No to już mniej więcej wiecie gdzie mnie pognało. Przez pierwsze trzy dni słoneczko mocno przypiekło, z czystym sumieniem mogę polecić: Panthenol. Tylko on mnie uratował, tylko on... |
Weekend! Wolne! Spare time! Nareszcie ku*wa! - wszystkie
określenia pasują! :)
Mam za sobą bodaj
pierwszy w życiu tydzień z czterdziestogodzinnym planem pracy. Od ósmej do
siedemnastej (godzina przerwy w trakcie). Posmakowałem życia cyborga, smutnego pana nikt, który budzi
się wcześnie rano, szama, zapieprza na stanowisko pracy, wszyscy mają do niego
pretensje i skargi, wraca do domu, szama, doświadcza prymitywnej rozrywki, myje
się i idzie spać. Słowem - żyje na odpierdol. Dławi się szajsem w pogoni za
hajsem!
No dobra, może trochę
dramatyzuję, to tylko wakacyjna fuszka. Wiem już jednak, że trzeba uciec od
sektora usług. Właściwie od każdego sektora i zostać naukowcem lub wolnym
twórcą. Człowiek nie jest stworzony do pracy, tylko nieliczni się w niej
realizują. Nie miał Pan racji Panie Marks,
chociaż z koncepcją alienacji wszystko się, na pierwszy rzut oka, zgadza.
Niestety.
To jednak z tych
notek, w których muszę ostrożnie dobierać słowa. Kto wie, czy nie zajrzy tu
pracodawca. Kto wie, czy nie wpadnie tu jakiś dziennikarzyna w poszukiwaniu
sensacji, przywabiony przez trafne hasztagi z nazwą instytucji (nie ma, jestem
sprytny!). Bo pracuję przy przedsięwzięciu... wywierającym sporo emocji,
mającym wiele odcieni szarości, przy którym stykam się z przeróżnymi, nierzadko
sfrustrowanymi i agresywnymi, ludźmi. Trzeba być stonowanym, pisać z wyczuciem,
ostrożnie stawiać akcenty. Na wszystkich możliwych frontach... W razie czego,
co złego to nie ja, a wszystko to tylko fikcja literacka. Licentia poetica.
Pięknie jest wstawać
z samego rana, przecierać zaspane oczęta, na wpół przytomnie siedzieć na
kuchennym zydlu i nerwowo wcinać śniadanie. Czas jest bowiem wyliczony co do
sekundy. Umyć zęby, ogolić się (czasem i to pie***lę), zrobić łóżko, zabrać
potrzebny ekwipunek. Najbardziej boję się porannej kupy. Nieprzewidywalna jak
kobieta, trudno określić ile czasu potrzeba na jej kontemplację.
Potem tramwaj. Ma
tylko jedną minutę spóźnienia, czyli zdążę z przesiadką. Znam już z widzenia
kilku pasażerów. Błądzą gdzieś tępym wzrokiem po brudnych podłogach pojazdu.
Słuchają muzyki. Czasami czytają książki lub darmowe gazety, korzystając z
ostatnich kilku minut wolności i beztroski. Bo za chwilę władza dyscyplinarna
pracodawcy obejmie ich swoim zasięgiem #Michel_Foucault.
Szczególną estyma darzę rodziców, którzy wiozą gdzieś dwie małe, ubierane na
różowo dziewczynki. Robią to na zmianę. Oni nie mogą już zająć się czymkolwiek
innym, kilkuletnie szkraby są bardzo absorbujące. Kurczę, tak strasznie nie
jestem przygotowany do rodzicielstwa...
Jadąc Jedynką widzę całkiem efektowne graffiti na
wiadukcie. Niezła robota. Odrobina kolorów w tym szarym i ponurym świecie
zawsze na propsie. Rozstrzelać tych, którzy uważają to za wandalizm!
Czas w pracy mija
strasznie ślamazarnie. Przerwa w pracy mija przeraźliwie szybko. Najważniejsze
jednak, że poznałem kilka naprawdę fajnych mordeczek. Ucinamy sobie całkiem
sympatyczne pogawędki, oczywiście tylko kiedy wszyscy klienci zostaną już
obsłużeni. Bo nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie jest podstawionym kontrolerem, czy
szklane oko kamery nie odziera nas z prywatności, a może uprzejmy donosiciel
pstryknie nam fotkę, jak - o zgrozo! - SIEDZIMY. Tak, siedzenie w ciągu
ośmiogodzinnego dnia pracy jest bardzo niemile widziane, należy się pierwej
schować (najlepiej w stercie butwiejących liści, nasmarowując twarz błotem,
chowając wszystkie odbijające światło przedmioty) i zdjąć służbową koszulkę.
Wracając do tematu, kogo tam ciekawego poznałem?
Jacek, młody kanar.
Zgrywusek przy kości, poranny władca niebieskiego namiotu. Lubię słuchać jak
rozmawia z klientami. Oszczędnie, prosto, na pozór niedbale, często rzucając
uspokajające słowo "dokładnie", mówione z takim przekonaniem i
dostojnością, że mógłbym oddać mu obie nerki. Dokładnie.
Mikołaj, młody kanar.
Również spory zgrywusek. Można z nim pogadać o footballu, całkiem dużo o nim
wie, jest obeznany szczególnie z polską ligą szmaciarzy. Lubi sobie podjeść,
chodzi w sandałach, górna warga odsłania mu spory fragment dziąseł (kiedy
zaczyna się śmiać/rechotać, wygląda to przesympatycznie). Jego poczucie humoru jest
mocno ofensywne (Natalia spytała
go kiedyś, czy jest jeszcze
woda?, on odpowiedział: nie
ma wody dla bydła!). Słodziak!
Mateusz, młody kanar w
okularkach. Często gra na komórce i rzadziej podejmuje interakcje, ale w środę
wywiązała się między nami dłuższa rozmowa na ławeczce. Niesamowicie ogarnięty
chłopaczyna, studiował przez chwilę logistykę. Też ma świetne gadane z
klientami. Nieoszlifowany diament, marnuje się w tej robocie. Tembr głosu,
logiczna składnia pozbawiona zbędnych ozdobników, dobry kontakt wzrokowy.
Genetyka giełdowego maklera lub doradcy podatkowego.
Natalia, studentka
etnolingwistyki. Przemiła blondyneczka, na dodatek interesuje się rapem i sporo
wie o rodzimej scenie. Z tego co pamiętam, jej faworyci to: Zeus, Bisz, Buka, ale kojarzy też wielu
bardziej niszowych zawodników, także z podziemia. W pracy obowiązkowa,
empatyczna. Dość wrażliwa, bardzo przejmowała się doniesioną na nas
(niesprawiedliwie) skargą.
Weronika, absolwentka
kosmetologii. Bardzo długo myliłem jej imię (eee... Wiktoria?), nawet do tej pory
miewam małe zawieszki kiedy się do niej zwracam (raz z przyzwyczajenia
powiedziałem nawet Natalia...).
Przeurocza, adorowana przez kierowców i motorniczych, szybko złapaliśmy dobry
(chyba?) kontakt. Chciałbym z nią dłużej popracować, myślałem że po
"utracie" Natalii czeka mnie jakaś sztywniara. A tutaj
miłe zaskoczenie! Nie chcę już poznawać nowych dziewuszek, męczy mnie takie
zapoznawanie, trzecia partnerka na bazie na pewno mi nie podpasuje - rachunek
prawdopodobieństwa jest bezlitosny :C
Kilka odrobinę dojrzalszych wiekiem osób (kasjerki z okienek, koordynator, koledzy ze szkolenia, woziwoda) też są całkiem spoko. Tylko praca w grupie sprawia, że da się w tej robocie wytrzymać. Od poniedziałku część z nas będzie pokazywała jak działa nowy system w tramwajach i autobusach. Nie chce mi się jeździć, tyle buractwa i cebulactwa w środkach transportu publicznego... Poza tym będziemy jeździć po trzech, fajnie by było mieć przynajmniej jednego koleżkę na flance, spoceni pasażerowie bywają zezwierzęceni. Zobaczymy jak to będzie. Ja chcę Weronikę lub Natalię do pary i pracować na punkcie. I koniec.
Kilka odrobinę dojrzalszych wiekiem osób (kasjerki z okienek, koordynator, koledzy ze szkolenia, woziwoda) też są całkiem spoko. Tylko praca w grupie sprawia, że da się w tej robocie wytrzymać. Od poniedziałku część z nas będzie pokazywała jak działa nowy system w tramwajach i autobusach. Nie chce mi się jeździć, tyle buractwa i cebulactwa w środkach transportu publicznego... Poza tym będziemy jeździć po trzech, fajnie by było mieć przynajmniej jednego koleżkę na flance, spoceni pasażerowie bywają zezwierzęceni. Zobaczymy jak to będzie. Ja chcę Weronikę lub Natalię do pary i pracować na punkcie. I koniec.
Boże, cały tydzień czekałem na mamine śniadanko! #żadna_jak_matka #loveUmum #kisses |
Fantastyczny jest powrót po tyrce
do domu. Zmęczenie, o niczym się nie myśli, niczego nie czuje. Odpala się zimne
piwko przed telewizorem i ogląda mecz lub wpada do koleżki na Mortal Combat. Przydałoby się móc
wyskoczyć wieczorem gdzieś z jakąś duperką, ale nie wiem czy będzie mi to w te
wakacje dane. To byłoby takie dorosłe, chwycić swoją kobitę za tyłek po robocie.
Na koniec (bo niespodziewanie się rozpisałem jak kretyn) kilka interesujących
dialogów:
A: W Warszawie to jest
lepiej, płacą za bilet o wiele mniej i nie ma takiego burdelu. Co, lepiej się
tu wam żyje w Poznaniu niż w Warszawie? No lepiej? Banda złodziei, bandycki
system!
B: Jak
złodziejski? Jak bandycki? Proszę tak nie generalizować, co to są za
przymiotniki w ogóle!
A: No złodzieje! Wrzuciłem 5
złotych do biletomatu i mi zżarło! Potem jeszcze pięć wrzuciłem i znowu!
B: Tak, na pewno biletomat z
premedytacją Pana okradł...
[Potem się trochę uspokoił, powiedział że jest z pochodzenia
Poznaniakiem, przyznał że może go trochę poniosło, ale to chyba przez gorączkę.
Wręczyłem mu ulotkę, poopowiadałem że jak wyrobi już kartę, to będzie wszystko
dobrze, chociaż już po pierwszym zdaniu powinienem powiedzieć: To niech Pan sobie wypie***la do swojej
Warszawki, jakby to nie była stolica to dalej mielibyście tam zabitą dechami
wiochę, a złodzieje to są na Wiejskiej, nigdy nie oddamy wam Międzynarodowych Targów
i cisnęło się na usta dodanie na odchodnym coś w stylu: jedyne wygrane powstanie to Powstanie
Wielkopolskie, ale to byłoby ciosem niemądrze wymierzonym i zwyczajnie głupim.]
A: Kraj głupkowaty, u Niemców
to by tak na pewno nie było! Cholerne gnoje, Polska zasrany kraj!
[Taką wiązankę usłyszeliśmy od pewnej osiemdziesięcioletniej kobiety
niezadowolonej ze zamiany biletów starych na nowe. Bezceremonialnie wepchnęła się do okienka,
usprawiedliwiając się wiekiem. Źle jej z oczu patrzyło, dobrze że nie mam
takiej babci. Cóż, smutno wysłuchiwać takich opinii z ust osoby sędziwej.]
A: Jak to nie ma jeszcze
karty do odbioru! Przecież powiedziano mi, że po 14 dniach będzie gotowa!
B: Tak, ale po drodze
przytrafiła się awaria serwera, poza tym dużo osób składa teraz wnioski, nie
wyrabiamy ze wszystkim na czas, dlatego oczekiwanie zostało wydłużone do 20 dni.
A: A co mnie to obchodzi?
B: Mogła Pani wyrobić sobie
kartę wcześniej... Od przynajmniej dwóch lat była taka możliwość.
A: Wcześniej nie
potrzebowałam. Jeżdżę samochodem.
[Powinienem odpowiedzieć: A co mnie
to obchodzi? Z jednej strony rozumiem rozgoryczenie, bo zakup papierowych
biletów jest bardzo niekorzystny, ale żądam trochę więcej samokrytycyzmu. Nie
warto ciągnąć takich dyskusji, odeszliśmy do obsługi kolejnych klientów. Znamienne
jest to, że wiele osób nas żałuje i rozumie, że obrywamy niesłusznie, a
nieliczni stają nawet w naszej obronie! Ech, naszą rolą jest bycie
kozłem ofiarnym, wentylem bezpieczeństwa, psem którego można bezkarnie kopnąć
by wyładować złość...]
I tym optymistycznym akcentem zakończmy ten przydługi wpis! Wiecie mniej
więcej jak wygląda moja nowa praca, ale specjalnie unikałem szczegółów. Zostaw
jakiś komentarz jeśli dotarłeś aż tutaj!
Porozstawiani jak flaszki po
monopolach,
warci tyle ile na nogi wyrzyga nam
bankomat.
(...) Wszystko zmieniło się tak
nagle, Ziom!
Kiedyś gibon i piwo, teraz rachunki
i dom.
Potrzeby wyrastają ze wszystkich
stron
i sam Bóg raczy wiedzieć skąd mamy na
wszystko wziąć...
~Miuosh, Puzzle
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz