środa, 29 kwietnia 2015

RECENZJA #73: The Order: 1886 (PS4)


Wyobraź sobie zajebistą dziewczynę, której nie brakuje kompletnie niczego. Ma śliczne piersi, kształtny tyłeczek i zabójczo zgrabne łydki. Do tego ubiera się nieźle, a i głos ma niebywale seksowny. Problem polega na tym, że nie za bardzo jest z nią o czym rozmawiać, a podczas wspólnie spędzanych popołudni zdarzają się zgrzyty. Poza tym ciągle jest zabiegana, w efekcie spędzacie ze sobą mało czasu, a kiedy mimo wszystko masz już nadzieję, że wyniknie z tego coś poważnego... ona odchodzi i zostawia Cię z niedosytem. Czujesz, że ledwo nadgryzłeś to jabłuszko. Złapałeś wizję? To świetnie, bo takie właśnie w wielkim skrócie jest The Order: 1886.
Powiem tak - nie widziałem piękniejszej i bardziej filmowej gry. Serio. To interaktywny film, gdzie cutscenki rozgrywają się bez żadnych retuszów, a wygląda to naprawdę nieziemsko. Ciężko w to uwierzyć, ale na moje oko nawet Assassin's Creed Unity zostało pobite w liczbie detali, a już na pewno w płynności rozgrywki. Posążki, obrazy, deski, przybrudzenia, odblaski światła - to robi niesamowite wrażenie. Wrogowie już mniej... Czasami rebelianci są niczym klony, szczególnie na początku, w swoich pasiastych szpitalnych uniformach.

Niestety, filmowość przynosi z sobą kilka bolesnych rozwiązań. Niezrozumiały jest dla mnie brak możliwości pominięcia przerywników (co z tymi, którzy chcieliby przejść grę ponownie, żeby skompletować trofki?). Razi też brak archiwum, z poziomu którego możemy przeglądać obejrzane zdjęcia, dokumenty i pozostałe odnalezione przedmioty. Warto tego szukać, ale główny bohater nie zawsze komentuje znaleziska, co czyni z nich nieistotne szpargały (tylko gazety opisujące ostatnie wydarzenia się jako tako bronią). Cylindry fonograficzne (różnorodne nagrania) jako znajdźki na dużym propsie! Irytuje częste ograniczanie możliwości ruchów postaci. Na porządku dziennym jest to, że nie możemy biegać, a gra pozwala nam wyciągać broń tylko w sytuacjach zagrożenia, co pozbawia nas elementu zaskoczenia. Fragmenty skradankowe rzeczywiście dość żenujące, podobnie jak walki z lykanami, którzy szarżują i odbiegają za meble, co w konsekwencji czyni z ich łatwiejszych przeciwników od ludzi...
Uniwersum jest świeże i dobrze się sprawdza. Wiktoriańska Anglia z odrobiną steampunkowych inspiracji i historią Rycerzy Okrągłego Stołu musiała zrobić robotę. Gorzej, że intryga z Zachodnioindyjską Kompanią Handlową jest bardzo płaska, a większość rozwiązań mocno klasyczna. Jeśli jesteś pantofelkiem czy innym polipem to może będziesz minimalnie zaskoczony. Do tego dialogi... no rażą, rażą! Autorzy chyba na siłę starali się przemycić jakieś żarciki w stylu "Spokojnie tylko odpoczywa. Chociaż później może go boleć głowa" po cichej eliminacji opryszka lub "Naprawdę? Muszę sobie coś kupić, nie mam się w co ubrać" przy abordażu sterowca. Nie brzmi to rewelacyjnie. Pseudoluzacka gadka psuje klimat (i tak już grubymi nićmi szytej) historii. Poza tym zdarzają się dziwne dialogi-potworki typu "A: Nie wiedziałem, że straciliśmy sprzęt B: Nie mamy..." czy "A: Znajdź jakieś wyjście! B: Pracuję nad tym Sir!", podczas gdy droga jest tuż pod zakatarzonym nosem. No i na deser - "A: Czy kiedykolwiek mnie posłuchasz? B: Znasz odpowiedź na to pytanie. Mój ojciec najpierw musiałby wyrazić zgodę!" Brak słów, tylko Markiz de Lafayette ze swoimi żabimi naleciałościami trzyma dość wysoki poziom. Reszta do pieca!

Cóż, nie jest to może najlepsza strzelaninka w jaką grałem w swoim króciutkim życiu, ale nie jest też najgorsza - wyważona ilość amunicji, odpowiednia moc i dobry feeling niestandardowych pukawek, pasujące do całości, oldschoolowe (choć niekoniecznie funkcjonalne, ale coś za coś) celowniczki. Twórcy mieli jaja i nie bali się stworzyć krótkiej, kilkugodzinnej filmo-gry, gdzie mamy stosunkowo niewiele do powiedzenia. To może niektórych mocno zniechęcić, ale ja oddałem się w ręce Santa Monica Studio External ze świadomością, że nie będzie tu rozbudowanej piaskownicy. Oby w spodziewanych dodatkach DLC postać mogła wyleźć ciut poza pudełko piachu. Jak kuweta przestanie uwierać - będzie znakomicie! Na teraz - 7/10. Miejmy świadomość, że grafika i świat przedstawiony podciągnęły całość o jakieś 3 punkty.


Plusy:
+ Uniwersum i grafika mają kosmiczny potencjał, choć miejscami zbyt ciemno (sprytny zabieg pozwalający zaoszczędzić trochę mocy obliczeniowej, nicponie!)
+ Ciekawe bronie, z których całkiem przyjemnie (i zróżnicowanie) się strzela
+ Czuć pęd powietrza w czuprynie Galahada podczas biegu
+ Emocje i postacie są nakreślone poprawnie, filmowo...

Minusy:
- ... szkoda tylko, że dialogi pisał jakiś mentalny gimbazjalista
- To nie gra w której decydujesz o czymś więcej niż własna śmierć - przejdzie się sama
- Walki z bossami jako Quick Time Events? No, thanks!
- Skradankowe etapy raczej ssą pałę. Podobnie jak kilkukrotnie użyty patent przesuńmy wóz...
- Brak archiwum na wszystkie znalezione przedmioty
- Brak możliwości pominięcia przerywników filmowych
- Niedosyt po przejściu (wszystko robimy zaledwie po kilka razy i tylko według zamysłu autora)

Materiały pochodzą z: http://www.playstation.com/pl-pl/games/the-order-1886-ps4/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz