Kochani, przedstawiam Wam ulubieńców lipca! Chwila to wiekopomna,
gdyż zawieszam serię. Prawdopodobnie na długo, być może na zawsze. Formuła po raz kolejny zaczęła mnie nieco nużyć, wyczuwam również cięższy okres
na blogu, gdyż właśnie rozpocząłem nową fuchę związaną z mediami społecznościowymi, marketingiem i pisaniem tekstów na zamówienie. A potem to już studia doktoranckie, jeszcze jedna robótka i
będzie trzeba chwycić się za jaja jak facet i z czegoś
zrezygnować. Kultury & Fetyszów
definitywnie nie porzucę raczej nigdy, ale na bzdurki pokroju ulubieńców czasu może zabraknąć.
Rozkoszujmy się zatem ostatnimi nowożytnymi ulubieńcami [*]
#JEDZONKO
Jeśli idzie o lody, to poznańskie kule lodowe Cassate grają w
innej lidze niż pozostałe. No, może podjazd do nich mają jedynie czekoladowe Grycany. Żadne Palermo, TYLKO CASSATE.
Kombinacja głębokiego kakao, truskawki i śmietanki plus garść bakalii to niebo
w gębie. Jeden z moich ulubieńców wszechczasów! Miłość do nich zaczęła
się w poznańskiej kawiarnio-lodziarni Kociak.
#KSIĄŻKA
W ubiegłym miesiącu recenzowałem
zbiorek opowiadań Ktoś mnie pokocha,
a tekst ten mocno przypadł Wam do gustu (kliknij, żeby przeczytać). Nie jest to
jednak książka, która skradła moje serducho. Jest bowiem inna - Shantaram, którą czytam od kilku
miesięcy. Wolniutko, delektując się niczym nieziemskim, bombajskim smakołykiem.
Jak skończę, to napiszę recenzję, a w zasadzie laurkę. Najlepsza rzecz z jaką
obcowałem w tym roku, a może nawet w ostatnim pięcioleciu!
Zmodyfikuję nieco tę kategorię. Dlaczego? BO MOGĘ!
Jejku jak się jarałem ostatnio
serialem Narcos, który opowiada o
perypetiach niejakiego Pabla Eskobara,
kolumbijskiego szefa gangu narkotykowego Kartelu
z Medellin. Skorumpowani gliniarze, walka z CIA i DEA, ciągłe zabawy
w kotka i myszkę, masa przemycanego koksu, komunistyczne bojówki i zdrady w
kryminalnym półświatku. Świetnie zrealizowany serial inspirowany prawdziwymi
wydarzeniami. Skóra cierpnie w najlepszym wydaniu.
#MUZYKA
Tak jak w zeszłym miesiącu,
podaję Wam na tacy zaledwie jedną pioseneczkę, którą ostatnio mocno sobie
upodobałem. Wiem, że staroć, ale ja dużo później odkopuję niektóre rzeczy.
Melancholia i optymizm. Go Solo od Toma Rosenthala słucha się cudownie, podobnie zresztą jak inne jego
utwory, na przykład takie It’s OK. Stało się, słucham mniej
rapsów niż każualowych pioseneczek z radia. Czyżby, czyżby… z mentalnych
szerokich spodni się wyrastało? :C
#GRA
Z grami wideo straszna posucha.
Prócz LEGO Przygody (PS4), którą
delikatnie ogrywam z Dziewuchą, miałem przelotny kontakt z uroczą grą survivalową The Flame in the Flood (PC). Świat
ogarnęła wielka powódź, a my wraz z wiernym czworonogiem wyruszamy w dół rzeki
i próbujemy przetrwać. Ciekawa oprawa graficzna, piękne wydanie za niecałe pięćdziesiąt
złotych. Polecam, szczególnie tym, którzy upodobali sobie This War of Mine.
Kilka tygodni temu przyuważyłem,
że Mateusz Sidorek wyprzedaje ostatnie
sztuki swojego tomiku pt. 21. Rzecz
nie była droga, a obecnie jest prawdziwym białym krukiem (dwie sztuki do
poczytania są w Bibliotece Narodowej).
Twórczość młodych poetów, jak to zazwyczaj bywa, jest szorstka i miejscami ciężkostrawna,
ale znalazłem parę perełek. Sidorek
porusza tematykę kobiet, konsumpcjonizmu, człowieka i codzienności. Najczęściej
białe, awangardowe utwory. Próbkę możecie przeczytać sobie tutaj
albo na jego stronce. Ja z 21. jestem umiarkowanie
zadowolony. Sam mam w planach tomik, posiadam już nawet koncept całości i kilka
utworów, ale ciii…
#KOSMETYK
Agent Max w wersji Owocowa
Nuta to najlepsze żelowe dyski na caluuuutkim świecie. Nie żadne morskie,
cytrusowe czy inne badziewie, tylko Owocowa Nuta. Różowe są the best! Dzięki nim w łazience
ładnie pachnie, nawet po miękkiej kupce. Dostępne w Biedronce za rozsądną cenę około 8 złotych. Starcza na 6 tygodni. Pan Domu Pionek poleca!
#AKCJA PROMOCYJNA
Takie fanty dostałem ostatnio w
poznańskim Billaboomie na wieczorze
kawalerskim serdecznego koleżki. Jakoś po północy na piętro wparował pirat z
dwoma pomocnicami. On zadawał proste, quizowe pytanka, one rozdawały drinki z Captainem Morganem, Colą i cytrynką. Za
prawidłową odpowiedź dostawaliśmy kluczyk, który upoważniał do otwarcia
skrzyni i wylosowania gadgetu. Mi wpadł worek do papci na w-f, komuś zakosiłem jeszcze koszuleczkę. Prawda, że fajowa akcja? Ten worek
świetnie nadaje się na niedalekie wycieczki rowerowe. A sam rum również niczego
sobie. Z chęcią bym się kiedyś nawalił tym trunkiem, bo praca mnie powoli dobija...
Zjedzcie sobie Cassate, poczytajcie Shantaram i zróbcie różowe kwiatuszki w toaletach - to moje sierpniowe przesłanie. A na koniec przedstawiam Wam dwie LEGO Minifigurki, które zasiliły
moją kolekcję. Prawda, że przesłodkie? ;]