Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Judasz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Judasz. Pokaż wszystkie posty

piątek, 8 kwietnia 2016

Ulubieńcy marca! [2016]

Ahoj, internauto!

Nowy miesiąc oznacza nowych ulubieńców, chociaż przyznaję, że zawsze ciężko mi zdążyć z konkretną notką na czas. Myślę jednak, że pierwszy tydzień kwietnia to nadal akceptowalny termin na publikację tego typu treści. Zaczynajmy!

Aha, zapomniałbym, wreszcie połączyłem swoje konto Google+ z bloggerem, co oznacza, że możecie mnie teraz dużo łatwiej obserwować, żeby być na bieżąco z nowymi postami. Zachęcam do dołączenia do Wiernych Rycerzy Kultura & Fetysze przy pomocy gadgetu, który znajdziecie w pasku po prawej. Nie piszcie mi tylko obs/obs, bo aż tak smutnym, zdesperowanym panem nie jestem… Ale jeśli czytasz i lubisz, i twórcę szanujesz, kliknij, żeby sam się nie bawił w tej internetowej piaskownicy! A jeśli spodoba mi się u Ciebie, to i tak prawdopodobnie zostanę na dłużej ;]


#JEDZONKO
W marcu wspominałem Wam o bardzo dobrej śliwce w czekoladzie LUXIMO (klik!), ale chyba najlepszą rzeczą, którą ostatnio polubiłem jest owsianka z dodatkami. Prawdę mówiąc, nie poznałem jeszcze zbyt wielu konfiguracji tego specjału, ale cynamon, banan i jabłko sprawdzają się niczego sobie. Trochę jest z tym tzw. dryndania w garach, ale posiłek jest zdrowy i sycący. O tej opcji śniadaniowej przypomniała mi Dziewucha, która ostatnio bawi się w jakieś… zdrowe diety? Pamiętam, raz się nawet trochę zapowietrzyła, bo nie chciałem myć przypalonego garnka i uciekłem do drugiego pokoju, ale… trzeba było pamiętać o mieszaniu Bejbe! ;*


#KSIĄŻKA
Cholerka, przyznać muszę, że mało ostatnio czytam dla czystej przyjemności. I obawiam się, że ten stan może się trochę utrzymać, zważywszy na liczbę kwietniowych obowiązków na uczelni. Cóż, tych, którzy jeszcze nie czytali recenzji Judasza autorstwa Tosca Lee, zapraszam do nadrobienia zaległości (klik!). To była zdecydowanie odpowiednia lektura przed Triduum Paschalnym!


#FILM
Taki jeden znajomek (MuZyK), znając moją tradycyjno-kościelną orientację życiową, pół żartem, pół serio wspomniał kiedyś, że dobrze gdybym obejrzał sobie Spotlight. Obejrzałem. Bardzo dobry filmik (w końcu nominowany do Oscara, c’nie?) na bardzo poważny temacik. Chyba nawet przydałoby się napisać na jego temat osobną notkę, żeby nie uciekać od niewygodnego tematu pedofilii wśród księży. Powiem tylko, że film nie zaboli katolików z otwartą głową, bo wbrew pozorom zdajemy sobie sprawę z przywar kościoła hierarchicznego jako instytucji, w której czasami trudno dopatrzyć się działania Światła Ducha Świętego. I na razie tak to zostawmy, w towarzystwie efektownego eufemizmu, a ja kiedyś wrócę do tematu. Niemniej jednak, polecam Spotlight już teraz! Za estetykę, grę aktorską i ciekawie napisane postacie.


#MUZYKA
Ależ się zrobiło religijnie! Ale taki miesiąc: Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał! Powiem Wam, że chrześcijański rap w Polsce jeśli chodzi o skillsy (choć zaznaczam, że nie jestem wielkim ekspertem) to Tau i długo, długo nic… To wręcz niewyobrażalne, że ten szlachetny nurt ma tak mocnego reprezentanta w kraju nad Wisłą. Kto nie słyszał Restauratora, polecam spróbować singli (Pinokyo, Restaurator), koszykówkowe Fair Play lub Casanova, zabawnego komentarz o młodych byczkach z testosteronem gulgoczącym w jądrach. No i Święty też jest przekozackim numerem! Zresztą całego albumu, może oprócz Przybysza z beatem wywołującym bóle głowy, słucha się świetnie. Restaurator > Remedium. Matula do domu zniosła także Najpiękniejsze pieśni na Wielki Post z FAKTu, ale wykonanie jakieś takie średnie… Lepiej to śmigało na prawdziwych Gorzkich Żalach. Na marginesie, udało mi się raz w tym roku wpaść i powiem Wam, że jak człowiek rozsmakuje się i wsiąknie w lirykę, to dostrzeże tęgość głów i boskie natchnienie tych, którzy to wymyślali. Oczka potrafią się zaszklić, nie tylko od duszącego dymu kadzidła! :v


#GRA
Och, marzec obfitował w pozytywne emocje przed konsolką. Swego czasu dość szeroko pisałem o Dying Light z dodatkiem, który zabrał mi kilkadziesiąt godzin życia (klik!). A na zajączka sprawiłem sobie Assassin’s Creed Chronicles Trilogy, platformówko-skradankę w 2.5 D, gdyż akcję obserwujemy zazwyczaj od boku, w statycznych lokacjach, ale postacie są w pełni trójwymiarowe. Trylogię niewielkich gierek osadzonych kolejno w Chinach (1526), Indiach (1841) i Rosji (1918) przeszedłem w kilkanaście dni. Były momenty lepsze i gorsze, o czym z pewnością nie omieszkam napisać. Zdradzę jednak, że bawiłem się lepiej niż przy Assassin’s  Creed Unity (klik!), odzyskując część sympatii do uniwersum.

Już okładka wygląda dość... niejednoznacznie, prawda?
Dialogów nie jest przesadnie dużo, często po prostu
obserwujemy rozwój wypadków.

#KOMIKS
Ponownie sięgnąłem po klasyka. Indiańskie Lato można porównać do Pasażerów Wiatru m.in. z powodu podobnej kreski, zbliżonego okresu historycznego, a także epickości wydarzeń prezentowanych na stronicach komiksu. Opowieść ocieka erotyką, zresztą zapalnikiem akcji jest gwałt dwójki Indian na białej dziewczynie z fortu New Canaan. Co ciekawe, znów mocno obrywa się sługom kościoła, gdyż największymi ruchaczami okazują się pasterze purytańskiej wspólnoty, niejacy Blackowie, ojciec i syn. No jest coś w sztuce, że uniesienie religijne udanie łączy się z uniesieniem miłosnym… Włoch Milo Manara jest znany w środowisku jako mistrz komiksu erotycznego. W przyszłości trzeba się zatem przyjrzeć innym jego pracom!


#KOSMETYK
Cenię sobie Old Spice, gdyż marki używał już ponoć mój śp. Dziadzio. Old Spice jest przecież dla prawdziwych facetów, a kim ja do ch*ja wafla jestem? No właśnie takim stuprocentowym samcem! W marcu skończył mi się dezodorant w sztyfcie o czarującej nazwie Kilimanjaro. Fajnie, taki szczyt w Afryce chyba… W każdym razie, nazwa neutralna. A teraz? ODOR BLOCKER! Jaki odor!? Nie podoba mi się to, przecież mój pot pachnie znośnie… Niby teraz produkcik to dezodorant antyperspiracyjny w sztyfcie, ja jednak wołałem jak wkład był niebieski i orzeźwiający, a teraz to jakaś ciężka, biała mastyka… Zmieniło się na gorsze, no ale co zrobić, jesteśmy tylko mróweczkami skazanymi na kaprysy tłustych kapitalistów. A może Kilimanjaro nadal jest dostępne? Nie wiem, szczerze mówiąc, aż tak mocno nie dociekałem. Odor Blocker to jednak coś na kształt marcowego antybohatera. (Nie)dobra zmiana!

Treść swobodnie i nienachalnie nawiązuje do gry.

#AKCJA PROMOCYJNA
W ubiegłym miesiącu rzuciło mi się w oczy kilka kampanii, wspomnę jednak o dwóch. Najwięcej pozytywnych emocji wzbudziła chyba przewózka taksówką Burger Kinga (klik!). Niby nic wielkiego, ale spoko, że takie prankowe akcje wchodzą również do Polski! Trochę bardziej mieszane uczucia mam odnośnie wykupywania kilku stron gazetki, żeby wrzucić trochę kontent marketingu wokół promowanej gry. Taka sytuacja miała miejsce w marcowym CD-Action, które trzymane od tyłu zmieniało się w magazyn HIT tj. czasopismo dla dystyngowanego zabójcy na zlecenie. W sumie 10 stron o najnowszym Hitmanie: niepotrzebna prezentacja wyposażenia, rzut okiem na lokacje dostępne w grze, jakiś kretyński psychotest i parę innych kąsków. Niby klawo, ale zastanawiam się czy kiedyś dojdziemy do momentu, gdy w środku ulubionego magazynu znajdziemy więcej reklam niż treści. Obawiam się że tak. Tym razem jednak wybaczam, bo pomysł i wykonanie wcale nie były złe, wniosły za to troszeczkę świeżości i zainteresowania Agentem 47. Chociaż mam wrażenie, że sam bym to wszystko lepiej wycopyrightował

Spośród wszystkich powyższych – jedzcie owsiankę i nieście dobry przekaz jak Tau! Nie dajcie sobie mydlić oczu lewacką propagandą. Perspektywa białej, heteroseksualnej konserwy zawsze spoko! Nie przepraszajcie za krucjaty i kolonie. Odpowiadajcie na pytania prowadzącego (kliknij, żeby skumać!). I pamiętajcie, żeby mi kliknąć obserwację. KONIECZNIE!

Możesz tańczyć, i taaańcz
Lecz pamiętaj, że wróci nasz Paaan!
Może tańczysz, dla złaaa
Opamiętaj się póki masz czaaas!

Poster Spotlight pochodzi z: klik!

piątek, 25 marca 2016

RECENZJA #133: Judasz - Tosca Lee


Nie zawsze chętnie sięgam po książki, które poleca Matula. No bo wiecie, jesteśmy w różnym wieku, mamy trochę inne poglądy i preferencje odnośnie dobrej lektury (Bukowskie i Sapkowskie raczej by jej nie siadły, ale Pamuki już najpewniej tak…). Tym razem zrobiłem jednak wyjątek i wyciągnąłem rączki po Judasza (oryginalny tytuł: Iscariot. A Novel of Judas). W tamtym momencie nie miałem za bardzo co czytać, a pomyślałem sobie, że będzie to dobre przygotowanie do obchodów Paschy. Wydawnictwo Święty Wojciech gwarantuje, że pozycja nie jest jakimś grafomańskim, antychrześcijańskim paszkwilem, poza tym, zapytajcie samych siebie – zastanawialiście się kiedyś dlaczego ktoś, kto był świadkiem tak wielu cudów mógł zdradzić Boga? Jakie motywacje mu przyświecały? Odpowiem za Was: no nie Pionuś, pewnie, że się nie zastanawialiśmy!

Od razu ostrzegę, jest to powieść fabularyzowana, nie historyczna. Oczywiście, chronologia znana z Ewangelii została zachowana, lecz o samym Judaszu, jego dzieciństwie i czasach młodzieńczych, wiemy stosunkowo niewiele. Tosca Lee wypełniła tę lukę, opierając się oczywiście na szczątkowych źródłach, ale czy jej wersja pokrywa się z prawdą? Nie wiem, prawdopodobnie nie do końca. Jest za to bardzo przekonująca i pasjonująca. A o to przecież chodzi w dobrych historiach.

W moim odczuciu, na uwagę zasługują dwa aspekty pozycji, będące jednocześnie jej najwiekszymi zaletami. Po pierwsze, emocjonalny realizm. Strach, duma, zazdrość, przerażenie, obojętność, niepokój – wszystkie powyższe, a także wiele innych, zostały opisane wręcz perfekcyjnie. Momentami ów naturalizm jest nawet zbyt dosadny, na przykład kiedy autorka (nie)dyskretnie wspomina o specyficznych reakcjach organizmu, takich jak wymiotowanie czy spazmatyczny szloch. Co by jednak nie mówić, postacie na kartach powieści naprawdę żyją, a to warunek konieczny, żeby napisać coś wielkiego. Kilka razy poczułem nawet mrowienie z tyłu gardła i zaszklone oczka charakterystyczne dla stanu głębokiego poruszenia. Po drugie, Tosca Lee osiąga swój cel, którym było odczarowanie jednowymiarowej postaci Judasza, poprzez interesujący opis otoczenia Chrystusa i Jego uczniów. Czy najlepiej wykształcony w Prawie uczeń Jezusa był zły, a może na swój sposób pragnął ochronić swojego Nauczyciela, zdając sobie sprawę ze złożoności sytuacji. Czytelnik dostępuje przyjemnego stanu zagubienia wynikającego z dobrze zarysowanego kontekstu, a więc struktury i wartości społeczeństwa żydowskiego, opisu rozbudzonych oczekiwań na powtórne przyjście mesjasza (rozumianego przez większość szkół raczej w kategoriach politycznego wyzwoliciela) i bojaźliwego ducha epoki. Wydaje się, że do pewnego momentu Judasz również widział w Jezusie lekarstwo na poddaństwo względem Cesarstwa Rzymskiego, nadzieję dla świata teraźniejszego, a może nawet powrót starotestamentowego Królestwa Izraela. Ale przecież Jego Królestwo nie jest z tego świata

Polecam książkę, nawet tym, którzy są chłodno lub neutralnie nastawieni do chrześcijaństwa, albo religii w ogóle. Recenzowana powieść to bowiem świetnie skrojona historia w smacznych, najczęściej kilkustronicowych rozdzialikach, którą większość z nas zna, lecz pisana z pierwszoosobowej perspektywy drugiego (zaraz po Lucyferze i jego plugawej trzódce) schwarzcharaktera Biblii, zyskuje sporo świeżości. Wszyscy jesteśmy trochę Judaszami!

I gdyby tylko nie ta okładka zbierająca każdy kurzyk i odcisk palucha… No, ale to już szczególik. Zapraszam Was do lektury kilku pięknych cytatów. I odcinam się od bloga na czas Wielkanocy. Udanego świętowania i do poczytania po Świętach, kiedy to opublikuję kolejny odcinek opowiadania o Kasprze i Peepingu.

~o~

Ale przecież łatwo było wzbudzać podziw w chłopach i rybakach. Zupełnie inaczej było z uczonymi. I choć lgnęło do nas więcej chłopów niż nauczycieli, to tak naprawdę opinie nauczycieli i faryzeuszy miały znaczenie… i to właśnie oni poczuli się zagrożeni przez mojego nowego mistrza. (str. 125)

Poczułem, jak zalewa mnie fala gorąca. Nigdy nie słyszałem, by kobieta wyrażała się tak obcesowo, przez całe swoje życie bardziej przywykłem do cichego, biernego języka kobiet, do właściwego im szyfru. (str. 175)

Może gdy będzie nas mniej, będę miał na niego większy wpływ. Może nawet ocalę mu życie. Ponieważ wszystko gwałtownie prowadziło ku zagładzie. Mój mistrz miał rację; zginie, jeśli dalej będzie brnął w tym kierunku. Herod chciał jego śmierci. Faryzeusze chcieli jego śmierci. Saduceusze również. Któż go wesprze, prócz ubogich i chorych, i co się stanie w chwili, gdy odmówi im chleba i znaków? (str. 227)

To była właśnie największa z naszych obaw, nieprawdaż? Powód, dla którego trzymaliśmy się naszych praw, naszych zwyczajów, naszej Świątyni. Obawa, że bez nich Bóg nam nie sprzyja i sprzyjał nie będzie. Kim się wtedy okażemy? Nie różnimy się niczym, w niczym nie jesteśmy lepsi od nieczystych pogan. (str. 291)

Dane techniczne:
Autor: Tosca Lee
Tłumaczenie: Anna Wawrzyniak-Kędziorek
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Święty Wojciech
Liczba stron: 338
ISBN: 978-83-7516-893-8
Cena detaliczna: 35 złotych