Niestety... Skończył się Bayram - skończyło się wolne! A było tak
przyjemnie - współlokator wyjechał do Bursy,
przez kilka dni miałem pokój tylko dla siebie (nie żebym miał coś do Shihchuana Aliego Chuanga, po prostu
przyzwyczaiłem się do posiadania własnego terytorium). Między innymi dlatego
szukamy mieszkania z Yarikiem i Nerijusem. Wszystko wskazuje jednak na
to, że jesteśmy uziemieni w akademiku na dobre - każda satysfakcjonująca nas
oferta wymaga podpisania rocznego kontraktu.
Podczas Bayramu głośne i tłoczne uliczki Beylikdüzü stały się niemal wymarłe. Zamknięto mój ulubiony dyskont i przybytek z tanim dönerem. Nikt nie
zaczepiał mnie z agresywną reklamą muli
czy innych trefnych produktów spożywczych. Doszło nawet do tego, że jednego
wieczoru musiałem wypełniać burczący brzuch bananami z osiedlowego warzywniaka
(moja wina, nie zaopatrzyłem się zawczasu w zapas pożywienia). Z okazji świąt gruby,
wąsaty sprzedawca częstował klientów cukierkami. Pierwszego (najbardziej
uroczystego dnia obchodów) śniadanie w akademiku było obfitsze niż zwykle, a
żeby zjeść obiad niepotrzebne były impulsy na karcie posiłkowej! Z innych
ciekawostek - przejazd metrobusem
kosztował jedynie 50 Kurusz (połowę
normalnej ceny)! Taaak, gdyby tylko spadł śnieg, poczułbym się jak przed Bożym Narodzeniem (na wystawach
sklepowych ustawiono stosy prezentów, wszyscy krzątali się podejrzanie
pośpiesznie). W dwóch słowach: İyi
Bayramlar!
W niedzielę przed Bayramem wybraliśmy się z Osmanem na małą wycieczkę do jego
ulubionej kawiarni i Ortaköy (arena w której wynajmuje swoje europejskie mieszkanie). Był to ciekawy dzień,
odlepiłem się od miejsc mainstremowych,
uzyskując jednocześnie szereg ciekawych informacji od mojego przewodnika.
Dobrze mieć tureckich znajomków!
|
Suleymaniye Mosque |
|
Suleymaniye Mosque |
|
Suleymaniye Mosque |
Najpierw wstąpiliśmy do Suleymaniye Mosque, który został
zaprojektowany przez genialnego Mimara
Sinana (podobnie jak setki innych konstrukcji religijnych, pałaców, łaźni,
szpitali, szkół i mostów w Turcji). Nie da się ukryć, że Sultan Suleyman działał z rozmachem. I tu kolejna ciekawostka - znacie
sposób na odstraszenie pająków? Wydmuszki ze strusich jaj!
|
Sehrim İstanbul |
|
Kuru Fasulye, chociaż Osman długo wykłócał się z gospodarzem, że oryginalna Kuru Fasulye powinna mieć większe ziarna... ;) |
Później wypiliśmy herbatę w Sehrim İstanbul (co znaczy po prostu: moje miasto Istambuł), skąd rozpościera się piękny widok na Bosfor i Złoty Róg. Na obiad udaliśmy się jednak z powrotem w okolice
meczetu, aby spożyć Kuru Fasulye -
tradycyjne posiłek w tej części miasta. Tak naprawdę to danie smakowało
podobnie jak mocno doprawiona fasola ze słoika Pudliszki. Ciii..!
|
-W Paryżu najlepsze kasztany są na Placu Pigalle. -Zuzanna lubi je tylko jesienią. |
|
Poza na żołnierzyka |
|
O nie! To jakiś psychopata! A nie... To tylko specjalny uśmieszek Osmana! ;) |
|
Ok, ok - Let's start to eat it! |
|
I jeszcze jedno zdjęcie waffle, żebyście trochę pozazdrościli! |
Po długiej wędrówce przez miasto
i przejechaniu tramwajem aż do Kabataş
trafiliśmy wreszcie do mieszkania Osmana (które
całkowicie opustoszało na czas świąt - mogłem wybrać jedno z czterech łóżek).
Zostawiliśmy tam swoje rzeczy i ruszyliśmy poobserwować nocne życie Ortaköy. Nie mogło obejść się bez
zabójczo słodkiej kolacji w postaci waffle'i.
Po kilkudziesięciominutowym spacerze zaszyliśmy się w apartamencie mojego
przyjaciela i spędziliśmy bardzo miłą noc. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie
było żadnej dwuosobowej Gay party,
chociaż utwory muzyczne, które preferuje Osman
są, hm... mocno refleksyjne i poetyckie. Osman
stał się także pierwszym słuchaczem mojego nadchodzącego materiału - Tryptyku. Nie mógł uwierzyć, że to ja
(póki nie zaprezentowałem kilku fragmentów na
żywo), aczkolwiek spropsował
stronę instrumentalną utworów. O wrażeniach lirycznych (z wiadomych przyczyn)
za dużo powiedzieć nie mógł, ale wytłumaczyłem mu main ideas każdego z trzech tracków.
|
Rozgrzewka. Na razie trybuny są spokojne... |
No i wisienka na torcie! 15
października byłem na meczu Turcja - Holandia. Nie, nie, Czytelniku! Przeczytaj
to uważniej, bo chyba nie zrozumiałeś powagi
mojego uczestnictwa w tym wydarzeniu. Türkiye vs Hollanda! Mecz, który decydował o tym, która
drużyna pojedzie na Mundial. Mecz o wszystko (och, jakie to polskie!), jedno z
najważniejszych widowisk sportowych ostatnich lat! Widziałem na żywo min.: Robbena, Van Persiego, Buraka Yilmaza. Kibicowałem krajowi, który jest
obecnie bliższy mojemu sercu (Wow!
Mieszkam tu już od ponad miesiąca) ale niestety - Holandia przyjechała,
strzeliła dwa gole i pojechała. Myślałem, że chociaż jedna biało-czerwona
drużyna będzie miała więcej szczęścia... I tutaj smaczek - drugiego gola sprokurowało
dwóch graczy z ligi tureckiej: gol Sneijdera
(Galatasaray) po podaniu Kuyta (Fenerbahҫe).
|
Szalik fanatyka, a jak! |
|
Nie machają i nie skaczą - czas na zdjęcia! |
Jeśli miałbym powiedzieć coś o
atmosferze na meczu. Hm, nie zwykłem przeklinać na blogu, ale tym razem to
zrobię - było jak w pier#olonym piekle! Nie najgorsze zdjęcia wykonałem tylko w
czasie rozgrzewki i przerwy. Tłum żył: falował, krzyczał, machał flagami,
rozpychał się i wzdychał po nieudanych akcjach jak jeden organizm (dokładnie
jak w pismach Platona - nic nie
zatrzymałoby tych ludzi, gdyby ktoś podłożył iskrę). Czułbym się bardziej komfortowo, gdybym rozumiał co krzyczą
ci wszyscy spoceni ludzie, ale na szczęście nikt nie zwracał na uwagi na mnie i
moją ograniczoną ekspresję. Jestem raczej sentymentalnym chłopcem i kiedy
usłyszałem jak cały stadion śpiewa barbarzyński,
bojowo brzmiący hymn w moim oku zakręciła się łezka. Pod koniec widowiska
stadion tonął w łupinach słonecznika. Niesamowite jest to, że mecze
reprezentacji są tutaj tańsze niż spotkania ligowe, bo (jak twierdzi Osman) drużyna narodowa potrzebuje
wsparcia i już.
