czwartek, 30 stycznia 2014

ERASMUS LIFE #19

Z Shihchuanem aka Żółtym Bratem i Widlerem (Haiti).
Nielegalne picie piwa w akademiku, proszę nie mów nikomu..! :C
Starałem się zrobić pamiątkowe zdjęcie z każdym bliskim znajomkiem i porządnie go ścisnąć. Niestety, nie ze wszystkimi się udało. Mimo miesięcy planowania nie obróciliśmy z Cesarem nawet jednego, podłego Efes (will of God), nie złapałem Ilkaya, Serhata, chłopaków z ósmego piętra, dziewczyn z Kazachstanu...

Od lewej Murat, Ali (wybaczam nawet tą niezrozumiałą miłość do Galatasaray) i Ibrahim.
Marmara Park. Ciągle świątecznie!
Ostatniego dnia wszystko wydaje się odrobinę przygnębiające. Uświadomiłem sobie, że większość miejsc widzę (prawdopodobnie) po raz ostatni. Akademik był jaki był, ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. Niczym szczur. Albo karaluch. Żal nawet gburowatego sprzątacza, który w każde czwartkowe przedpołudnie rozpieprzał nasze rzeczy po caluteńkim pokoju, buńczucznie nazywając ten proceder sprzątaniem.

Abdülsamet aka Szkot, czwarty rok Literatury Anglosaskiej.
Kosmiczny poziom angielskiego i uroczo flegmatyczny
styl bycia!
Pożegnalne Makrube w akademiku. Zawsze zastanawiam się nad
niebezpieczeństwem związanym ze spożywaniem posiłków w ten sposób,
szczególnie gdy zostaje resztka...
Dzień przed wyjazdem miałem do załatwienia kilka spraw. Najważniejsza - msza święta w kościele św. Antoniego wymagała ode mnie nieprzyzwoicie wczesnej pobudki. Ale nic to. Przyda się odrobina boskiego supportu na długą i wieloetapową podróż. Było też kilka pomniejszych spraw typu: kupienie czegoś dla rodzin, u których się zatrzymam (ostatecznie wybrałem bodaj najlepsze lokum w mieście, prosto z renomowanej cukierni Hazıf Mustafa założonej w roku 1864), zobaczenie Dziedzińca Czarnych Eunuchów czy przyjrzenie się najstarszemu spisanemu traktatowi pokojowemu w dziejach ludzkości (jak mogłem pominąć ten bezcenny skarb Muzeum Archeologicznego podczas poprzedniej wizyty?). No i na koniec Muzeum Historii Nauki i Technologii Islamu. Plus wieczorne pakowanie. Sporo do ogarnięcia.

Kościół św. Antoniego, wejście do Krypty!
...i wewnątrz!
Wieża Sprawiedliwości (Pałac Topkapı)
Dziedziniec Czarnych Eunuchów! W końcu!
Pokój matki Sułtana, najważniejszej osoby w Haremie
Traktat Kadesz. Porozumienie między Hetytami i
Egipcjanami, spisane w języku akadyjskim :O
Najpopularniejszy typ statku handlowego na morzach Oceanu Indyjskiego
przed tzw. łacińską dominacją
XII wieczne katapulty z kręgu kultury bliskowschodniej
Pancerny Taran
Pierwszy przystanek wspomnianej podróży życia to Tarsus, rodzinne miasto Aliego. Niestety samo miasto nie ma lotniska, musieliśmy udać się do najbliższego dużego ośrodka - Adany. Jak się później przekonacie, spędzenie czasu w tym miejscu okazało się prawdziwym strzałem w dyszkę. Szybko zapomniałem o części garderoby zgubionej w metrobusie, z której kupienia byłem taki zadowolony. Poświęćmy kilka linijek mojej nieodżałowanej zgubie, która zsunęła się z bagażu podczas przytrzaśnięcia mojej skromnej osoby przez drzwi wehikułu. Życzliwy znalazca nie zdążył jej za mną wyrzucić/wypluć. Oby posłużyła mu dobrze. Była to czarna bluza z kapturem, białymi ściągaczami i ledwie widocznym konturem kieszeni na brzuchu. Na piersiach widniał napis The North remembers i duży, czerwony łeb wilka. Łatwo odgadnąć z jakiego uniwersum pochodziło to cudeńko. Zapytacie pewnie - czemu nie spakowałeś tej cholernej bluzy do walizki? Niestety, zabrakło miejsca. Koniec jednak z rozpamiętywaniem straty zwykłej szmaty. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia, którą straciłem.

Do domu Aliego dotarliśmy na pace samochodu jego taty. Klimatycznie!
PS: Pałac Topkapı. Odwiedziłem to miejsce na początku swojego pobytu w Istanbule, ale dopiero teraz miałem okazję prawdziwie docenić jego piękno. Wymienię tylko dwie kluczowe lokalizacje, które zapierają dech w piersiach: skarbiec i komnata w której znajdują się: włos z brody proroka Muhammeda, odcisk jego stopy, miecze wcześniejszych proroków i ich podwładnych. Więcej chyba dodawać nie trzeba.


PS2: Dostałem kilka prezencików od przyjaciół, w tym śliczną zawieszkę ze słoniem i Okiem Proroka od Ibrahima. Pół żartem, pół serio poprosił mnie, żebym wrzucił zdjęcie tego gadgetu. Leżę teraz w gaciach, na hotelowym łóżku w Izmirze i są dwa powody dla których tego nie zrobię: lenistwo i bojaźń przed otwarciem torby z pamiątkami. W każdym razie dziękuję - za pamięć, pomoc w każdej dupereli, naukę brzydkich wyrazów i filmy, które umiliły nam z Alim niejedną noc. Piona (wiem że wrzucisz to w translator kiedy tylko wyśledzisz swoje imię)! :D

Początek podróży życia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz