Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Emen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Emen. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 17 grudnia 2013

RECENZJA #19: Przedmieścia - Emen


Dzisiaj na warsztat wrzucamy Przedmieścia Emena. Przygarbiony, blady młodzieniec w czarnej czapie, posturą przypominający nieco Rooney'a z niewielkimi zaległościami treningowymi (ew. przystojniejsza wersja Szyny, tego co to przez chwilę grzał się w blasku Wielkiego Joł) wystąpił gościnnie na albumie producenckim Efena z Quebonafide i Planetem (jako jedyny tekściarz w dwóch utworach). To oznacza, że lapsem być nijak nie może. I właśnie na Nowych Zmiennych po raz pierwszy powąchałem ten najlepszy rap angielskich osiedli!

Z mojego mało wnikliwego research'u wynika, że kot owy został już porównany do połowy sceny: Onara/Sitka (ze względu na klimatyczną, charcząco sku#wysyńską barwę głos), Pyskatego (sporadycznie podobne akcenty) czy MNIA (podśpiewywanie w refrenach i spory ładunek emocjonalny w linijkach). Nie ma co - takie porównania to spory komplement! Ja dorzuciłbym jeszcze Zeusa (bo Emen potrafi zrobić sobie dobrze hulający podkład) i Miuosha (bo też utożsamia się z Silesią). No i Eminem, bo literki w ksywce się zgadzają...

Dobra, koniec śmieszków. Trzeba jednak przyznać, że wychodzi nam całkiem kompletny raper. Nie znalazłem tylko informacji o uczestnictwie w bitwach freestylowych, ale pewnie coś po pijaku by się znalazło. Zasady moich recenzji (to w sumie raptem druga, ale Planet dał mi niezłego kopa do pracy) są proste - oceniam po kolei każdy kawałek, uwagę ogniskując na tekstach (można powiedzieć, że na tym znam się najlepiej). Bez zbędnej wazeliny, choć nie roszczę sobie prawa do obiektywności. Jestem bardzo nieobiektywny i wiecie co? Dobrze mi z tym.

1. Parę miast (prod. Emen)
Masz prawo być bezczelnym. Bujające rozpoczęcie z chwytliwym refrenem. Łamane wersy, hasztagi, niedokładne rymy - niezła przekrojówka. I spora pewność siebie: Lubisz latać wysoko to skocz mi! Hej! Spocznij! Wers o wyjęciu talentu z ust - ukłony! Mamy tutaj klasyczną gadkę o pisaniu zwrotkach na polskim (swoją drogą, czy ktoś to naprawdę robił?), robieniu ognia na scenie niezależnie od koncertowej frekwencji i popularności w całodobowych. Słowem Rudeboy pełną gębą.

2. Tulipany
Nie wymagam nic od reszty, nauczyli mnie tego ci co odeszli! - najprawdziwsza linijka jaką ostatnio miałem (nie)przyjemność usłyszeć i doświadczyć. Swoją drogą gdzieś na blogu MajkOnMajka przeczytałem, że Emen nie jest pożeraczem literatury. Skąd zatem ten świetny wordplay, zasób słów i kozacka (ładnie podśpiewana) metafora z tulipanami? Aż tak bogate w inspiracje życie? Naturalny geniusz? Jakbym miał się na siłę przyczepić to przyśpieszenie w drugiej zwroteczce nie powala. Czas to kutas - oryginalne i trafione w dychę odwołanie do Life's a bitch. W tle przewijają się rozterki natury niedoboru hajsu w czasach powszechnego konsumpcjonizm.

3. Może kiedyś (prod. Totepady, ft. Erbo)
Wiara w lepszą przyszłość. Chociaż Ebro już chyba niezbyt wierzy. Aż ciarki przeszły po plerach przy wersie, że rapuje tylko dlatego, że nie ma już z kim szczerze pogadać. Kurczę, ostatnio łykam takie smutne wersy jak młody pelikan! Za to Emen okropnie zakończył pierwszą zwrotkę. Dwa ostatnie wersy wydają się idiotyczne kiedy się je na spokojnie rozkmini. Dobrze, że drugą zwrotką się odpowiednio zrehabilitował. Co jest ku#wa z tym światem, że każdy młody jest jak Werter (to również liść na odmułkę dla mnie samego)? Czy jedyne lekarstwo to: Uderzenie w pucharaaaa...?

4. To smutne (prod. Emen)
Nie mówmy o tym, bo to smutne. Bardzo smutne. Oprócz całkiem zgrabnych wersów o psychice pewnej nieznanej nam kobiety (Emen - kobiecy psycholog?) mamy dwie złote myśli, które warto zapamiętać: Słucham jej problemów, ale myśli, że na nic nie liczę? a także Szacunek budzi nie to o czym piszesz, ale jaki masz charakter. Mamy tutaj zawartą całą esencję pojmowania świata przez zdrowego chłopaka. I ten hook w refrenie ('heeey') tak hipnotyzująco... smutny.

5. Pozłacana jesień (prod. Emen, ft. Joterpe)
Emen chyba lubi sobie, od czasu do czasu, zrelacjonować życie i uczucia kobiet w osobie trzeciej, w tle wplatając swoją postać romantycznego ratownika. Czuć między wersami, że mocno się kiedyś zawiódł i szuka kogoś komu można zaufać (ale co ja tam wiem, jestem tylko początkującym recenzentem po drugiej stronie kabla). Joterpe też postanowił opowiedzieć historie w podobnym tonie. O pustym życiu na pokaz i policzkach ciętych w pionie. I tym razem gość wypadł lepiej od gospodarza, zręcznie posługując się symboliką biżuterii, łez i podartej sukienki. Z drugiej jednak strony refren wyszedł całkiem sensownie. Ja interpretuje go w ten sposób, że jedyną rzecz niemożliwą do ukrycia pod płaszczykiem pozorów jest nasza metryka - czas leci nieubłaganie. W klasycznej konkurencji MC's na tracku ogłaszam remis.

6. Przedmieścia (prod. Nowik, ft. Sandra Biedacha)
Kawałek bardzo nostalgiczny. Mieszanka narzekań na brak własnego kąta, niskie ambicje kumpli, marne hajsy za małolata i samotne picie przed lustrem. Refren mocarz - po trzecie dla ludzi! Brawo dla wokalistki i rapera, który też tam coś zanucił w tle. Kolegom zostały używki i odżywki tylko; Żeby [...] ze skoków na marzenia zostały czyste noty - niby zwyczajne linijki, a zapadają w pamięć. Tylko szkoda, że taaaki prze#uchany sampel. Zazwyczaj mam gdzieś takie szczegóły, ale po tym jak motyw został użyty przez Anno Domini zabawiali się z nim już chyba wszyscy. Łącznie ze mną, Safonem, Duszerem, BAKU i nie wiem kim jeszcze. Plus za pamięć o Dąbrowie Górniczej i umiejętność ładnego o tym nawinięcia (co nie zawsze idzie w parze)! Zagłębie - dzięki za Pawłowskiego!

7. Trzy godziny po północy (prod. Emen, ft. Duchu, gitara Marcin Kiraga)
Może to niedojrzałe, ale ja wrzucam wszystkie "niebezpieczne" numery prosto w kibel, żeby nie kusiło. Po prostu, tak jest najłatwiej i najskuteczniej. Ale, ale, do rzeczy: Duchu zaliczył najlepszy występ gościnny na płycie. Prawdę mówiąc ten numer to Duchu show. Agresywne, zawadiackie linijki (których nie będę tu przytaczał, bo musiałbym przepisać 3/4 zwrotki) i czy aby nie ma tu przypadkiem follow-upu do Maleńczuka? Niewygodne pytania uczą mnie czegoś nowego o mnie - celna uwaga, która wyszła z ust Emena (żeby nie był smutny, że o nim nie wspomniałem)! Ah i kreatywna gadka w tle jest zawsze lepsza niż joł, joł mam styl i dużego penisa, sprawdź to, joł!

8. Wyniki (prod. Kryhoo)
Wiem, że wbijasz chuja, ale i tak Ci podeśle tę recenzję jak skończę. Myślę, że trochę Cię to jednak obchodzi ile osób i gdzie Cię słucha. Wartość puli się liczy. Dla każdego. Rozumiem retorykę buntu i prztyczek w nos dla tych, którzy za wynik daliby się pochlastać, ale nie jest tak, że artysty nie obchodzi odbiór. Fajna retrospekcja ze szkolnych lat. Niepokoi jednak to, że Emen strasznie lubi dotykać różnych wątków i mocno odbija od rozpoczętych tematów. Czasami sprawia to wrażenie chaosu. Tutaj uszło płazem - motywem przewodnym są niepowodzenia i zamiast chaosu mamy nieprzewidywalny nieporządek, ale... ostrożnie na przyszłość!

9.Trochę dłużej (prod. Emen, gitara Marcin Kiraga)
Piękny utwór o pracy u podstaw. Z jednej strony pokora w refrenie, z drugiej świadomość własnej wartości. Kto by pomyślał, że na tej (raczej) smutnej płycie znajdziemy taki przedni motywator do działania. No i trzeba wspomnieć, że mamy kandydata do najlepszego puncha na płycie: Mieć stałą pracę? To jak z dupami - albo szybko ją rzucę, albo powoli ją stracę. Niezłe, odpowiednio powykręcane i różnorodne flow. A co najważniejsze - mamy video, że chłopak z łatwością wyciąga cały kawałek bez hypemana! Mam ludzi na obie flanki - kozacka linijka! Plus przyjemny beat.

