Blog zapuszczony. Kolejny raz.
Muszę Wam się jednak przyznać, że tracę do tego wszystkiego serce. Wszystko stoi
w miejscu. Chciałem, żeby zaskoczyło, zyskało elegancki layout, przejrzysty podział na kategorie, lepszy poziom notek, ale gwiazdy
nie sprzyjają bez blasku monet. Nawet kumpel, którego lata świetlne poprosiłem
o zrobienie logo nadal się nie wywiązał. Nie mam jednak o to pretensji, każdy
ma swoje sprawy i troski. Dycham więc jak zdechła ryba w ręczniku, ostatkiem
sił podejmując decyzję - napiszę coś, jak Boga kocham napiszę. Mimo wszystko.
Lubię mówić o słodyczach. Jakoś
tak się złożyło, że to chyba trzeci produkt Milki
o którym wspominam. Szanowni Państwo, proszę o patronat i przesyłki
partnerskie! Dzisiaj na warsztat bierzemy Milka
Naps Mix. Przypomniałem sobie o pudełeczku w kształcie oktagonu niedawno.
Był to jeden z prezentów na Dzień Dziecka, więc trochę się wyleżał, ale termin
ważności nieprzekroczony. Zasadniczo planowałem uczynić z Milka Naps Mix prezencik dla Pani z dziekanatu, bo myślałem że
wszystko ładnie i w porę mi pozałatwiała, ale nie było tak do końca różowo i
mało brakowało, a nie zdawałbym licencjatu w pierwszym terminie. Nie żałuję
więc tego, że resztki smakołyku leżą teraz przede mną i czekają na moje kubki
smakowe. Wyglądam profesjonalnie: buteleczka wody do przepłukiwania gardła,
poważna mina krytyka, lekko spuszczone okulary.
Zawartość miłego dla oka
kartonika to 27 sztuk małych, cienkich (cieńszych niż zwykła czekolada) płytek
o smaku orzechowym, truskawkowym, mlecznym i kremu kakaowego. 138 gram brutto.
Całe szczęście, że doszukałem się informacji o liczbie czekoladek na pudełku,
bo przyznam się szczerze, że po otwarciu przez głowę nie przeszła mi myśl o
przeliczeniu zawartości. To jednak produkt niemiecki - wszystko jest
skrupulatnie opisane. Łakoć z pewnością nie jest dostępna we wszystkich
sklepach, tabele kaloryczne nie są przetłumaczone, mamy jedynie nalepkę ze
składem w języku ojczystym (jako
sumienny recenzent muszę odnotować to po stronie minusów). Być może z czasem doczekamy
się pełnej polskiej edycji, pieczołowicie już potłumaczonej - Internet na razie
jednak o tym milczy. Jeśli chodzi o cenę, do waha się w zależności od sklepu i
jest to ok. 10 złotych, aczkolwiek w sklepach internetowych znalazłem ofertę po
5,90 (bez kosztów wysyłki rzecz jasna). Pora na degustację!
Czekoladka zielona - Haselnuss
Smaczna, bardzo słodka, kawałki
orzeszków są naprawdę małe, nie wystają poza bryłę czekoladki. Drobinki wchodzą
jednak w zęby trzonowe, tworząc upierdliwą masę, ale może to ja powinienem
zrobić przegląd dentystyczny?
Czekoladka czerwona - Erdbeer
Zabójczo smaczna, łudząco podobna
do nadziewanej, truskawkowej Milki, z
tymże mamy mniej nadzienia, co mi osobiście bardzo odpowiada. Przy naciskaniu
trzonowcami mamy ten charakterystyczny, odrobinę musujący smaczek, wiecie o co
chodzi!
Czekoladka brązowa - Crème au
Cacao
Opakowanie sugeruje, że będzie to
gorzka czekolada i rzeczywiście - taki smak wysuwa się na drugim, może nawet
trzecim planie, przy przełykaniu śliny. Pamiętacie nadzienie w wielkanocnych jajkach
Milki? O właśnie!
Czekoladka niebieska - Alpenmilch
Najbardziej bezpłciowa. No niby
delikatna i mocno zbliżona smakiem do klasycznej Milki, ale najlepiej smakuje
odpowiednio wychłodzona, wolno cyckana. Da się zjeść oczywiście, nie
wyrzucajcie!
Podsumowując: fajne na prezencik
jak macie pustkę w portfelu, fajne do poszpanowania przed kolegami z pracy, ale
uwaga, mogą się upomnieć o poczęstunek. Co tu dużo mówić, daję piątkę z minusem
za bezpłciowość niebieskiego sukinsyna! Gender, wszędzie gender!
Plusy:
+ Ładne opakowanie (zarówno całości, jak i poszczególnych 27 elementów)
+ Mieszanka... a więc coś ciekawszego niż jednorodność? (analogia
sypialniana)
+ Można sobie ładnie racjonować porcje (zalecana to 5 czekoladek na
raz)
+ Wygodne otwieranie czekoladek
(czerwony paseczek do pociągnięcia)
Minusy:
- Napisy po niemiecku, gdzie dubbing? :C
- Relatywnie trudno dostępny stuff (proście o podwójnie wysmażoną,
może zadziała...)
- Losowa zawartość (dla niektórych dużym problemem może być to, że było więcej
brązowych niż czerwonych!)
Życie to nie rurki z kremem, ciągle Kękę sam!
Stąd życie z osiedlem, stąd picie z osiedlem,
stąd bycie z osiedlem, stąd szczery rap!
Stąd życie z osiedlem, stąd picie z osiedlem,
stąd bycie z osiedlem, stąd szczery rap!
~KęKę,
Zostaję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz