Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zręcznościówka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zręcznościówka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 sierpnia 2016

RECENZJA: Deadlight Director's Cut (PS4)


Czy warto sięgnąć po Deadlight Director’s Cut, zręcznościowo-logiczną platformówkę o uciekaniu przed zombie (tutaj zwanych Cieniami), szukaniu rodziny i napraszaniu się o ciężki wpie*dol od zbrojnych bojówek? NOPE. Mimo że kilka jasnych punkcików w produkcji da się odnaleźć, nie polecam się silić. Nie ma tu bowiem najważniejszego - prawdziwej przyjemności z gry. Są tylko frustracja i zgrzytanie zębami.

W grze występują 3 rodzaje broni: siermiężny topór, rewolwer i strzelba.
Czasami postrzelamy też z procy, ale raczej żeby odblokować dalszą drogę.

W ciemnych lokacjach trudno cokolwiek dostrzec, nawet po zabawie z jasnością i kontrastem (zauważyli to nawet deweloperzy, dlatego po chwili bezczynnego stania, na krawędziach dostępnych półek pojawiają się białe znaczniki). Sterowanie jest nieprecyzyjne, a bohater nieresponsywny. Jak (żartobliwie?) napisał jeden z internautów: silnik fizyczny wprowadza nieliniowość. To koszmarna prawda. Giniemy często i gęsto, szczególnie na etapach, w których pruje do nas helikopter, a my nie wiemy gdzie biec. Ekrany wczytywania są nużące i długie. Punkty zapisu czasami szwankują. Zdarzyły mi się fatalne bugi takie jak wylecenie spoza planszy czy wywalanie z programu. Zakończenie fabuły woła o pomstę do nieba. Poza tym, gra jest krótka, a dodatkowa zawartość (walka o przetrwanie czy tryb z jednym życiem) to jakieś nieśmieszne żarty. Nie warto kupować tej reedycji gry z 2012 roku. Przygody Randalla Wayne’a nie są warte stówki. Może gdyby gra kosztowała 40 lub 50 złotych? Albo 5 Ojro? Tak tylko głośno myślę…

Retrospekcja z nauką strzelania - jeden z najlepszych momentów!

To teraz pora na garść jaśniejszych punktów, które jako rzetelny recenzent jestem zobligowany przytoczyć. Gdzieś między błędami jest w tym wszystkim niezła grafika i klimat. Klimat budowany głównie przez dynamiczne plansze komiksowe (podobne rozwiązanie jak w przypadku Assasin’s Creed Chronicles) i niezłe przerywniki oszczędnie podające fabułę (mowa na przykład o nauce strzelania czy powracających wspomnieniach Randalla). Interesujące są również oldskulowe arcadowe minigierki, szkoda że tylko trzy. Gra jest w angielskiej wersji językowej  i przyjemnie się tego słucha (oprócz dźwięku można dodać również napisy, co bardzo ułatwia zrozumienie monologów i okazjonalnych dialogów). Gdzieś tam jest również dziennik bohatera do poczytania i zabawa w szukanie dowodów osobistych nieżyjących postaci. No i ostatnia rzecz, o której warto wspomnieć – bezradność przy sterowaniu sprawia, że w świecie gry rzeczywiście czujemy się zaszczuci. Ale chyba nie tak powinno to działać w grze wideo, co?

Dobry wieczór!

Jeżeli ktoś z Was przypadkiem rozważa zakup Deadlight Director’s Cut, to ja zdecydowanie odradzam. Nie warto się wku*wiać przy przechodzeniu. Jeszcze porozwalacie pada czy cuś. Znam masę lepszych sposobów jak można utopić stówkę. Jeśli już koniecznie chcecie kupić to nieszczęsne Deadlight Director's Cut na PS4, to kupcie używane, przejdźcie w dwa wieczory i szybko wystawcie na sprzedaż. Podsumowując: mierna produkcja, która nie zasługiwała na odświeżenie i ponowne zawitanie na sklepowe regały. Ale wiecie jak działa świat – pieniążek musi się kręcić. Jeśli miałbym wystawiać ocenę, to 4/10 byłoby maksem. Sorry, dziś jestem wyjątkowo cięty!

