Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tony Hawk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tony Hawk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 12 września 2015

RECENZJA #97: Mini rodzynki BakaD'Or


Witamy w Krainie Głupoty! Tylko tutaj (tj. w Biedronce) zapłacisz prawie pięć złotych za 8 opakowań rodzynek po czternaście gram każde (8 x 14 = 112 gram). Jedno opakowanie zawiera tylko 50 kcal i jest reklamowane jako mini super przekąska. I mimo, że wygląda to dość estetycznie, mieści się w najmniejszej nawet kieszonce, to czy nie lepiej nasypać dziecku mieszanki studenckiej do śniadaniówki? Ot, nerkowce, migdały, laskowe i trochę suszonego banana lub płatków kokosa?

Może trafiłem na trefną partię, ale rodzynki, które z niemałym trudem wygrzebałem z pierwszego pudełeczka (z łatwością mieściły się w mojej niezbyt rozbudowanej piąstce) były jakieś takie… zjełczałe? Zepsute? Przesiąknięte wonią pudła? Nie wiem… Na pewno nie smakowały tak jak w luźnej saszetce czy woreczku.

Popacz jakie biedne... Gdzie jest Rzecznik ds. Owoców
i UWK (Urząd Winnego Krzewu) ja się pytam!?

Do składników raczej przyczepić się nie można. 99,5% rodzynek, reszta to olej słonecznikowy. Przez wzgląd na ten drugi nie podoba mi się szczelne pakowanie produktu w paczki ciut mniejsze od pudełka zapałek. Poza tym, gdyby to było coś innego niż winogronowy susz, to prawie 65% cukru w przekąsce (nie węglowodanów, cukru) zapewne wywołałoby pianę na ustach ekspertów ds. żywienia. Chociaż to mówię głosem cichym. Nieśmiałym. Bo się po prostu nie znam.

Zgodnie z rozporządzeniami dotyczącymi ustawy o zdrowym żywieniu w szkołach paczuszki firmy BakaD’Or będą mile widziane w sklepikach, a to z powodu właściwej gramatury. 200 gram suszonych śliwek to zło, ale 100 gram jest już okej. Butelki lub puszki po 330 mililitrów są w porządku, litr soku pomarańczowego – bee! * Lex, lex, wszędzie lex

Ogólnie to hejtuję rodzynki z pomarszczonym Tonym Hawkiem na przedzie. Przestrzegam rodziców i oficjalnie przeistaczam swój bezpłciowy blog-zsyp w opiniotwórczy blog parentingowy. Dziękuję, dobranoc!


sobota, 7 marca 2015

RECENZJA #65: OlliOlli2: Welcome in Olliwood (PS4)


Zakochałem się w OlliOlli2: Welcome to Olliwood. Nie obiecywałem sobie zbyt dużo po marcowej ofercie PlayStation Plus, a tu proszę - niewielka gierka od niezależnego londyńskiego studyjka roll7 sprawiła mi niesłychanie dużo frajdy. I choć wiem, że nigdy nie zaliczę nawet połowy gry, to chce mi się wykonać kolejnego perfekcyjnego grinda na poręczy. Oj chce!

Minimalistyczne, dwuwymiarowe gry zręcznościowa typu crossfader przeżywają ostatnio istny renesans! Po ciepło przyjętym The Swapper i ambitnym Apotheon mamy kolejny indykowy tytuł w ramach płatnego abonamentu. No dobra, prawdopodobnie popyt jest sztucznie kreowany, bo na PS4 nie ma jeszcze zbyt dużo gier, które można by opłacalnie opchnąć. Trochę zazdrość zżera, kiedy przyjrzymy się co w tym samym czasie dostają posiadacze konsol starej generacji, bo nie oszukujmy się - OlliOlli bardziej nadaję się pod PS Vita... Oby sytuacja w przyszłości się polepszyła!

Co mnie jednak urzekło w OlliOlli2 i sprawiło, że nie chcę przesadnie psioczyć na marcowy set? Słodka, cukierkowa grafika. Dwa tryby rozgrywki (plus treningowy skatepark) wypełnione dodatkowymi celami. Wysoki poziom trudności i szatańska pomysłowość autorów, żeby dostarczać graczowi niewiarygodnie wymagające plansze, które na końcowych poziomach nie wybaczają żadnego błędu. Świetna, nieinwazyjna muzyka w tle (nieliczne motywy odblokowujemy po przejściu pełnego cyklu plansz w danej stylistyce; basowy dubstep wywołuje ciary na plecach). Kilkadziesiąt tricków, które możemy wyczesać przy pomocy zaledwie kilku akcji (zazwyczaj wystarczy odpowiednio wychylić lewą gałkę analogową). Przejrzystość menu, design liczników. Możliwość rywalizowania z graczami w codziennym konkursie.

Co warto by zmienić? Przydałby się jakiś multiplayer w trybie gorących krzeseł (sam tryb wieloosobowy ma dojść wkrótce). No i może ciut więcej plansz, bo amatorzy, którzy sami sobie nie odblokują mapek Pro mogą się dość szybko zniechęcić. Checkpointy na życzenie gracza? Chociaż nie, może to byłoby zbytnie uproszczenie. Doceńmy uczucie, kiedy po kilkudziesięciu próbach zaliczamy kolejną, wydawałoby się niemożliwie trudną planszę, po czym wracamy do poprzednich i śmiejemy się w głos na widok żałośnie prostych wyzwań. No to chociaż więcej treningowych zadań, bo 13 lekcji to ciut za mało, żeby wykręcać kilkumilionowe combosy na planszach! Tak czy inaczej jestem szczęśliwym graczem i naprawdę dawno nie miałem tak mokrych i zmęczonych dłoni. W czasie gry na konsoli rzecz jasna, If you know what I mean... ;>
OlliOlli2: Welcome to Olliwood zadowoli zarówno casuala, jak i konsolowego wyjadacza. Jeśli miałbym formułować ocenę w dziesięciostopniowej skali, byłaby w okolicach mocnej siódemki.


Nagle  Eureka - przecież da się wejść balkonem,
po piorunochronie, jak w "Jestem Hardkorem"!
                ~Kubi, Mądry Polak po szkodzie, głupi po głodzie
 
Materiały pochodzą z bloga: http://www.roll7.co.uk/#!olliolli2/ccko