Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Olivia Wilde. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Olivia Wilde. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 października 2015

RECENZJA #105: Marsjanin / The Martian


Lubicie, wiem o tym, że lubicie (po wyświetleniach, nie liczbie komentarzy) świeże wpisy o blockbusterach, które dopiero co włażą do polskich kin. A ja nie lubię, bo w czasie seansu ciężko nacisnąć spację i zapisać sobie zbiór luźnych uwag czy myśli. Dlatego recenzje nowalijek są u mnie bardziej emocjonalne i mniej merytoryczne, zakładając oczywiście, że w domowych warunkach znam się na kinematografii. Choć w minimalnym stopniu. Chwiejne założenie, prawda? Dobra, zacznij już wreszcie o tym Marsjanie!

Kilka fajnych widoczków, niezbyt dużo efektów specjalnych i irytujący amerykański humor. Pamiętajmy, że to film z gatunku science-fiction, mamy więc kilka nowoczesnych zabawek i później, już po zostawieniu typa na czerwonej planecie, dużo chemii, biologii i fizyki. Idę o zakład, że przy niektórych scenariuszowych szczególikach, zawodowcy z wymienionych dziedzin popukali się w czoło. Mi tam nic za bardzo nie zmieliło kory mózgowej, może tylko ta eksplozja z wodorem, była jakaś taka… niezbyt okazała, a opuszczanie atmosfery planety pod plandeką wydawało się… dość śmieszne i abstrakcyjne. Myślę jednak, że przypierniczanie się do tego typu spraw nie ma sensu. A co z dramatem ludzkim? Był czy nie było?

Był. Mark Watney (Matt Damon) odpowiednio pojękiwał kiedy krwawił i wyciągał z ciała metalowy pręt. Co prawda większość czasu zachowywał się i żartował jak osiłek z college’u, wyciągnięty za szmaty z szatni bejsbolistów, ale może był to jego sposób na odreagowanie w (dość) stresującej sytuacji? Wkurzył się i walił we wnętrze łazika raptem ze dwa razy. Jeśli chodzi o psychologiczny aspekt cierpienia osamotnionego człowieka, to mimo prawie dwóch lat bycia sam jak palec, na kiepskim prowiancie, z kolekcją płyt disco-polo, astronauta był bardzo pogodny. Nie miewał chwil zwątpienia. Kazał się nazywać Blondwłosym Piratem i kolonizatorem Marsa… Aspekt ludzkich interakcji, zarówno na statku, wśród pozostałej piątki, jak i między odizolowanym Markiem, a resztą gromadki, był płaściutki jak naleśnik i mdły jak anyżki. Za dużo żarcioszków. Chyba tylko prywatna prośba  Watney’a do pani komandor (Jessica Chastain) wyszła odpowiednio tragicznie i prawidłowo ociekała galaktycznych patosem.

Mnie osobiście podobały się wątki poboczne traktujące o uwikłaniu instytucji NASA w sieć złożonych relacji z rządem i opinią publiczną. Słać misję ratunkową czy nie? Co jeśli wyciekną zdjęcia szczątek astronauty? Co powiedzieć na spotkaniu z prasą? Pijarowskie rozkminki na plusik!

Co do upychania humoru w każdy możliwy zakamarek – trudno to jednoznacznie ocenić. Z jednej strony mieliśmy już przecież bardzo poważne filmy typu Grawitacja czy Interstellar i chyba niepotrzebne było tworzenie kolejnej tego typu produkcji. Takie obficie występujące dowcipy i zabawnie, luzacko wręcz, kreowani naukowcy obniżają realizm, ale sprawiają, że odbiór jest dużo przyjemniejszy. Jak w Jurassic World.

Jest jeden smaczek w filmie, który warto odnotować. W pewnym momencie bohaterowi dzwoni w uszach, mniejsza z tym od czego. W momencie, kiedy grzebie sobie w nich palcami, my słyszymy również nieprzyjemny pisk. Prawda, że niecodzienna, a jakże skuteczna metoda immersji?

Słówko o obsadzie (tak, tak, zdaję sobie sprawę z "za*ebistości" struktury tej recenzji). Mam kilkoro faworytów, a należą do nich: Jeff Daniels (urocza rola flegmatycznego, zmęczonego i odrobinę zgorzkniałego szefa), Michael Peña (wierzący astronauta-zgrywusek), Donald Glover (astrodynamik-nerd) i Kate Mara (astronautka, a wyróżniłem ją, bo jest po prostu Kate Mare i żaden Frank Underwood nie wrzuca ją tym razem pod pędzący pociąg na stacji metra). Reszta zagrała bez szaleństw i już prawie w ogóle o nich nie pamiętam, może prócz Chiwetela Ejiofora, który miał parę naturalnych reakcji i nieźle zagranych dram. By the way, muszę uważać kiedy napominam coś o atrakcyjnych kobitkach, bo Luba podejrzanie i z niechęcią spogląda nawet na moje polubienia profilów Bar Refaeli czy Olivii Wilde na portalach społecznościowych, więc wiecie - ciiicho sza! Tego na pewno też nie przeczyta!

I oto cały Marsjanin, którego za parę miesięcy będę kojarzył głównie z motywem uprawy ziemniaczków, tudzież kartofli, jak kto woli, na obcej planecie. Żadne must watch, żadne tastes like shit. Skrzyżowanie Robinsona Crusoe z MacGyverem. Ale bez Piętaszka i fajnych, dżinsowych kurtek. Sorry!

czwartek, 5 lutego 2015

RECENZJA #60: Her (Ona)


Dziś pragnę Wam jedynie przypomnieć o filmie, który chciałem obejrzeć od dawna (w sumie to od pierwszych trailerów), ale musiały minąć blisko dwa lata, zanim do tego dojrzałem. Mowa o produkcji pod intrygującym tytułem Her (Ona), czyli coś, co oglądaliście już kilkanaście miesięcy temu, ale zapewne nie pamiętacie!

Trudno nie być pod wrażeniem sugestywnego, matowego świata, gdzie prawdziwe emocje są towarem deficytowym. Urbanistyczna, chłodna gigantomania nasuwająca na myśl lata '60, kliniczny i hipstersko-designerski krajobraz, zaledwie kilku (ale jak dobrze zarysowanych!) bohaterów - to tworzy niesamowity klimat. NIESAMOWITY.

Chyba nie przesadzę, jeśli napiszę, że najlepszą kreację stworzyła Scarlett Johansson. Ile talentu i ekspresji trzeba było włożyć w czytane dialogów, żeby ożywić Samanthę! Nie ujmuję oczywiście nic Theodorowi (Joaquin Phoenix), który stworzył świetny kolektyw z OS 1, ale jego rola wpisuje się w kanon tradycyjnego aktorstwa. Polecam zwrócić uwagę na scenę z puszczykiem na telebimie, którą mało kto zauważa, a jest kapitalną metaforą! No i boska Olivia Wilde w drugoplanowej roli - czego chcieć więcej?

Zapraszam Cię do świata wysoko podniesionych portków, w którym ludzie nie potrafią już nawet pisać do siebie listów. Otwarte zakończenie pozwoli Ci stworzyć własną interpretację obrazu. I nie martw się, jeśli wirtualna dziewczyna puszcza się z Alanem Wattsem. Zdarza się...

Nasza przeszłość to jedynie historyjka,
którą ciągle sobie powtarzamy...
                                               ~Samantha