnie jak okrągłe gumy do żucia… A termin ważności w porządku, zostało kilka dobrych miesięcy do jego upływu. No więc gryzę, gryzę, delikatnie trącam i badawczo oblizuję. Po kilku sekundach pojawił się ON. Fantastyczny, wypełniający usta aromat. W zależności od koloru żelki, są to owoce leśne albo jakieś delikatnie kwaskowate cytrusy. I wtedy, cholera jasna, stwierdziłem, że to dobre słodycze są! Szczególnie dla tych, co lubią twardsze żelki, a nie bardzo mięciutki kwaśne rybki czy inne takie… nadziewane z piankową podstawką.

EGGER Sportgummi prezentują się dość apetycznie, c'nie?

Tytka zawiera w sobie 75 gram produktu. Ciężko mi oszacować opłacalność zakupu, bo Matula nie przywiozła paragonu. I tak by się nie uchował tyle czasu, poza tym był to element podarku z podróży, więc mówienie o kosztach... Sami rozumiecie, nie bardzo była okazja. Paczka zawiera trzy sugerowane porcje. Glutenfrei, Laktosefrei! Specjalnie dla Was, przetłumaczyłem też trochę spraw technicznych! #zaangażowany_bloger

PS: Interesująca wydaje się historia nazwy produktu. Z tego co przeczytałem (i zrozumiałem bez wspomagania się translatorem czy słownikiem) na opakowaniu, producent zdecydował się sprzedawać produkt na arenach sportowych, ale z jednego niemieckiego stadionu go wywalili na zbity pysk. Cóż było robić? Powędrował z Bawarii do sąsiedniej Austrii i tam już z powodzeniem rozprowadzał swój specjał, a owocowe Sportgummi o ostrych krawędziach, stały się tradycją i znakiem rozpoznawczym trybun. Tak to mniej więcej leciało, brawo EGGER!

Wartość odżywcza w 100 gramach produktu: wartość energetyczna 342 kcal/1454 kJ; tłuszcz 0 gram, w tym kwasy tłuszczowe nasycone 0 gram; węglowodany 75 gram, w tym cukry 55 gram; białko 8,6 gram; sól 0,33 grama.

Podejmujemy próby, więc popełniamy błędy…
Jesteśmy uzbrojeni w cierpliwość po zęby!
~Małpa, Próby, błędy

16 komentarzy:

  1. Powiem tyle: żelki!
    To mój ulubiony przysmak ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam wolę te twarde żelki, w szczególności uwielbiam te od Haribo, co to na opakowaniu mają tukana :3
    /foxydiet.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Żelki dla sportowców, to mnie rozbawiłeś. :D Poza tym brawa dla Mamy. Światowa kobieta to jest coś! Przynajmniej masz takie pyszności, do których my nie mamy dostępu. :(
    Ogólnie rzecz biorąc nie przepadam za żelkami, ale jeśli już mam je jeść to właśnie wole takie twarde niż rozłażące się w ustach coś. No, w każdym razie myślę, że te by mi "podeszły", bo wspomniałeś o leśnym smaku. Mniam!

    PS. A za co go wyje... Eee, wyrzucili z tego stadionu, o. No to za co? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, mój niemiecka słaba być bardzo :C

      Może tam nie było nic o wywalaniu, tylko o rozszerzaniu działalności? Chrzanić, będziesz w Austrii, znajdziesz Sportgummi i wtedy ogarniesz temat :D

      Usuń
  4. Nie miałam okazji tego jeść. Niestety nie pokusiłabym się na to bo nie lubię za bardzo żelek. Zdecydowanie bardziej wole owoce ( tak wiem, dziwna jestem)

    Mój kawałek internetu

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy takich nie jadłam, ale kocham się w żelkach.<3

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam żelki pod każdą postacią, więc jak będę kiedyś przypadkiem na granicy szwajcarsko-austriackiej, to na pewno się zaopatrzę!

    OdpowiedzUsuń
  7. żelki i sport, ludziom już wszystko można wmówić, nie przepadam specjalnie za żelkami ale moja luba już tak

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja przeczytałam wczoraj, ale już skomentować nie miałam czasu. Wybaczasz? :D
    Może te żelki to dla takich ludzi jak ja. Niby jakaś tam dieta, niby biegam, niby ćwiczę, ale sobie zjeść słodkie też lubię. I może jak zobaczę, że to dla sportowców to wyrzuty sumienia będą mniejsze? Oby, oby, bo sobie dzisiaj podjadłam pralinek z Lindt i troszkę mi się serce kraja.
    Mnie na salony to nie wpuszczają, chyba kultura nie ta, sama nie wiem... :P
    Żelki to żelki, hello. I miękkie i twarde są super fajne. Tutaj nie ma co narzekać. Jak dla mnie mogą być kwaśne, słodkie i z sokiem w środku. I tak mi dobrze zrobią.

    Pozdrawiam,
    Mówiąc Słowami

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieważne*, bo przymiotnik.

    Lubię żelki, są spoko. Prawdę mówiąc, to nie spotkałem się jeszcze z żelkami, które by mi nie smakowały. W sumie wszystko, co słodkie mi smakuje xD

    Pozdery!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ściślej mówiąc, przymiotnik w stopniu równym! Mosz rację, zapomniałem połączyć z partykułą negacji ;>

      Usuń
  10. No to po nieobecności muszę sobie ponadrabiać Twoje posty :D
    Nie miałam pojęcia, że głupie żelki mogą mieć taką ciekawą historię haha ba! nie wiedziałam, że można się tak o nich rozpisać! Wyrzucenie ze stadionu... a to ciekawe. Nie no co ja będę tutaj pisać o żelkach, powiem szczerze, strasznie ich nie lubię. Tak jestem nieco dziwna, wiem.
    I znowu pozdrawiam jakże ciepło (:
    calkiemzwyczajnadziewczyna.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej hej, to ja, po wiekach :v tak dawno nic nie robiłam na blogspocie, no to myślę: mam spore zaległości z Kulturą i Fetyszami, może W KOŃCU tam zajrzę. Uwierz mi, moja natura blogowa przychodzi co mniej więcej 2 tygodnie, a w okresie tych 13 dni nic kompletnie nie robię - ni buszować po blogspocie, ni pisać posty - lenistwo mi zabrania.

    Do rzeczy. Miło było wrócić - uwielbiam Twoje recenzje jedzenia ♥ Szczerze mówiąc, takie żelki to nie moje klimaty - w ogóle nie przepadam za żelkami, tak szczerze :D (Tyle że ostatnio zdziczałam i potrafię zjeść ooo takiego brokuła na obiad, a po chwili jeszcze cuksy i wafelki i herbatę w proszku (to nie jest normalne (herbata w proszku jest piekielnie dobra)). Mój żołądek zwiększył pojemność).

    Ale jak napisałeś o tym aromacie to normalnie ślinka cieknie. Aż mnie zainteresowały te austriackie klimaty. Hm.

    A dostałeś w końcu tego powera do ćwiczeń po spożyciu? Czy po prostu euforia kubków smakowych?
    Chyba że już nie pamiętasz bo to tak dawno xD

    Alicjonada.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, dobra, raczej pamiętasz, myślałam że 13 stycznia a nie lutego, hihi

      Usuń
    2. Niestety, żadna szybsza regeneracja organizmu nie nastąpiła :C To widocznie żelki dla kibiców, a nie niedzielnych sportowców ;d

      Usuń