wtorek, 14 października 2014

RECENZJA #42: Watch_Dogs (PS4)

Do Watch_Dogs podszedłem odrobinę sceptycznie, gdyż spotkałem się z wieloma opiniami, że gra (delikatnie mówiąc) nie do końca spełniła oczekiwania fanów elektronicznej rozrywki. Spory dyskomfort odczuwałem również przy płaceniu za produkt - posiadacz konsoli nowej generacji pod żadnym pozorem nie powinien porównywać cen z innymi platformami. Jako użytkownicy PlayStation niby dostaliśmy cztery dodatkowe misje (CTRL, ALT, DELETE, ZAMKNIĘCIE), a także unikatowy biały strój, ale to raczej kiepskie pocieszenie. Nawiasem mówiąc, przetłumaczenie nazwy trzeciej misji na polskie USUŃ było bardzo, bardzo kretyńskim pomysłem.


Do rzeczy: główny wątek fabularny zasadniczo jest bardzo interesujący i odpowiednio rozbudowany. Na początku trochę gubiłem się kto jest z Blume, kto z DecSec, czym właściwie jest system ctOS 2.0, kogo i dlaczego mamy dorwać, ale z czasem ułożyłem wszystko w głowie (pomocne były nagrania porozrzucane po całym mieście). Wyszła całkiem niezła antyutopia, w której można inwigilować każdego. Zasadniczo jednak, ciągle robimy to samo, zarówno w kampanii, jak i misjach pobocznych, co jest odrobinę nużące. Dogoń, zhakuj i/lub zabij. Zdobądź informacje, ucieknij lub oczyść teren. Pocieszające jest to, że zazwyczaj mamy dość dużą swobodę przy wyborze środków, szczególnie w misjach konwojowych (to my decydujemy, gdzie zastawić pułapkę). Bardzo irytujące jest za to jedynie 50 poziomów rozwoju bohatera, które możemy osiągnąć bez większego trudu, a później gra nawet nie nalicza nam zdobytych punktów doświadczenia. To okropnie demotywuje.


Klimat miejscami jest wyśmienity. Chicago żyje i jest ładnie zaprojektowane, a prowincjonalne Pawnee pełne tanich hoteli i obozów campingowych wymiata. Z wielką przyjemnością meldowałem się w Hotspotach, poznając przy tym wiele ciekawostek i faktów o miejskiej infrastrukturze. Moja pierwsza ucieczka przed policją odbyła się przy One Mic Nasa, co wysadziło mnie z kapci, prawie tak mocno jak zimowe misje w Mafii 2! Zapędzając się w biedniejsze dzielnice możemy wbić się w hip-hopowy cypher, poobserwować jak małolaty odbijają piłkę o drzwi od garażu, a zakochani miętolą się za węgłem. Szkoda tylko, że nie zobaczymy żadnego zwierzęcia, ani motocyklisty (mimo, że sami motor możemy dosiąść).


Poziom trudności nie jest szczególnie wysoki (grałem jak zwykle na normalnym), zdarza się jednak powtarzać niektóre etapy. Zazwyczaj odradzamy się niezbyt daleko, przy poprzednim etapie misji, szkoda tylko, że nie możemy przerywać scen i dialogów, co jest trochę nużące. Jedynie kilka razy miałem nieprzyjemność powtarzać dłuższe fragmenty. Szlag mnie trafiał, jak przypadkowo detonowałem jakieś ładunki lub zabijałem delikwenta, którego miałem jedynie obezwładnić. Swoją drogą przydałaby się jakaś pukawka z końską dawką usypiającej substancji, wielu przeciwników musimy jedynie sklepać i nauczyć pokory... Poza tym wybór broni i pojazdów jest satysfakcjonujący.


Miłośnicy GTA spytają zapewne: a czołg jest? Otóż nie ma, ale w ramach cyfrowych odlotów możemy sterować mechanicznym pająkiem lub porozjeżdżać ludzi pancernym samochodem w iście psychodelicznej wizji... Mało? Poskaczcie po kwiatach i wyzwalajcie dzielnice miast spod kontroli mroku i mechanicznych strażników! Minigry to coś, co zdecydowanie urozmaica rozgrywkę. Mówię tu również o hakowaniu, piciu, pokerze, jednorękim bandycie i moich ukochanych szachach, w których mamy dostęp do wielu łamigłówek, nie tylko zwyczajnej gry.

Oczywiście można narzekać na dziwne postawy niektórych mieszkańców miasta w sytuacjach kryzysowych, irracjonalne zachowanie policji i łatwość zmylenia ich w czasie pościgu lub z góry narzucone komplety strojów Aidena Pearce'a (i jego dość drewniany sposób poruszania się), ubogi asortyment kiosków i punktów gastronomicznych, ale to wszystko drobiazgi. Nie rozumiem za to zrzędzenia na model jazdy, mnie tam fury prowadziło się zadziwiająco dobrze, a różnice miedzy brykami sportowymi, a ciężarowymi były mocno odczuwalne.


Jeśli chodzi o multiplayer, a tym razem miałem możliwość korzystania z darmowego, próbnego konta PlayStation Plus, nie spodobały mi się chaotyczne strzelaniny, ale wyścigi, ukrywanie się przed chcącym nas dopaść graczem, czy wspólne odkodowywanie zaszyfrowanych danych sprawiają sporo frajdy. Z dumą oświadczam, że skończyłem wszystkie wyzwania związane z grą wieloosobową. W ogóle, pasek postępu w grze zatrzymał się na ok. 97%, więc można powiedzieć, że poobcowałem z produkcją dość długo i intensywnie.

Podsumowując: świetny tytuł, kilkadziesiąt naprawdę niezapomnianych godzin. Interakcja z otoczeniem sprawia, że myśli się zupełnie inaczej niż w innych tego typu grach. A ile ma się radochy, spuszczając kontener na Egzekutora (dobrze opancerzony bydlak z potężną bronią), zatrzymując pociąg lub uruchomiając blokady tuż przed nosem policyjnego radiowozu. Do tej pory, obok Assassin's Creed, najlepszy tytuł w jaki miałem przyjemność tego roku pyknąć. Stawiam... mocne 8,5/10, czyli jak do tej pory najwyższa ocena dla gry na tym blogu. Szampan i truskawki!

Spacer po mieście, asysta kamer
Chroni rzetelnie przed terrorysty planem!
                                               ~Włodi, Wzorowy

2 komentarze:

  1. Drobna literówka ziom ;p zhakować ,a nie shakować ;) Poza tym spoko recka ,brakuje tylko wzmianki o innych postaciach występujących w grze np.T-bone....Teraz czas na porównanie z GTA V ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuszna uwaga Maxior, już poprawiam i kajam się!

    Poprawnie, w każdym razie pod względem ortograficznym, jest zhakować – tak jak zhardzieć, zharmonizować lub zhołdować. Przedrostek s- pojawia się przed dwuznakiem ch, np. schamieć lub schłodzić. (źródło: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/;4235)

    A T-Bone dość schematyczny, Clara i szalony Demian spoczko! ;)

    OdpowiedzUsuń