Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #2. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #2. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 września 2014

OUTFIT #2: DARK CANYON


Czas na kolejny (długo wyczekiwany przez wilgotne fanki) post z kategorii modowej. Dziś mam do zaprezentowania prosty, sportowy komplecik wzbogacony o elegancki akcent, jakim jest gustowny sygnet z czarnym kamieniem. Fotografowany Model mocno nalegał, żeby zdjęcia wykonane zostały na łonie natury, co podkreśli wielofunkcyjność i wygodę stroju. Co prawda jasne spodnie mogą się delikatnie przybrudzić przez pył leśnych dróg, ale kto by się tym przejmował? Bogaci noszą jasne ubrania, żeby manifestować swój status!


Uwagę chciałbym zwrócić szczególnie na cieniutką kurteczkę Bershka, która jest idealna dla osób mocno potliwych. Jej szeleszczący, przyjemny materiał co prawda utrudnia cyrkulację powietrza, ale o dziwo nie ma efektu termicznej skorupy. Ponadto fioletowa kolorystyka, motyw australijskich kanionów i krój bejsbolówki nadaje całości cwaniackiego, specyficznego stylu. Rękawy prawie się nie rozciągnęły, mimo sporadycznego podciągania.

Jeleń jak się patrzy...

Pragnę szybko odeprzeć zarzut zbyt obszernych spodni. Jest to co prawda model slim, ale celowo odrobinę większy, ażeby wszystko nie przylegało zbytnio do bioder i ud, a portfel, klucze i telefon mieściły się bez uciskania jajek. Skojarzenia ze stylistyką hip-hopową również jak najbardziej na miejscu. W spodniach umieszczono zwyczajny, czarny pasek, gdyż klamra i tak nie jest widoczna. Wszystko z H&M.


T-shirt to również opcja mocno przewiewna, odrobinę podkoszulkowata. Jasny odcień błękitu i finezyjnie wykrojony dekolt sprawiają, że nawet średnio uważny obserwator dostrzeże ową bazę ubioru. Warto dobrać kolor koszulki pod kolor tęczówek, dokładnie tak, jak miało to miejsce w tym przypadku.


Buty to znany z poprzedniego outfitu model Nike Circuit, który czasy swojej świetności ma już niestety za sobą i podeszwy mocno się odklejają. Służył jednak dobrze ponad półtora roku, w każdych warunkach pogodowych. Dobre buty zapierdzialajki.


Mówi się, że mężczyźnie nie przystoi nosić biżuterii. Fakt, należy być ostrożnym w doborze błyskotek. W naszym przypadku jest to jeden, masywny pierścień, symbol siły i dominacji. Z jednej strony ma wygrawerowany herb Imperium Osmańskiego, z drugiej zaś podpis stylizowany na sułtańską pieczęć. Sentymentalna pamiątka ze Stambułu. Każdy zamożniejszy Turek posiada sygnet, który informuje towarzyszy, że jest szanowanym i wpływowym mężczyzną.

Podsumowując, na mój dzisiejszy strój składają się:
Kurtka BERSHKA
T-shirt H&M
Spodnie H&M
Sygnet z Krytego Bazaru
Pasek czarny H&M
Buty NIKE Circuit
+ Czyste gacie i skarpetki

Outfit sprawdzi się zapewne na wrześniowo-październikowe dni, kiedy za chu*a nie wiadomo jak się ubrać, a Ty pocisz się jak świnia i z utęsknieniem czekasz na ciężarówki Coca-Coli. Albo pierwsze urlopowe słońce.

Szczególne podziękowania dla gospodarza sesji: WPN  i fotografa,
który na kolanach błagał mnie, aby pozostać anonimowym!

Zapraszam do komentowania stylizacji!

wtorek, 13 maja 2014

TRIP #2: Udaję naukowca!

Dzień dobry, nie mam pojęcia o czym mówię!
Ale dawno nie było żadnej notki! Prawdę mówiąc na dzisiejszą też nie mam koncepcji, ale zaraz coś wysmażymy. Pochwalę się kilkoma (małymi) sukcesami!

Po pierwsze, moja absencja wynikała z pracy nad opowiadaniem. Moim debiutem literackim <3 Było ciężko, ale udało się, na dzień dzisiejszy to jakieś 36 stron znormalizowanego maszynopisu, chyba nawet czcionką 11! Trochę pracy trzeba było włożyć, żeby to łebsko napisać. Teraz przyszedł czas na szukanie beta-czytelników i poprawki. A potem? Nie chciałbym wrzucać tego na bloga, marzy mi się jakieś poważniejsze przeznaczenie tego dziełka! Może jakiś konkurs, albo internetowe czasopismo?
 
Kościół i klasztor Bernardynów na... Bernardyńskiej
Udany fotograficzny eksperyment z liśćmi!
Sławomir Mrożek [Panteon Narodowy w krakowskim kościele Piotra i Pawła]
Po drugie, miałem przyjemność być prelegentem na 5. Kongresie Młodej Socjologii (już drugi raz)! Mój temat Pielgrzymowanie wczoraj i dziś. Socjologiczno-antropologiczna analiza zjawiska został już chyba dogłębnie wyczerpany (rok temu był to mój sztandarowy temat na wszystkie prace zaliczeniowe, prawie zwariowałem od odmieniania słowa pielgrzym przez przypadki). Wizytę w Krakowie zaliczę z pewnością do udanych. Poznałem kilka fajnych osób (pozdrowienia dla Kornelii, z którą wspólnie znaleźliśmy 20 złotych na uczelnianym korytarzu, banknot został uczciwie podzielony), posłuchałem co tam w młodej, socjologicznej trzcinie piszczy, zrobiłem małą rundkę po Kazimierzu i reszcie Starego Miasta. Gdybym miał więcej czasu pewnie odwiedziłbym Zbrojownie, zobaczył Damę z Gronostajem, ale wybrałem wariant szybkiej podróży. Poza tym stawki za odwiedzenie tych miejsc są horrendalne! Krakowscy Centusie!
 
Wchodząc na Wawel
Niełatwo byłoby sforsować taaaakie mury...
Wieża Sandomierska. Potężne wieżysko w zasadzie!
Aghrrrr!
Płynie Wisła, płynie
Po Polskiej Krainie!
Wystąpienie w moim panelu nie cieszyło się zbyt dużą popularnością, zaledwie kilka osób na sali. Nie powiem, żeby mnie to zaskoczyło, zawsze najwięcej zainteresowanych gromadzą panele poruszające kwestie (z pozoru) bardziej na czasie: seksualność, kryzysy, nowe media. Atmosfera była jednak życzliwa, zupełnie pozbawiona presji czasu (dwóch prelegentów nie dojechało). Zrobiłem swoje, zdaje się że miałem nawet kilka morowych punchline'ów i z przyjemnością wysłuchałem pogawędki o neopogaństwie/rodzimowierstwie. Paweł Kopeć, zapamiętajcie nazwisko tego młodego, obiecującego etnografa.

W ogóle kilka wystąpień było całkiem interesujących. Na początku wybrałem panel Wykluczenie. Najbardziej podobało mi się opracowanie tematu przez Patrycję Lukasek na temat katowickiej dzielnicy Szopienice-Burowiec i wielce wymownej jej części - Bagna. Tematy Obwodu kaliningradzkiego i badań PISA też dały radę. Ten, który intrygowało mnie najbardziej - Hip-hop jako muzyka buntu - niestety okazał się najwyżej przeciętny. Trudno spodziewać się cudów, skoro nawet tytuł został źle sformułowany (choć autorka nie popełniała błędu podczas właściwego show). Z panelu Praktyki w(okół) ciała do gustu przypadły mi jedynie: analiza feministycznej pornografii i dywagacje na temat zasadności kontrowersji wokół konkursu piękności jako castingu na uczelnie wyższe. Temat o biuście ograniczył się, niestety, do karmienia, więc szału nie było. Wystąpienie o Recepcji wątku konstruowania kobiecej seksualności Simone de Beauvoir przez Luce Irigaray pozostawię bez komentarza. Nie zapamiętałem nic z monotonnego odczytania wywodu z tabletu. A z czwartego bloku dałem dzidę!
Jedyne co się ostało z Ratusza po rozbiórce z 1820, to wieża.
Zwróć uwagę na psychodeliczny, powietrzny wir nad wierzchołkiem!
Kościół archiprezbiterialny 
pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny
Nie jadłem, z sentymentu wybrałem kebab u (fake) Turka,
ale w sumie żałuję, wyglądało spoko...
Po trzecie, mój blog ma już ponad rok! To dużo, a ja nie straciłem zapału do pisania. Może tylko wkurza mnie okropne zaniedbanie platformy pod względem graficznym. Ale i to powinno się zmienić. Jedną z form uczczenia tego wydarzenia będzie referacik, który wygłoszę najprawdopodobniej 10 czerwca w Instytucie Socjologii UAM. Tematem wystąpienia będzie głównie cykl Erasmus Life, który przyniósł mi niemały rozgłos.

PS: Rzucam kilka (mniej lub bardziej udanych) zdjęć z Krakowa jako uzupełnienie notki.

Gotycko-renesansowa chrzcielnica z brązu (1528 r.)
Piotr Skarga [Panteon Narodowy w krakowskim kościele Piotra i Pawła]
PS2: Naprawdę niepokoją mnie doniesienia o ewentualnym odejściu Teodorczyka i Lovrencsicsa. Przecież nie zdołamy uzupełnić tych ofensywnych luk przed pucharami! O ile napastnik może odejść (niby strzelił już prawie 20 bramek, ale sądzę, że jesteśmy w stanie znaleźć następcę, nawet odrobinę lepszego technicznie), o tyle skrzydłowy wypracował masę goli i asyst drugiego stopnia (niejednokrotnie sam zdobywając ważne bramki, patrz chociażby kastę z Zawiszą - piękny strzał fałszem)! W moim odczuciu jest to motor napędowy Kolejorza, szkoda byłoby niszczyć ten dynamiczny duet z Pawłowskim... Jeśli tak się stanie Lech pozbawi się najostrzejszego kła. Lekarstwem mogą być jedynie szybkie transfery uzupełniające w postaci: braci Mak (widziani ostatnio na III trybunie z menagerem), Visniakovsa z Widzewu (jeśli łodzianie spadną z T-Mobile Ekstraklasy, kupno Łotysza jest całkiem realne) i Muhameda Keity (młodzieżowy reprezentant Norwegii, transferowa mrzonka od wielu okienek). Do tego przedłużyć kontrakt z Możdżeniem, sprowadzić na powrót Drewniaka. Wtedy jest szansa na uniknięcie kompromitacji...

Galeria Krakowska + wystawa oldskulowych wozów strażackich!
Pustka w przedziale, pustka w życiu...

Polska - co to za kraj? Kraków i papież,
wioska z rapem na wysokim pułapie!
                               ~Fokus, Cytryny

czwartek, 19 września 2013

ERASMUS LIFE #2

Stąd nadaję wieści ze świata! ;)
Dni mijają, a ja czuję się w Başarı Erkek Öğrenci Yurdu coraz lepiej. Żadnych niemiłych wspomnień z Polski, żadnych autobusów linii 82, żadnych... a nie ważne, przecież nie o tym teraz!

Poznałem kilku nowych ludzi z Korei Południowej, Meksyku, Turcji, Niemiec. Chyba stałem się bardziej otwarty. Nigdy nie lubiłem rozmawiać o bzdurach, ale tutaj język mocno ogranicza ambitniejsze rozprawy, więc większą wagę przywiązuje się do tematów przyziemnych. A że nie chcę uchodzić za milczącego wielkoluda, staram się rzucić od czasu do czasu jakiś żarcik, uwagę, pytanie lub poddać coś pod wątpliwość.

Nie pamiętam kiedy ostatnio rozmawiałem z kimś po polsku, ale mam nadzieję, że nie spotkam żadnego Polaka - dobrze jest być unikatowym polish sociologist! Braki rozmowy w ojczystym języku nadrabiam tutaj. Ciekawe kto czyta moje wypociny, ciekawe czy ktoś na nie czeka ;) Czuję się jak reporter wojenny, na szczęście nad głową nie świszczą syryjskie kule!

Policja już czeka na zagranicznych spekulantów z Erasmusa, żeby deportować
ich z powrotem do krajów ojczystych!
Chciałem poczekać z kolejnym wpisem do czasu, gdy wydarzy się coś naprawdę wyjątkowego (a mam nadzieję, że dojdzie do TEGO w sobotę, ciii...) ale stwierdziłem, że zgromadzę wtedy wystarczająco dużo materiału na osobną notkę!

Darmowy posiłek w stołówce - zawsze spoko!
Znam już trochę mój Campus, wiem jak dojechać w kilka miejsc. Byłem na Taksim Meydanı, zapiłem Dönera chłodnym Ayranem i sączyłem darmowy çay w jednym z pobliskich lokali. Pora znaleźć klimatyczne miejsce z fajką wodną. Może dzisiaj się uda (ostatnie dwa wieczory spędziliśmy na oglądaniu Ligi Mistrzów, co ułatwia nawiązywanie nowych znajomości - w końcu to męski akademik i wiele umysłów jest pochłoniętych przez football). Fani Galatasaray SK byli mocno zawiedzeni po pojedynku z Realem. Niektórzy nie kryją się ze swoją sympatią do Fenerbahçe SK, co prowadzi do zabawnych sytuacji, docinek i kpin. Ja staram się nie określać swoich lokalnych sympatii, zasłaniając się maską obcokrajowca szukającego dobrego sportowego igrzyska. Oczywiście wszyscy znają LewanGOALskiego, co okazuje się dobrym startem do dalszych rozmów.



Nostalgiczny tramwaj <3
Niektóre budynki mają naprawdę magiczną elewację!
 Świeże simitler
Nie wiem co jeszcze mógłbym napisać... Czasem nie warto na siłę tworzyć wydumanych treści, niech więc przemówią zdjęcia! Ah, wreszcie dali nam koce do pokojów - po kilku dniach spania pod samą podszewką (na szczęście noce nie są jeszcze zbyt chłodne). Turcja... Tutaj trzeba oduczyć się porównywania. ;)

Może Koreańczycy szybciej mnie zaakceptują, jeśli będę jadł więcej ryżu :D

czwartek, 12 września 2013

OPINIA #2: Fajnie sobie pobiegać!

Gotowi!? Zaczynamy!
Pojutrze wyjazd! Wczoraj ostatni raz zafundowałem sobie nocne bieganie. Bez szaleństw, tak jak zwykle – żwawa, pięciokilometrowa (z małym hakiem jak wyliczyło RunnerRoot) przebieżka. Myślę, że będę odrobinę tęsknił za tym zwyczajem. Wyruszałem punktualnie o 23 – mały ruch, pomarańczowe światła i żadnych innych biegaczy czy rowerzystów (zazwyczaj). Tylko ja, ulice otulone mrokiem i słuchawki. Zaraz sprzedam Wam kilka ciekawostek z mojego kondycyjnego treningu.

Po pierwsze – obserwacja miasta nocą jest bardzo interesujące! Kiedy biegałem pod Laskiem Marcelińskim udało mi się zobaczyć lisa buszującego po śmietniku. Nie raz miałem okazję przyjrzeć się tuptającym jeżom. Momentami w biegu towarzyszyły mi koty (jednego nawet prawie zdołałem oswoić, niestety wzgardził plastrem szynki). Po deszczu biega się najlepiej –  trzeba uważać na wszędobylskie ślimaki i dżdżownice. Swój urok ma również bieg podczas lekkiej mżawki. Pot na plecach miesza się z deszczówką, z grzywki spływają krople zalewające oczy. Widoczność staje się bardziej ograniczona, powietrze orzeźwiające i lekkie! Mhm…
Niestety wczoraj jak na złość znalazłem jedynie jednego ślimaczka :C
Zdarza się, że mijałem również innych przedstawicieli naszego gatunku. Są to zazwyczaj mocno podchmieleni panowie w średnim wieku, grupki małolatów czy chichoczące, odprowadzające mnie wzrokiem pijane nastolatki. Sporadycznie zdarzy się jakiś pozdrawiający mnie biegacz lub rowerzysta (swoją drogą – to bardzo miły i kulturalny zwyczaj), generalnie jednak nieczęsto patrzę w oczy komuś innemu niż ochroniarzowi w budce przy stadionie. Jeśli chodzi o pojazdy – dominują rozwoziciele nocnej pizzy i smerfy.
Codziennie w nocy - mały 'pokaz światła' na Inea Stadion.
Po drugie – cudownie słucha się muzyki w takich warunkach. Może nie odkryję Ameryki, ale o wiele łatwiej utrzymać tempo i zmotywować się do wysiłku w takt muzyki. Czasami wybierałem materiały do nauki angielskiego (podcasty z English is your second language) i wtedy sunęło się trochę gorzej. Któregoś dnia delikatnie zmodyfikowałem swoją trasę. Poruszałem się po nieoświetlonej uliczce, gdzie korzenie drzew mocno powykręcały asfalt. Nietrudno odgadnąć, że zrobiłem BUM! Obiłem trochę biodro, zdarłem naskórek z wewnętrznej części dłoni, ale konsekwentnie dokończyłem trasę. Na słuchawkach hulał wtedy motywujący, mocny przekaz Młodego M z jego ostatniej płyty Kronika III: Zaklęty Krąg. Świetne uczucie! Na co dzień jednak zdecydowanie najczęściej towarzyszył mi Garou i jego nieziemski krążek Piece of my soul.
Czasem trasę umila jakiś artystyczny smaczek!
Po trzecie i chyba najbardziej szalone – wyobraźnia podsuwa świetne obrazki podczas joggingu o tak późnej porze. Pamiętam, że najbardziej obrazoburcze wydały mi się wizje ataku zombie zainspirowane filmem [REC]3: geneza. Wyobrażałem sobie kulejące pokraki idące w moją stronę od lasu, wyskakujące zza pobliskich budynków, z paki na ciężarówce itd. Może wyda się to głupie, ale w nocy wiele rzeczy łatwiej sobie to wmówić. Bestie spoglądające na mnie z lasu swoimi czerwonymi ślepiami czy goniące mnie typu spod ciemnej gwiazdy na ciaśniejszych odcinkach trasy - klasyka.

W takiej malowniczej uliczce od czasu do czasu warto się odwrócić...
...szczególnie, gdy towarzyszą nam tacy dziwni jegomoście...
Nie da się ukryć – robi się coraz zimniej, biega się też z mniejszą przyjemnością (marzną ręce i uszy, zimny wiatr dostaje się do płuc). Na szczęście widziałem, że w akademikach mają bieżnie. Chociaż z drugiej strony… chyba pora na masę. J


Business Garden Poznań za 5 miesięcy będzie pewnie wyglądać o niebo lepiej ;) 
Wczoraj (w ramach pożegnania) wyjątkowo przed bieganiem
wpadło piwko... Wyjątkowo, gdyż zwiększa to ryzyko kolki!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

RECENZJA #2: Milka Löffel Ei



Święta już dawno za nami, przyszła więc pora na konsumpcję ostatniego słodkiego podarunku - Milka Löffel Ei. Fioletowe opakowanie, stylizowane na małą jajeczną wytłacznkę cieszy oko i zachęca do zajrzenia do środka. Tak, pudełeczko to zdecydowanie najmocniejszy punkt produktu. Sprawia ono, że łakoć świetnie nadaje się na drobny upominek dla przyjaciela lub przyjaciółki. Młodsze dziecko pewnie bardziej ucieszy Kinder Niespodzianka, a to z powodu zabawki.

Jako, że ja dzieckiem przestałem być już kilka lat temu, z ochotą zabrałem się do pałaszowania pierwszego z czterech jajek. Jajka są pojedynczo opakowane w sreberko - nie ma więc kłopotu z podzieleniem smakołyku na porcje. Urzekająco wyglądają także dwie plastikowe łyżeczki dołączone do zestawu, a umieszczone w taki sposób, że niemożliwością jest ich przeoczenie.

Według instrukcji jajko należy stuknąć łyżeczką, żeby dostać się do puszystej, kakaowej treści. To raczej niemożliwe, gdyż czekoladowa skorupka jest na to zbyt gruba. Najlepiej odgryźć czubeczek "fałszywego nabiału" i zacząć eksplorować wnętrze. Jeśli chodzi o nadzienie - moim zdaniem jest odrobinę za słodkie, ale nie twierdzę, że nie znajdzie swoich miłośników. Jego smak to skrzyżowanie Nutelli z budyniem czekoladowym, konsystencja przypomina zaś krem. Krem smaczny, rozpływający się w ustach, ale jak już wspomniałem - dla mnie odrobinę za słodki. Więcej niż jednego jajka mógłbym nie przeżyć! Co się zaś tyczy mlecznej czekolady - Milka wie co dobre i nie musi obawiać się konkurencji.

Biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny - trzynaście złotych to RACZEJ rozsądna cena, jeśli weźmiemy pod uwagę efektowne opakowanie. Jeżeli zaś preferujemy więcej słodkości - lepiej kupić cztery czekolady tej samej firmy. Wystawiam produktowi mocną czwórkę. Prawdopodobnie za rok sam poszukam w sklepie kartonika z Milka Löffel Ei, aby zapewnić sobie kolejne cztery słodkie pauzy...

Plusy:
+ Śliczne i pomysłowe opakowanie
+ Smaczna czekolada i krem...

Minusy:
- ... który dla niektórych może wydać się odrobinę za słodki
- Odrobinę zbyt wysoka cena (?)

Zdjęcie Milka Löffel Ei pochodzi z: www.forum.pcformat.pl