środa, 8 lipca 2015

RECENZJA #84: Obietnica Krwi - Brian McClellan


Wyobraźmy sobie niedokończony obraz. Taki, w którym widać już pewien błysk geniuszu, ale brakuje ostatnich szlifów i porządnej ramy. Mniej więcej taka właśnie jest Obietnica Krwi, pierwsza część trylogii Magów Prochowych. A szkoda, bo mógł być to obraz prawie idealny. A jest co najwyżej dobry.

Co poszło nie tak? Po pierwsze, mocno chropowate tłumaczenie i zadziwiająco dużo wpadek korektora (Od tego oczy łzy mi łzawią […], Co było? czy inne najbardziej wysunięte palcówki Kezu). Takie rzeczy Fabryce Słów rzadko się zdarzają, no ale tym razem się zdarzyły… I co to za zmiany czcionki w tekście, mające podkreślić rzekomo ważny element zdania, a niemające właściwie żadnego sensu, jakby żywcem, bez zastanowienia wzięto je z angielskiej wersji? Albo sformułowania typu stiukowy front czy kordegarda? Po drugie, szarpane i skąpo dawkowane informacje o uniwersum. Może ten zarzut zabrzmi śmiesznie, ale ciągle mamy do czynienia z akcją. Przydałoby się więcej mięsistych opisów, a zasadniczo wszystkiego dowiadujemy się z dialogów równie zaskoczonych co my bohaterów. A świat nie należy do najoczywistszych. Chyba, że umiecie sobie na tzw. czuja wyłożyć czym różnią się Uprzywilejowani i Naznaczeni od Predei, Zdolnych czy Stróżów. Oczywiście wraz z kolejnymi dziesiątkami stronic dowiadujemy się wszystkiego, ale przydałby się jakiś króciutki wypis tych wszystkich rodzajów indywiduów. Po trzecie, nieczytelne, brzydkie mapki i przekłady nazw własnych nijak nie ułatwiają zanurzenia się w świat przedstawiony. No bo sami powiedzcie, czy takie Archiwum Publiczne lub Szlachetni Wojownicy Pracy jako termin służący do określenia związków zawodowych przystają do realiów XVII-XVIII wiecznego Fantasy? Ponadto niektóre pomysły wydają się brzydko zaczerpnięte z innych powieści, na przykład Górska Straż – kubek w kubek Nocna Straż George’a RR Martina. Ostatnią obserwację potraktujcie dość luźno, wbrew pozorom studnia pomysłów ma swoje dno.

Co mnie jednak urzekło na tyle, że (chyba) z niecierpliwością czekam na premierę Krwawej Kampanii? Rozdziały są napisane świetnie. Każdy jest kolejną sceną w uporządkowanej sekwencji zdarzeń, a ciągnięcie na przemian trzech głównych wątków (detektywistycznego, militarnego i politycznego) wychodzi książce na dobre. Kiedy już się uporamy i przełkniemy kulawe nazewnictwo, świat wyda nam się mocno zakręcony, lecz dość spójny (to bardziej spójność niewiarygodności niż wiarygodna spójność). Cóż, połączenie feudalizmu z nowożytnością bywa karkołomne. Wciąż zostało dużo kart do odkrycia, a koniec mocno rozochoca, choć wydaje się dziwaczny. Coś jednak jest w całej opowieści, że im bliżej finału, tym dość krótkie rozdziały pożera się łapczywiej. [SPOILER] Gdyby tylko Marszałek Polny Tamas wraz z pozostałymi spiskowcami wiedzieli ciut więcej o kamaryli Uprzywilejowanych, a nie tak beztrosko rzucali się z przysłowiową motyką na wroga… No ale wtedy nie mielibyśmy żadnej tajemnicy do rozwikłania i nie byłoby po co czytać. [KONIEC SPOILERA] Ech, stanowczo za dużo tajemniczych elementów świata jest skrywana za wygodną kurtyną dawnych czasów. W przypadku Trylogii Magów Prochowych jest to tzw. Czas Pomrocza.
 
Podsumowując: czasem mam wrażenie, że amerykańscy pisarze wyjeżdżają na taśmie produkcyjnej. Mają kilkoro dzieci, psa lub kota i kochają gry wideo. Piszą podobnie, umieją nasycić historię akcją, ale gdzieniegdzie ich światy delikatnie rzężą. Chciałbym wierzyć, że obmyślając uniwersum robią jakikolwiek research epok, którymi się inspirują, a nie lecą według planu wydarzeń naskrobanego na serwetkach z przydrożnych barów. Tak czy inaczej, póki czuję nieodpartą chęć doczytania do końca – kupuję to. Dosłownie i w przenośni. Szkolna czwóra. Ale muszę (i chcę) zostać pozytywniej zaskoczony w kolejnej części!

Dane techniczne:
Autor: Brian McClellan
Tłumaczenie: Maciej Nowak-Kreyer i Dominika Repeczko
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 675
ISBN: 978-83-7864-060-7
Cena detaliczna: 45 złotych

Wszyscy jacyś tacy zgotowani
Nie rozumiem czemu mam za wami biec…
~Kuban, Żadnych Zmartwień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz