czwartek, 2 stycznia 2014

ERASMUS LIFE #16

Widoki gdzieś w pobliżu stacji tramwajowej Kabataş
Balıkçılar - rybacy
Sokak satıcısı - uliczny sprzedawca
No i skończył się 2013! Mieszane uczucia. Z jednej strony odniosłem kilka sukcesów "edukacyjnych" (dwie konferencje, odważna decyzja dotycząca studiowania w Turcji), znalazłem nowe hobby (blogowanie) i nie zaniedbałem żadnego ze starych. Zacieśniłem też relacje z najbliższymi przyjaciółmi. Zdaje się również, że zaszło kilka pozytywnych zmian w mojej osobowości i podejściu do życia. Z drugiej jednak strony dwutysięczny trzynasty zostawił mi jedną trwałą bliznę. Chrzanić!

Ale zanim o Sylwestrze, słów kilka o niedzielnej wyprawie z Osmanem. Wycieczki z Nim są zawsze niesłychanie pouczające. Ile rzeczy mogłoby mnie ominąć gdybym nie poznał go na lotnisku - strach pomyśleć! Tym razem zaatakowaliśmy dwie sąsiadujące ze sobą dzielnice: Fener i Balat. W tej pierwszej odwiedziliśmy Aya Yorgi - prawosławną katedrę Św. Jerzego, jedną z najważniejszych świątyń Patriarchatu Konstantynopolskiego. Bardzo ciche i dostojne miejsce. Fener to klimatyczny dystrykt przytulony do Złotego Rogu, pełen nieodrestaurowanych domostw i fragmentów starych, porośniętych krzewami i mchem, murów. Po umiarkowanie długim spacerze dotarliśmy do Sveti Stefan Kilisesi - Kościołu Bułgarskiego, zwanego również Żelaznym. Niestety, nie po raz pierwszy okazało się, że zwiedzanie Turcji podczas miesięcy zimowych jest bardzo rozczarowujące - przez renowację nie zobaczyliśmy właściwie nic... Wisienką na torcie było odwiedzenie Uluslararası hediye furarı - Międzynarodowego Targu Pamiątek. W to miejsce zjechali wystawcy z całego kraju i kilku sąsiednich. Próbowaliśmy z Osmanem prawie wszystkiego - kawy, serów, tryliardów rodzajów słodyczy... Moimi faworytami były: świeżutki chleb z Trabzonu, wszelkiego rodzaju naturalne marmolady i kosmicznie drogi miód z kasztanów. Nie sposób także nie wspomnieć o urfie - placko-krokiecie z mięsem i pietruszką a także leciutkim pişmaniye - rodzaju słodyczy z İzmitu wyglądającym niczym wełna. Kupiłem kilka pamiątek dla rodzinki, między innymi obrus z Tokat, słoiczek tajemniczego lekarstwa z Manisy (według starej legendy, około pięćset lat temu postawiło ono na nogi samego sułtana, a przygotowywane jest z 41 różnego rodzaju ziół i składników) i różane mydło z Isparty. Dorwałem też okazyjnie bardzo tanią (ale stylową) biżuterię z Kütahya. Po spędzeniu całego popołudnia na targu, planowaliśmy obejrzeć wspólnie ostatni mecz sezonu naszego ukochanego Fenerbahҫe, ale niestety - czekały na mnie ostatnie poprawki do jednej z (na szczęście ostatnich) prac... Tak sobie myślę - szkoda, że nie zostaję tutaj całego roku. W panice przeglądam przewodnik turystyczny i widzę jak wiele rzeczy jeszcze nie widziałem. I nie wiem czy zdążę...

Kadir Has University, ongiś fabryka tabaki
Klimatyczne uliczki Fener
Ujujuj, kiedyś się doigram za takie zdjęcia...
Kadir Has Caddesi
Katedra św. Jerzego
Maciej sam w Istanbule
Za zdrowie bliskich
Bogato zdobione wnętrze katedry
Miejsce głównego celebransa
Kościół Bułgarski
Kruche tureckie sery.
Na targach był zbyt duży tłok żeby wykonać więcej zdjęć + ręce miałem
zajęte smakołykami
Urfa
Targ był zorganizowany w dawnej fabryce
czerwonych czapeczek!
Impreza noworoczna. Niezbyt lubię tego typu wyjścia, no ale przynajmniej raz do roku trzeba się gdzieś ruszyć. Wybraliśmy się w piątkę na wydarzenie organizowane przez Istanbul Student Life. Miała to być ekskluzywna impreza w willi, ale miejsce przypominało raczej klub - trzypiętrowy, odrobinę podstarzały budynek z wąskimi schodkami. Nie było nawet gdzie spokojnie usiąść, no cóż. Największym plusem wyjścia okazało się bliższe poznanie dwóch rosłych Finlandczyków, których widywałem na kursie tureckiego, ale nie miałem specjalnej okazji pogadać. Przed impreza wybraliśmy się do ich cudownego mieszkanka na małego beforka (nie ma to jak wódka pita z tureckich szklaneczek do herbaty). Kiedy okazało się, że za wynajem tego przybytku płacą jedynie 1000 lir zrobiło nam się bardzo smutno. Lossers from dorm... Po rozgrzewce skorzystaliśmy z metrobusu i złotówy. Dotarliśmy idealnie na czas, ale nigdy więcej w pięciu chłopa do małej taksówce (chociaż droga powrotna była sto razy gorsza z uwagi na... stan niektórych członków ekipy). Sama impreza nie powaliła na kolana. Ot, nielimitowany alkohol i ciasnota na małym pakiecie. Najprzytulniejsze okazało się ostatnie piętro, na którym można było odetchnąć świeżym powietrzem i obserwować pokaz sztucznych ogni. Gdzieś w środku imprezy wywinąłem tam potężnego orła i nie do końca wiem, czy byłem aż tak nabzdryngolony, czy płytki zroszone deszczem, niedopitymi drinkami (i strach pomyśleć czym jeszcze) okazały się tak zdradliwe śliskie. Na szczęście obtarłem sobie tylko zewnętrzną część  lewej dłoni. Miałem farta, na twardych kamiennych parapetach stało kilka doniczek. Na przykładzie Michaela Schumachera widać wyraźnie, że można jeździć na nartach w kasku i odnieść poważne obrażenia głowy. Zapewne troszkę wyluzowany byłem. Nie widziałem, na przykład, nic dziwnego w tym, że dziewczyna z którą rozmawiam jest z Persji. Brak istnienia tego państwa na mapie nie przeszkadzało mi w zadawaniu pytań o jego populację, zwyczaje itd. Śmiechowo... Za to bardzo wyraźnie pamiętam wybicie północy. Jakaś świeżo upieczona, pijana parka chichotała gdzieś z boku całując (pożerając?) się w bardzo wyuzdany sposób, a mi przelatywały przed oczyma obrazki z mijającego właśnie roku. Refleksyjny pokaz slajdów przepijany Whisky z Colą i szczyptą goryczy. Czasem lubię takie chwile samotności w rozentuzjazmowanym tłumie, który nie zwraca na nic uwagi. Snuję sobie wtedy w duchu własne rozmyślenia, powtarzając sobie: jesteś ponad tym.
Czterech przystojnych facetów i ja. Od lewej Olli, Nerijus, Jaakko
i Tadas (w środku)
Widok z dachu - najlepsze zdjęcie jakie wykonały moje pijane,
roztrzęsione rączki
I chociaż jedno zdjęcie z polskimi dziewczynami, znalezione w odmętach fb.
Co ciekawe (z tego co pamiętam) wiedziały o istnieniu mojego bloga, choć
wcześniej się nie znaliśmy <3 Blogowy celebryta...
Od lewej Gosia, Lidia, Aga i podejrzanie wesoły brzydal
Ostatnie co widziałem przed snem i pierwsze co zobaczyłem
po przebudzeniu. Breee...
Z imprezy wyszliśmy dosyć wcześnie, jakoś po drugiej (Litwini nie zdawali się być zbytnio świeży). Tym razem taryfa zawiozła nas prosto do mieszkanka Skandynawów, co wiązało się ze sporymi kosztami, ale co zrobić. Ci co mogli (a ja o dziwo jeszcze mogłem) trzasnęli kilka kielichów na zakończenie tego, raczej udanego, wieczoru. Pamiętam, że Jaakko przyrządził jajecznicę. Taką zwykłą - z cebulą, ketchupem i jakimś ostrym sosem. Boże jaka delicja! Mógłbym przysiąc, że w życiu nie jadłem niczego lepszego! W ogóle spoko ziomeczki z tych Finlandczyków. Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej. Z Nerijusem wróciliśmy do akademiku gdzieś po dwunastej. Przyznać trzeba, że nie byłem w najlepszej kondycji. Nie wiem co się ze mną stało, ale pamiętam, że w liceum potrafiłem wymieszać wszystkie rodzaje alkoholi, nawet przyłoić połówę połówy w dziesięć minut przed klubem bez popity (hehe, pamiętasz Skroba?), a na drugi dzień mieć interesującą prezentację z biologii i czuć się przy tym jak młody bóg. Ostatnimi czasy każdy poranek po nadmiernym spożyciu kończy się strasznymi dolegliwościami żołądkowymi i (prędzej czy później) trzeba się pochylić nad muszlą. Śmieją się kumple, że wrócę z tej Turcji jako abstynent. Nie ma się z czego śmiać, bo wrócę jako abstynent. Ewentualnie kolega na jedno Somerby.

Taki śliczny domek napotkaliśmy w drodze powrotnej
Postanowienia na przyszły rok! Najpierw te związane z blogiem.
1. Udoskonalić  całość - zadbać o szatę graficzną, dodać kategorie postów itd.
2. Zwiększyć grono odbiorców i zachęcić ich do większej aktywności w komentarzach
3. Dalej starać się być autorem kreatywnym, szczerym i bezkompromisowym (chociaż powoli zaczynam zauważać pewne ograniczenia wynikające z publicznej formy blogu. Czasem muszę ugryźć się w język, a właściwie zdzielić się po palcach, żeby kogoś nie urazić lub nie sformułować opinii zbyt dosadnie).

Z blogiem powinno być dobrze nawet po moim powrocie. Mam lekkie pióro i cholernie dużo samozaparcia! Cel na przyszły rok? Dobić do 10k wyświetleń!

Bardziej prywatne postanowienia na przyszły rok? Będzie odrobinę enigmatycznie...
1. Zacząć dbać o siebie. Przede wszystkim o SIEBIE!
2. Wreszcie się z Nią umówić!

Auu. Ale do wesela powinno się zagoić...
Najlepsze lekarstwo na wszystko!

2 komentarze: