|
Widoki gdzieś w pobliżu stacji tramwajowej Kabataş |
|
Balıkçılar - rybacy |
|
Sokak satıcısı - uliczny sprzedawca |
No i skończył się 2013! Mieszane
uczucia. Z jednej strony odniosłem kilka sukcesów "edukacyjnych" (dwie
konferencje, odważna decyzja dotycząca studiowania w Turcji), znalazłem nowe
hobby (blogowanie) i nie zaniedbałem żadnego ze starych. Zacieśniłem też
relacje z najbliższymi przyjaciółmi. Zdaje się również, że zaszło kilka
pozytywnych zmian w mojej osobowości i podejściu do życia. Z drugiej jednak
strony dwutysięczny trzynasty zostawił mi jedną trwałą bliznę. Chrzanić!
Ale zanim o Sylwestrze, słów kilka o niedzielnej wyprawie z Osmanem. Wycieczki z Nim są zawsze niesłychanie
pouczające. Ile rzeczy mogłoby mnie ominąć gdybym nie poznał go na lotnisku -
strach pomyśleć! Tym razem zaatakowaliśmy dwie sąsiadujące ze sobą dzielnice: Fener i Balat. W tej pierwszej odwiedziliśmy Aya Yorgi - prawosławną katedrę
Św. Jerzego, jedną z najważniejszych świątyń Patriarchatu Konstantynopolskiego. Bardzo ciche i dostojne miejsce.
Fener to klimatyczny dystrykt
przytulony do Złotego Rogu, pełen
nieodrestaurowanych domostw i fragmentów starych, porośniętych krzewami i mchem, murów. Po umiarkowanie długim spacerze dotarliśmy do Sveti Stefan Kilisesi - Kościołu
Bułgarskiego, zwanego również Żelaznym.
Niestety, nie po raz pierwszy okazało się, że zwiedzanie Turcji podczas miesięcy zimowych jest bardzo rozczarowujące - przez renowację nie zobaczyliśmy
właściwie nic... Wisienką na torcie było odwiedzenie Uluslararası hediye furarı - Międzynarodowego Targu Pamiątek. W to
miejsce zjechali wystawcy z całego kraju i kilku sąsiednich. Próbowaliśmy z Osmanem prawie wszystkiego - kawy,
serów, tryliardów rodzajów słodyczy... Moimi faworytami były: świeżutki chleb z
Trabzonu, wszelkiego rodzaju
naturalne marmolady i kosmicznie drogi miód z kasztanów. Nie sposób także nie wspomnieć o urfie - placko-krokiecie z mięsem i pietruszką a także leciutkim pişmaniye - rodzaju słodyczy z İzmitu wyglądającym niczym wełna.
Kupiłem kilka pamiątek dla rodzinki, między innymi obrus z Tokat, słoiczek tajemniczego lekarstwa z Manisy (według starej legendy, około pięćset lat temu postawiło ono
na nogi samego sułtana, a przygotowywane jest z 41 różnego rodzaju ziół i
składników) i różane mydło z Isparty.
Dorwałem też okazyjnie bardzo tanią (ale stylową) biżuterię z Kütahya. Po spędzeniu całego popołudnia
na targu, planowaliśmy obejrzeć wspólnie ostatni mecz sezonu naszego ukochanego Fenerbahҫe, ale niestety - czekały na
mnie ostatnie poprawki do jednej z (na szczęście ostatnich) prac... Tak sobie
myślę - szkoda, że nie zostaję tutaj całego roku. W panice przeglądam
przewodnik turystyczny i widzę jak wiele rzeczy jeszcze nie widziałem. I nie
wiem czy zdążę...
|
Kadir Has University, ongiś fabryka tabaki
|
|
Klimatyczne uliczki Fener |
|
Ujujuj, kiedyś się doigram za takie zdjęcia... |
|
Kadir Has Caddesi |
|
Katedra św. Jerzego |
|
Maciej sam w Istanbule |
|
Za zdrowie bliskich |
|
Bogato zdobione wnętrze katedry |
|
Miejsce głównego celebransa |
|
Kościół Bułgarski |
|
Kruche tureckie sery.
Na targach był zbyt duży tłok żeby wykonać więcej zdjęć + ręce miałem
zajęte smakołykami |
|
Urfa |
|
Targ był zorganizowany w dawnej fabryce
czerwonych czapeczek! |
Impreza noworoczna. Niezbyt lubię
tego typu wyjścia, no ale przynajmniej raz do roku trzeba się gdzieś ruszyć.
Wybraliśmy się w piątkę na wydarzenie organizowane przez Istanbul Student Life. Miała to być ekskluzywna impreza w willi,
ale miejsce przypominało raczej klub - trzypiętrowy, odrobinę podstarzały
budynek z wąskimi schodkami. Nie było nawet gdzie spokojnie usiąść, no cóż.
