Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Scarlett Johansson. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Scarlett Johansson. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 lutego 2015

RECENZJA #60: Her (Ona)


Dziś pragnę Wam jedynie przypomnieć o filmie, który chciałem obejrzeć od dawna (w sumie to od pierwszych trailerów), ale musiały minąć blisko dwa lata, zanim do tego dojrzałem. Mowa o produkcji pod intrygującym tytułem Her (Ona), czyli coś, co oglądaliście już kilkanaście miesięcy temu, ale zapewne nie pamiętacie!

Trudno nie być pod wrażeniem sugestywnego, matowego świata, gdzie prawdziwe emocje są towarem deficytowym. Urbanistyczna, chłodna gigantomania nasuwająca na myśl lata '60, kliniczny i hipstersko-designerski krajobraz, zaledwie kilku (ale jak dobrze zarysowanych!) bohaterów - to tworzy niesamowity klimat. NIESAMOWITY.

Chyba nie przesadzę, jeśli napiszę, że najlepszą kreację stworzyła Scarlett Johansson. Ile talentu i ekspresji trzeba było włożyć w czytane dialogów, żeby ożywić Samanthę! Nie ujmuję oczywiście nic Theodorowi (Joaquin Phoenix), który stworzył świetny kolektyw z OS 1, ale jego rola wpisuje się w kanon tradycyjnego aktorstwa. Polecam zwrócić uwagę na scenę z puszczykiem na telebimie, którą mało kto zauważa, a jest kapitalną metaforą! No i boska Olivia Wilde w drugoplanowej roli - czego chcieć więcej?

Zapraszam Cię do świata wysoko podniesionych portków, w którym ludzie nie potrafią już nawet pisać do siebie listów. Otwarte zakończenie pozwoli Ci stworzyć własną interpretację obrazu. I nie martw się, jeśli wirtualna dziewczyna puszcza się z Alanem Wattsem. Zdarza się...

Nasza przeszłość to jedynie historyjka,
którą ciągle sobie powtarzamy...
                                               ~Samantha

niedziela, 17 sierpnia 2014

RECENZJA #35: Lucy


Lucy to interesujący film akcji z bardzo mocnym akcentem położonym na rozważania natury filozoficznej. To tak jakby Jestem Bogiem (również o supernarkotyku) zmieszać z Atlasem Chmur (dużo pieprzenia o egzystencji). Wyszło całkiem nieźle, jedyne zastrzeżenie możemy mieć do tego, iż akcji w filmie akcji nie jest zbyt wiele, a oprócz sceny ucieczki z tajwańskiego więzienia, nie uświadczymy tutaj misternie przemyślanych rozwałek z kreatywnym wykorzystaniem otoczenia.

Właściwie substancja, która pozwala Lucy (Scarlett Johansson) władać nadludzkimi mocami to nie narkotyk, a syntetyczne wytworzone CPH4. To ciekawa i nieźle uzasadniona koncepcja. CPH4 to bowiem hormon śladowo wydzielany w ciele kobiety będącej w stanie błogosławionym, sukcesywnie zwiększający możliwości wykorzystywania mózgu, aż do osiągnięcia magicznego progu 100%, gdy stajemy się... no właśnie... Bogiem?

Refleksyjnemu odbiorcy film nasunie zapewne wiele pytań, na które ciężko znaleźć satysfakcjonujące odpowiedzi. Pewne jest jedno - Freeman wybornie nadaje się do ról charyzmatycznych, prawych obywateli i naukowców. Tym razem mamy okazję wysłuchać fragmentu jego bardzo inspirującego wykładu na temat metod przystosowawczych różnych gatunków do życia. Bez wątpienia robi to niemałe wrażenie. Podobnie jak gra aktorska przerażonej Johansson w pierwszych minutach po reklamach.

Świetnym pomysłem było użycie scen z życia zwierząt na początku obrazu, ale już pod koniec seansu pewne motywu były wielokrotnie przerabiane i nie zaskoczyły chyba żadnego widza na sali (np. fresk Stworzenie Adama z Kaplicy Sykstyńskiej). Intrygujący okazał się wątek z Pierre Del Rio, wykorzystanym paryskim gliniarzem, który odegrał minimalną rolę w dość szczęśliwym zakończeniu.

Podsumowując: półtorej godziny na pewno nie było stracone. Jak na poziom niektórych produkcji, które ostatnio ukazują się na srebrnym ekranie, Lucy wypada bardzo dobrze. To lekki, przyjemny i przemyślany twór. Poza tym dawno nie widziałem hollywoodzkiego filmu bez (ludzkiej) sceny seksu, jedynie z subtelnym pocałunkiem i dwoma próbami gwałtu. Szacunek, nota przynajmniej w okolicach solidnej czwórki plus! Obsada palce lizać!

PS: Taką spontaniczność uwielbiam: brzydka pogoda, atrakcyjna Duperka sponsoruje nam kino i posiłek w galerii. Nie ma problemu, świetnie sprawdzam się w roli utrzymanka, przepraszam, gejszy!

PS2: No dobra, apropos scen seksu, przypomniało mi się, że był krótki urywek z parą kochanków, poza tym współlokatorka Lucy opowiadała o upojnej nocy z jakimś przystojniakiem, ale to i tak niewiele jak na wyuzdane standardy XXI wieku. Moja kinowa towarzyszka była co najmniej rozczarowana! ;]

PS3: Publikując tę recenzję wróciłem z wieczornych, osiedlowych piwek. Trochę idiotycznych rozmów o życiu i duperkach, ale przyszła mi do głowy ważna refleksja: pora docenić to co mam, moje relationship jest teraz proste jak drut. Dzięki! #Romeo

[SPOILER] Jak wiedza z superkomputera zmieściła się na gwiezdnym pendrive'ie? Jaki komputer jest w stanie uciągnąć taki sprzęt? I co to za dołujący cytat na końcu - Miliardy lat temu dostaliśmy życie, teraz wiecie co z nim zrobić... Ja nadal nie wiem! [KONIEC SPOILERA]

Niebo zaczyna się zlewać z ziemią w jeden kształt,
serotonina zapędza mnie bezwiednie w szał...
                                               ~Kasia Grzesiek, Euforia