Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 września 2016

KRETA - TURCJA EUROPY...

Nagabujecie mnie tam gdzieniegdzie w komentarzach, żebym skrobnął coś o wakacjach na Krecie, przyczynie mojej niedawnej nieobecności, no to spełniam życzenie - piszę i załączam kilka mniej lub bardziej udanych fot! Historia będzie podzielona na dwie części: przyjemniejsze i mniej przyjemne aspekty wyjazdu. W zależności od humoru, możecie przeczytać tylko jedną z nich. Jeśli któraś z kwestii szczególnie Was zainteresuje, czujcie się wolni (od śmiesznego, angielskiego feel free) żeby dopytywać w komentarzach. Do dzieła!

JASNE PUNKTY WYJAZDU


Kreta to świetne miejsce jeśli chodzi o tzw. „pewną wakacyjną pogodę” i kilka naprawdę imponujących zabytków. My zwiedziliśmy sobie Spinalongę (Wyspę Trędowatych z malowniczym weneckim fortem), Knosos (kontrowersyjne wykopaliska, a w zasadzie rekonstrukcję ruin stolicy cywilizacji kreteńskiej), Santorini (wulkaniczny archipelag wysepek z pumeksu, na pewno kojarzycie z widokówek pełnych malowniczych domków) i Heraklion (spore miasteczko z weneckim bastionem i cudownym muzeum archeologicznym). Siedem dni i cztery całodzienne wycieczki. Bardzo aktywnie, chyba nawet za bardzo, ale o tym później. Gdzie się człowiek nie ruszy, natknie się na Jeziorko Afrodyty, Jaskinię Zeusa czy inne miejsce z mitologiczną otoczką. W trzydziestostopniowym upale człowiek zaczyna doceniać wszystko co zimne. Woda, żel łagodzący po opalaniu, lodowe szejki, mrożone kawy, duże czekoladowe rożki… W ogóle, to świetne uczucie wyjechać gdzieś i nie oszczędzać, rozrzucać wydawać ojro na prawo i lewo. W pokoju wysprzątają, śniadanie i obiadokolację w formie szwedzkiego bufetu przygotują. Łatwo się przyzwyczaić! Na każdym rogu fajna tandeta dla turystów, jak da się niewielki napiwek to się uśmiechną, poczęstują czymś jeszcze. Na Krecie to wszyscy właściwie ogarniają angielski więc nie ma problemów z komunikacją (również w sensie przemieszczania się liniami autobusowymi), no i najważniejsze – szanuje się tam studenta! Miałem wjazd za free od wszystkich historycznych miejscówek. Z Dziewuchą spędziło się trochę fajnego czasu. A to opalanie się, a to makao czy gra w odbijanie gumowej kuleczki przy pomocy drewnianych paletek. Kąpiele w morzu i rzucanie się na córy Posejdona (tj. fale) też niczego sobie! Przydało mi się takie wyrwanie z redakcji na kilka dni, choć nie powiem – wojaż uszczuplił oszczędności bardziej niż LEGO

CIUT CIEMNIEJSZE PUNKTY WYJAZDU


Kreteńczycy spoglądają na turystę jak na chodzący portfelik. Nagabują, hałasują, prymitywnie przyciągają uwagę. Zalecają się do przechodniów niczym młódka na wydaniu. Pół biedy jeśli chodzi o natarczywe zapraszanie do lokalu, lecz turystyka ma również swoje mroczniejsze oblicza. Pysk przemęczonego osła wożącego opasłych Europejczyków po trudnych szlakach, zmęczoną buzię dziecka grającego na akordeonie przy krawężniku, grymas wstydu dorosłego mężczyzny sprzedającego kiczowate zabawki. Pewnie gdzieś w tle jest także prostytucja i narkotyki… No ale dobra, nie wchodźmy aż tak głęboko w mrok i skupmy się na NASZYCH wrażeniach. Hotel mieliśmy średni, to trzeba przyznać. Każdorazowo dziesięć minut wspinania się po stromiźnie i schodkach (z drugiej strony – rzeźba łydeczek). Obskurna łazienka z zapychającym się zlewem i niewygodną wanną bez możliwości zawieszenia słuchawki prysznica. Za lodówkę kazali sobie dodatkowo zapłacić klimatyzacja była głośna jak cholera i jeszcze te kszy-kszy cykad czy Bóg wie czego. Wstawało się wcześnie z uwagi na wycieczki fakultatywne albo konieczność zajęcia dobrego miejsca na plaży. Na ulicach malutkich miasteczek hałas i tłok, wszędzie skutery i quady, a na nich faceci popijający ukradkiem alkohol. Wszystko drogie, za głupie leżaki i parasol niektórzy śpiewają sobie 15 €! Dzieci rzygają w autobusach, kierowcy autokarów jeżdżą jakby wozili kartofle. Żrący pot zalewał oczęta, kąpać się trzeba przynajmniej dwa razy dziennie, a domywanie nóżek to istna katorga. Drążąc dalej temat tych jednodniowych wycieczek: wszystko jest zwiedzane na szybko, niedokładnie i bezrefleksyjnie, grupy są często dwujęzyczne, trzeba więc czekać aż przewodnik zacznie paplać po naszemu. Na przyszłość będziemy mądrzejsi i wykupimy wczasy na przynajmniej 10 dni, co by dłużej pouprawiać beztroski plażing, bo godziny w autokarach i na katamaranie trochę wyczerpują.

I to mniej więcej wszystkie wspomnienia, które zostaną we mnie po Krecie. Mini kontynent najpierw znajdował się pod panowaniem Wenecjan, później pod butem Imperium Osmańskiego (i to prawie przez 300 lat!). Może dlatego żarcie, muzyka, zaśpiew języka, a nawet sposób poruszania się ludzi mocno przypominają mi moje tureckie przygody (sprawdź pod tagiem Erasmus Life w zakładce Podróże). A może to tylko taka moja… fatamorgana? ;)

CZAS NA ZDJĘCIAAAAA...


Stalida. Zdjątko typowo przewodnikowe.
Kreta to raj dla fotografów-amatorów, bo każde wybrzeże wychodzi ładnie... :v
Maciek eksplorator i jego cudnie opalone nóżki...
Przejście podziemne!
Aaach, takie wypoczynki!
A co tam Pan pod parasolem czyta..? ;>
SpinalongaWyspa Trędowatych. W szczytowym okresie kolonia liczyła
ok. 400 osób i była bardzo bogata (pierwszy generator prądu w Grecji!).
Bo wiadomo, bilet tam dostawało się w jedną stronę, szło się z dobytkiem.
Dramaty matek rodzących zdrowe dzieci i sprzedaż chleba na okoliczne wyspy...
Co za fortyfikacje, co za historie!
Heraklion, Miasto Heraklesa. Piękna panorama, piękny port.
Nasze najdroższe żarcie na Krecie... Siedzieliśmy prawie 2 godziny.
Souvlaki na pierwszym planie, na środku Moussake (kreteńska lasagne
z bakłażanem i sosem beszamelowym)
Grób pisarza Nikosa Kazandzakisa.
W nic nie wierzyłem, niczego się nie lękałem, byłem wolny.
Taki napis widniał na pomniku, jeśli dobrze pamiętam!
Rozbierane makao ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Być w Knosos i nie mieć zdjęcia z tymi fejkowymi ruinami?
Prooooszę Was! ;]
Dlaczego w stolicy cywilizacji minojskiej na murach były bycze rogi?
Przypominały o klątwie, bo król nie przeszedł testu i nie złożył w ofierze
byka ze złotymi rogami. W ramach kary królowa poczuła doń chuć.
I tak powstał minotaur! <3
Każda by chciała zjeść obiad z takim dżentelmenem... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
A po winku czerwone uszka i buziaczki! [nie wierzę, że to napisałem...]
W tle Równina Lasithi.
- Dlaczego zabrałam sandałki, dlaczego zabrałam sandałki... -.-'
Kolejne cuda - Matka Boska, która płacze krwią z
prawego oka przed katastrofami na Krecie. Pytam - JAK!?
Katamaran od środka. Wodę piję, o...
Santorini! Konkretnie miasteczko Oia.
Uwaga, przysłowie: na Santorini jest więcej kościołów niż domów,
wina niż wody i osłów niż ludzi
! :D
Znowu Stalida. Prawda, że to moje najpiękniejsze zdjęcie? ;)
Taaacy sportowcy!
Ale ciałko to ja mam niezmiennie zimowe...
Kurde, trza by chyba coś zrobić z tym suchoklateksem :C
#DramatycznaPróbaOpaleniaBrzydkiegoCiałka
Takie tam, z Posejdonem.
I pseudorefleksyjne zdjątko (ale bez napisu!) na zakończenie.
Uuuf, to była ciężka selekcja. Pokazałem Wam tylko ociupinkę atrakcji...

poniedziałek, 22 lipca 2013

OPINIA #1: TOP5 wakacyjnych napoi



Chrzanić recenzje, dzisiejszy materiał będzie bardziej exclusive. Chciałbym zaprezentować Wam pięć napojów, którymi się ostatnimi czasy opijam. Może dzięki mnie odkryjecie coś, co przypadnie do gustu również Waszym kubkom smakowym?  No to hop!

5.  Frugo Aloes
W sumie to nic specjalnego – najsłabsze ogniwo w moim zestawieniu. Nutka aloesu w tle sprawia, że napój jest bardziej orzeźwiający niż zwykłe Frugo, poza tym podoba mi się wielkość butelki (pół litra to w sam raz). Po wczytaniu się w skład napoju, stwierdzam że właściwsza byłaby nazwa sok wieloowocowy. Znajdziemy tutaj: jabłko, limetkę, kiwi, passiflorę (?), winogrono, cytrynę, agrest i banan plus ekstrakty, aromaty, koncentraty, stabilizatory... Czy jeden procent zagęszczonego soku z aloesu jest tego wart? Frugo Aloes – jednorazowa przygoda!

4. Warka Radler Jabłkowa
Cudownie wchodzi jako schłodzony przerywnik upalnego dnia. Jeszcze niedawno małe puszki były sprzedawane po sześć sztuk w Biedronce. Cena - około 10 złotych. Poza tym ma tylko dwa procent, więc nie zamula. Dodatkowo niepozorny wygląd nie niepokoi domowników – Maciuś na pewno sączy sobie jakiś napój z bąbelkami! Jest wersja jabłkowa i cytrynowa, ja konsekwentnie trzymam się tej pierwszej. Wypicie tej lemoniadki z piwkiem przy lekturze opowiadań Hłaski po nocnym bieganiu - bezcenne!  Warka Radler Jabłkowa – randka kilka razy w tygodniu!

3. Hellena czerwona porzeczka & agrest
To dopiero zaskoczenie – polski napój niegazowany na pudle! A wszystko dzięki bardzo słodkiemu i ciekawemu smakowi, podobno bez konserwantów. Hellena zdobyła mój żołądek dzięki agrestowi, który wysuwa się na czoło smakowego bukietu. Bardzo ładnie komponuje się z niedzielnym obiadem. Duża, prawie dwulitrowa butelka ze spokojem obsłuży kilkuosobową rodzinkę. Hellena czerwona porzeczna & agrest – fascynacja dojrzałą kobietą!

2. Somersby Apple
Nie boję się ciężkich, męskich piwek (może oprócz tych ciemnych typu Guinness, których boję się panicznie!) ale znajomi znają moją jabłkową słabość. Cóż zrobić, odrobinę zniewieściała natura! Dobrze jest usiąść na gimnazjalnym murku, zacząć Desperadoskami, właściwe picie zostawić dla Tyskich, dobić się tanią Tatrą, po czym zanurzyć się w sadowym raju! Jabłuszkowy nektar, koniecznie schłodzony potrafi opętać! Piękna elegancka butelka (w moim odczuciu zawsze lepsza od puszki) to niezbędny atrybut udanego wieczoru. Niestety przyjemność stosunkowo droga – wymaga ponad czterech złotych. Warto, jak Boga kocham warto! Somersby Apple – kandydatka na żonę!

1. Aloe Vera Farm
Zwycięzca mojego małe plebiscytu! Dacie głowę, że produkują to w Korei Południowej? Woda smakuje wyśmienicie, a w środku pływają małe cząsteczki aloesu! Wystarczy jeden łyk i –autentycznie – pragnienie jest na jakiś czas ugaszone, a świeżość w ustach pozostaje z nami na długo. Oczywiście najlepiej smakuje schłodzone. Największym minusem jest cena – 6 złotych za półlitrową, ciekawie wyprofilowaną buteleczkę to trochę burżujsko. Ponoć oprócz osiągnięcia winogronowo-aloesowej nirwany pozytywnie działa na metabolizm, dostarcza antyoksydantów i oczyszcza organizm. Aloe Vera Farm –  gorąca kochanka na weekend!