10. Szkoda, że (prod. Emen)
Nie wiem czy to historia oparta na faktach, czy storytelling. Jeśli prawda to zazdroszczę ciężaru, który potrafisz unieść na klacie. Jeśli fikcja, to niezwykle plastyczna. Miałem nawet szalony pomysł interpretatora, jakoby Emen zwracał się tutaj do muzyki, ale szybko porzuciłem tę mocno przekminioną myśl.  A może mamy tutaj jakąś nową Jekaterinę? Dajmy spokój wielokrotnie wykorzystanemu samplowi, są emocje. Ja w jej wieku pewnie nadal będę nie mógł się pozbierać - fajnie, że nasi raperzy też czasem mają odwagę składnię lekceważyć. Nad-życie!

11. Uśmiech i mróz (prod. Emen)
Luźniejszy numer, kilka bardziej błyskotliwych linijek (na przykład ta o Strange Music, czysta = trzysta Spartan czy misjonarz). I to wszystko. Dla mnie jeden ze słabszych numerów na płycie. Za to podkład świetnie kooperuje z refrenem. Ale aż trzy razy refren na wyjście? Gdzie jest przycisk neeeext! Doceńmy jednak patent z dwoma wersjami refrenu, rozumiem że pierwsza (wraz ze zwrotką) do kumpli, druga do złej dupeczki. Mimo wszystko, zawsze pamiętajmy - suszymy ząbki Panowie!

12. +48 (prod. Nowik)
Pozytywne zaskoczenie na koniec albumu - Emen wciela się tutaj w dwie postacie rozmawiające przez telefon (siebie i kumpla z Polski). Patent rozmowy przez telefon był już wałkowany przez wielu, ale w tym przypadku mamy odrobinkę świeżości. Co, nie słyszałem!? Mówię, to trochę dla mnie znaczy. Minimalistyczny, ciekawy refren. Ciężko odejść w swoją stroną...

13. Credits (prod. Nowik)
Track dodany do reedycji w UrbanRec. Dostajemy delikatnie rock'n'rollowy podkład, którego mocno brakowało w podstawowym zestawie numerów (wierzcie lub nie, ale zadawałem sobie pytanie dlaczego nikt nie wpadł wcześniej na ten pomysł, znając brudny głos rapera). Jak sama nazwa wskazuje - mamy tutaj podziękowania, substytut długiej listy na wkładce. Patrz jak przy#ebał po angielsku - równać może się tylko Laik i MC Silk. Wygląda na to, że niezłe Crew wygrałeś w życiu. Aż się serce raduje, kiedy na szerokie wody wypływa kolejny młody Gracz! Gracz, który ma jaja, żeby znaleźć wartość w zdradzie swojej Małej.

Podsumowując: nastolatek z ponadprzeciętnie dobrą, naturalną stylówą (uliczne teledyski w Manchesterze, prosty look i niewymuszone, cwaniacko-raperski ruchy), charakterystyczną barwą głosu i mocnymi tekstami ma wszystkie predyspozycje, żeby zatrząść grą. Krążkowi wystawiam ocenę 4/5, celowo zaniżając ją o pół punktu. W końcu Emen jest za dobry by stać z boku, a zbyt młody by być królem. Bardzo ciekawi mnie dalszy rozwój kariery młodego rozpierdalacza podkładów. Najważniejsze, to nie popaść w monotonną tematykę oscylującą wokół emigracji, marzeń o will i poplątanych kobiecych charakterów. Niespecjalnie podszedł mi nowy, odrobinę przewidywalny kawałek z EVERESTu...

I tak na samym marginesie: szkoda, że w reedycji ugrzecznili okładkę. O ile podrasowanie i edycję zdjęcia można zrozumieć, to sama czcionka tytułu wygląda teraz tak bezpłciowo, że nie warto o tym gadać... Wypada za to zaznaczyć, że podczas pisania tej recenzji korzystałem z pierwotnej wersji materiału (oczywiście oprócz kawałka Credits), który zmiksował Jakub Wypler. Dlatego skład recenzowanych numerów wygląda tak, a nie inaczej. Taki mój hołd oddany nielegalowi. Bo od niego zacznie się spory hype. Tak coś czuję w kościach.

To moja druga recenzja muzyczna. Zostaw mi jakiś konstruktywny komentarz! 5!



sobota, 7 grudnia 2013

ERASMUS LIFE #13

Ciut lepiej niż w akademiku trzeba przyznać... ;]
Dziś piszę w stanie błogiego przejedzenia. Dzieje się tak, kiedy najpierw jem obiad na uczelni, a po południu, ktoś miły wręcza mi swoją legitkę, mówiąc: Nie mogę zjeść dzisiaj w akademiku, wychodzę. Możesz skorzystać z mojej karty jeśli chcesz, smacznego. I wtedy nie ma takiej opcji, żeby czegoś w siebie nie wcisnąć. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda!


Poprzedni weekend był mocno historyczny. Najpierw zjedliśmy wykwintne i smaczne śniadanie w Akdeniz Hatay Sofrası (co aż takie historyczne nie było), a później ruszyliśmy do Panorama 1453 Museum, w którym podziwiać można olbrzymi obraz przedstawiający zdobycia Konstantynopola przez wojska Mehmeda II. Miało to być początkiem wielkiej, europejskiej ofensywy Imperium Osmańskiego, ale na szczęście na drodze stanął Jan III Sobieski. Oprócz malowidła, które ma grubo ponad 2 tysiące metrów kwadratowych, można przyjrzeć się potężnym działom i szczątkom oryginalnego ekwipunku. Robi wrażenie.

Jest mały dreszczyk jak stoi się za blisko, bez kitu!
Poza zaproponowana przez mojego fotografa w średni wieku...
Po zwiedzaniu ustawiłem się z Osmanem. Czekałem na niego tak długo, że z nudów powłóczyłem się po okolicy, zrobiłem kilka zdjęć pozostałością murów i próbowałem się uwolnić od towarzystwa Turka w średnim wieku, który wykazywał nadzwyczaj dużą chęć do interakcji i rozmów... po turecku.

W końcu przybył mój kompan. Mieliśmy nadzieję, że dorwiemy jakieś bilety z drugiego obiegu na derbowy mecz, ale się nie udało. Mecz obejrzeliśmy u jego znajomych, na projektorze. Było kilku kibiców Beşiktaşu, kilku Fenerbahçe. Czasami dochodziło do ostrzejszej wymiany poglądów, ale obyło się bez rękoczynów. A mecz był naprawdę gorący - 6 goli, 2 czerwone kartki, 3 nieuznane bramki... Myślę, że remis 3:3 to sprawiedliwy wynik, choć oczywiście jako Kanarek czuję się zawiedziony. Nie mniej niż remisem z Zagłębiem i porażką z Koroną...

Aj, aj! Mały hazardzista!
Osmanek tuż przed pierwszą lekcja polskiego!
No elegancko się ogląda meczyk w takich warunkach!
Ah, no i wreszcie zawitałem do Yerebatan Saray - Cysterny Bazyliki zbudowanej w VI wieku! Aż wstyd, że dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. Cudowne miejsce - świeże powietrze, półmrok, wilgoć, względna cisza i setki marmurowych kolumn. Na dnie podziemnego jeziorka pływają dobrze wykarmione sumy.
Yerebatan Saray
Nie patrz Jej w oczy, bo zamienisz się w kaaaa... aaa... a...

Do akademiku wróciłem po północy, jak zawsze nikt o nic nie pytał. A pamiętam jak straszyli, że po północy to nie można wracać, że nie wpuszczą etc. Takie gadanie...

Dzisiaj kolejny ekskluzywny materiał pt. Tureckie koty. Mam więcej zdjęć tych małych bestyjek, ale wybrałem pięć najlepszych, żeby Was nie zmęczyć.

Ryży Łowca - szybki i zręczny, koci kobieciarz
Dachowy Mędrzec - posturą ustępuje pobratymcom, ale to on rozwiązuje
większość sporów w lokalnych społecznościach
Zwiadowca z Południowej Przystani - niech was nie zmyli jego niewinny,
słodki pyszczek. Wystarczy jedna chwila nieuwagi i... zaczniesz stygnąć
z rozoraną krtanią
Nocna mara - postrach wszystkich gryzoni, grasuje
głównie w dokach i podłych dzielnicach
Don Pomarańcz - herszt wszystkich miejskich kocurów, wychował go
cuchnący rynsztok, w którym czuje się jak ryba w wodzie
PS: Nie wiem czy pisałem, ale zgubiłem swojego Parkera. Tego, którego (z powodzeniem) używałem na maturze, wszystkich egzaminach na uczelni i którym pisałem teksty piosenek. Na początku się strasznie zasmuciłem, bo dawał mi sporą pewność siebie (wierzyłem nawet, że kiedy czegoś nie będę umiał, to długopis mnie uratuje). Ale potem pomyślałem sobie -  Maciej... I tak dźwigasz na barkach zbyt duży bagaż sentymentów. Potencjał tkwi w tobie, nie jakimś narzędziu.

Wieża zegarowa Dolmabahçe nocą *.*
Takie perełki można znaleźć w księgarniach! :O
PS2: à propos kocurów, jest jeszcze jeden, którego odkryłem, a zwą go Emen!

Mieć stałą pracę? To jak z dupami,
Albo szybko ją rzucę, albo powoli ją stracę.
                               ~Emen, Trochę dłużej