Największym plusem wyjścia okazało się bliższe poznanie dwóch rosłych Finlandczyków, których widywałem na
kursie tureckiego, ale nie miałem specjalnej okazji pogadać. Przed impreza
wybraliśmy się do ich cudownego mieszkanka na małego beforka (nie ma to jak wódka pita z tureckich szklaneczek do
herbaty). Kiedy okazało się, że za wynajem tego przybytku płacą jedynie 1000
lir zrobiło nam się bardzo smutno. Lossers
from dorm... Po rozgrzewce skorzystaliśmy
z metrobusu i złotówy. Dotarliśmy idealnie na czas, ale nigdy więcej w pięciu
chłopa do małej taksówce (chociaż droga powrotna była sto razy gorsza z uwagi na...
stan niektórych członków ekipy). Sama impreza nie powaliła na kolana. Ot,
nielimitowany alkohol i ciasnota na małym pakiecie. Najprzytulniejsze okazało
się ostatnie piętro, na którym można było odetchnąć świeżym powietrzem i
obserwować pokaz sztucznych ogni. Gdzieś w środku imprezy wywinąłem tam
potężnego orła i nie do końca wiem, czy byłem aż tak nabzdryngolony, czy płytki
zroszone deszczem, niedopitymi drinkami (i strach pomyśleć czym jeszcze) okazały się tak zdradliwe śliskie. Na szczęście obtarłem sobie tylko zewnętrzną część lewej dłoni. Miałem farta, na twardych kamiennych parapetach stało kilka doniczek. Na przykładzie Michaela Schumachera
widać wyraźnie, że można jeździć na nartach w kasku i odnieść poważne obrażenia
głowy. Zapewne troszkę wyluzowany byłem. Nie widziałem, na przykład, nic
dziwnego w tym, że dziewczyna z którą rozmawiam jest z Persji. Brak istnienia
tego państwa na mapie nie przeszkadzało mi w zadawaniu pytań o jego populację,
zwyczaje itd. Śmiechowo... Za to bardzo wyraźnie pamiętam wybicie północy. Jakaś
świeżo upieczona, pijana parka chichotała gdzieś z boku całując (pożerając?) się
w bardzo wyuzdany sposób, a mi przelatywały przed oczyma obrazki z mijającego
właśnie roku. Refleksyjny pokaz slajdów przepijany Whisky z Colą i szczyptą goryczy. Czasem lubię takie chwile samotności w rozentuzjazmowanym
tłumie, który nie zwraca na nic uwagi. Snuję sobie wtedy w duchu własne
rozmyślenia, powtarzając sobie: jesteś ponad tym.
|
Czterech przystojnych facetów i ja. Od lewej Olli, Nerijus, Jaakko
i Tadas (w środku) |
|
Widok z dachu - najlepsze zdjęcie jakie wykonały moje pijane,
roztrzęsione rączki |
|
I chociaż jedno zdjęcie z polskimi dziewczynami, znalezione w odmętach fb.
Co ciekawe (z tego co pamiętam) wiedziały o istnieniu mojego bloga, choć
wcześniej się nie znaliśmy <3 Blogowy celebryta...
Od lewej Gosia, Lidia, Aga i podejrzanie wesoły brzydal |
|
Ostatnie co widziałem przed snem i pierwsze co zobaczyłem
po przebudzeniu. Breee... |
Z imprezy wyszliśmy dosyć
wcześnie, jakoś po drugiej (Litwini nie zdawali się być zbytnio
świeży). Tym razem taryfa zawiozła
nas prosto do mieszkanka Skandynawów,
co wiązało się ze sporymi kosztami, ale co zrobić. Ci co mogli (a ja o dziwo jeszcze
mogłem) trzasnęli kilka kielichów na zakończenie tego, raczej udanego, wieczoru.
Pamiętam, że Jaakko przyrządził
jajecznicę. Taką zwykłą - z cebulą, ketchupem i jakimś ostrym sosem. Boże jaka delicja!
Mógłbym przysiąc, że w życiu nie jadłem niczego lepszego! W ogóle spoko
ziomeczki z tych Finlandczyków. Szkoda,
że nie poznaliśmy się wcześniej. Z Nerijusem
wróciliśmy do akademiku gdzieś po dwunastej. Przyznać trzeba, że nie byłem w
najlepszej kondycji. Nie wiem co się ze mną stało, ale pamiętam, że w liceum
potrafiłem wymieszać wszystkie rodzaje alkoholi, nawet przyłoić połówę połówy w
dziesięć minut przed klubem bez popity (hehe, pamiętasz Skroba?), a na drugi dzień mieć interesującą prezentację z biologii
i czuć się przy tym jak młody bóg. Ostatnimi czasy każdy poranek po nadmiernym
spożyciu kończy się strasznymi dolegliwościami żołądkowymi i (prędzej czy później)
trzeba się pochylić nad muszlą.
Śmieją się kumple, że wrócę z tej Turcji jako abstynent. Nie ma się z czego
śmiać, bo wrócę jako abstynent. Ewentualnie kolega na jedno Somerby.
|
Taki śliczny domek napotkaliśmy w drodze powrotnej |
Postanowienia na przyszły rok! Najpierw te związane z blogiem.
1. Udoskonalić całość - zadbać
o szatę graficzną, dodać kategorie postów itd.
2. Zwiększyć grono odbiorców i zachęcić ich do większej aktywności w
komentarzach
3. Dalej starać się być autorem kreatywnym, szczerym i
bezkompromisowym (chociaż powoli zaczynam zauważać pewne ograniczenia wynikające z publicznej formy blogu. Czasem muszę ugryźć się w język, a właściwie
zdzielić się po palcach, żeby kogoś nie urazić lub nie sformułować opinii
zbyt dosadnie).
Z blogiem powinno być dobrze
nawet po moim powrocie. Mam lekkie pióro
i cholernie dużo samozaparcia! Cel na przyszły rok? Dobić do 10k wyświetleń!
Bardziej prywatne postanowienia na przyszły rok? Będzie odrobinę
enigmatycznie...
1. Zacząć dbać o siebie. Przede wszystkim o SIEBIE!
2. Wreszcie się z
Nią
umówić!
|
Auu. Ale do wesela powinno się zagoić... |
|
Najlepsze lekarstwo na wszystko! |
Ciekawy artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuń