|
Gotowi!? Zaczynamy! |
Pojutrze wyjazd! Wczoraj ostatni
raz zafundowałem sobie nocne bieganie. Bez szaleństw, tak jak zwykle – żwawa,
pięciokilometrowa (z małym hakiem jak wyliczyło RunnerRoot) przebieżka. Myślę, że będę odrobinę tęsknił za tym
zwyczajem. Wyruszałem punktualnie o 23 – mały ruch, pomarańczowe światła i
żadnych innych biegaczy czy rowerzystów (zazwyczaj). Tylko ja, ulice otulone mrokiem
i słuchawki. Zaraz sprzedam Wam kilka ciekawostek z mojego kondycyjnego
treningu.
Po pierwsze – obserwacja miasta
nocą jest bardzo interesujące! Kiedy biegałem pod Laskiem Marcelińskim udało mi
się zobaczyć lisa buszującego po śmietniku. Nie raz miałem okazję przyjrzeć się
tuptającym jeżom. Momentami w biegu towarzyszyły mi koty (jednego nawet prawie
zdołałem oswoić, niestety wzgardził plastrem szynki). Po deszczu biega się
najlepiej – trzeba uważać na
wszędobylskie ślimaki i dżdżownice. Swój urok ma również bieg podczas lekkiej
mżawki. Pot na plecach miesza się z deszczówką, z grzywki spływają krople
zalewające oczy. Widoczność staje się bardziej ograniczona, powietrze
orzeźwiające i lekkie! Mhm…
|
Niestety wczoraj jak na złość znalazłem jedynie jednego ślimaczka :C |
Zdarza się, że mijałem również
innych przedstawicieli naszego gatunku. Są to zazwyczaj mocno podchmieleni
panowie w średnim wieku, grupki małolatów czy chichoczące, odprowadzające mnie
wzrokiem pijane nastolatki. Sporadycznie zdarzy się jakiś pozdrawiający mnie
biegacz lub rowerzysta (swoją drogą – to bardzo miły i kulturalny zwyczaj),
generalnie jednak nieczęsto patrzę w oczy komuś innemu niż ochroniarzowi w
budce przy stadionie. Jeśli chodzi o pojazdy – dominują rozwoziciele nocnej
pizzy i smerfy.
|
Codziennie w nocy - mały 'pokaz światła' na Inea Stadion. |
Po drugie – cudownie słucha się
muzyki w takich warunkach. Może nie odkryję Ameryki, ale o wiele łatwiej
utrzymać tempo i zmotywować się do wysiłku w takt muzyki. Czasami wybierałem
materiały do nauki angielskiego (podcasty z English
is your second language) i wtedy sunęło się trochę gorzej. Któregoś dnia
delikatnie zmodyfikowałem swoją trasę. Poruszałem się po nieoświetlonej
uliczce, gdzie korzenie drzew mocno powykręcały asfalt. Nietrudno odgadnąć, że
zrobiłem BUM! Obiłem trochę biodro, zdarłem naskórek z wewnętrznej części
dłoni, ale konsekwentnie dokończyłem trasę. Na słuchawkach hulał wtedy
motywujący, mocny przekaz Młodego M z
jego ostatniej płyty Kronika III: Zaklęty
Krąg. Świetne uczucie! Na co dzień jednak zdecydowanie najczęściej
towarzyszył mi Garou i jego
nieziemski krążek Piece of my soul.
|
Czasem trasę umila jakiś artystyczny smaczek! |
Po trzecie i chyba najbardziej
szalone – wyobraźnia podsuwa świetne obrazki podczas joggingu o tak późnej
porze. Pamiętam, że najbardziej obrazoburcze wydały mi się wizje ataku zombie
zainspirowane filmem [REC]3: geneza.
Wyobrażałem sobie kulejące pokraki idące w moją stronę od lasu, wyskakujące zza
pobliskich budynków, z paki na ciężarówce itd. Może wyda się to głupie, ale w
nocy wiele rzeczy łatwiej sobie to wmówić. Bestie spoglądające na mnie z lasu
swoimi czerwonymi ślepiami czy goniące mnie typu spod ciemnej gwiazdy na
ciaśniejszych odcinkach trasy - klasyka.
|
W takiej malowniczej uliczce od czasu do czasu warto się odwrócić... |
|
...szczególnie, gdy towarzyszą nam tacy dziwni jegomoście... |
Nie da się ukryć – robi się coraz
zimniej, biega się też z mniejszą przyjemnością (marzną ręce i uszy, zimny
wiatr dostaje się do płuc). Na szczęście widziałem, że w akademikach mają
bieżnie. Chociaż z drugiej strony… chyba pora na masę.
J
|
Business Garden Poznań za 5 miesięcy będzie pewnie wyglądać o niebo lepiej ;) |
|
Wczoraj (w ramach pożegnania) wyjątkowo przed bieganiem
wpadło piwko... Wyjątkowo, gdyż zwiększa to ryzyko kolki! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz