wtorek, 10 listopada 2015

Dni Świętomarcińskie / Rogale Świętomarcińskie

Na przełomie października i listopada, większość blogów została zalana przez średniej jakości kontent poświęcony Halloween. Oprócz insta mixów (i innych wtórnych form, opartych na masowo "pożyczanych" zdjęciach), dominowała narracja podkreślająca opresyjną postawę Kościoła Katolickiego w stosunku do niewinnego, pełnego dobrej zabawy zwyczaju (celowo unikam słowa święta). Oczy bolały od czytania tego wszystkiego. To i nie czytałem, ale postanowiłem dokonać symbolicznej zemsty na chłodno i przy najbliższej okazji nakreślić słów kilka o jakimś rodzimym, pięknym święcie. A 11 listopada, imieniny świętego Marcina, szczególnie hucznie obchodzone w Poznaniu (patron głównej arterii i ważnego kościoła) i Bydgoszczy (patron miasta), są świetną ku temu okazją.

Święty Marcin na białym koniu w pełnej krasie

Kim był święty Marcin?
Szlachetnym rzymskim legionistą, który w wieku zaledwie 10 lat, wpisał się na listę katechumenów. Rodzina sprzeciwiała się jego chrześcijańskim zapędom, dlatego chrzest przyjął stosunkowo późno, bo w wieku 22 lat, co jednak w ówczesnych realiach, nie było niczym nadzwyczajnym. Żołnierzem św. Marcin był raczej miernym, bo okropnie nie w smak mu było krzywdzić bliźniego. Raz, gdy zobaczył półnagiego, trzęsącego się z zimna biedaka przed bramą Amiens, zdecydował się oddać mu część swojej wełnianej opończy. Taki dobry był z niego chłop. W 354 roku w mężczyźnie musiało coś ostatecznie pęknąć, gdyż odmówił cesarzowi wyjścia do bitwy z Germanami, zrzekł się żołdu i poprosił o zwolnienie ze służby. Władca zdenerwował się nie na żarty i kazał aresztować nieposłusznego wojaka, ten zwrócił się więc z prośbą o przeniesienie do pierwszej linii, ale tylko pod warunkiem, że jego jedynym orężem będzie krzyż. Cesarz się zgodził. Wieść niesie, że zdumione takim świadectwem wiary, wrogie siły zdecydowały się negocjować i do rozlewu krwi nie doszło. Po tych wydarzeniach, św. Marcinowi pozwolono opuścić armię, tułał się po świecie, nawrócił swoich rodziców, zabawił w Mediolanie, po czym udał się do Francji, a konkretnie do Poitieres. Tamtejszy biskup, Hilary, dał się przekonać i umieścił byłego żołnierza w pustelni w Liguge. Św. Marcin wiódł pobożny i ascetyczny żywot, dokonując licznych cudów i uzdrowień. Nie dane mu było jednak dożyć starości w odosobnieniu, gdyż mieszkańcy Tours podstępem i siłą wymusili na nim przyjęcie święceń kapłańskich i nałożenie biskupiej sakry. Mimo wysokiej pozycji, wciąż żył skromnie i wiele razy ujmował się za prześladowanymi i heretykami. Godność biskupią pełnił 26 lat, zmarł 8 listopada 397 roku, a trzy dni później odbył się jego uroczysty pogrzeb. Ponoć uczestniczyło w nim nieprzebrane mrowie świeckich i duchownych. To tak w telegraficznym skrócie, więcej informacji szukajcie w Żywotach Świętych lub linkach na dole. Św. Marcin jest patronem Francji, pasterzy, ptactwa (szczególnie gęsi), jeźdźców, rzemieślników, hotelarzy i żołnierzy.

Bamberka w korowodzie św. Marcina...
... i inni przebierańcy, których zawsze od groma!

Dlaczego Poznań i święty Marcin?
Kult świętego nie jest niczym niezwykłym w całej Europie. Świadczy o tym liczba świątyń wzniesionych ku jego czci (w Polsce około 200) i mnogość powiedzonek o średniowiecznym rodowodzie. Kościół pw. świętego Marcina jest jednym z najstarszych w Poznaniu, wybudowano go w XII wieku. Wokół niego powstała podmiejska osada rzemieślników, którą od nazwy świątyni, zaczęto tytułować Święty Marcin (dlatego teraz obydwa wyrazy w zbitce słów "ulica Święty Marcin" piszemy wielkimi literami, bo to pozostałość po nazwie własnej). Potem urbanizacja, wcielanie mniejszych ośrodków w obręb miasta i tak się przyjęło, że do dziś mówimy Święty Marcin, Święty Marcin. A okolica nie byle jaka, bo to tzw. Dzielnica Zamkowa, w której dumnie wznoszą się m.in.: Zamek Cesarski, najbardziej reprezentatywne budynki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i Filharmonia Poznańska.

Przekazanie klucza do bram miasta na głównej scenie przy Zamku Cesarskim.
Ludzi jest zawsze (nie)stety sporo...

Co się dzieje w Dni Świętomarcińskie?
11 listopada (głównego dnia festynu) dzieje się bardzo dużo. Na początku w kościele pw. św. Marcina, ma miejsce uroczysta msza odpustowa, po której kolorowy korowód artystów i wiernych maszeruje od ul. Piekary, aż do Alei Niepodległości. Na czele grupy jedzie mężczyzna na białym koniu, przywdziewający rynsztunek rzymskiego żołnierza. Tak, to św. Marcin! Następnie, na scenie pod Zamkiem, Prezydent miasta Poznania przekazuje jubilatowi klucze do bram. Symbolicznie, na jeden, cały dzień. Wszystkiemu towarzyszy radosna muzyka i maskarada. W czasie trwania obchodów nierzadkie są również aukcje charytatywne i zbiórki datków na biednych – sens i sól całego wydarzenia. Nigdy nie braknie także kataryniarzy, kuglarzy, szczudlarzy i wszelakich animatorów. Rzut okiem na tegoroczny program pozwala nam również zauważyć liczne atrakcje towarzyszące, takie jak warsztaty dla najmłodszych czy odczyty w lodziarni Kociak. Nie wolno zapomnieć o odwiedzeniu Kiermaszu Świętomarcińskiego, który zazwyczaj mieści się między ulicą Kościuszki a Ratajczaka. Oprócz wybornych rogali, można tam zakosztować grzanego wina, gorącej czekolady, chleba ze smalcem, a nawet kruchej gęsiny. Wieczorem czas na regularne, plenerowe koncerty, a także gwóźdź programu – pokaz sztucznych ogni, na którym nie skąpi się pirotechniki.

11 listopada straganiki z rogalami są rozsiane właściwie po całym
centrum Poznania. Współczuję cukrzykom!
A oto mój, trochę nieforemny, ale zarobiony własną pracą, maluszek!
Ciasto półfrancuskie i nadzienie z białego maku, orzechów i bakalii. 10/10!

Skąd się wzięły Rogale Świętomarcińskie?
Tutaj pójdę na łatwiznę i przepiszę opowieść wprost z tytki (tj. papierowej torebki w gwarze poznańskiej), w której Caritas rozprowadzał charakterystyczne wypieki (ja nie musiałem kupować, gdyż pomagałem w ich rozprowadzaniu, mogłem więc zabrać kilka połamanych sztuk). Idzie to mniej więcej tak:

Tradycja ta narodziła się w Poznaniu w 1891 roku, kiedy to ówczesny proboszcz parafii pw. św. Marcina, ks. Jan Lewicki, zaapelował do wiernych, by wzorem patrona – św. Marcina – zrobili coś dobrego dla biednych. Poznański cukiernik odpowiedział na apel proboszcza, wypiekając rogale. Bogatsi mieszkańcy Poznania nabywali smakołyk za pieniądze, a biedni otrzymywali go za darmo. Za uzyskane pieniądze organizowano pomoc żywnościową oraz przygotowywano wigilię Świąt Bożego narodzenia dla potrzebujących.

Całość wydarzenia wieńczy pokaz fajerwerków.

Przyznacie, że to wszystko brzmi dosyć zachęcająco? 11 listopada zapraszam do Poznania. I mam do Was prośbę – możecie myśleć globalnie, być sobie kosmopolitami, ale patrzcie również lokalnie, nie przekreślając własnego kulturowego matecznika. A przede wszystkim, nie kopiujcie wszystkiego bezmyślnie z Zachodu. Używajmy mózgu, to przydatny filtr rzeczywistości!

Ktoś może mi teraz zarzucić i wykrzyczeć (zresztą nie bez racji) – ale zaraz! Tradycje judeochrześcijańskie również są obce i przyszły do nas z Zachodu, my mieliśmy swoją historiozofię, wierzenia i rytuały. No niby tak, ale… no… to jednak jest już tysiąc lat z okładem. Trzeba to uszanować i trzymać się sprawdzonych wartości, szczególnie w obliczu "miecza nadchodzącego ze Wschodu"! A pumpkina tępić, gnębić i żyć nie dać! Tylko zupa i pestki z dyni!

Opracowano na podstawie: klik, klik, klik, klik
Zdjęcia pochodzą z: klik, klik, klik, klik, klik, klik, klik
Pierwszy i ostatni raz bawię się w dziennikarza! xD

2 komentarze:

  1. Ja bardzo lubię wszelkiego rodzaju święta. I te nasze chrześcijańskie, których jak wiadomo, jest najwięcej i te pogańskie też :) Oczywiście chrześcijaninem nie jestem, ale święta sobie obchodzę - taka hipokryzja...

    Uwielbiam czytać żywoty świętych! Zwłaszcza takie jakieś ciekawe, to byłby niezły materiał na film. Szkoda, że nikt z tego nie czerpie. To dopiero były czasy, gdy ludzie siłą zmuszali kogoś by został biskupem. Teraz to każdy by chciał - piękne pałace, samochody...

    Tradycyjne słowiańskie święta może i warto byłoby celebrować, jednak te chrześcijańskie często nałożyły się na nie, bo odbywały się w tym samym czasie, więc dziś byłoby już dość trudno. W każdym razie, cudowny pomysł na posta, aż mi się zachciało rogalika zjeść!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1) A obchodź sobie wszystko co chcesz (oprócz Halloween, rzecz jasna), kto Ci zabrania! ;d

      2) Wtedy to też było okropnie przyjemne życie. Władza, kobiety, kandyzowane owoce, tłuste mięsiwa i trunki z chłodnej piwniczki!

      3) Wbrew pozorom kalendarz liturgiczny mocno nakłada się na kalendarz astralny i rytm życia matki natury. Siłą rzeczy musiało się to wszystko nałożyć i całe szczęście, bo nietrudno było przyzwyczaić pogan do nowego sacrum!

      Usuń