Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kościół. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kościół. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 lutego 2014

ERASMUS LIFE #21

Mersin, przystań
Szczecin? Tak!? Nie! Mersin!
Krótki pościk. Warto nadmienić, że na jeden dzień wpadliśmy z Alim do Mersin. Cały dzień padało, nie znaliśmy miasta tak dobrze jak Tarsus, więc nasza podróż okazała się mało owocna, aczkolwiek co nie co udało się zobaczyć i sfotografować. Zresztą nie oczekujmy zbyt wiele! Mersin znane jest głównie jako miasto przemysłowo-portowe. Liczba mieszkańców mniej więcej taka jak w Poznaniu (tylko studentów dużo mniej). Rok temu odbywał się tutaj dość duży, międzynarodowy event - XVII Igrzyska Śródziemnomorskie. 24 ekipy, 28 konkurencji. W wielu miejscach wciąż widnieje sympatyczne, żółwie logo tej sportowej imprezy.

Kościół św. Antoniego w Mersin
O proszę! Złapaliśmy Muzułmanina w kościółku!
Najciekawszym punktem naszej wycieczki okazał się kościół św. Antoniego z Padwy. W poniedziałku przybytek jest zamknięty. Zresztą dostanie się do środka kościoła w Turcji nigdy nie jest sprawą prostą. Powód jest oczywisty - dominacja Islamu, co budzi w niektórych (najczęściej tych w ogóle niezwiązanych z religią osób) agresję. Spotkaliśmy jednego sędziwego parafianina, który akurat opuszczał plebanię i tak od słowa do słowa, okazało się, że wikarym jest... polski kapucyn. Po znajomości otworzył dla nas świątynię, opowiedział trochę o wspólnocie i swojej działalności. Malutka parafia liczy niewiele ponad 300 wiernych. Mocno angażuje się w pomoc licznie napływającym Syryjczykom. Ojciec Piotr rezyduje tu od dwóch i pół roku, wcześniej był na parafii w Izmirze. Mówi biegle po angielsku i turecku. Nosi okulary, jest dość młody, szczupły i energiczny. Pierwszy ksiądz, z którym rozmawiał Ali. I był trochę zawiedziony, gdyż dyskusja zeszła na niewłaściwe tory i pojawił się wątek prześladowań jednych przez drugich. Takie typowe, nic nie wnoszące, kto kogo skąd wypędził, skwitowane stwierdzeniem poczytaj więcej historii. Wiadomo, każda strona w przeszłości popełniała większe lub mniejsze błędy i ma swoje racje, ale rozdrapywanie tego już na początku rozmowy może delikatnie zniechęcić do dalszego dialogu. W głowie mojego tureckiego przyjaciela nie mogło się też pomieścić to, że nie zostaliśmy zaproszeni na herbatę. Cóż, może to był jeden z tych pracowitszych dni.

Królowo Korony Polskiej, módl się za nami
Piękna okazała się historia dużego wota dziękczynnego umieszczonego tuż nad wejściem. Zostało ono ufundowane przez żołnierzy i uchodźców różnych narodowości, którzy chcieli uciec daleko od okrucieństw i prześladowań związanych z II Wojną Światową. Część z nich przebywała tam przez dłuższy okres, aby później wsiąść na statek do Palestyny, na Cypr czy dalej na wschód. Mocno polski akcent.

Radisson Blu - skyscraper rodem z Mersin
Lokalny specjał - tantuni. Coś bardzo zbliżonego do durum, ale z innym
rodzajem mięsa. O więcej proszę mnie w tej materii nie pytać...
Niby zwyczajna fontanna do ablucji.
Wszędzie można znaleźć małe dzieło sztuki!
W centrum miasta znalazłem piękny prezent, żeby uhonorować należycie rodzinę, z którą spędziłem cudowny tydzień w Tarsus. Były to dwie gustowne, srebrne tace ze złoconymi uchwytami, ozdobione delikatnym motywem kwiatowym. W pełni na to zasłużyli. Tegoż samego wieczoru, po wręczeniu podarunku otrzymałem w zamian damską chustę (şal) i pomadę do podkreślenia oczu z Arabii Saudyjskiej (sürme). Co za skarby ja przewożę w tym swoim bagażu, głowa mała!
W wolnym tłumaczeniu: Mieszkańcy Mersin umieją zadbać o Mersin...
Czasami myślę, że każde słowa Atatürka zostały gdzieś wykorzystane jako
niezwykle wartościowy cytat 
#PauloCoelho
Galeria handlowa Forum. Prawda że ciekawe wejście?
PS: Tak sobie wszystko zanalizowałem i myślę, że zamkniemy cykl Erasmus Life w 24 lub 25 postach (w zależności od tego, czy uda mi się odwiedzić Ephesus i Selҫuk, co poza sezonem nastręcza więcej trudności i bardziej odchudza portfel, dlatego się waham). Pozostały więc epizody z Adany, Izmiru i jakieś małe, pełne patosu podsumowanko. Spokojna głowa, niedługo skończy się ten cały SPAM! A szkoda. Cholernie szkoda.

Pora wracać, sułtan z Tarsus się niepokoi ;))

sobota, 1 lutego 2014

ERASMUS LIFE #20

Rodzina Aliego. Od lewej: siostry Leyla i Ayşe, mama Sabiha, szwagierka Rabia,
siostrzenica Meryem, brat Zeki, dolny rząd: Yahya (mąż Rabii) i głowa rodziny
Mehmet, nazywany królem lub sułtanem tego domostwa!
Pierwsza kolacja - Lahmacun (placek z mięsem i warzywami) z zieleniną
obficie skrapianą cytryną, zagryzany czerwoną cebulą. Plus dzbaneczek
Ayranu. Każdy posiłek jest serwowany na podłodze, na specjalnej
chuście, którą nazywamy Sofra
Tarsus. Tyle rzeczy do opisania, tyle zaobserwowanych zachowań i różnic kulturowych w domu mojego przyjaciela, że nie wiem na czym powinienem skupić uwagę. Inny świat, jak u Gombrowicza. Począwszy od stylu życia, przez umeblowania domu, smak i sposób przyrządzania potraw, na zachowaniach intymnych i zabawie z dziećmi kończąc. Spędziłem tam zaledwie siedem dni, ale mogę śmiało powiedzieć, że poznałem to niespełna 300 tysięczne miasto zdecydowanie lepiej niż Istanbul. Kto by się spodziewał, że stolica dawnej Cylicji stanie się miejscem, które będę wspominał najcieplej. Wszystko dzięki mojemu przewodnikowi (Aliemu) i jego szlachetnej rodzinie o silnych korzeniach arabskich.

Ulu Camii obok którego znajduje się historyczny
Kırkkaşık Pazar. Pięknie wyszło z tą różą!
Dobrze zachowany fragment rzymskiej drogi
- jedna z największych atrakcji Tarsus
Kościół św. Pawła
...i wewnątrz. Na uwagę zasługuje fresk z Chrystusem w
centrum i czterema ewangelistami w rogach.
Studia z której czerpał św. Paweł, zaraz przy ruinach jego
domostwa. Obok znajduje się kilka ponad stuletnich domów
Ruiny rzymskiej łaźni
Statek-bohater, który brał udział w morskiej bitwie pod Çanakkale.
Dzięki jego morskim minom Alianci nie zdołali rozerwać tureckiej linii obrony.
Atatürk z oficerami
Bum!
Wpis ten będzie składał się głównie ze zdjęć. Masy przeróżnych zdjęć. Nie chcę się zbytnio rozwodzić nad każdym szczegółem, poza tym o wiele łatwiej opisywać pewne interesujące detale za pomocą metody bardziej tradycyjnej, mianowicie konwersacji. Dochodzi też aspekt nienaruszania miru rodzinnego, na co jestem szczególnie uwrażliwiony. Pewne rzeczy winny zostać w familii, nie chcę wyjść na szpiega-plotkarza. Ostatnia składowa formy dzisiejszej notki to czas. Nie mam zamiaru odkładać wrzucania postów na później, bo nigdy tego nie zrobię. Nie lubię odgrzewać starych kotletów, tracić energii na mozolne przypominanie sobie nazw i emocji, które towarzyszyły mi w danych sytuacjach. Dlatego siedzę teraz po nocy i stukam w klawiaturę, mimo uciążliwego bólu głowy, który towarzyszy mi od samego rana. Sytuacji nie poprawił katar (tur. nezle, pamiętam bo musiałem wiele razy usprawiedliwiać przerwy w posiłkach, żeby uciec w ustronne miejsce i porządnie wysmarkać nos) i zmiana ciśnień na pokładzie samolotu. Myślałem, że moja głowa eksploduje... Oby tylko nie było to nic poważnego. Rożne rzeczy się piło (ponoć woda z publicznej fontanny jest krystalicznie czysta...) i jadło. Może to Bąbliwica albo zapalenie opon mózgowych? Pieprzony biol-chem. Nie, nie, po prostu panikuję.

Miseczka z karmelowym czymś to tahin helva - słodki przysmak do chleba,
chałwa w płynie; turecka Nutella
Lokal Oscar. dzięki Mevlütowi (przyjaciel Aliego) posiłki
spożywaliśmy tam za darmo
Popiersie matki Atatürka.
Nie ma kobiety jak matka, nie ma kraju jak Ojczyzna
Eski Hamam. Zabawne, że moja przepaska jest schludniej zawiązana niż ta
rodowitego Turka. Podczas pobytu miałem przyjemność doświadczyć
Keselemek - masażu rękawicą w celu ujędrnienia skóry i usunięcia zbędnego
naskórka
Şehmeran - Królowa Węży. Poszperajcie, ciekawa legenda
Pociąg, którym podróżował... kto? Atatürk!
Czasami kult jego osoby zakrawa o lekką przesadę
Humus- potrawka z ciecierzycy, pasty sezamowej i mięsa zagryzana
korniszonami. Danie to pochodzi ponoć z Libanu.
Stadionik lokalnej drużyny. Nigdy nie przypuszczałem ile drzwi może
otworzyć bycie Europejczykiem!
Nielegalna wspinaczka po skałkach przy wodospadzie na rzece Cydnus.
Mina uśmiechnięta, ale nigdy więcej po śliskich kamieniach na gładkiej
podeszwie, w asyście wywierającego presję psa.
Zabawne wspomnienie. Pierwszego dnia, kiedy jeszcze nie znałem za bardzo sąsiedztwa wsiedliśmy na skuter i pojechaliśmy kupić chleb. Na szerokiej drodze pełno krzykliwych dzieci, niskie domy, szopy z blaszanymi dachami, gdzieniegdzie jakieś ruiny, opony czy biegające kury. Niczym w telewizyjnych relacjach z Iraku. Nic tylko wypatrywać Amerykanów i nasłuchiwać odgłosów wystrzału z karabinów. Ale droga powrotna to jeszcze ciekawsze przeżycia. Nie ma nic bardziej inspirującego niż trzymać dwa parzące bochenki pieczywa owinięte w cienki, biały papier i pędzić przez ten abstrakcyjny świat z wiatrem we włosach.

Na skuterze przez 'Irak'
Widok z balkonu moich gospodarzy
Siedem minut i na naszych oczach rośnie świeżutki, kruchy chlebek.
Wszystko za pół liry - niemożliwe w Istanbule...
Zawsze chętnie pozująca dzieciarnia. Młodzieńcy zmierzali do kafejki
internetowej, w której jest zawsze tłoczno. Tak, tak - kafejki internetowe,
wypożyczalnie płyt, pucybuci - to wszystko całkiem nieźle prosperuje
Jaskinia Siedmiu Śpiących
Nie mogę narzekać na gościnność i umiejętności kulinarne moich gospodarzy.
Tutaj mamy tavuk (po prostu kurczak...), sałatkę, ostrą zupo-przystawkę i coś
specjalnego: cieniutki chleb, który z powodzeniem zastępuje sztućce
Chyba czasami będzie mi brakować bycia obcokrajowcem. W Tarsus każdy traktował mnie jak najbardziej interesującą osobę, z którą miał okazję porozmawiać. Wpadliśmy do liceum Aliego, pograliśmy z chłopakami w kosza (o Boże...) i siatkówkę (o tak!). Po kilku minutach cały plac wiedział, że jest tu ktoś z Polonya. Masa idiotycznych pytań i tureckiego bełkotu, którego nie rozumiałem, ale spora część uczniów okazała się bardziej dojrzała. Szczególnie miło wspominam Seyita i Aslı, z którymi spędziliśmy cały dzień. Nie powiem, przyjemnie pozuje się do zdjęć ze zgrabnymi licealistkami o anielsko pachnących włosach. Nie zdziwicie się, gdy znajdziecie mnie na Instagramach, Twitterach czy innych takich. Zdjęcia były pstrykane wszędzie - u fryzjera, na ulicy, przy zabytkach. Sporadycznie wpadały darmowe posiłki i zimne napoje od sklepikarzy. Sława Lewandowskiego wyprzedza wszystkich Polaków. Ja ponoć przypominam Marco Reusa...

Zdarzały się godziny na krótki rękawek. Sorry, taki mamy klimat! ;]
Muzeum Archeologiczne. Z SeitemAslı
Brama Kleopatry. Przechodził pod nią min.: Cyceron, Marek Antoniusz...
Atom - specjał z Tarsus. Sok wieloowocowy podawany wraz
z owocami polanymi czekoladą i posypanymi wiórkami kokosa :O
Ja zamiast Şalgam (napój z rzepy) zdecydowanie wolę Lemoniadę.
Po prawej profanacja - miotła w barwach Fenerbahҫe!!!
Z Yusufem (kolejnym znajomkiem Aliego). Jedno z większych życiowych
wyzwań językowych podczas naszej długiej rozmowy po turecku...
PS: Dostałem komplet ocenek! Sześć razy AA! Hell yeah! Szczerze mówiąc to było stosunkowo łatwe, Fatih University to całkiem dobre miejsce do erasmusowania! Nic tylko zwiedzać Paulina ;>

PS2: Więcej arcyciekawych zdjęć i ciekawostek tylko w real priv... Ostatecznie strasznie okroiłem materiał. Zdecydowałem się nie pokazywać zbyt wielu posiłków i byłem zmuszony pominąć kilka istotnych miejsc (np.: malowniczą oczyszczalnie ścieków czy Osmański Park). Nie dajcie sobie wmówić, że Tarsus to nudna mieścina!!!

Centrum dowodzenia AK Party. Zbliżają się lokalne wybory,
Tarsus był zaklejony plakatami liderów wszystkich opcji.
Künefe - słodki placek nadziewany gorącym serem,
posypany orzechami pistacji. Wyśmienity z lodami!
Tureckie wesele w sąsiedztwie. Monotonne grupowe tańce,
bazujące na uginaniu kolan i potrząsaniu ramionami. Wszystko
odbywa się przed domem, niezależnie od pogody.
Cezerye - miód, orzechy, kokos - najlepsze połączenie
EVER! Tego wieczoru oszalały... cukrografy?

czwartek, 30 stycznia 2014

ERASMUS LIFE #19

Z Shihchuanem aka Żółtym Bratem i Widlerem (Haiti).
Nielegalne picie piwa w akademiku, proszę nie mów nikomu..! :C
Starałem się zrobić pamiątkowe zdjęcie z każdym bliskim znajomkiem i porządnie go ścisnąć. Niestety, nie ze wszystkimi się udało. Mimo miesięcy planowania nie obróciliśmy z Cesarem nawet jednego, podłego Efes (will of God), nie złapałem Ilkaya, Serhata, chłopaków z ósmego piętra, dziewczyn z Kazachstanu...

Od lewej Murat, Ali (wybaczam nawet tą niezrozumiałą miłość do Galatasaray) i Ibrahim.
Marmara Park. Ciągle świątecznie!
Ostatniego dnia wszystko wydaje się odrobinę przygnębiające. Uświadomiłem sobie, że większość miejsc widzę (prawdopodobnie) po raz ostatni. Akademik był jaki był, ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. Niczym szczur. Albo karaluch. Żal nawet gburowatego sprzątacza, który w każde czwartkowe przedpołudnie rozpieprzał nasze rzeczy po caluteńkim pokoju, buńczucznie nazywając ten proceder sprzątaniem.

Abdülsamet aka Szkot, czwarty rok Literatury Anglosaskiej.
Kosmiczny poziom angielskiego i uroczo flegmatyczny
styl bycia!
Pożegnalne Makrube w akademiku. Zawsze zastanawiam się nad
niebezpieczeństwem związanym ze spożywaniem posiłków w ten sposób,
szczególnie gdy zostaje resztka...
Dzień przed wyjazdem miałem do załatwienia kilka spraw. Najważniejsza - msza święta w kościele św. Antoniego wymagała ode mnie nieprzyzwoicie wczesnej pobudki. Ale nic to. Przyda się odrobina boskiego supportu na długą i wieloetapową podróż. Było też kilka pomniejszych spraw typu: kupienie czegoś dla rodzin, u których się zatrzymam (ostatecznie wybrałem bodaj najlepsze lokum w mieście, prosto z renomowanej cukierni Hazıf Mustafa założonej w roku 1864), zobaczenie Dziedzińca Czarnych Eunuchów czy przyjrzenie się najstarszemu spisanemu traktatowi pokojowemu w dziejach ludzkości (jak mogłem pominąć ten bezcenny skarb Muzeum Archeologicznego podczas poprzedniej wizyty?). No i na koniec Muzeum Historii Nauki i Technologii Islamu. Plus wieczorne pakowanie. Sporo do ogarnięcia.

Kościół św. Antoniego, wejście do Krypty!
...i wewnątrz!
Wieża Sprawiedliwości (Pałac Topkapı)
Dziedziniec Czarnych Eunuchów! W końcu!
Pokój matki Sułtana, najważniejszej osoby w Haremie
Traktat Kadesz. Porozumienie między Hetytami i
Egipcjanami, spisane w języku akadyjskim :O
Najpopularniejszy typ statku handlowego na morzach Oceanu Indyjskiego
przed tzw. łacińską dominacją
XII wieczne katapulty z kręgu kultury bliskowschodniej
Pancerny Taran
Pierwszy przystanek wspomnianej podróży życia to Tarsus, rodzinne miasto Aliego. Niestety samo miasto nie ma lotniska, musieliśmy udać się do najbliższego dużego ośrodka - Adany. Jak się później przekonacie, spędzenie czasu w tym miejscu okazało się prawdziwym strzałem w dyszkę. Szybko zapomniałem o części garderoby zgubionej w metrobusie, z której kupienia byłem taki zadowolony. Poświęćmy kilka linijek mojej nieodżałowanej zgubie, która zsunęła się z bagażu podczas przytrzaśnięcia mojej skromnej osoby przez drzwi wehikułu. Życzliwy znalazca nie zdążył jej za mną wyrzucić/wypluć. Oby posłużyła mu dobrze. Była to czarna bluza z kapturem, białymi ściągaczami i ledwie widocznym konturem kieszeni na brzuchu. Na piersiach widniał napis The North remembers i duży, czerwony łeb wilka. Łatwo odgadnąć z jakiego uniwersum pochodziło to cudeńko. Zapytacie pewnie - czemu nie spakowałeś tej cholernej bluzy do walizki? Niestety, zabrakło miejsca. Koniec jednak z rozpamiętywaniem straty zwykłej szmaty. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia, którą straciłem.

Do domu Aliego dotarliśmy na pace samochodu jego taty. Klimatycznie!
PS: Pałac Topkapı. Odwiedziłem to miejsce na początku swojego pobytu w Istanbule, ale dopiero teraz miałem okazję prawdziwie docenić jego piękno. Wymienię tylko dwie kluczowe lokalizacje, które zapierają dech w piersiach: skarbiec i komnata w której znajdują się: włos z brody proroka Muhammeda, odcisk jego stopy, miecze wcześniejszych proroków i ich podwładnych. Więcej chyba dodawać nie trzeba.


PS2: Dostałem kilka prezencików od przyjaciół, w tym śliczną zawieszkę ze słoniem i Okiem Proroka od Ibrahima. Pół żartem, pół serio poprosił mnie, żebym wrzucił zdjęcie tego gadgetu. Leżę teraz w gaciach, na hotelowym łóżku w Izmirze i są dwa powody dla których tego nie zrobię: lenistwo i bojaźń przed otwarciem torby z pamiątkami. W każdym razie dziękuję - za pamięć, pomoc w każdej dupereli, naukę brzydkich wyrazów i filmy, które umiliły nam z Alim niejedną noc. Piona (wiem że wrzucisz to w translator kiedy tylko wyśledzisz swoje imię)! :D

Początek podróży życia!