Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polecam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polecam. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 sierpnia 2016

RECENZJA: Shantaram - Gregory David Roberts


Kiedy kończyłem czytać Shantaram, czułem się jakbym żegnał serdecznego przyjaciela, który zawsze miał mi coś ciekawego do opowiedzenia. Naszła mnie również smutna konstatacja, że chyba pora porzucić marzenie o byciu najlepszym, światowej sławy pisarzem, bo raczej nigdy nie uda mi się napisać czegoś lepszego niż recenzowany tutaj Shantaram. A po co inwestować cały trud w wojnę, której nie sposób wygrać?

To zdumiewająca historia młodego Australijczyka, który porzucony przez żonę znalazł pocieszenie w heroinie. Zaczął napadać na banki (ubrany zawsze w garnitur okradał tylko ubezpieczone firmy, przez co media zwały go rabusiem-dżentelmenem). Schwytany, został skazany na dwadzieścia łat. W biały dzień uciekł z więzienia i przedostał się do Indii. Ukrywał się w slumsach, gdzie leczył biedaków, był żołnierzem bombajskiej mafii, walczył z Armią Czerwoną w Afganistanie. Jakby tego było mało, jest jeszcze Karla — femme fatale, jakich mało w literaturze — i zagadka w tle.

Powyższy akapit recenzji został zaczerpnięty z okładki książki, a zdecydowałem się na taki manewr, gdyż streszczenie to jest w gruncie rzeczy klawe. Smaczek wszystkiemu dodaje fakt, że podobnie wyglądały koleje życiowe samego Robertsa, a historia do pewnego stopnia jest autobiograficzna. Lina (Lin to imię głównego bohatera; skrót od fałszywego, paszportowego imienia Lindsay, które w hindi oznacza… męskie przyrodzenie) poznajemy chwilę po pojawieniu się w Indiach. Seria przypadków sprawia, że trafia on do lokalu zwanego Leopold, w którym nawiązuje pierwsze znajomości z interesującymi cudzoziemcami. W toku wydarzeń poznajemy jednak obszerne fragmenty przeszłości Lina, czemu sprzyja odrobinę pamiętnikarki styl narracji, zawierający sporadyczne retrospekcje i wtręty natury filozoficznej czy quasipsychologicznej. Bomba(j)!

Właściwie w każdym rozdziale, a jest ich 42, znajdziemy jakieś interesujące wtręty m.in. o organizacji czarnego rynku w Bombaju, podrabianiu dokumentów, życiu w slumsach, hierarchii więziennej czy naturze ludzkiej. Najbardziej efektowne są momenty, kiedy z pozoru nieistotna rzecz lub wizyta w jakimś miejscu zostaje później misternie spleciona z refleksją Australijczyka pod koniec rozdziału lub w zupełnie innej części książki. Tempo powieści jest z początku niespieszne, ale ja nie uświadczyłem dłużyzn, potężnie zżywając się z protagonistą. Dość powiedzieć, że bohater zakochuje się w pewnej kobiecie niemal na początku książki, a pierwszą poważną garść informacji na jej temat dostajemy dopiero w okolicach strony dwusetnej. Ale warto czekać, oj warto. Również na zakończenie, które klaruje kilka wątków i sprawia, że nieco inaczej spoglądamy na całą historię.

Styl Gregora Dawida Robertsa jest po prostu mistrzowski. Rozbudowane porównania i niesłychanie plastyczne metafory (np. Słowa „rzeź” i „masakra” grubo okraszały strony bombajskich dzienników, jak masło słodką bułkę więziennego strażnika.) sprawiają, że czasami powieść pożera nas bez reszty. Istne wiaderko pełne emocji! W Shantaram znalazłem najlepsze opisy codzienności za kratami, bitewnego chaosu czy życia w potwornym niedostatku, jakie kiedykolwiek czytałem. Autor tak zręcznie łączy epickie wydarzenia z subiektywnymi przeżyciami jednostki, że czytelnik mimowolnie chwyta za ołówek, żeby pozaznaczać fragmenty. Ja zaznaczyłem ich bardzo wiele, marginesy mam pełne w hasłach i gwiazdkach.

Bardzo polecam niniejszą lekturę, chyba najmocniej ze wszystkich pozycji książkowych, które do tej pory recenzowałem na blogu. To zdecydowanie ten sam poziom co Trylogia Husycka. I nawet wymaga podobnego rodzaju skupienia, choćby ze względu na wielowątkowość, powroty bohaterów po kilkudziesięciostronicowych zniknięciach i ich (czasami) podobnie brzmiące imiona. A co to właściwie znaczy to całe Shantaram? To człowiek pokoju lub nawet człowiek bożego pokoju, a przydomek ten został nadany głównemu bohaterowi przez jego hinduskich przyjaciół. Lin odnalazł bowiem na tłocznych uliczkach Bombaju i w wiosce swojego przyjaciela Prabakera sporo okruchów prawdy, spokoju i sensu.

Dacie wiarę, że kupiłem tę książkę tylko ze względu na intrygującą okładkę, nie wiedząc kompletnie nic o jej zawartości? Oby życie częściej zaskakiwało mnie w ten właśnie sposób!

Zastanawiałem się jak mogę Was zachęcić lub przekonać do zainteresowania się Shantaram i wpadłem na dość świeży, być może nieco karkołomny pomysł. Tym razem nie wypiszę Wam inspirujących cytatów w tym poście, tylko zaproponuję trzy zestawy fragmentów pogrupowane w różne tematy przewodnie, a Wy sami możecie sobie wybrać ten, który najbardziej Was interesuje. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przeczytać wszystkie trzy posty z cytatami. Ostrzegam również, że unikałem ciekawszych, dłuższych refleksji mogących zaspoilerować fabułę. Zapraszam do wybrania tematu przewodniego z cytatami poprzez kliknięcie w odpowiedni odnośnik:

Miłość & Relacjecytaty z Shantaram (klik!)
Ludzie & Świat cytaty z Shantaram (klik!)
Wojna & Władzacytaty z Shantaram (klik!)

Dane techniczne:
Autor: Gregory David Roberts
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 800
ISBN: 978-83-65282-31-6
Cena detaliczna: 59,90 PLN

Miłość & Relacje - cytaty z Shantaram


Oto pokaźna garść cytatów z Shantaram, czyli jednej z najlepszych rzeczy, jaką czytałem w ostatnich latach, a może nawet całym swoim życiu. Celowo unikałem przytaczania dłuższych fragmentów, a także takich, które mogłyby zaspoilerować fabułę. Moją recenzję Shantaram znajdziesz tutaj (kliknij, żeby przeczytać).

Istnieje takie złe uczucie – coś mniej potężnego od nienawiści, ale silniejszego od niechęci – które przystojni mężczyźni budzą w brzydkich. Jest nieracjonalne i niesprawiedliwe, to jasne, ale istnieje, ukrywa się w długim cieniu zazdrości. (s. 80)

Młode indyjskie laseczki z klasy średniej dostały fioła na punkcie zmiany. Są wykształcone, chcą mieć krótkie włosy, krótkie sukienki, krótkie romanse. Są gotowe, ale faceci je powstrzymują. Przeciętny Hindus ma dojrzałość seksualną czternastolatka. (s. 80-81)

Jedną z przyczyn, dla których pragniemy miłości i tak rozpaczliwie jej szukamy, jest to, że miłość to jedyne lekarstwo na samotność, wstyd i smutek. (s.110)

Byłem w niej zakochany, ale nie wiedziałem, czy mogę jej ufać. To rzeczywistość uciekiniera: częściej się kocha ludzi, niż im ufa. Oczywiście ludzie żyjący w świecie bezpieczeństwa mają dokładnie odwrotnie. (s. 136)

Niektóre kobiety płaczą bezboleśnie. Łzy padają łagodnie jak wonny wiosenny deszczyk, a twarz po nich jest czysta, jasna i niemal promienna. Inne kobiety płaczą z trudem i ten ból niszczy ich urodę. (s. 241)