Źródła obrazów: klik, klik, klik i klik!

sobota, 7 marca 2015

RECENZJA #65: OlliOlli2: Welcome in Olliwood (PS4)


Zakochałem się w OlliOlli2: Welcome to Olliwood. Nie obiecywałem sobie zbyt dużo po marcowej ofercie PlayStation Plus, a tu proszę - niewielka gierka od niezależnego londyńskiego studyjka roll7 sprawiła mi niesłychanie dużo frajdy. I choć wiem, że nigdy nie zaliczę nawet połowy gry, to chce mi się wykonać kolejnego perfekcyjnego grinda na poręczy. Oj chce!

Minimalistyczne, dwuwymiarowe gry zręcznościowa typu crossfader przeżywają ostatnio istny renesans! Po ciepło przyjętym The Swapper i ambitnym Apotheon mamy kolejny indykowy tytuł w ramach płatnego abonamentu. No dobra, prawdopodobnie popyt jest sztucznie kreowany, bo na PS4 nie ma jeszcze zbyt dużo gier, które można by opłacalnie opchnąć. Trochę zazdrość zżera, kiedy przyjrzymy się co w tym samym czasie dostają posiadacze konsol starej generacji, bo nie oszukujmy się - OlliOlli bardziej nadaję się pod PS Vita... Oby sytuacja w przyszłości się polepszyła!

Co mnie jednak urzekło w OlliOlli2 i sprawiło, że nie chcę przesadnie psioczyć na marcowy set? Słodka, cukierkowa grafika. Dwa tryby rozgrywki (plus treningowy skatepark) wypełnione dodatkowymi celami. Wysoki poziom trudności i szatańska pomysłowość autorów, żeby dostarczać graczowi niewiarygodnie wymagające plansze, które na końcowych poziomach nie wybaczają żadnego błędu. Świetna, nieinwazyjna muzyka w tle (nieliczne motywy odblokowujemy po przejściu pełnego cyklu plansz w danej stylistyce; basowy dubstep wywołuje ciary na plecach). Kilkadziesiąt tricków, które możemy wyczesać przy pomocy zaledwie kilku akcji (zazwyczaj wystarczy odpowiednio wychylić lewą gałkę analogową). Przejrzystość menu, design liczników. Możliwość rywalizowania z graczami w codziennym konkursie.

Co warto by zmienić? Przydałby się jakiś multiplayer w trybie gorących krzeseł (sam tryb wieloosobowy ma dojść wkrótce). No i może ciut więcej plansz, bo amatorzy, którzy sami sobie nie odblokują mapek Pro mogą się dość szybko zniechęcić. Checkpointy na życzenie gracza? Chociaż nie, może to byłoby zbytnie uproszczenie. Doceńmy uczucie, kiedy po kilkudziesięciu próbach zaliczamy kolejną, wydawałoby się niemożliwie trudną planszę, po czym wracamy do poprzednich i śmiejemy się w głos na widok żałośnie prostych wyzwań. No to chociaż więcej treningowych zadań, bo 13 lekcji to ciut za mało, żeby wykręcać kilkumilionowe combosy na planszach! Tak czy inaczej jestem szczęśliwym graczem i naprawdę dawno nie miałem tak mokrych i zmęczonych dłoni. W czasie gry na konsoli rzecz jasna, If you know what I mean... ;>
OlliOlli2: Welcome to Olliwood zadowoli zarówno casuala, jak i konsolowego wyjadacza. Jeśli miałbym formułować ocenę w dziesięciostopniowej skali, byłaby w okolicach mocnej siódemki.


Nagle  Eureka - przecież da się wejść balkonem,
po piorunochronie, jak w "Jestem Hardkorem"!
                ~Kubi, Mądry Polak po szkodzie, głupi po głodzie
 
Materiały pochodzą z bloga: http://www.roll7.co.uk/#!olliolli2/ccko