poniedziałek, 29 czerwca 2015

RECENZJA #83: This War of Mine (PC)

 
This War of Mine to dziełko szalenie interesujące, lecz bardziej w kategoriach doświadczenia i materiału do refleksji, a nie wybitnej gry komputerowej. Wcielamy się bowiem w grupkę bezbronnych cywilów, których zaskoczył zbrojny konflikt w Pogorze (fikcyjne miasto na Bałkanach, inspirowane Sarajewem). Wiecie: nauczyciele, psychologowie, kucharze, farmaceutki, a w najlepszym razie policjanci, zagubieni w miejskiej dżungli, między kolejnymi bombardowaniami i agresją zorganizowanych rebeliantów. Wrzuceni do jednego schronu, gdzie oprócz kilku kupek gruzu i zamkniętych szafek nie ma absolutnie niczego, co pozwalałoby z optymizmem patrzeć w przyszłość. Gęsta atmosfera przybicia.

Cała rozgrywka polega na przetrwaniu i opiera się na przygodówkowych mechanizmach typu point-and-click przy charakterystycznym widoku przekroju budynków (naturalne wydaje się skojarzenie z Sąsiadami z Piekła Rodem). W dzień modernizujemy schron i wykonujemy powtarzalne czynności, takie jak montowanie nowych filtrów w zbiorniku deszczówki czy przygotowywanie posiłków, a w nocy idziemy kraść lub na tzw. szaber. I tak od kilkunastu, do kilkudziesięciu dni, w zależności od scenariusza. Pamiętać należy o zmieniających się warunkach pogodowych (zima to jeden z naszych największych wrogów… i pożeraczy kloców drewna) i o tym, że nie jesteśmy sami. Trzeba zatem zawczasu pomyśleć o wytworzeniu noży, znalezieniu (a później nawet produkcji ze zdezelowanych części) broni i wystawianiu wart. Warto także posłuchać wiadomości w radio. Postacie odczuwają głód, zmęczenie, chorują i wpadają w emocjonalne dołki. Dbanie o ich dobrostan psychofizyczny przypomina zajebiście, zajebiście smutne Simsy.


Może nie mamy tutaj tak skomplikowanych wyborów moralnych, jak chociażby w najnowszym Wieśku, ale czasem przychodzi nam rozważyć pomoc pukającym do naszych drzwi NPCom lub okradzenie starszego małżeństwa. Dylematy są tym trudniejsze, że gra zapisuje się automatycznie, wraz z początkiem nowego dnia, a zasmarkani i wątli bohaterowie giną bardzo szybko. Żeby należycie podkreślić realność świata przedstawionego, nie możemy prowadzić jednocześnie więcej niż jednej historii. Rozumiem zamysł ludzi z 11 bit studio, ale jest to dość uciążliwe. Ktoś mógłby chcieć grać jednocześnie w tryb scenariuszowy, jak i dowolny, gdzie sami określamy warunki życia i personalizujemy ludków (łącznie z nadaniem im imion i wgraniem zdjęć). Polecam wykreowanie znajomych, to niesamowicie zaostrza emocje przy czytaniu myśli bohaterów.

Nie da się ukryć, że największą frajdę przynoszą nocne łowy. Ograniczone miejsce w ekwipunku i palące potrzeby naszych podopiecznych wymuszają ciągłe analizy – lepiej zabrać więcej biżuterii i tytoniu na wymianę, a może drobnych części niezbędnych do rozbudowy? Cholera, a ten wędrowny handlarz miał przyjść jutro czy pojutrze? Po pierwszym obrabowaniu supermarketu z łomem miałem łzy w oczach – popsuta gitara, konserwy, masa kostek cukru i leków było tym, co pozwoliło mi opływać w luksusy przez kolejne doby. Zbieractwo zdecydowanie przyćmiewa crafting (wszystkie procesy i udoskonalenia są horrendalnie drogie) i budowanie. Miejsca pod zabudowę wyznacza się dość topornie, a czekanie, aż w naszym ogródku pojawią się warzywa trwa prawdziwą wieczność. Podobnie doczekać się nie mogłem na złapanie szczura w moją pułapkę na gryzonie. Pokojowym graczom-producentom w This War of Mine przyrastają brzuchy do kręgosłupów – bardzo trudno osiągnąć samowystarczalność kryjówki. Po cichu łupić, łupić i jeszcze raz łupić, przy czym do minimum ograniczać łamanie piątego przykazania – to recepta na sukces.


Podsumowując: polecam wszystkim domorosłym miłośnikom zarządzania zasobami ludzkimi i czasem. Nastrojowa, szarobura grafika, melancholijna muzyka i smutek, kiedy po raz kolejny okradają nas z żarcia są warte zakupienia programiku na Steamie lub w wersji pudełkowej (tu już trzeba liczyć koło pięciu dyszek, przy czym jakość pudełka i wykonanie wyrobu plakatopodobnego nie rzucają na kolana). Zastrzegam jednak, że to raczej gra, z którą złączy Cię krótki epizod, a nie tytuł do ogrywania tygodniami. Przesłanie i klimat sprawią, że długo nie zapomnisz o TWoM, ale przygotuj się na sporadyczne psioczenie na interfejs, powtarzalność scenariuszy i rzucenie gracza na głęboką wodę, bez żadnych wskazówek i samouczków! Go big or stay home!

W XXI wieku tylko jedno jest pewne. Wojna może wybuchnąć wszędzie i w każdej chwili. Jeśli twoje miasto zostanie oblężone wiedz, że nie jesteś na to przygotowany...

3 komentarze:

  1. A mi się szczury łapaly na drugi dzień, spróbuj pozamykać drzwi w pomieszczeniu gdzie masz pułapkę i staraj się tam nie przebywać :v
    Chyba że już w to nie grasz, bo recenzja z zeszłego roku, haha.
    "zasmarkani i wątli bohaterowie giną bardzo szybko" - a to jest kompletna bzdura, moi chorowici bohaterowie nigdy nie giną, po prostu ciągle leżą w łóżku i zażywają leki :v
    Ja mam ostatnio duży zastój z tą grą, wracam do swego Dragon Nest i wbijam EXP! Johoho.

    Pozdrawiam!

    Alicjonada.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jak jest sroga zima, oni są przygnębieni, zmęczeni i głodni to nie umierają? ;D

      No pewnie, że już nie gram w TWoM, ale to taka gierka, że można po jakimś czasie wrócić, żeby rozegrać jedną historyjkę! ;)

      Usuń
    2. No, nie umierali nawet zimą - ale to pewnie dlatego ze miałam niezle szczęście, wszędzie gdzie nie poszłam znajdowałam leki :D

      No, chyba niedługo pogram kolejnymi bohaterami ^^

      Usuń