sobota, 1 lutego 2014

ERASMUS LIFE #20

Rodzina Aliego. Od lewej: siostry Leyla i Ayşe, mama Sabiha, szwagierka Rabia,
siostrzenica Meryem, brat Zeki, dolny rząd: Yahya (mąż Rabii) i głowa rodziny
Mehmet, nazywany królem lub sułtanem tego domostwa!
Pierwsza kolacja - Lahmacun (placek z mięsem i warzywami) z zieleniną
obficie skrapianą cytryną, zagryzany czerwoną cebulą. Plus dzbaneczek
Ayranu. Każdy posiłek jest serwowany na podłodze, na specjalnej
chuście, którą nazywamy Sofra
Tarsus. Tyle rzeczy do opisania, tyle zaobserwowanych zachowań i różnic kulturowych w domu mojego przyjaciela, że nie wiem na czym powinienem skupić uwagę. Inny świat, jak u Gombrowicza. Począwszy od stylu życia, przez umeblowania domu, smak i sposób przyrządzania potraw, na zachowaniach intymnych i zabawie z dziećmi kończąc. Spędziłem tam zaledwie siedem dni, ale mogę śmiało powiedzieć, że poznałem to niespełna 300 tysięczne miasto zdecydowanie lepiej niż Istanbul. Kto by się spodziewał, że stolica dawnej Cylicji stanie się miejscem, które będę wspominał najcieplej. Wszystko dzięki mojemu przewodnikowi (Aliemu) i jego szlachetnej rodzinie o silnych korzeniach arabskich.

Ulu Camii obok którego znajduje się historyczny
Kırkkaşık Pazar. Pięknie wyszło z tą różą!
Dobrze zachowany fragment rzymskiej drogi
- jedna z największych atrakcji Tarsus
Kościół św. Pawła
...i wewnątrz. Na uwagę zasługuje fresk z Chrystusem w
centrum i czterema ewangelistami w rogach.
Studia z której czerpał św. Paweł, zaraz przy ruinach jego
domostwa. Obok znajduje się kilka ponad stuletnich domów
Ruiny rzymskiej łaźni
Statek-bohater, który brał udział w morskiej bitwie pod Çanakkale.
Dzięki jego morskim minom Alianci nie zdołali rozerwać tureckiej linii obrony.
Atatürk z oficerami
Bum!
Wpis ten będzie składał się głównie ze zdjęć. Masy przeróżnych zdjęć. Nie chcę się zbytnio rozwodzić nad każdym szczegółem, poza tym o wiele łatwiej opisywać pewne interesujące detale za pomocą metody bardziej tradycyjnej, mianowicie konwersacji. Dochodzi też aspekt nienaruszania miru rodzinnego, na co jestem szczególnie uwrażliwiony. Pewne rzeczy winny zostać w familii, nie chcę wyjść na szpiega-plotkarza. Ostatnia składowa formy dzisiejszej notki to czas. Nie mam zamiaru odkładać wrzucania postów na później, bo nigdy tego nie zrobię. Nie lubię odgrzewać starych kotletów, tracić energii na mozolne przypominanie sobie nazw i emocji, które towarzyszyły mi w danych sytuacjach. Dlatego siedzę teraz po nocy i stukam w klawiaturę, mimo uciążliwego bólu głowy, który towarzyszy mi od samego rana. Sytuacji nie poprawił katar (tur. nezle, pamiętam bo musiałem wiele razy usprawiedliwiać przerwy w posiłkach, żeby uciec w ustronne miejsce i porządnie wysmarkać nos) i zmiana ciśnień na pokładzie samolotu. Myślałem, że moja głowa eksploduje... Oby tylko nie było to nic poważnego. Rożne rzeczy się piło (ponoć woda z publicznej fontanny jest krystalicznie czysta...) i jadło. Może to Bąbliwica albo zapalenie opon mózgowych? Pieprzony biol-chem. Nie, nie, po prostu panikuję.

Miseczka z karmelowym czymś to tahin helva - słodki przysmak do chleba,
chałwa w płynie; turecka Nutella
Lokal Oscar. dzięki Mevlütowi (przyjaciel Aliego) posiłki
spożywaliśmy tam za darmo
Popiersie matki Atatürka.
Nie ma kobiety jak matka, nie ma kraju jak Ojczyzna
Eski Hamam. Zabawne, że moja przepaska jest schludniej zawiązana niż ta
rodowitego Turka. Podczas pobytu miałem przyjemność doświadczyć
Keselemek - masażu rękawicą w celu ujędrnienia skóry i usunięcia zbędnego
naskórka
Şehmeran - Królowa Węży. Poszperajcie, ciekawa legenda
Pociąg, którym podróżował... kto? Atatürk!
Czasami kult jego osoby zakrawa o lekką przesadę
Humus- potrawka z ciecierzycy, pasty sezamowej i mięsa zagryzana
korniszonami. Danie to pochodzi ponoć z Libanu.
Stadionik lokalnej drużyny. Nigdy nie przypuszczałem ile drzwi może
otworzyć bycie Europejczykiem!
Nielegalna wspinaczka po skałkach przy wodospadzie na rzece Cydnus.
Mina uśmiechnięta, ale nigdy więcej po śliskich kamieniach na gładkiej
podeszwie, w asyście wywierającego presję psa.
Zabawne wspomnienie. Pierwszego dnia, kiedy jeszcze nie znałem za bardzo sąsiedztwa wsiedliśmy na skuter i pojechaliśmy kupić chleb. Na szerokiej drodze pełno krzykliwych dzieci, niskie domy, szopy z blaszanymi dachami, gdzieniegdzie jakieś ruiny, opony czy biegające kury. Niczym w telewizyjnych relacjach z Iraku. Nic tylko wypatrywać Amerykanów i nasłuchiwać odgłosów wystrzału z karabinów. Ale droga powrotna to jeszcze ciekawsze przeżycia. Nie ma nic bardziej inspirującego niż trzymać dwa parzące bochenki pieczywa owinięte w cienki, biały papier i pędzić przez ten abstrakcyjny świat z wiatrem we włosach.

Na skuterze przez 'Irak'
Widok z balkonu moich gospodarzy
Siedem minut i na naszych oczach rośnie świeżutki, kruchy chlebek.
Wszystko za pół liry - niemożliwe w Istanbule...
Zawsze chętnie pozująca dzieciarnia. Młodzieńcy zmierzali do kafejki
internetowej, w której jest zawsze tłoczno. Tak, tak - kafejki internetowe,
wypożyczalnie płyt, pucybuci - to wszystko całkiem nieźle prosperuje
Jaskinia Siedmiu Śpiących
Nie mogę narzekać na gościnność i umiejętności kulinarne moich gospodarzy.
Tutaj mamy tavuk (po prostu kurczak...), sałatkę, ostrą zupo-przystawkę i coś
specjalnego: cieniutki chleb, który z powodzeniem zastępuje sztućce
Chyba czasami będzie mi brakować bycia obcokrajowcem. W Tarsus każdy traktował mnie jak najbardziej interesującą osobę, z którą miał okazję porozmawiać. Wpadliśmy do liceum Aliego, pograliśmy z chłopakami w kosza (o Boże...) i siatkówkę (o tak!). Po kilku minutach cały plac wiedział, że jest tu ktoś z Polonya. Masa idiotycznych pytań i tureckiego bełkotu, którego nie rozumiałem, ale spora część uczniów okazała się bardziej dojrzała. Szczególnie miło wspominam Seyita i Aslı, z którymi spędziliśmy cały dzień. Nie powiem, przyjemnie pozuje się do zdjęć ze zgrabnymi licealistkami o anielsko pachnących włosach. Nie zdziwicie się, gdy znajdziecie mnie na Instagramach, Twitterach czy innych takich. Zdjęcia były pstrykane wszędzie - u fryzjera, na ulicy, przy zabytkach. Sporadycznie wpadały darmowe posiłki i zimne napoje od sklepikarzy. Sława Lewandowskiego wyprzedza wszystkich Polaków. Ja ponoć przypominam Marco Reusa...

Zdarzały się godziny na krótki rękawek. Sorry, taki mamy klimat! ;]
Muzeum Archeologiczne. Z SeitemAslı
Brama Kleopatry. Przechodził pod nią min.: Cyceron, Marek Antoniusz...
Atom - specjał z Tarsus. Sok wieloowocowy podawany wraz
z owocami polanymi czekoladą i posypanymi wiórkami kokosa :O
Ja zamiast Şalgam (napój z rzepy) zdecydowanie wolę Lemoniadę.
Po prawej profanacja - miotła w barwach Fenerbahҫe!!!
Z Yusufem (kolejnym znajomkiem Aliego). Jedno z większych życiowych
wyzwań językowych podczas naszej długiej rozmowy po turecku...
PS: Dostałem komplet ocenek! Sześć razy AA! Hell yeah! Szczerze mówiąc to było stosunkowo łatwe, Fatih University to całkiem dobre miejsce do erasmusowania! Nic tylko zwiedzać Paulina ;>

PS2: Więcej arcyciekawych zdjęć i ciekawostek tylko w real priv... Ostatecznie strasznie okroiłem materiał. Zdecydowałem się nie pokazywać zbyt wielu posiłków i byłem zmuszony pominąć kilka istotnych miejsc (np.: malowniczą oczyszczalnie ścieków czy Osmański Park). Nie dajcie sobie wmówić, że Tarsus to nudna mieścina!!!

Centrum dowodzenia AK Party. Zbliżają się lokalne wybory,
Tarsus był zaklejony plakatami liderów wszystkich opcji.
Künefe - słodki placek nadziewany gorącym serem,
posypany orzechami pistacji. Wyśmienity z lodami!
Tureckie wesele w sąsiedztwie. Monotonne grupowe tańce,
bazujące na uginaniu kolan i potrząsaniu ramionami. Wszystko
odbywa się przed domem, niezależnie od pogody.
Cezerye - miód, orzechy, kokos - najlepsze połączenie
EVER! Tego wieczoru oszalały... cukrografy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz