wtorek, 11 listopada 2014

RECENZJA #44: Śródziemie: Cień Mordoru (PS4)


Wyobraź sobie połączenie elementów akrobatycznych z Assassin’s Creed, soczystego modelu walki z Batman Arkham, do tego szczypta brutalności rodem z Dark Messiah of Might and Magic i może... oldskulowy w mechanice, niezbyt wysublimowany wątek fabularny, prowadzony podobnie jak w klasycznych erpegach typu Gothic. Masz to? Brawo, tak właśnie prezentuje się Cień Mordoru.

I trzeba powiedzieć, że w tym zapożyczaniu jest cholernie dobry. Spędziłem z grą koło 35 godzin (co pozwoliło mi na odhaczenie całej kampanii i wszystkich zadań pobocznych) i był to jeden z najlepszych okresów w mojej przygodzie z PS4. Krótko, bo krótko, ale nie długość jest najważniejsza! Problem jednak w tym, że nawet jeśli bym chciał, nie mam za bardzo po co wracać do tytułu. Jasne są próby czasowe, gdzie dostajemy zlecenia na zabicia 3 wodzów i 10 kapitanów, ale ileż można siekać, tłuc i zabijać? Gra nie oferuje nam żadnej rozgrywki wieloosobowej, jedynie sporadycznie możemy korespondencyjnie pomścić gracza z drugiego końca świata. I tym sposobem omówiliśmy większość najsłabszych elementów tytułu. No może poza słabym finałem, który odbył się właściwie bez zarżnięcia żadnego naprawdę trudnego skurczybyka, z odrobiną chowania się i prostymi sekwencjami do wyklikania...

Kapitalny jest system rozwoju postaci i punkty umiejętności, które możemy władowywać zarówno w całkiem nowe ciosy, jak i w udoskonalanie istniejących kombinacji. Prócz tego zbieramy elfickie pieniądze (Mirian), żeby wykupywać więcej miejsca na runy na naszym orężu lub podciągać statystyki. Niestety, stosunkowo szybko możemy osiągnąć maksymalny poziom rozwoju, co znacznie upraszcza rozgrywkę, nawet jeśli wyłączymy wszelkiego typu ułatwiacze. Występuje więc delikatny efekt overpowered, szczególnie jeśli lubicie rozgrywać wątki poboczne równolegle z głównym.


Autorzy zapowiadali, że rewolucyjny będzie tzw. system Nemesis i rzeczywiście, fajnie poobserwować, jak Uruk-hai toczą między sobą zażarte konflikty, a my możemy wpływać na ich losy, pomagając naszym faworytom. To nawet zabawne zatruć alkohol na uczcie zielonoskórych lub zakłócić polowanie. Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak dopiero wtedy, gdy możemy przejmować kontrolę nad grubymi rybami i wydawać im polecenia zdrady lub buntu.

Świat jest otwarty, ale niezbyt duży i (jeśli chodzi o krajobrazy) dość monotonny. Sytuacje ratuje drugi obszar (Núrnen), do którego dostęp zyskujemy w po kilkunastu godzinach gry. Wtedy jest dużo więcej zieleni i stwor(k)ów do upolowania. Á propos wyzwań łowieckich - przez chwilę obawiałem się, że nieroztropna kolejność wykonywania misji pozbawi mnie szans na skompletowanie trofeów, ale na szczęście znalazłem kolejną Królową Ghûli i Olbrzymiego Grauga. Swoją drogą ta ostatnia bestia jest przeogromna, ale tak niegramotna, że gorzej walczy mi się z jej grzbietu, niż na swoich krótkich członkach. Zresztą wszystkie wierzchowce są raczej oporne i kłopotliwe w sterowaniu (chwała Bogu, że Karagory nieźle skaczą).

Docenić należy to, że gra obliguje nas do bycia sprawnym w posługiwaniu się wszystkimi trzema rodzajami oręża: mieczem, sztyletem i łukiem. Żadna z tych broni nie została ani zaniedbana, ani uprzywilejowana, a rozwałka przynosi jednakową frajdę w każdej postaci. Jak już wspominałem, Talion/Kelebrimbor jest zabójczo efektywny, zwłaszcza po wykupieniu najdroższych udoskonaleń.


Podsumowując: każdy wczuty fan uniwersum Śródziemia powinien zainteresować się Cieniem Mordoru, który poza drobnymi niuansami chronologicznymi nie kłóci się z tolkienowskim kanonem, wręcz przeciwnie: kompendium zbiera i ugruntowuje wiedzę na temat Gondoru, Czarnej Bramy i bezpośrednich okolic. W moim odczuciu solidne 7/10 punktów.

Plusy:
+ Klimat prozy mistrza Fantasy, historie związane ze znajdowanymi przedmiotami są świetnie wymyślone i nagrane (czułem się trochę jak antropolog kulturowy; szepty z DualShock4 wymiatają)
+ Wypełniony combosami, dynamiczny system walki
+ Rewelacyjnie zaprojektowane, zróżnicowane modele orków i system Nemesis
+ Możliwość przejmowania kontroli nad niemilcami dodaje świeżości rozgrywce
+ Satysfakcjonujące drzewko rozwoju postaci
+ Umiejętne "kompilowanie" sprawdzonych rozwiązań z innych gier (chociaż po zmienieniu skórki mojego bohatera, czasami zastanawiałem się, czy nie gram w Czarną Banderę...)

Minusy:
- Liniowy główny wątek fabularny, wypełniony sztuczkami przedłużającymi zabawę (naznacz 5 wodzów, żeby Czarna Dłoń zwróciła uwagę na twoje działania)...
- ...a misje poboczne są dość wtórne i niestety szybko się nudzą
- Niedzielny poziom trudności, gdzie są prawdziwi bossowie po których odpadają palce? To już Knack prezentował się lepiej na tym polu...
- Raczej mała interakcja z otoczeniem (ogniska, zapasy alkoholu, gniazda pszczół, mięsne przynęty, uszkodzone mury i ziółka to niestety spora większość), w zasadzie wszystko zaczyna się i kończy na walce, reszta to tylko dodatki
- Co robić z kupą zarobionej kasy pod koniec rozgrywki?

A ja nie lubię wbijać z planem bez planu
I wolę Leśne Królestwo, a przedtem stepy Rohanu!
                                                               ~Kartky, Robb Stark

2 komentarze: