W ramach prywatnej akcji Ćwicz angielski! od pewnego czasu
zacząłem oglądać sitcomowe kreskówki typu American
Dad! czy inne animacje bez napisów. Jako, że jestem zapalonym fanem klocków Lego, a dziwnym trafem ominęła mnie Lego Przygoda, nie miałem wątpliwości co
wybrać na chłodny, sobotni wieczór. Nieoczekiwanie film okazał się totalną miazgą!
Jasne, niektóre żarty słowne czy
sytuacyjne zdawały się odrobinę prymitywne i wymuszone, ale pamiętajmy kto był
głównym odbiorcą filmu - dzieci w wieku wczesnoszkolnym! A to, co ujęło mnie
najbardziej, to prawdopodobnie niezauważalne dla większości młodszych widzów tło opowieści -
krytyka masowości, schematyczności, przewidywalności, nieustannej kontroli
społecznej, dążenia do maksymalnej efektywności i wreszcie krytyka samego kapitalizmu, którego uosobieniem
jest Lord Biznes, autorytarny
przywódca jednego ze światów, chcący zbudować idealny, nieruszalny (dosłownie i
w przenośni) system, będący w istocie antyutopią. Postacie typu: Unikitty
czy Dobry/Zły Glina to świetne karykatury infantylności zagubionych dorosłych i
wewnętrznego konfliktu większości z nas - dostosować się, być zawsze miłym i
sympatycznym, czy puścić wszystko z dymem, nie bacząc na innych i konsekwencje.
Niektóre sceny są bardzo... meaningful,
np. przesłuchanie przyjaciół Emmeta,
którzy mimo wysiłków, nie są wstanie niczego konkretnego o nim powiedzieć, jest
aż tak do bólu przeciętny, sfabrykowany, ukształtowany przez rutynę dnia codziennego i medialną papkę. Mamy też sceny drastyczne np. wymazywanie
twarzy niechcianych ludzików (swoiste pranie mózgu) czy brutalny szantaż emocjonalny, w którym rodzice
gliniarza stają zakładnikami Lorda
Biznesa.
Nie brakuje licznych odwołań do
popkultury (starych westernów, Tronu,
Matrixa, Władcy Pierścienia czy nawet powieści Roku 1984), gagów (z których część pewnie przeoczyłem lub należycie nie doceniłem) i
postaci bezpośrednio zapożyczonych z innych filmów (na pierwszy plan wysuwa się
Batman, ale jest również Supermana, Green Lantern, Wonderwoman,
Dumbledor, Shaquille O'Neal i można by tak wymieniać prawie bez końca).
Szalona mieszanka, miejscami abstrakcyjny humor i... całkiem seksowna (jak na
plastikowe standardy) Wyldstyle. Poza
tym głos Morgana Freemana jako
domorosłego proroka Vitruviusa -
bezcenny! Moim zdaniem, dla wysokiej jakości oryginalnej ścieżki dźwiękową warto podjąć ryzyko
sporadycznego niezrozumienia dialogów. Nie oszukujmy się, kiedy mamy polskie napisy, angielski przechodzi przez nasze uszy raczej bezrefleksyjnie.
Hit muzyczny, który towarzyszy
nam kilkukrotnie podczas seansu jest po prostu genialny w swojej prostocie, wyśmienicie dwuznaczny i chwytliwy (klik, żeby posłuchać) - cały
czas chodzi mi po głowie!
Nie spodziewałem
się, że postawię Lego Przygodę na
równi z serią Toy Story! I nie
przesadzam, ciężko wskazać mi jakiekolwiek minusy tej lekkiej, łatwej i
przyjemnej rozrywki z dającym do myślenia przekazem.
PS: Końcówka naprawdę zwala z
krzesła. Mistrzowskie zobrazowanie konieczności zmiany pokoleniowej warty i kultury prefiguratywnej.
Cześć, pewnie mnie nie znacie,
ale możecie mi zaufać, bo jestem
w telewizji!
~ Wyldstyle
Plakat filmu pochodzi z www.gogaga.pl
Bardziej wolę lego przygodę niż batmana
OdpowiedzUsuń