niedziela, 1 marca 2015

RECENZJA #64: Assassin's Creed Unity (PS4)


Swego czasu mocno nagrzałem się na Assassin's Creed Unity (tak mocno, że kupiłem tytuł jakoś dzień po premierze). Że niby Rewolucja Francuska,  niesłychanie ciekawe i klimatyczne realia, szczególnie interesujące dla socjologa, ale nie tylko. Po genialnym i przyjemnym Black Flag spodziewałem się czegoś naprawdę rewelacyjnego, a tymczasem... żartobliwy przydomek Bugity (z ang. bug - robak, pluskwa; w slangu graczy - babol, niedoróbka w grze) jest jak najbardziej na miejscu.

Ale po kolei. Graficznie wydaje się naprawdę zachęcająco. Masa szczegółów przy (zazwyczaj) akceptowalnej płynności rozgrywki robi pozytywne wrażenie (zresztą obejrzyjcie sami turystyczny materiał quaza - KLIK). Szkoda tylko, że oprócz sławnych i ważnych miejscówek otoczenie jest zazwyczaj nijakie i powtarzalne. Ci sami ludzie na przestrzeni kilku lat wykrzykujący coś wokół kościołów. Sztywni handlarze, rzemieślnicy i pary, które nierzadko wiszą w powietrzu nie dotykając schodów. Wiele, wiele błędów w ciut odświeżonym parkourze (irracjonalne, niewidzialne ściany, kłopoty z poruszaniem się po budynkach i z wchodzeniem przez okna). Otoczenie płata figle - niewidzialne konie, niewidzialni żołdacy. Coś sporo tych figli...


Fabuła jest również taka sobie. Ot, zabijamy coraz to wyższych rangą niemilców podczas chaotycznych, wtórnych misji. Może ze trzy naprawdę mi się podobały, a były to awaryjne zadania w wyłomach, kiedy to stabilność systemu wisiała na włosku. No dobra, może początkowe skrytobójstwo w Notre Dame również dawało radę. Detektywistyczne epizody są za to naprawdę żałosne. Trzeba podejść do kilku konkretnych obiektów i zbadać je, naciskając kółko. Alex Amancio, (dyrektor kreatywny pracujący przy Jedności) ciut zatem przesadził mówiąc o nieznanych do tej pory możliwościach eksploracji i głębokiej immersji. Nie można nawet przenosić ciał czy z zaskoczenia używać ostrza podczas regularnych walk! Bardzo ładna, klaustrofobiczna po kilku godzinach zabawy, makieta z niewykorzystanym potencjałem epoki.

Misje grupowe to jeszcze większy chaos i masa lagów. Niejednokrotnie zażenowani gracze odchodzą, dezorganizując przy tym rozgrywkę, bezsensownie giną lub gubią się w urbanistycznym gąszczu. Poza tym istnieje dziwny element rywalizacyjny - wyższą nagrodę odbiera ten, kto pozbiera kluczowe fanty. Grając z obcymi raczej nie ma mowy o przemyślanym skradaniu się i kooperacji, wszyscy gnają na ślepo, nie martwiąc się o kolegę, w którego naparzają lufy muszkietów. Cieniutko.

 
Cały system ulepszania postaci jest bardzo irytujący. Zbieramy punkty, za które wykupujemy udoskonalenia (ceny za poszczególne skille są niewspółmierne do ich przydatności, żeby nie powiedzieć, że są wzięte z... sufitu), ale jaka filozofia tkwi w rzucie trującą bombą lub dobiciu leżącego przeciwnika? Poza tym kamuflaż to mocno odrealniona umiejętność. Moim zdaniem dużo lepiej rozwiązano to w Black Flag, gdzie nie trzeba było odblokowywać pojedynczych akcji, a nowe bronie pojawiały się wraz z rozwojem fabuły. No i te piękne polowania... I co to za francuska moda, że oręża nie trzeba kupować u handlarzy lub zdobywać na przeciwnikach, a jedynie wybierać z abstrakcyjnego menu... No i mikrotransakcje, czyli "wydaj pieniążki żeby grało ci się łatwiej" - niepokojące zjawisko.

Co mam zrobić z Unity? Pod koniec czekałem już tylko na skończenie historii (czytaj: złotą trofkę) i odłożenie gry na półkę - tak mocno przewidywalna i nużąca była rozgrywka. Przez niedoróbki i sterowanie większość skrytobójstw kończyło się grupową jatką. Bomba dymna, wywijanie szabelką, bomba dymna, wywijanie szabelką, mikstura lecznicza (swoją drogą odbierająca motywacje do bycia cichym łowcą), petarda hukowa i zaciukanie grubszej ryby. Fabularyzowane zadania poboczne niezbyt ubarwiają rozgrywkę, to po prostu zamaskowane "przynieś-wynieś-pozamiataj" lub drętwe rozmowy i zabijanie pomniejszych gagatków. Chyba jedną sensowną nowinką jest... minigierka związana z otwieraniem zamków! I liczne fatałaszki protagonisty. Taki ze mnie fircyk!

 
Być może teraz gra się już nieco lepiej w tę część Assassin's Creed. Wyszły opasłe, kilkugigabajtowe łatki, które poprawiły optymalizację i niektóre najbardziej kulejące elementy programu, który zdecydowanie zbyt wcześnie ujrzał światło dzienne. Ja na razie dziękuję Ubisoftowi. Mocno się rozczarowałem i kolejną część sobie odpuszczą. Podobnie jak darmowy dodatek (niby na przeprosiny) Martwi Królowie. Mam spory uraz, nie tak wyglądały trailery, nie za taką kontynuację przelewałem ciężko zarobione dukaty... 4/10 - na gilotynę z tym dziadem!

2 komentarze:

  1. Co masz zrobić z grą? Skoro jest taka beznadziejna to sprzedaj/wymień i zapomnij ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomka, to pierwszy tytuł do ewentualnego wylotu z półeczki. W akapicie "Co mam zrobić [...] ?" to był bardziej literacki chwyt, coś w stylu nauczyciela mówiącego do niesfornego dzieciaczka "I co ja mam z Tobą zrobić Jacusiu, znowu zjadłeś wszystkie ciastka z puszki..." ;]

      Usuń