Jeśli chcesz skrzywdzić kogoś, kogo lubisz, zaufaj mu bezgranicznie. (s. 265)

Nic tak doskonale nie pasuje do ręki, nie wydaje się tak dobre w dotyku i nie budzi takiej opiekuńczości, jak ręka dziecka. (s. 279)

Byli biedni, zmęczeni, zatroskani, ale byli Hindusami, a każdy Hindus powie, że choć miłość może nie została wynaleziona w Indiach, to tutaj ją doprowadzono do perfekcji. (s. 340)

Strach wysusza człowiekowi usta, a nienawiść chwyta go za gardło. Dlatego nie ma wielkich dzieł zrodzonych z nienawiści – prawdziwego strachu i nienawiści nie można wyrazić słowami. (s. 357)

Byli silni i zdrowi, mieli pod trzydziestkę i walkę lubili mniej więcej tak jak seks, a za seksem przepadali. (s. 389)

Karla powiedziała kiedyś, że mężczyźni zdradzają swoje myśli, odwracając wzrok, a uczucia – wahając się. Z kobietami, dodała, jest dokładnie na odwrót. (s. 418)

Zakochani nie zwracają uwagi na to, co mówi ukochana osoba, upijają się tylko szczęściem słuchania jej głosu, ale nigdy nie słyszą brzmiącego w nim strachu i bólu. (s. 439)

Mężczyzna jest prawdziwym mężczyzną, kiedy zdobędzie miłość dobrej kobiety, zasłuży na jej szacunek i nie utraci jej zaufania. Jeśli tego nie osiągnąłeś, nie jesteś mężczyzną. (s. 525)

Kiedyś pewien mudżahedin powiedział mi, że los daje nam wszystkim trzech nauczycieli, trzech przyjaciół, trzech wrogów i trzy wielkie miłości. Jednak ta dwunastka nigdy nie wydaje się oczywista i nigdy nie wiemy, kto jest kim, dopóki ich nie pokochamy, nie opuścimy lub nie zaczniemy z nimi walczyć. (s. 543)

Mógłbym ją pokochać. Może ją nawet trochę kochałem. Ale czasami najgorsze, co można zrobić kobiecie, to ją pokochać. (s. 548)

Niedobrze jest kochać kogoś, komu się nie wybaczyło. (s. 720)

Przeszłość, którą ze sobą nosimy, składa się ze strzępów uczuć. Na ogół potrafimy ją tylko dźwigać na własnych barkach albo wlec za sobą z wysiłkiem. (s. 744)

Tylko idiota (…) popełnia ten błąd, żeby zostać sam na sam z kimś niegdyś kochanym. (s. 785)


Podobało się? Zajrzyj również do cytatów o Ludziach & Świecie, a także Wojnie & Władzy! Napisz w komentarzu, który cytat uwiódł Cię najmocniej i dlaczego!
#RozpaczliwaPróbaStymulacjiSpołeczności

Ludzie & Świat - cytaty z Shantaram


Oto pokaźna garść cytatów z Shantaram, czyli jednej z najlepszych rzeczy, jaką czytałem w ostatnich latach, a może nawet całym swoim życiu. Celowo unikałem przytaczania dłuższych fragmentów, a także takich, które mogłyby zaspoilerować fabułę. Moją recenzję Shantaram znajdziesz tutaj (kliknij, żeby przeczytać).

Dwa najszybsze sposoby na wyrobienie w sobie zdrowej niechęci do gatunku ludzkiego i jego przeznaczenia to podawać żarcie albo sprzątać za minimalną stawkę. (s. 82)

We śnie trudno być naprawdę smutnym. W snach jesteś szczęśliwy, boisz się i gniewasz, ale trzeba się dobrze obudzić, żeby być smutnym, nie sadzicie? (s. 83)

Każde miasto świata ma w sercu wioskę. Nigdy nie zrozumiesz miasta, jeśli najpierw nie zrozumiesz wioski. (…) Wioska to klucz. (s.86)

Kiedy pragnienie i obawa są dokładnie tym samym, powiedział, taki sen nazywamy koszmarem. (s. 131)

Dobrych lekarzy cechują trzy rzeczy: zmysł obserwacji, umiejętność słuchania i wielkie zmęczenie (s. 179)

Więzienie zrywa maskę wszystkim. W więzieniu nie ukryjesz się, kim naprawdę jesteś. Nie możesz udawać, że jesteś twardy. Albo jesteś, albo nie, i wszyscy to wiedzą. A kiedy pojawiły się noże i gra toczyła się na śmierć i życie, dowiedziałem się, że tylko jeden na stu wytrwa przy tobie w imię przyjaźni. (s. 186-187)

Nędza i duma to miłujący się bracia krwi, dopóki jeden, w nieodmienny i nieunikniony sposób, nie zabije drugiego. (s. 200)

– Wszystko uważam za coś osobistego, na tym polega bycie osobą. (s. 213)

Mężczyźni palili z tą samą niewesołą, poważną obojętnością, która panuje podczas długiej jazdy w windzie pełnej obcych. (s. 252)

Znasz różnicę między wiadomością z ostatniej chwili a plotką? Wiadomości powiadamiają o tym, co ktoś zrobił. Plotka – ile miał z tego radochy. (s. 313)

Cierpliwość i obsesyjne skupienie to klejnoty, które wykopujemy w tunelach więziennej samotności. (s. 316)

To są Indie, stary. Indie. To kraj serca. Tutaj serce jest królem, stary. Pierdolone serce. Dlatego jesteś wolny. Dlatego ten gliniarz oddał ci ten twój lipny paszport. (s. 391)

Nie ma nic bardziej przygnębiającego od dobrej rady i byłbym wdzięczny, gdybyś mnie nimi nie prześladował. (s. 469)

Hindus nie potrafi się oprzeć trzem zjawiskom: pięknej twarzy, pięknej piosence i zaproszeniu do tańca. (s. 563)

Popularne europejskie i amerykańskie karykatury Afgańczyków, dzikich i złaknionych krwi – które ich samych nieodmiennie zachwycały – po każdym bezpośrednim kontakcie z nimi obnażały swój fałsz. Ci ludzie okazywali się serdeczni, przyjaźni, uczciwi i wyjątkowo uprzejmi. (s. 643)

Jedną z bolesnych prawd, o których dowiaduje się lekarz polowy, jest ta, że równie intensywnie i prawie równie często modli się o śmierć jak o życie. (s. 648)

– Mój drogi przyjacielu, możesz jeść na stojąco, skoro musisz, i możesz się kochać na stojąco, jeśli potrafisz, ale nie można pić whisky na stojąco. To barbarzyństwo. Człowiek, który pije na stojąco alkohol tak wyborny jak whisky, jeśli nie wznosi toastu za jakąś szlachetną rzecz lub sprawę, jest bestią, która nie zawaha się przed niczym. (s. 683)

Podobało się? Zajrzyj również do cytatów o Miłości & Relacjach, a także Wojnie & Władzy! Napisz w komentarzu, który cytat uwiódł Cię najmocniej i dlaczego!
#RozpaczliwaPróbaStymulacjiSpołeczności

Wojna & Władza - cytaty z Shantaram


Oto pokaźna garść cytatów z Shantaram, czyli jednej z najlepszych rzeczy, jaką czytałem w ostatnich latach, a może nawet całym swoim życiu. Celowo unikałem przytaczania dłuższych fragmentów, a także takich, które mogłyby zaspoilerować fabułę. Moją recenzję Shantaram znajdziesz tutaj (kliknij, żeby przeczytać).

