Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pająkołaki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pająkołaki. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 grudnia 2014

RECENZJA #48: Ksin. Początek - Konrad T. Lewandowski


Wstyd się przyznać, ale zaledwie kilka dni temu dowiedziałem się o istnieniu Królestwa Suminoru, Zbójeckich Kniei czy Puszczy Upiorów. Niewiele mówiły mi terminy takie jak: zmysł Obecności, Przemiana Onego i Stara Magia. Mogłem jedynie domyślać się różnic między porońcem, wyrodźcem a martwiakiem. No i kim do cholery jest ten cały kotołak?

Jakże potrzebne jest poszerzanie świadomości młodszego audytorium! Z pewnością relatywnie niewielu czytelników cofa się bowiem do chlubnej, acz odrobinę zapomnianej, peerelowskiej przeszłości polskiej fantastyki. Jak dowiadujemy się z tylniej okładki: [Ksin. Początek - przyp. autora] łączy nieznaną wcześniej historię pochodzenia Ksina i mikropowieść Przybysz, czyli najstarszy, teraz rozszerzony, tekst o kotołaku. Wydawnictwo Nasza Księgarnia daje nam zatem świetny pretekst do poznania jednej z najbardziej znanych serii fantasy w polskiej literaturze w dopieszczonej i rozbudowanej formie.

Powiem szczerze, że do zainteresowania książką przyczyniła się schludna, intrygująca okładka opatrzona lakierem wybiórczym, przywołująca skojarzenia z najsławniejszym ostatnimi czasy pogromcą potworów - Wiedźminem (białe włosy, fantazyjny miecz, skórzany pas mogący pełnić funkcję schowka na eliksiry). Jedynym elementem, który przypomina Ksina znanego z kart powieści jest koci chód, znajdujący swój wyraz w charakterystycznym ułożeniu stóp bohatera. Szara skóra, bezbarwna czupryna i ludzkie paznokcie nijak nie przystają do świata przedstawionego.

Do rzeczy jednak, co mi się w pozycji podobało? Rozbudowane, brutalne uniwersum jest nakreślone zręcznie i pieczołowicie. Mamy gubienie wianków, flaki i soki trawienne, a także religijny fanatyzm. Chory, spaczony padół łez! To co zasługuje na szczególną uwagę, to bardzo racjonalny system magii (choć momentami przydałoby się większe odsłonięcie tajników sztuki) i szarości świata, objawiające się na przykład w symbiotycznych wampirach czy pożytecznych ghulach (swoją drogą świetne autorskie spojrzenie na tego typu monstra). Początkowo zdaje się, że mamy do czynienia z dwoma odrębnymi opowiadaniami, które nie mają ze sobą związku, ale na końcu okazuje się, że... cśśś! Mi dość szybko udało się pokojarzyć fakty, szczególnie że bystry czytelnik odnajdzie wskazówkę już w kilkuzdaniowym streszczeniu na tyle okładki. Tak czy owak, zabieg przeplatanki sprawdził się znakomicie, podobnie jak zaskakujące wprowadzanie nowych bohaterów (mowa tu m.in. o Hamniszu) i obfite historyczne dygresje dotyczące np. gospodarki bagiennych krain.

Minusy? Miejscami przegadane i drętwe dialogi, które na siłę starają się wyjaśnić bariery prostszych rozwiązań (dywagacje Hamnisza z Muskarem to świetny przykład; może warto jednak zostawić parę niedomówień, licząc na intelekt i przychylność odbiorcy?) lub miejscami drażniące niedostosowanie języka i zachowania do sytuacji (król Redren i jego spontaniczny, plebejski sposób bycia). Bestiariusz dodany na końcu książki zraził mnie niekonsekwencją w opisie pająkołaka w stosunku do fabuły, a także złączeniem wampirów i ghuli w jedno hasło. Szkoda, że autor nie podszedł do zagadnienia bardziej encyklopedycznie lub nie pokusił się o dalej posuniętą archaizację tekstu. Od biedy można by się również przyczepić do kiepskich tytułów rozdziałów (Pojedynek, Imię, Dziewczyna, Negocjacje... seriously?), ale byłoby to zbytnim czepialstwem.

Podsumowując: zdecydowanie polecam pozycję, która trzyma w napięciu do samego końca, a historia jest prowadzona dojrzale, przemyślanie i spójnie (przynajmniej do momentu incydentu ze świątynią zapomnianego boga Ara). Jestem miło zaskoczony faktem, iż poznałem nowego, ciekawego odmieńca, który wymyka się stereotypom i staje się szlachetnym obrońcą uciśnionych. Krzepiące jest również to, iż nieznacznie zmniejszyłem poziom swojej czytelniczej ignorancji. Jeśli lubicie luźny styl Jacka Piekary z pewnością pióro Konrada Tomasza Lewandowskiego przypadnie Wam do gustu. Zresztą samo nazwisko musicie kojarzyć, ale uprzedzając kolejne zapytanie - nie, to nie ten, co strzelił 4 bramki Realowi w Lidze Mistrzów. To ten od Nagrody Zajdla z 1995!

Podobał Ci się wpis? Obserwuj najnowsze posty na Kultura & Fetysze lub sprawdź inne recenzje książek!