Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dobry film. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dobry film. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 6 stycznia 2015

REFLEKSJA #16: Hobbit: Bitwa Pięciu Armii


Hobbit: Bitwa Pięciu Armii. Tym razem nie recenzja, a kilka otwartych pytań i refleksji po kinowym seansie. Jeżeli jeszcze nie widział(a/e)ś filmu, a zamierzasz go obejrzeć, to lepiej nie czytaj tego wpisu. Niepotrzebnie pospoileruję. I to w najgorszy możliwy sposób, wymądrzając się i wyśmiewając absurdki.

Czy wiecie, że dzieciak i cięciwa zepsutego łuku mogą posłużyć za świetną balistę?

Czy wiecie, że siejący zniszczenie smok, mimo parokrotnego okrążenia miasta, nie potrąci ogonem, ni skrzydełkiem najwyższej wieży w mieście, jedynego punktu, z którego można go precyzyjnie zaatakować? I dlaczego gad jest taki niemądry, żeby pisać z potencjalnymi ofiarami dialogi dramatyczne, dając im czas na MacGyverowe sztuczki?

A jeśli nawet smok potrąci wieżę, to bohaterowie będący na szczycie, jak gdyby nigdy nic, wpadną do wody, w której na szczęście nie było żadnych belek czy innych twardych elementów, które zdarza się znaleźć w obracających się w ruinę miastach!

Czy ktoś, kto właśnie pokonał smoka i jest najszlachetniejszym obywatelem, może zachować tak dalece posuniętą skromność, żeby unikać wyboru na naturalnego sukcesora Miasta na Jeziorze i nawet szeroko się nie uśmiechnąć?

Czy naprawdę trzeba było powierzać wszystkie w miarę odpowiedzialne zadania jakiemuś tchórzliwemu wymoczkowi?

Jak przekonać Ziemożerców do wydrążenia tuneli metra? A jeśli już mamy ich pod dowództwem, to dlaczego nie wykorzystać ich do podkopania pozycji nieprzyjaciela?

Czy wiecie, że Legolas jest swego rodzaju superbohaterem, który wykorzystuje takie tricki jak: lot nietoperzem, przejęcie kontroli nad górskim trollem, akrobatyczne przeskoki po spadających w przepaść kamieniach czy zabójczy rzut mieczem z kilkudziesięciu metrów?

Wiecie, że 13 krasnoludów (w tym jeden staruszek) może przesądzić o wyniku potężnej batalii? No dobra, był tam Thorin Dębowa Tarcza, który mógł zapewnić premię do morale, ale mimo wszystko...

Dlaczego elfi łucznicy są tak skorzy do walki bronią białą, skoro mogliby wypuszczać całe grady strzał?

Czy garstka wystraszonych, kiepsko uzbrojonych rozbitków z Miasta na Jeziorze stanowi realną siłę militarną i należy umieszczać ją w środku formacji? No chyba, że to fortel na wpuszczenie przeciwnika w półokrąg, a ludzie mają być tylko mięskiem do wybicia...

Czy wiecie, że żeby zabić  (względnie ogłuszyć) orka, wystarczy celny rzut kamieniem zwyczajnego nizołka?

Czy wiecie jak okiełznać wyjątkowo sprawną kozicę górską i zrobić sobie z niej bojowego rumaka? Ale tu się nie czepiajmy, może to stare krasnoludzkie metody, a wyglądało to bardzo efektownie.

Czy wiecie, że głowy niektórych krasnoludów są tak twarde, że można nimi ogłuszyć orka w hełmie i porządnym pancerzu?

Czy po pokonaniu arcytrudnego przeciwnika nie należy niezwłocznie zejść z pękającego lodu, a nie stać na nim przez dłuższą chwilę i kontemplować pojedynek?

No i na sam koniec: po co wystawiać wielotysięczne armie, skoro można poprosić o pomoc olbrzymie orły i bestie, które i tak zawsze doprowadzają sprawy do końca?

Uprzedzając ewentualny ból dupci przypadkowych internautów: nie oczekuję od uniwersum Fantasy żadnej realności, po prostu miejscami przecierałem oczy ze zdumienia. Bo chyba pewne fasady zdrowego rozsądku, minimum spójności świata i prawa grawitacji wciąż obowiązują, prawda? ;)

Znaleźliście jeszcze jakieś dziwactwa, które pominąłem? Nie robiłem notatek w czasie filmu, a pomysł na tekst wpadł mi do głowy kilka godzin później, więc sami rozumiecie - coś mogłem pominąć...

PS: I tak, Trzeci Hobbit mi się podobał, bawiłem się świetnie, wybrałem seans 3D z napisami. Słowa Thorina na łożu śmierci to bardzo cenna życiowa rada!

niedziela, 17 sierpnia 2014

RECENZJA #35: Lucy


Lucy to interesujący film akcji z bardzo mocnym akcentem położonym na rozważania natury filozoficznej. To tak jakby Jestem Bogiem (również o supernarkotyku) zmieszać z Atlasem Chmur (dużo pieprzenia o egzystencji). Wyszło całkiem nieźle, jedyne zastrzeżenie możemy mieć do tego, iż akcji w filmie akcji nie jest zbyt wiele, a oprócz sceny ucieczki z tajwańskiego więzienia, nie uświadczymy tutaj misternie przemyślanych rozwałek z kreatywnym wykorzystaniem otoczenia.

Właściwie substancja, która pozwala Lucy (Scarlett Johansson) władać nadludzkimi mocami to nie narkotyk, a syntetyczne wytworzone CPH4. To ciekawa i nieźle uzasadniona koncepcja. CPH4 to bowiem hormon śladowo wydzielany w ciele kobiety będącej w stanie błogosławionym, sukcesywnie zwiększający możliwości wykorzystywania mózgu, aż do osiągnięcia magicznego progu 100%, gdy stajemy się... no właśnie... Bogiem?

Refleksyjnemu odbiorcy film nasunie zapewne wiele pytań, na które ciężko znaleźć satysfakcjonujące odpowiedzi. Pewne jest jedno - Freeman wybornie nadaje się do ról charyzmatycznych, prawych obywateli i naukowców. Tym razem mamy okazję wysłuchać fragmentu jego bardzo inspirującego wykładu na temat metod przystosowawczych różnych gatunków do życia. Bez wątpienia robi to niemałe wrażenie. Podobnie jak gra aktorska przerażonej Johansson w pierwszych minutach po reklamach.

Świetnym pomysłem było użycie scen z życia zwierząt na początku obrazu, ale już pod koniec seansu pewne motywu były wielokrotnie przerabiane i nie zaskoczyły chyba żadnego widza na sali (np. fresk Stworzenie Adama z Kaplicy Sykstyńskiej). Intrygujący okazał się wątek z Pierre Del Rio, wykorzystanym paryskim gliniarzem, który odegrał minimalną rolę w dość szczęśliwym zakończeniu.

Podsumowując: półtorej godziny na pewno nie było stracone. Jak na poziom niektórych produkcji, które ostatnio ukazują się na srebrnym ekranie, Lucy wypada bardzo dobrze. To lekki, przyjemny i przemyślany twór. Poza tym dawno nie widziałem hollywoodzkiego filmu bez (ludzkiej) sceny seksu, jedynie z subtelnym pocałunkiem i dwoma próbami gwałtu. Szacunek, nota przynajmniej w okolicach solidnej czwórki plus! Obsada palce lizać!

PS: Taką spontaniczność uwielbiam: brzydka pogoda, atrakcyjna Duperka sponsoruje nam kino i posiłek w galerii. Nie ma problemu, świetnie sprawdzam się w roli utrzymanka, przepraszam, gejszy!

PS2: No dobra, apropos scen seksu, przypomniało mi się, że był krótki urywek z parą kochanków, poza tym współlokatorka Lucy opowiadała o upojnej nocy z jakimś przystojniakiem, ale to i tak niewiele jak na wyuzdane standardy XXI wieku. Moja kinowa towarzyszka była co najmniej rozczarowana! ;]

PS3: Publikując tę recenzję wróciłem z wieczornych, osiedlowych piwek. Trochę idiotycznych rozmów o życiu i duperkach, ale przyszła mi do głowy ważna refleksja: pora docenić to co mam, moje relationship jest teraz proste jak drut. Dzięki! #Romeo

[SPOILER] Jak wiedza z superkomputera zmieściła się na gwiezdnym pendrive'ie? Jaki komputer jest w stanie uciągnąć taki sprzęt? I co to za dołujący cytat na końcu - Miliardy lat temu dostaliśmy życie, teraz wiecie co z nim zrobić... Ja nadal nie wiem! [KONIEC SPOILERA]

Niebo zaczyna się zlewać z ziemią w jeden kształt,
serotonina zapędza mnie bezwiednie w szał...
                                               ~Kasia Grzesiek, Euforia