On robi problemy i my będziemy mieć problemy, bo problemy to jedyny majątek, jaki wolno mieć takim biedakom, jak my. (s. 220)

Światem rządzi milion nikczemników, dziesięć milionów głupców i sto milionów tchórzy. (…) To ich decyzje kierują światem i prowadzą go drogą chciwości i zniszczenia. (s. 301)

Uśmiechnąłem się po raz pierwszy od aresztowania. W więzieniu należy dawkować uśmiechy, bo drapieżcy uważają uśmiech za dowód słabości, słabi za zaproszenie, a strażnicy za napraszanie się o jakąś nową torturę. (s. 355)

W więzieniu przeżyć musi nie tylko ciało, muszą przetrwać także charakter i serce. Jeśli któreś z nich zostanie złamane lub zabite, pod koniec wyroku z więzienia wychodzi żywe ciało, lecz nie można powiedzieć, ż wychodzi człowiek. (s. 358-359)

Okrucieństwo to rodzaj tchórzostwa. Okrutny śmiech to płacz tchórza, kiedy nie jest sam, a zadawanie bólu to jego rozpacz. (s. 364)

– Pragniemy władzy, bo ona daje nam seks, i pragniemy sensu, bo on pozwala nam zrozumieć seks. Wszystko sprowadza się w końcu do seksu, bez względu na to, jak to nazwiemy. Te inne pojęcia to tylko takie ubranka. (s. 425)

Nie wiem czy istnieje inna grupa społeczna, która politykę i polityków traktuje z większym cynizmem niż zawodowi przestępcy. Według nich wszyscy politycy są bezwzględni i skorumpowani, a wszystkie systemy polityczne przedkładają wpływowych bogaczy nad bezbronnych biedaków. (s. 487)

Podczas mojej pierwszej bójki na noże dowiedziałem się, że istnieją dwa rodzaje ludzi, którzy angażują się w konflikty grożące śmiercią: ci, którzy zabijają, żeby przeżyć, i ci, którzy żyją, żeby zabijać. (s. 502)

Nigdy nie widziałem, żeby naprawdę silny mężczyzna żerował na słabszym. Silni nienawidzą wymuszających niemal tak samo jak wymuszający ich. (s. 502)

Nigdy nie wiadomo, co w człowieku siedzi, dopóki nie zacznie się go powoli odzierać z nadziei. (s. 513)

Mężczyźni wypowiadają wojnę dla zysku i zasad, ale toczą ją dla ziem i kobiet. Prędzej czy później inne przyczyny i powody toną we krwi i tracą znaczenie. Prędzej czy później śmierć i pragnienie przeżycia zagłuszają zmysły. Prędzej czy później przetrwanie staje się jedyną logiką, a śmierć jedynym głosem i wizją. (s. 636)

Był buntownikiem bez powodu w świecie, w którym jest zbyt mało buntowników z prawdziwymi powodami. Nie lubię i nie ufam ludziom, którzy w nic nie wierzą. (s. 658)

Nie chcieli się ożenić, jak powiedział Salman, bo obaj uważali, że zginą gwałtowną śmiercią w młodym wieku. Ta perspektywa ich nie przerażała ani nie martwiła. Uważali, że to rozsądna transakcja: kolorowe życie, władza i dostatek zapewniony rodzinom za krótkie życie, zakończone od ciosu nożem lub pocisku. (s. 703)

A pieniądze, jeśli jest ich wystarczająco wiele, są podobne do wielkiej partii politycznej: czynią tyle samo zła co dobra, dają zbyt wiele władzy zbyt nielicznym, a im bardziej się do nich zbliżasz, tym bardziej brudzisz sobie ręce. (s. 733)

– Nie ma człowieka ani kraju bez wojny. (…) Nam zostaje tylko wybrać stronę i walczyć. To nasz jedyny wybór: z kim i z czym walczymy. To jest życie. (s. 780)


Podobało się? Zajrzyj również do cytatów o Miłości & Relacjach, a także Ludziach & Świecie! Napisz w komentarzu, który cytat uwiódł Cię najmocniej i dlaczego!
#RozpaczliwaPróbaStymulacjiSpołeczności

sobota, 28 listopada 2015

RECENZJA #115: Transporter: Nowa moc


Dziewucha będzie zła – znów obejrzałem sobie coś bardzo późno w nocy, samemu. Padło na Transporter: Nowa moc. Film, który wszedł do kin na początku września, po cichu i nikt już właściwie o nim nie pamięta. I nie wiem czy to dobrze, czy źle. Obraz niewiele ma bowiem wspólnego z poprzednimi trzema częściami, w których tytułowym dostawcą był Jason Statham. [*]

Nowy Frank Martin (Ed Skrein) jest bardziej ludzki. Zabrakło mi tego chłodnego profesjonalizmu i sztywniactwa charakterystycznego dla kreacji Stathama. Zresztą, nie mogło być inaczej, skoro większość czasu towarzyszy nam również jego dowcipkujący ojciec, emerytowany szpieg, Frank Senior. Te ciągłe gadki do syna, że nie powinien się spóźniać, brzmią jak strofowanie dzieciaka, i przypominają wygłaszane przez Grażynkę "dzieci umyjcie rączki" w Klanie. I ten drażniący kontrast między dwoma głównymi bohaterami płci męskiej – starszy niestroniący od rozrywek, żartujący niemal o każdej porze dnia i młodszy, z chodzącą żuchwą, maślanym spojrzeniem wrażliwca i kijem w dupie. Tak to widzę, choć ciut przerysowałem.

Co się w filmie nie zmieniło? Nadal mamy bardzo efektowne pościgi. Co prawda wszystkie ze służbami porządkowymi, ale i tak dają radę. Jest też pogoń za samolotem – wszystko się zgadza. No może oprócz tego, że kierowca ma w obwodzie kilka samochodów, co wcześniej było nie do pomyślenia. Równie dobrze wyglądają też walki na małej przestrzeni. Ed wije się jak piskorz i tak jak kiedyś, używa wszelkiego rodzaju rurek, taśm, kabli i kół ratunkowych. Co więcej, otwierająca scena Czwórki to bijatyka na parkingu – nawiązanie wprost do jednej z poprzednich części.

I mimo, że można narzekać na średnie przedstawienie przestępczej szajki, na brak intymności przez zbyt częste przenoszenie akcji poza samochód, na inną budowę ciała Skreina i Stathama – jego chudszą szyjkę i wątłe nóżki, w barach jest już całkiem okej – to nie można powiedzieć, że Nowa moc jest złym filmem. Może po prostu rozczarować rozkochanych we wcześniejszych produkcjach. Bo teraz przypomina to zwyczajny film akcji, jakich wiele. Pewną unikalność konstytuują już tylko charakterystyczne, dynamiczne zbliżenia na elementy otoczenia w czasie planowania tricków za kółkiem, humorystyczne walki i to, że kierowca nigdy nie korzysta z broni palnej. Plus product placement AUDI, doszedł także iPhone.

[SPOILERY] Wyłapałem kilka niedorzeczności, a konkretnie trzy. Jedna z czwórki prostytutek, bodajże Gina z Tallina została postrzelona w trakcie obrabowywania Yuriego w samolocie. Straciła masę krwi, zrobiono jej prymitywną operację bez narzędzi, w ranę wpychając pajęczynę, po czym następnego dnia, po trójkąciku z Frankiem Seniorem, jak gdyby nigdy nic, stoi w swojej hiperseksualnej pozie, z cwaniackim uśmieszkiem, gotowa do wysiłku i akcji. Powinna się przecież skręcać z bólu w męczarniach! Ostatnie dwie wpadki są zdecydowanie mniejszego kalibru. W finałowej scenie walki dwóch zaciekłych wrogów, byłych kolegów ze służb specjalnych, Frank Junior raz ma podarty spodzień, a kilka sekund później jest już wszystko dobrze, pantalony prezentują się pięknie i układają w kancik. Zaiste, ciekawe jest również to, że Karasov spada z klifu jak kukła, chociaż stał od niego ładnych parę metrów. No i te przelewy bankowe. Wiecie, że starczy zaledwie kilka chwil, aby przerzucać setki milionów z konta na konto? Mi każą potwierdzać smsami każdą głupią opłatę… [KONIEC SPOILERÓW]

PS: Bardzo ładna Riwiera Francuska i nawiązania do Trzech Muszkieterów/Aniołków Charliego, ale mało scen z półnagimi kobitkami. Tak tylko piszę, żebyś wiedział, że nie zmarszczysz! ;)

niedziela, 16 sierpnia 2015

RECENZJA #89: LEGO Jurassic World (PS4)


Panie i Panowie, przed Państwem Lego Jurassic World! Grałem w wiele tytułów z serii Lego i żaden nie sprawił mi tyle frajdy i nie był tak przystępny dla gracza jak omawiana właśnie pozycja. Żodyn! Z chęcią trochę Wam o tej grze opowiem - a uwierzcie mi – jestem odpowiednią osobą na właściwym miejscu, bo przeszedłem grę na 100% (Platynka na PlayStation Network – obecna!) i dodatkowo, żeby wychwycić liczne nawiązania w cutscenkach, obejrzałem ponownie wszystkie cztery filmy. Chapeau bas!

Nieskrępowane czerpanie z całej filmowej sagi musiało być dla deweloperów z Traveller’s Tales Games gwarancją sukcesu. Materiału sporo, a my przeżyjemy WSZYSTKIE najważniejsze przygody z czterech filmów z ledwie kosmetycznymi rozbieżnościami w stosunku do kinowych oryginałów. Do tego bohaterowie nie są niemowami jak w niektórych projektach TT, lecz raczą nasze uszy wyselekcjonowanymi ścieżkami dialogowymi z Jurassic Park(s) i Jurassic World. MIÓD, chociaż rzeczywiście słychać różnice między jakością dźwięku ze starszych i nowych obrazów. Co ciekawe gra nie stroni od drastycznych scen pożerania ludzi. Ostatecznie jest to jednak przedstawione komicznie i z humorem (np. Tyranozaur Rex pod koniec drugiego epizodu wypluwa swoje ofiary)


O rety, od czego by tu zacząć… Może od tego, że po raz pierwszy w historii z prawdziwą przyjemnością przemierzałem otwarty świat pomiędzy poszczególnymi poziomami opowieści. Co prawda na początku bywałem odrobinę zagubiony (grałem z Dziewuchą i czasem traciliśmy ze sobą kontakt), ale po zrozumieniu systemu szybkiej podróży wszystko było przyjemne i bezstresowe. Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero po odblokowaniu całej wyspy (a mamy ich łącznie dwie, choć w różnych okresach, co daje nam łącznie cztery odrębne otwarte światy) i możliwości swobodnego szwendania się po wybiegach, a także umieszczania na nich swoich dinozaurów. Aktywności pobocznych jest dość dużo: wyścigi, fotografowanie, leczenie chorych gadów i ratowanie pracowników w potrzebie. Jeśli dodamy do tego kolekcjonowanie bursztynowych klocków (odblokowują nowe bestie), skrzynek z kośćmi (pozwalają sterować szkieletami dinozaurów) i cennych czerwonych bloków (zapewniają liczne premie i śmiechowe urozmaicenia) – mamy prawdziwy raj dla chomików. Co ważne, w trybie swobodnej gry możemy wybrać punkt kontrolny, od którego zaczynamy poszukiwanie znajdziek na danym poziomie. To znaczne ułatwienie przy oczyszczaniu poziomów z co bardziej perfidnie pochowanych elementach.

Łamigłówki w znacznej większości są łatwe i nie powinny sprawić kłopotu nawet początkującym graczom. Dziewucha co prawda miała kłopoty, żeby czasem gdzieś doskoczyć, ale to tylko przez to, że był to jej pierwszy kontakt z padem. Wiecie, w tym związku tylko ja przegrywam życie grając w gry wideo… W Internetach czytałem opinie rodziców, że nawet czteroletni dzieciak jest w stanie przejść samodzielnie tytuł na około 60%, więc nie jest źle.* Można mieć drobne pretensje o to, że wiele podetapów to chaotyczne ucieczki przed mięsozaurami, no ale chwila – jesteśmy tylko małym ludzikiem w świecie prehistorycznych gadów. W filmach też chodziło głównie o przetrwanie. #Darwin


Nie wszystko jest jednak różowe. Pod koniec naszej przygody z grą siadamy sobie z Dziewuchą do dodatkowych poziomów (tych za dużo zebranych legomonet), a co dostajemy? Fragmenty zwykłych poziomów, na których uciekamy przed tymi samymi skurczybykami co wcześniej. Mocno nas to zniesmaczyło. Dziewucha miała nawet łzy w oczach, a ja musiałem ją pocieszać. Zaczęliśmy się więc kłócić, żeby rozładować napięcie.

Grając we dwójkę możemy podzielić ekran pionową linią lub zdecydować się na bardziej dynamiczny widok, gdzie dopiero przy zbytnim oddaleniu się od siebie, na ekran wkracza ruchliwa przekątna. I wiruje, wiruje, nierzadko uniemożliwiając skuteczne pokonywanie przeszkód obu graczom. Ponadto, zdarzyły nam się ze trzy przypadki ugrzęźnięcia na dobre w otoczeniu, gdzie niestety konieczny był restart poziomu. Smutna klasyka wszystkich gier od  Traveller’s Tales.


I cóż, można żałować, że największymi gadami mamy okazję posterować jedynie w przeznaczonych do tego lokacjach, ale i tak stwory byłyby niesłychanie nieporadne w innym otoczeniu. Mimo wszystko szkoda, że nie ma jakiegoś specjalnego poziomu do porozwalania San Diego lub innego miasta w drobny pył. O tak, to byłaby radość! Zamiast tego mamy walki dinozaurów polegające na sekwencjach Quick Time Event. Lekki niedosyt.

Tak czy inaczej: dawno się tak nie ubawiłem przy grze z serii Lego. W jednej z zamierzchłych recenzji (KLIK!) pisałem, że chyba formuła się wyczerpała, a tu proszę - macham ogonem ze szczęścia! Na zimę na pewno kupimy sobie z Dziewuchą Lego Hobbit! Jak dla mnie gra 9/10! Polecam, szczególnie że wyszła na właściwie wszystkie platformy. No może z wyjątkiem tostera.

* - w grach z serii Lego każda aktywność wlicza się do ostatecznego wyniku procentowego. Jeżeli zatem nie zajmujemy się działaniami pobocznymi, po przejściu głównego wątku nasz zagregowany licznik zatrzyma się na około 50 procentach.


Plusy:
+ Wciąż atrakcyjna grafika i animacje postaci
+ Usprawnienia dotyczące rozgrywki (szybka podróż, funkcjonalne checkpointy i informacje o liczbie znajdziek w danej strefie)
+ Wzorowe czerpanie z motywów filmowych (dialogi, smaczki w osiągnięciach i cała paleta szalonych postaci m.in.: Pan DNA czy… Steven Spielberg rzucający Oscarami)
+ Zabawa dinozaurami i intuicyjny kreator nowych bestii dający wiele radości
+ Całkiem sporo zadań pobocznych (wyścig na śwince <3), które nie nudzą, choć nie grzeszą też nadmierną różnorodnością
+ Wygląd Isla Sorna i Isla Nublar w czasie zaliczania poziomów i swobodnej eksploracji udanie ze sobą koresponduje. Szczegół, ale dociekliwy obserwator to doceni!
+ Wreszcie za*ebiście przyjemnie się lata, a nawet pływa!
+ Interaktywne ekrany ładowania z ciekawostkami Pana DNA

Minusy:
- Rozczarowujące poziomy specjalne (brak miejsca, gdzie można sobie pozwolić na totalną rozwałkę w stylu Godzilla…)
- Sporadyczne problemy z pracą kamery przy grze dwuosobowej
- Zdarza się zablokować w obiekcie lub nie wiedzieć o co chodzi autorom. Ale rzadko!
- Nie jest to gra zbyt długa. Podejrzewam, że wymaksowałem wszystko w niewiele ponad 25 godzin
- Miejscami nużący humor. Motyw łakomstwa i uciekającej świnki towarzyszy nam właściwie non stop
- Chyba już pora usprawnić metodę wskazywania ukrytych klocków po wykupieniu odpowiedniego ulepszenia. Jest myląca, przestarzała i męczy oczy nieustannym migotaniem strzałeczek

PS: Dacie wiarę, że pierwszy Jurassic Park powstał w '93? A wciąż robi niesamowite wrażenie. Wystarczy jedna scena, żeby wyrobić sobie zdanie o każdym z bohaterów. Nie ma zbędnych, nic niewnoszących dialogów i ujęć. Cudo!

Dinozaury nie umarły to raaaz,
one szlaki dla was przetarły u maaas.
Nigdy stop, nigdy bęc, nigdy paaas.
Żyją kumaaasz? Więc i hip-hop nie umarł…
                              ~Rahim, Dinozaury

wtorek, 30 czerwca 2015

REFLEKSJA #17: Jurassic World


Uwaga: Jeśli nie oglądałeś jeszcze filmu, to lepiej żebyś nie czytał tego wpisu. Nie ma tu co prawda naprawdę chamskich spoilerów, ale jednak trochę Ci to zaburzy odbiór! Polub Kultura & Fetysze i wróć do mnie za kilka dni! ;)

Ach, co to był za film! Schematyczny, wtórny, ale przybierając mądrą minę eksperta stwierdzam, że zrealizowany został przednio. Od A do Z. Od samego początku, kiedy czarne ptaszysko postawiło swoje łapsko na śniegu, aż do finałowego zaciśnięcia szczęk podmorskiego potwora. Kiedyś wiedziałbym bez sprawdzania w google, że był to Pilozaur. Lub Ichtiozaur, pewności nie mam. Żarciki mega spoko, kilka razy mocno się uśmiechnąłem. No i to metaprzesłanie: przyroda ze swej natury jest dobra, ale to ludzie miewają złe intencje. Poza tym – współpraca popłaca. Mam tylko kilka kąśliwych uwag:

Jak biegać z narażaniem życia, to tylko w szpilkach! Śmierć witamy z klasą!

Amerykańskie dzieciaki są super mądre! Potrafią naprawić samochód i zachowują chłodną głowę wskakując do akwenu z wodospadem. Nawet jeśli całe życie myślą o dziewczęcych szparkach, to w chwili próby staną na wysokości zadania.

W najlepszym parku rozrywki na świecie w obsłudze zatrudnia się… patałachów. Niewydarzonych szczurkowatych (prawie jak moja Dziewczyna) nastolatków z wiewiórczymi ząbkami. I nie ważne czy to obsługa szklanych, kulistych wehikułów, czy karmienie zwierząt. Suchoklatesy-wypłosze uwiją swe gniazda wszędzie. Najlepsze metody selekcji pracowników – tylko w Jurassic World Corp.!

Spece od BHP musieli nieźle przyspać wydając pozwolenia na rejsy łódkami między Stegozaurami czy innymi takimi. Bardzo pokojowymi, nie wątpię, ale jak takie bydle machnie ogonem, to pewnie nie ma co zbierać.

Podobnie nieudolnie zachował się cały pion badawczy. Dodamy trochę tego, trochę tamtego, wyhodujemy zmutowanego dinozaura, którego nie wszystkie cechy są nam znane. Sami technokraci w tych korporacyjnych laboratoriach, że też nikt nie uderzył pięścią w stół… A sprawdzanie wybiegu pod kątem bezpieczeństwa dopiero po wprowadzeniu mięsożernego lokatora jest okej? Jasne, to tylko głupie, niemrawe bydle!

To co pozytywnie mnie zaskoczyło, to tzw. Syndrom Gry o Tron. Nie spodziewałem się, że Simon Masrani kopnie w kalendarz. Intuicja mówiła mi, że śmieszek jakoś się wykaraska, a na końcu rozda wszystkim prażynki i sprzeda jakąś orientalną mądrość. No i Zara Young… Kawał dobrej Dupeczki, szkoda że musiała zawirować między zębami króla morskiej głębiny.

I to w sumie tyle. Film jak najbardziej polecam. Do nachosów z gorącym sosem serowym. Tak się nagrzałem na gady, że lada dzień zaczynam pocinać w LEGO Jurassic World. Choć zarzekałem się, że mam dosyć tej growej formuły. Zobaczymy jak będzie, w końcu to nie kolejni LEGO Superbohaterowie.

wtorek, 19 maja 2015

RECENZJA #76: Francuskie trufle z Biedronki


Dodaj do tego kawior i szampan, a masz synonim blichtru i wystawnego życia. Mięciutkie i bardzo słodkie, choć słodyczą szlachetną, pochodzącą od: ciemnej, wykwintnej czekolady i chrzęszczących między ząbkami, odświeżających wiórków kokosa. I takie właśnie są Trufle z Biedronki za 5,99 zł! Coated with grated coconut.
Jest bardzo niewiele lepszych słodyczy, które miałem przyjemność w swoim nudnawym życiu skosztować! Może Baklava? Albo Tiramisu? Ewentualnie ciastko z wiśniami na wierzchu z McCafé?
Właściwie nie wiem jaka firma odpowiada za ten konkretny przysmak. Na boku pudełka widnieje informacja o Chocmod SAS, które swoją siedzibę ma we francuskiej gminie Roncq, lecz złota saszetka, w której skrywa się delikatna słodycz jest sygnowana logiem Fancy Truffles, które z kolei kojarzyć należy raczej z Belgią. Mamy jeszcze emblemat Truffettes de France 1948 na froncie. Czyżby jakiś cross? Albo lekceważące traktowanie polskiego konsumenta i wciśnięcie mu resztek i bubli! #Marian_Kowalski

Cóż, pewnie sprawy nie rozwiążemy, a sam produkt w tej postaci będzie niezwykle trudny do zdobycia, gdyż funkcjonował w ramach Tygodnia Francuskiego w sieci sklepów Biedronka. I po spałaszowaniu jednego zwiadowczego pudełeczka potruchtałem po cztery następne. Jedno z tzw. bulem serca oddałem Dziewusze, w nadziei, że spożyjemy cudeńko razem. Zżarła sama. Po kryjomu. Ściemniając potem, że częstowała rodzinę.
Czy wiesz, że: trufla to najczęściej zawilgocona, nieowłosiona końcówka psiego nosa? Jej wielkość zależy od wielkości kufy (psiej trzewioczaszki). Kultura & Fetysze bawi i uczy!
Tak wygląda po delikatnym zmrożeniu i przepołowieniu.
Smakuje lepiej niż wygląda... ;]
Minusy:
- Opakowanie kiepsko się zamyka, mimo specjalnych wcięć i szparki
- Produkt nie wygląda tak atrakcyjnie jak na etykiecie (syndrom fotografii burgera)
- Tak naprawdę w 100 gramowym opakowaniu łakocia nie jest zbyt dużo (13 kuleczek)
Plusy:
+ Cała reszta! <3
The coconut nut is a giant nut
If you eat too much, you'll get very fat!
                ~Smokey Mountain, Da coconut song
W tym mieście tango to frykas,
panowie owocowi chcą bananem mango dotykać...
                ~Taco Hemingway, Marsz, marsz

środa, 31 grudnia 2014

Ulubieńcy grudnia!

Wielu (b/v)loggerów uskutecznia coś na kształt katalogu rzeczy, które danego miesiąca najbardziej przypadły im do gustu lub po prostu się z nimi bliżej zetknęli. Trochę mnie już znacie i wiecie, że bardzo lubię eksperymentować z formą (treścią zresztą też), zobaczmy więc jak odnajdę się w takiej stylistyce. Sprawdź też Ulubieńców listopada i października!

 
#JEDZONKO
Świąteczny czas sprzyja obżarstwu! Ile fantastycznych smakołyków jadłem w tym miesiącu - nie jestem w stanie zliczyć. Wyróżnić jednak muszę makowe ciasto, które od wielu lat jest moim faworytem. Zwróćcie uwagę, że spód jest naprawdę cieniutki, a pokrywa go delikatne maźnięcie marmolady, co zapewnia odpowiednią wilgotność wypieku. Na samej górze mamy szczodrą ilość lukru. Mega słodkie, mega dobre, powoli czuję zatory i problemy z krążeniem. Cukiernia Magdalenka, Poznań-Grunwald, tuż przy lokalnym Rzeźniku. Ambrozja!


#KSIĄŻKA
Łykam kulturę aż miło, w grudniu na moim blogu ukazały się dwie recenzje książek: Ksin. Początek i Taka zabawna historia. Obecnie czytam Lemingi i powiem Wam, że abstrakcyjny, bezlitosny, masakrujący logikę lewaków humor jest nawet uzależniający! Być może skrobnę jakąś malutką recenzję wydawnictwa Frondy, bo wszyscy lubimy takie kwiatki, prawda? Możecie także rzucić okiem na króciutką recenzję cieplutkiej bajeczki dla dzieci - Niezwykłe przygody Świętego Mikołaja.


#FILM
Z filmów również zaliczyłem kilka zimowych, sentymentalnych wycieczek. Była Kraina Lodu, Świąteczne skarby Kaczora Donalda, Kevin sam w domu na Polsacie... Tuż po Świętach poszedłem z Dziewuchą na Igrzyska Śmierci: W pierścieniu ognia, ale nie zaliczę tego wypadu do udanych. No może ze względu na nachosy z sosem serowym i towarzystwo drugiej połówki nie było tak źle, ale zdecydowanie nie polecam. W styczniu trzeba jakoś zaliczyć Hobbita, epickie urywki Bitwy Pięciu Armii z trailerów wyglądają zachęcająco!

 
#MUZYKA
Prócz fenomenalnej składanki Stars of Christmas. 60 Essential Christmas Hits i polskich kolęd, moją głową zawładnęła Natalia Nykiel z płytą Lupus Electro. Dawno nie jarałem się tak muzyką, która nawet nie leżała koło rapu. Bo wiecie, ja jestem takim twardogłowym, tępym słuchaczem z zamkniętą bańką. Ale w przypadku Natalii wysoki poziom liryczny idzie w parze ze świeżutkimi rozwiązaniami muzycznymi. Posłuchajcie sami antysystemowej, buntowniczej Rzeźby z samplem rozbijanego naczynia, pełnego podprogowych, erotycznych nawiązań utworu Bądź Duży czy życiowego, romantycznego Wilka. Do tego zimowe Pół Dziewczyna, które mogłoby być soundtrackiem do gry komputerowej - miód! Elektro pop rządzi! Popełniłem również recenzję Universum, ale płyta dupy nie urywa...


#GRA
Poprzedni miesiąc był kiepski pod względem gier. Męczyłem FIFĘ 2014, musnąłem Unity, które leży do tej pory nieuruchamiane od kilku tygodni... Tymczasem grudzień przyniósł Far Cry'a 4, który jest po prostu genialny. Lubisz rozwałkę? Wysadzaj wszystko w powietrze i rób miazgę na grzbiecie słonia! Lubisz ciche akcje? Rozpracowuj kolejne strażnice ze snajperką, łukiem i nożem. Chcesz znaleźć każdą pierdołkę w grze? Szukaj listów, notatek, masek demona, plakatów propagandowych, skrzynek z łupem czy unikatowych zwierzęcych skór. To jest świetna, wymagająca piaskownica, koniecznie przeczytajcie recenzje - klik! Orientalne wioseczki, indyjski alfabet i audycje radiowe prowadzone łamaną angielszczyzną słuchane w zagraconych pojazdach sprawiły, że to były chyba najbardziej klimatyczne chwile przed konsolą w tym roku! Do tego mam już PlayStation Plus, pogram więc sobie troszkę przez neta!

 
#KOMIKS
Wyjdzie na to, że rozpływam się nad wszystkim, co wpadnie mi w ręce, ale trudno... W grudniu przeczytałem 12 tomów Death Note. I może nie będę zbyt wiele o tym pisał, bo kilka dni temu poczyniłem malutką recenzję, którą znajdziecie tutaj - klik! Prócz tego przyjrzałem się Zakochanemu tyranowi, sadze o dwóch homoseksualistach. Czego to ludzie nie wymyślą, mój zmysł homofoba został nakarmiony. Ale zaraz, zaraz, może homofobia to tylko przykrywka do tłumionych fantazji? Pierdoły, jedziemy dalej! #przerażenie

 
#KOSMETYK
Zachciało mi się prezentować ulubiony kosmetyk, żeby nie wyjść na niehigienicznego brudaska... Jest jedna taka woda toaletowa marki Oriflame, którą stosuję od wielu, wielu lat. Nazywa się Excite i choć moja Dziewucha nie darzy jej zbytnią estymą, to mnie odpowiada w stu procentach. Jako, że w ramach świątecznego prezentu dostałem nowy flakonik, to wrzucam go na wizję. Zapach kojarzy mi się ze świeżo upraną koszulą i... orzeźwiającym, górskim potokiem. Pewnie to przez niebieski kolor, ale kto wie?

Z wszystkich powyższych, koniecznie zagrajcie w Far Cry'a 4 i poczytajcie Death Note'a, choć wiem, że obie te aktywności mogą nie być łatwe do zrealizowania... Cóż, może znajdziecie chociaż odrobinę makowego placka? Trzymajcie się!

Chciałbym Wam również życzyć udanego Nowego Roku 2015 i przedniej Zabawy Sylwestrowej. Tym razem nie będzie żadnych postanowień noworocznych, choć obydwa cele z zeszłego roku udało mi się zrealizować. Muszę dać sobie więcej luzu, mam coraz więcej na głowie, meczy mnie to. Nie wykluczam więc radykalnego zmniejszenia częstotliwości wpisów, gdyż mimo dużych nakładów pracy i prawie dwóch lat obecności w blogsferze, nie zyskałem grona wiernych czytelników. Ba! Nie zyskałem nawet jednego stałego czytelnika! Trzeba więc przemyśleć dalsze kroki. Wiecie co, ulżyło mi kiedy to napisałem. To trochę jak przyznanie się do porażki, hm? Przyznaję więc, nie wiem jak rozkręcić dalej tę maszynę. Chyba nie nadaję się na blogera, piszę przeciętnie i ludzie nie ma ją po co do mnie wracać. Ale pamiętajcie - jeszcze nie odchodzę na stałe.

Zasil fanpage Kultura & Fetysze, będziesz wtedy wiedział jeśli cokolwiek nowego naskrobię, Serdeczna Tarcza!

I swear I'll shoot him or her,
Oh, Lord!
Gimme a gun,
I swear I could even shoot myself...
                               ~Kamil Bednarek, Shot Yourself

wtorek, 30 grudnia 2014

RECENZJA #57: Far Cry 4 (PS4)


Żeby nie robić sobie niepotrzebnych zaległości na Nowy Rok, trzeba napisać słów kilka o Far Cry 4. Nigdy szczególnie nie przepadałem za FPSami, ale kilka w swoim krótkim życiu gracza zaliczyłem: Crysis, Half Life, Medal of Honor i pewnie znalazłoby się trochę innych tytułów, których nie pamiętam. Dużo więcej pocinałem Counter-Strike 1.6 i Global Offensive, ale to już nie ten magiczny klimat...

Z tym większym podnieceniem sięgnąłem po Far Cry 4, kolejny twór Ubisoftu. Byłem bowiem święcie przekonany, że tak doświadczeni deweloperzy nie skopią dwóch szanowanych marek w jeden rok (patrz: Assasin's Creed Unity). I nie pomyliłem się, Far Cry'owi bliżej do genialnej Czarnej Bandery, niż przekombinowanej i chaotycznej Jedności. Sprawdzone, lubiane przez graczy rozwiązania zdają egzamin.

Do dyspozycji mamy piękny, otwarty świat fikcyjnego państwa (Kyratu), inspirowanego najpewniej Nepalem, Tybetem lub inny południowo-wschodnim, azjatyckim zakątkiem! Uniwersum jest po prostu prześliczne, przepełnione mongolskim orientem i przesiąknięte onirycznym systemem wierzeń (w pewnych mitologicznych akcjach będziemy mieli nawet okazję uczestniczyć, przeżywając legendę Shangri-La, choć te zadania nie należały do moich ulubionych). Śmierć czyha na nas wszędzie, początkowo bardzo irytowały mnie węże, jastrzębie, tygrysy, nosorożce i notoryczne ataki na wyzwolone już strażnice, na szczęście w miarę rozgrywki (i wyzwalania kolejnych fortec) mniej akcji odrywa nas od głównego wątku. Broni jest cała masa, każdy znajdzie coś dla siebie, a większość modeli można dodatkowo modyfikować, dodając tłumiki, specjalne celowniki lub zwiększając pojemność magazynków. Sam główny wątek fabularny nie jest zły, ma kilka efekciarskich zwrotów akcji, aczkolwiek nie oczekujmy zbyt wiele po strzelanince. Zazwyczaj musimy dojść do ważnego punktu i wybić wszystkich do nogi, pilnując czasu lub nie robić zbyt dużo hałasu. Pojawiają się także trudne wybory związane z udzielaniem poparcia konkretnym dowódcom Złotego Szlaku, a także możliwości darowania życia niektórym gagatkom (sam puściłem wolno Pagana Mina licząc, że wpłynie to jakoś na dalszą część rozgrywki, ale chyba nic szczególnego się nie wydarzyło, ot ucięliśmy sobie dłuższą pogawędkę). Mamy mnóstwo pobocznych misji: od polowań, wyścigów, ochraniania konwojów, uwalniania zakładników i oczyszczania obszarów z dzikich zwierząt, aż po narkotyczne odloty czy rozbrajanie ładunków wybuchowych... Spora piaskownica, wypełniona różnorodnymi znajdźkami: notatkami, listami, plakatami propagandowymi i maskami demona Yalunga. Jeśli chodzi o grywalność, nie ma się do czego przyczepić, szczególnie po odblokowaniu broni zwanej Piłą i kozackich, cichutkich snajperek.


Czy mamy zatem do czynienia z grą idealną? Niezupełnie. Fizyka wciąż płata spore figle: zabita zwierzyna stacza się po zboczach, ciała wrogów są jak teatralne kukły, a pojazdy zachowują się dziwnie (dlaczego na przykład brzęczek tak często zsuwa się z dachów?), a lot na paralotni czy w kombinezonie do szybowania rządzi się swoimi prawami. Również kierowanie pojazdami, mimo iż emocjonujące, jest dziwnie kapryśne (maszyny zsuwają się z mostów, terenowe bryki często tracą przyczepność, podskakują na drobnych przeszkodach). Jeśliby chwilę pomyśleć, to lokacje, choć liczne (bodajże 240 miejscówek), niewiele się od siebie różnią. To głównie dość monotonne jaskinie, obozy, zapomniane ruiny czy niedostępne domostwa. Niespecjalnie chce mi się odwiedzać kolejne, łudząco do siebie podobne bimbrownie czy domki kłusowników... Poza tym drażnią polecenia kliknij, żeby użyć przy rozmowach z bohaterami i kliknij, żeby opuścić lotnie, w każdym ze środków lokomocji.


Od niedawna jestem posiadaczem usługi PlayStation Plus, liczyłem zatem na emocjonujące partie w trybie multiplayer, ale nic z tego. Hakerzy skutecznie wybili nam ten tryb z głowy na jakiś czas... Tak czy inaczej, wrócę kiedyś do Kyratu, żeby zdobyć brakujące trofea w grze wieloosobowej.

Na koniec wspomnę również o genialnym udźwiękowieniu. Zarówno audycje radiowe w pojazdach, jak i utwory muzyczne dobierane do poszczególnych scen, czy nawet fragmentów misji (atak na Pałac Królewski) są naprawdę klasą samą w sobie, budują klimat i od dawna wyznaczają standardy innym produkcjom (pamiętacie na przykład palenie plantacji marihuany w Trójce?).

No i mam problem, czy uznać czwartego Far Cry'a za najlepszą grę, w którą grałem w mijającym roku... W pewnym momencie wkręciła mi się równie mocno co Watch_Dogs i Cień Mordoru. Hmm, ciężka sprawa. Na pewno 40 godzin, które spędziłem z Ajay'em Ghalem, było tym, czego potrzebowałem po klaustrofobicznych, miejskich sceneriach. Kochani, ocenka 9.5/10 jest w pełni uzasadniona, za bajecznie kolorową grafikę, crafting, klimat doszlifowany do granic i brak niepotrzebnych zmian tego, co ich nie wymagało! A Ty, czy odwiozłeś już prochy matki do jej ojczyzny?

Ktoś ci cechy te kiedyś wyjaśni,
Na wygodnej kanapie w jakiejś poradni...
                                               ~Duchu, Oszalej

piątek, 28 listopada 2014

Ulubieńcy listopada!

Wielu (b/v)loggerów uskutecznia coś na kształt katalogu rzeczy, które danego miesiąca najbardziej przypadły im do gustu lub po prostu się z nimi bliżej zetknęli. Trochę mnie już znacie i wiecie, że bardzo lubię eksperymentować z formą (treścią zresztą też), zobaczmy więc jak odnajdę się w takiej stylistyce. Sprawdź również Ulubieńców października!

#JEDZONKO
Najłatwiej i chyba najlepiej byłoby umieścić tu Rogala Marcińskiego, ale wolałbym wskazywać rzeczy, które są stosunkowo nietrudno dostępne przez cały rok. Mam dwa typy: Śledzik na raz Lisnera i miętowe czekoladki Nestlé After Eight, które dostałem od Dziewuchy na urodziny, a uchowały się tak długo, bo o nich zapomniałem. Śledzik na raz to świetna sprawa jeśli masz ochotę przegryźć czymś kolacyjkę, a niezbyt uśmiecha ci się długie stanie przy garach. Czekoladki zaś, wprowadzają delikatny posmak orzeźwienia, poza tym nie sposób zjeść ich zbyt dużo. Ja zazwyczaj kończę w okolicach... czwartej?


#KSIĄŻKA
Nie miałem zbyt dużo czasu na czytanie czegokolwiek poza rzeczami na studia (m.in.: Metodologia Badań Społecznych Nowaka, Cywilizacja współczesna i globalne problemy Golki czy Wskaźniki jakości życia mieszkańców Poznania pod redakcją Cichockiego). Jasne, czasem fajnie przejrzeć sobie coś mądrzejszego, ale ileeee można. Od kilkunastu dni, późnymi wieczorami zanurzam się w świat Ziemiomorza Ursuli K. LeGuin i... powoli się przekonuję! O tej pozycji nie chcę mówić zbyt dużo, bo na pewno będzie recenzja, prawdopodobnie już po Nowym Roku.
#FILM
W tym miesiącu nie zaniedbałem kinematografii. Dobre wrażenie wywarła na mnie Sin City 2: Damulka warta grzechu (choć paradoksalnie zbyt dużo cycków Green zepsuło obrazek), a także Hobbit: Pustkowie Smauga. Średnio siadła mi natomiast Sekstaśma (recenzja tutaj). Wiem, wiem, Nihil novi, ale nie ma czasu i pieniędzy na chodzenie do kina (głównie przez gry). Z czegoś, co premierę miało bardzo niedawno polecam drugi sezon Peaky Blinders, gdzie chłopaki nazwiskiem Shelby przejmują londyńskie rewiry. Mocna rzecz, choć ciut gorsza fabularnie od poprzedniego sezonu (recenzja tutaj).

#MUZYKA
Doszedł do mnie mixtape Kartky'ego w wydaniu specjalnym (Preseason Highlights). Piękna edycja, widać że autor włożył w nią sporo trudu. W środku (czego nie widzicie na zdjęciu) znajdują się polaroidy z ważnymi dla rapera momentami plus jeden unikatowy, którego nie posiadają inni kolekcjonerzy. Mega pomysł, poczułem się wyjątkowo! Cały krążek możecie przesłuchać tutaj (klik), mi do gustu najbardziej przypadły kawałki: '89, Robb Stark, Temperatura łez i oczywiście Czołgamsię z dna.

