Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kreatywność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kreatywność. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 grudnia 2014

RECENZJA #50: Carcassonne - gra planszowa


Nie lubicie zbytnio czytać, co? No to jubileuszowa, pięćdziesiąta recenzja będzie krótka i zwięzła. Od jakiegoś czasu widuję na przystankach tramwajowych reklamy znajomej gry planszowej: Carcassonne. Ponoć już 7 milionów sprzedanych sztuk na całym świecie (na moim pudełku jest jeszcze napisane, że sześć). To co, warto iść za stadem i kupić zestaw podstawowy?

Warto! Kolorowe, starannie wykonane elementy (figurki, tor zwycięstwa i płytki terenu), duża grywalność (grać może maksymalnie pięciu ludzi, po rozbudowaniu o dodatki nawet więcej, aczkolwiek przy więcej niż trzech osobach robi się chaos i męczy długie oczekiwanie na swoją kolejkę) i akceptowalny czas trwania jednej partii (na opakowaniu znajdziecie informacje, że to maksymalnie 45 minut, ale w rzeczywistości zazwyczaj bawimy się dwa razy dłużej) to główne zalety produktu. Rozczarowuje tylko brak woreczka (dodany w jednym z dodatków...) i minimalistyczna instrukcja, która zostawia pewne drobne niuanse do rozstrzygnięcia samemu, podczas zabawy. No i płytki punktacji również powinny znajdować się już w podstawce, bo zapamiętywanie ile razy ludzik okrążył tor niepotrzebnie zawraca nam głowę.

Oczywiście losowanie płytek wiąże się z dużą przypadkowością rozgrywki, ale nie jest to zbyt irytujące, po prostu cały czas musimy korygować naszą strategię, trochę jak w Pokerze. Gdy już znudzi nam się granie tylko podstawowym zestawem z dużego, niebieskiego pudła, możemy dokupywać liczne dodatki, które jednak mocno udziwniają rozgrywkę. Moim skromnym zdaniem świetna zabawa jest wynikiem prostoty, a płytki opactw, katedr, smoki, wozy, wieże, wiedźmy itd. to już fanaberie, mające na celu wyciągnąć więcej pieniążków z naszych pocerowanych kieszeni (można się szarpnąć na rozszerzenie, ale na pewno nie polecam grania z wieloma dodatkami naraz, szczególnie początkującym). Każdy dodatek na siłę stara się wnieść coś nowego do zabawy, a ja z radością przyjąłbym taki, który dodaje powiedzmy... 50 różnych płytek terenu. Wtedy to byłoby coś!

Na zdjęciu zaimprowizowane rozwiązanie: lniany woreczek używany
w domowym piwowarstwie, tutaj: do losowania płytek; śpieszę również
z wyjaśnieniem, że w moim pudle jest więcej płytek niż normalnie, bo
dodałem elementy z dwóch dodatków (Opactwo i Burmistrz, Karczmy i Katedry).

Oprócz klasycznych gier planszowych (Szachy, Scrabble, Alkochińczyk), Carcassonne to moja ulubiona pozycja. Może w swojej karierze nie grałem w oszałamiającą liczbę gier, ale w kilkanaście mi się zdarzyło. Nie odkryję tutaj Ameryki, ale Niemiec Klaus-Jürgen Wrede odwalił kawał dobrej roboty. Polecam nawet tym, którzy takie zdziecinniałe dziedziny kultury omijają szerokim łukiem! Adekwatna cena: około 70 złotych, zbędne dodatki latają zaś po pół stówy. Pomysł na prezent dla dzieciaka z podstawówki? Zdecydowanie!
 
Obserwuj najnowsze posty na Kultura & Fetysze!

sobota, 29 listopada 2014

RECENZJA #46: Zniszcz ten dziennik - Keri Smith


Jak ubogi musi być współczesny człowiek, żeby ujścia swoich emocji i osobowości szukać w poniewieraniu książki? Daleki jestem od patetycznych haseł typu: książka jest naszym największym przyjacielem, a przyjaciela tak się nie traktuje!, po prostu prymitywizm XXI-wiecznego społeczeństwa (i jego artystów) jest przerażający. I może rzeczywiście prezentuje tutaj absolutny brak dystansu, ale chodzić z dziennikiem pod prysznic? Malować włosami? Przecinać kilka kartek na raz? W jakim celu?

Wiecie co jest kreatywne? Wymyślenie interesującej bajki dla dziecka. Naszkicowanie zimowego pejzażu. Napisanie recenzji serialu, który oglądałeś kilka dni temu. Powiedzenie nietuzinkowego komplementu swojej Drugiej Połówce. Nawet pieprzone zaszycie sobie gaci jest bardziej kreatywne niż wylewanie kawy na papier! Błyskotliwa i twórcza myśl powinna (przynajmniej w moim mniemaniu) wykraczać poza bazgranie i niszczenie spiętych białych kart. Sorry.

Niektóre idee niestandardowych książek wydają się sympatyczne, np.: Wszystko co mężczyźni wiedzą o kobietach pióra Alana Lowell Francisa czy wszelkie nurty awangardowe bazujące głównie na znakach interpunkcyjnych. To pozwala rozwijać wyobraźnię i dobrze się bawić. Niestety, Zniszcz ten dziennik dostaje ode mnie pałę. Mimo starannego wykonania, formuła kompletnie mnie nie przekonuje i nie odkryję w sobie dziecka poprzez rysowanie krzywych linii podczas biegania. Jestem starym, stetryczałym piernikiem, który woli wydać 25 złotych na kilka czekolad, które bardziej poprawią mu humor.

Oczywiście wielu internatów pieje z zachwytu nad dziełem autorstwa Keri Smith, mówiąc że w życiu lepiej się nie bawili i właśnie tutaj oderwali się od prozy życia codziennego. Cóż, może bardzo zestresowanym pracownikom korporacji, którzy chcą się wyżyć przyda się taka lekturka. Jak dla mnie totalne dno, ale jeśli komuś to w czymś pomoże? Nie widzę przeszkód! W końcu ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy mówi samo za siebie... Ja nie mam zamiaru dołączyć do stada baranków i wydawać swoje ciężko zarobionych pieniądze w taki sposób!

Chcesz być na bieżąco z nowymi wpisami? Obserwuj bloga na Kultura & Fetysze!

Okładka pochodzi z: http://www.bebio.pl/shop/ksi/zniszcz-ten-dziennik