|
Robben - niesłychanie zabawnie obserwować jego ciągłe machanie rączkami! |
Podróż powrotna do akademika była
smutna i długa, ale na szczęście towarzyszył mi Ali (z którym na początku nie mogliśmy się znaleźć ponad pół godziny). Podziwiam Holendrów, którzy zdecydowali się wracać tym samym środkiem
transportu co rozżaleni Turcy. Oczywiście nic poważnego się nie stało, ale
okrzyki typu F#ck Amsterdam! chyba
nie należą do najuprzejmiejszych... Strach pomyśleć co byłoby, gdyby w krajach
muzułmańskich alkohol nie był obłożony zakazem religijnym. Swoją drogą - brak
alkoholu rozwiązuje sporo problemów społecznych: alkoholizm, pijani kierowcy, nieuzasadniona
agresja czy przemoc w rodzinie. Śmiem nawet twierdzić, że przyjazd do Turcji i
upijanie się co wieczór może całkowicie pozbawić nas szansy na zrozumienie
tutejszej kultury i mentalności.
|
Legalna muzyka!?
Ostatnie chwile hajlajfu przed panicznym sprawdzaniem stanu konta... :C |
No i na koniec muszę wspomnieć,
że nie zawsze jest różowo. Istnieje ciemna strona mojego pobytu w Istanbule. Chciałbym jednak podkreślić,
że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach sytuacji, ludzie traktują mnie miło
i uprzejmie. Zawsze istnieje jednak ten jeden procent... Gorzej nastawieni
obywatele (patrioci-nacjonaliści lub zwykli chuligani?) słysząc, że rozmawiam z
kimś po angielsku zaczynają nieprzychylnie mamrotać coś pod nosem (raz usłyszałem
nawet ciche Shut up!, ale gdy
odwróciłem wzrok, żeby przyjrzeć się nadawcy tego komunikatu wszyscy szukali
czegoś interesującego na podłodze tramwaju). Innym razem siedząc przy stoliku w
pobliżu bistro i zajadając tosta gdzieś w małej uliczce przylegającej do Taksim Square, ktoś jak gdyby nigdy nic
wziął w połowie pełną szklankę mojego napoju i ją wypił. Bardzo, bardzo nie
lubię takich sytuacji. Kiedy zorientowałem się co jest grane, a do mojego mózgu
dotarła odrobinka adrenaliny i zacząłem zwijać (nie zaciskać - to bardzo
ważne!) pięści, dwóch kelnerów odciągnęło delikwenta, tłumacząc że go znają i
to jakiś lokalny ćpunek. Zaczęli mnie przepraszać i przynieśli dodatkową szklaneczkę
Coli w ramach rekompensaty. Ok,
dobrze że tak się to skończyło. Prawdę mówiąc większość Turków (i Turczynek!
<3) patrzy mi prosto oczy dłużej niż nakazuje uliczna etykieta. Nie wiem czy
to zwykła ciekawość (rzadkie, niebieskie oczy), czy wyzwanie do walki.
Najlepiej się wtedy uśmiechnąć i zdezorientowany przechodzień odwraca wzrok.
Zbyt wczesne oderwanie oczu od potencjalnego oponenta mogłoby zostać odebrane
jako oznaka strachu, a tego bym nie chciał. Mam zbyt dużo lir i ważnych
dokumentów w portfelu, żeby zostało miejsce na strach! Niezbyt atrakcyjne jest również
poruszanie się nad ranem po dzielnicach oddalonych od centrum (takich jak moja).
Bezdomne psy łączące się w małe stada nie wzbudziły we mnie większego zaufania,
kiedy wracałem z Kapadocji. Uuups! Wygadałem
się! Drugą część jedenastodniowych wakacji spędziłem poza miastem. Postaram się
napisać o tym coś ciekawego następnym razem!
PS: Już myślałem, że będę musiał
stwierdzić jak Bisz w kawałku Głupiomądry: Tu mam swoje emocje - pierdolić Kapadocję!, gdyż do ostatniego dnia
nie było pewne czy znajdzie się dla mnie bilet i hotel. Na szczęście - udało
się!
34 year-old VP Sales Briney D'Adamo, hailing from Mont-Tremblant enjoys watching movies like Cold Turkey and Cycling. Took a trip to Town Hall and Roland on the Marketplace of Bremen and drives a Ferrari 375-Plus Spider Competizione. Wiecej informacji
OdpowiedzUsuń