Lucy to interesujący film akcji z bardzo mocnym akcentem położonym
na rozważania natury filozoficznej. To tak jakby Jestem Bogiem (również o supernarkotyku) zmieszać z Atlasem Chmur (dużo pieprzenia o
egzystencji). Wyszło całkiem nieźle, jedyne zastrzeżenie możemy mieć do tego, iż akcji w filmie akcji nie jest zbyt wiele, a oprócz sceny ucieczki z
tajwańskiego więzienia, nie uświadczymy tutaj misternie przemyślanych rozwałek z kreatywnym
wykorzystaniem otoczenia.
Właściwie substancja, która
pozwala Lucy (Scarlett Johansson) władać nadludzkimi mocami to nie
narkotyk, a syntetyczne wytworzone CPH4.
To ciekawa i nieźle uzasadniona koncepcja. CPH4 to bowiem hormon śladowo wydzielany w ciele kobiety będącej w stanie błogosławionym,
sukcesywnie zwiększający możliwości wykorzystywania mózgu, aż do osiągnięcia
magicznego progu 100%, gdy stajemy się... no właśnie... Bogiem?
Refleksyjnemu odbiorcy film
nasunie zapewne wiele pytań, na które ciężko znaleźć satysfakcjonujące odpowiedzi. Pewne jest jedno - Freeman wybornie
nadaje się do ról charyzmatycznych, prawych obywateli i naukowców. Tym razem
mamy okazję wysłuchać fragmentu jego bardzo inspirującego wykładu na temat
metod przystosowawczych różnych gatunków do życia. Bez wątpienia robi to niemałe wrażenie. Podobnie jak gra aktorska przerażonej Johansson w pierwszych minutach po reklamach.
Świetnym pomysłem było użycie
scen z życia zwierząt na początku obrazu, ale już pod koniec seansu pewne
motywu były wielokrotnie przerabiane i nie zaskoczyły chyba żadnego widza na
sali (np. fresk Stworzenie Adama z Kaplicy Sykstyńskiej). Intrygujący
okazał się wątek z Pierre Del Rio,
wykorzystanym paryskim gliniarzem, który odegrał minimalną rolę w dość
szczęśliwym zakończeniu.
Podsumowując: półtorej godziny na
pewno nie było stracone. Jak na poziom niektórych produkcji, które ostatnio
ukazują się na srebrnym ekranie, Lucy
wypada bardzo dobrze. To lekki, przyjemny i przemyślany twór. Poza tym dawno
nie widziałem hollywoodzkiego filmu bez (ludzkiej) sceny seksu, jedynie z
subtelnym pocałunkiem i dwoma próbami gwałtu. Szacunek, nota przynajmniej w
okolicach solidnej czwórki plus! Obsada palce lizać!
PS: Taką spontaniczność
uwielbiam: brzydka pogoda, atrakcyjna Duperka
sponsoruje nam kino i posiłek w galerii. Nie ma problemu, świetnie sprawdzam
się w roli utrzymanka, przepraszam, gejszy!
PS2: No dobra, apropos scen
seksu, przypomniało mi się, że był krótki urywek z parą kochanków, poza tym
współlokatorka Lucy opowiadała o upojnej nocy z jakimś przystojniakiem, ale to
i tak niewiele jak na wyuzdane standardy XXI wieku. Moja kinowa towarzyszka
była co najmniej rozczarowana! ;]
PS3: Publikując tę recenzję
wróciłem z wieczornych, osiedlowych piwek. Trochę idiotycznych rozmów o życiu i
duperkach, ale przyszła mi do głowy ważna refleksja: pora docenić to co mam,
moje relationship jest teraz proste jak drut. Dzięki! #Romeo
[SPOILER] Jak
wiedza z superkomputera zmieściła się na gwiezdnym pendrive'ie? Jaki komputer jest w stanie uciągnąć taki sprzęt? I co to za dołujący cytat na końcu - Miliardy lat temu dostaliśmy życie, teraz
wiecie co z nim zrobić... Ja nadal nie wiem! [KONIEC SPOILERA]
serotonina zapędza mnie bezwiednie w szał...
~Kasia Grzesiek, Euforia
38 yrs old Systems Administrator II Benetta Burnett, hailing from Val Caron enjoys watching movies like "Whisperers, The" and Sailing. Took a trip to Mausoleum of Khoja Ahmed Yasawi and drives a McLaren F1. wazne ogniwo
OdpowiedzUsuń