#GRA
Na początku miesiąca dość ostro pocinałem w FIFA 14 (wreszcie zacząłem sezon i prowadzę Kanonierów do mistrzostwa na wszystkich frontach). Wielką satysfakcję sprawiają treningi skillsów, gdzie dostajemy naprawdę wykręcone zadania typu: przewrócenie kartonów, trafienie w tarcze czy zielone bidony. Gdybym miał większe doświadczenie z serią, pokusiłbym się nawet o recenzję, ale EA Sports rzadko gościło pod moją strzechą. Pod koniec listopada zająłem się nową grą z serii Assassin's Creed z dopiskiem Unity. O Boże, jak można było to tak spierdzielić? Wiadomo, grać się da, ale liczba błędów, bugów, kiepskich rozwiązań jest przytłaczająca (zaledwie kilka dni temu wyszła ponad dwu i pół gigabajtowa łatka, która usprawnia niektóre kwestie). Jak przejdę, zrobię recenzję, przejedziemy się po Unity jak po burej suce!


#KOMIKS
Przyszła paczka z Demlandu, a w niej naprawdę sporo komiksików, Wreszcie nadrobiłem zaległości i przeczytałem większość papierowej twórczości Jakuba Dębskiego. Powiem szczerze: mam mieszane odczucia. Żaden z zeszytów nie przyprawił mnie o spazmatyczny śmiech, spodziewałem się jednak takiego krnąbrnego, abstrakcyjnego humoru. Najlepiej bawiłem się chyba przy Peryferiach kosmosu i Ogarnij mieszkanie (które jest właściwie satyrą poradnika i przeważa w niej forma tekstowa), aczkolwiek pojedyncze perełki znajdziemy również w pozostałych zbiorkach. Najgorzej wypada Rycerz Agata, ale ten eksperyment musiał się nie udać... Atlasy zwierząt są takie se... Mimo wszystko cieszę się, że poznałem przekrój twórczości Dema.


#KOSMETYK
Nie stoimy w miejscu proszę Państwa, dodajemy nową kategorię! Zawsze miałem delikatne problemy z niesfornością włosów. A to odstawały, a to grzywka lamersko opadała na czoło i nie wyglądało to zbyt korzystnie. Zdecydowałem się więc na... wosk stylizujący od Rossmanna! Bardzo tani (z tego co pamiętam około 6 złotych), pachnie nawet przyjemnie, łatwy w użyciu. Spełnia moje oczekiwania, wystarczy niewielka ilość rozgrzana w dłoniach, a włosy nie stanowią już kompletnego chaosu lub stają się chaosem zaplanowanym.


Z wszystkich powyższych, najbardziej polecam serial Peaky Blinders, szczególnie tym, którzy historyczny klimat w obrazie i trudne wybory głównych bohaterów cenią sobie najbardziej. Plusem jest to, że każdy sezon to zaledwie sześć odcinków, nie ma więc mowy o flakach z olejem. Dwa pełne sezony bez problemu obejrzycie na kinoman.tv, na co więc czekać? ;)

Chcesz być na bieżąco z nowymi wpisami? Obserwuj najnowsze posty na Kultura & Fetysze!

środa, 29 października 2014

Ulubieńcy października!

Wielu (b/v)loggerów uskutecznia coś na kształt katalogu rzeczy, które danego miesiąca najbardziej przypadły im do gustu. Trochę mnie już znacie i wiecie, że bardzo lubię eksperymentować z formą (treścią zresztą też), zobaczmy więc jak odnajdę się w takiej stylistyce.

#JEDZONKO
Absolutnym smakowym odkryciem miesiąca jest metka bawarska - surowa kiełbasa z mięsa wieprzowego. Zazwyczaj jest dobrze przyprawiana, z wyczuwalnym aromatem dymu. Ta, którą ja regularnie spożywam jest jednak bardzo łagodna i łatwa w rozprowadzeniu na świeżym pieczywie. Zostawia charakterystyczny i bardzo przyjemny posmak w ustach, podobny do frankfurterek. Na pohybel wegetarianom!


#FILM
Zdaje się, że nie oglądałem ostatnimi czasy żadnego pełnometrażowego filmu, który mógłbym Wam z czystym sumieniem polecić. Mogę za to zarekomendować satyryczny magazyn publikowany na portalu YouTube pt. 8 Liga Mistrzów. Jeśli nie znacie - w wolnej chwili nadróbcie zaległości, kanał kartofliskapl robi świetną robotę! Oprócz tego odgrzewany kotlet, który każdorazowo powoduje lawiny śmiechu na wykładach Płeć i sport - występ Érica Moussambaniego na Olimpiadzie w Sidney. Styl węgorza sprawia, że naprawdę trudno się nie uśmiechnąć.

#MUZYKA
Nic się nie zmienia, nadal siedzimy głęboko w rapie. Mimo, że radomski kocur KęKę nie wydał ostatnio żadnego nowego krążka, jego solo, luźne numery i gościnne zwrotki wciąż latają na głośnikach. Posłuchajcie Desantu, Wierszu o nas i chłopcach, Od dziecka czy chociażby jego #hot16challenge! Wszystko podlinkowane, wystarczy poklikać, a jeśli będzie mało - wpadnijcie na oficjalny kanał artysty, gdzie znajdziecie numery sprzed epoki PROSTO label. Oprócz tego wyszedł mixtape Kartky'ego pt. Preseason Highlights (który mam nadzieję lada chwila trafi w moje ręce w ekskluzywnym wydaniu, spodziewajcie się recenzji) i epka Pyskatego pt. PitStop. Obydwa wspomniane dziełka są na razie słuchane wyrywkowo, ale siadają!


#GRA
Prawie dwa tygodnie pocinałem w Śródziemie: Cień Mordoru. I powiem Wam, że bawiłem się wyśmienicie, mimo iż porządne przejście tytułu zajmuje niecałe 35 godzin, a rozgrywka to kompilacja patentów z kilku innych produkcji. Szczegóły wkrótce, bo nie odmówię sobie poświęcenia na grę osobnego wpisu. Tylko czekam na wolny wieczór, żeby na spokojnie siąść i skonstruować w miarę rzetelną opinię. Stay tuned!


#KOMIKS
Kolega ze studiów po dłuższym czasie oddał mi moje komiksy. Nie piszę tego jednak z pretensją, zawsze długo przetrzymujemy swoje rzeczy, co ma swoje dobre strony - na nowo odkryłem magię komiksu pt. Logikomiks. W poszukiwaniu prawdy. Boże, to najlepsza powieść graficzna jaką kiedykolwiek czytałem. Żadnych superbohaterów, sami logicy balansujący na krawędzi geniuszu i szaleństwa. Historia jest świetnie prowadzona, rozgrywa się na trzech poziomach, jest samoreferencyjna i nieszablonowo spuentowana. Gdyby nie to, że ma już swoje lata i permanentnie brak mi czasu, pokusiłbym się o recenzję. Zresztą, najlepszą zachętą do przeczytania pozycji zdaje się być jej publikacja w kilkudziesięciu krajach. Serio, widziałem nawet egzemplarz w języku tureckim.


Z wszystkich powyższych najbardziej polecam Wam komiks, później całą resztę. Logikomiks to coś bezprecedensowego. Storyboard Doxiadisa i Papadimitriou w połączeniu z rysunkami Papadatosa tworzą wyborną kombinacje, kimkolwiek są ci ludzie. Sztuka przez duże es!

Chciałbym Was również spytać co sądzicie o takiej formie wpisów? Podoba Wam się? Chcielibyście czytać podobny raport co miesiąc? Wysilcie się w komentarzach, to daje najwięcej motywacji!

Chcesz być na bieżąco z nowymi wpisami? Obserwuj najnowsze posty na Kultura & Fetysze!