Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CD Projekt RED. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą CD Projekt RED. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 1 listopada 2015

RECENZJA #109: W3:DG Serca z Kamienia (PS4)


Drodzy moi! Coraz bardziej uwiera mnie recenzencka formuła Kultura & Fetysze. Za mało tu mnie, Pionka, za dużo gadania o obcych tworach kultury. A robić kompletny miszmasz i publikować na jednej platformie dosłownie wszystko, jak leci? To godziłoby w moje poczucie estetyki. Niestety, stałem się niewolnikiem skostniałej formy. Poza tym coraz ciężej łączyć wszystkie moje pasje z nerwowym, piątym rokiem studiów. Powinienem zwracać swoje wysiłki ku pracy magisterskiej. Bo wiecie, Drodzy moi, to nie może być taka sobie, zwykła praca dyplomowa. To musi być naukowy majstersztyk. Od zawsze jestem bowiem niewolnikiem perfekcjonizmu.

Ale do rzeczy, bo dzisiaj słów kilka o dodatku do Wiedźmina 3 o wdzięcznym podtytule Serca z Kamienia. Z okazji urodzin, kochana Dziewucha zatroszczyła się, żeby w dniu premiery dotarło do mnie limitowane wydawnictwo, w którym oprócz kodu, dającego kilkanaście godzin przedniej cyfrowej zabawy, znajdowały się również dwie z czterech talii do Gwinta. Cóż to takiego ten Gwint? Moim zdaniem, najlepsza aktywność poboczna i karcianka w grze EVER! Szkoda tylko, że dano nam talie, którymi praktycznie nie grywam, bo serce oddałem Królestwom Północy i Cesarstwu Nifgaardu, nie zaś Wiewiórkom czy Potworom. Mocno liczę, że pozostałe dwa pliczki kart odnajdę w przyszłorocznym dodatku Krew i Wino. Elementy są wykonane poprawnie, pieczołowicie, choć kartoniki mogłoby być ciut grubsze i w bardziej standardowym formacie. Nie ma jednak co narzekać - ogląda i wącha się znakomicie. Gorzej z grą, bo kiedy krzemowe procesory nie czuwają nad spójnym systemem zasad, w rozgrywkę wkrada się czynnik ludzki.

Przejdźmy jednak do crème de la crème, kosztującego 70 złotych blach, dodatku. Warto, nie warto zagrać w dodatkową zawartość? Okropnie warto! Chciałbym wejść w polemikę z redaktorem Allorem, który w swoim kilkunastozdaniowym tekście w CD-Action [Nr 12/2015 (249)], dość chłodno wypunktował dziełko CD Project RED. Otóż, pierwszym zarzutem jest wadliwa rama czasowa dodatku. Dla autora tekstu, fabułka Serc z Kamienia to, cytuję: nieistotny skok w bok […]. A w zasadzie „skoczek”, bo Serca to tylko parę nowych lokacji, postaci i questów. Otóż, drogi redaktorze, na tym właśnie polegają DLC. Kontynuacji lub rozszerzeń historii z Dzikim Gonem w tle należałoby szukać raczej w Wiedźminie 4. Skoro można rozpocząć dodatek przed ukończeniem podstawki, to jak rozwiązano by kwestie niechcianych spoilerów, jak wreszcie poradzono by sobie z masą przeróbek w kodzie, no bo gdyby suplement skupiał się wokół tych samych postaci co pierwowzór, to powstałoby duże zamieszanie. Ta swoista autonomiczność dodatku to dla mnie ogromny plus! Ja nie chcę już opłakiwać Vesemira (no chyba, że z hrabiną Mignole), ja chcę się bawić na weselisku z Shani!

Z drugim zarzutem się zgodzę – często dawano nam tylko minimalną, iluzoryczną wręcz swobodę w podejmowaniu decyzji. Aż chciałoby się zdrowo przypierniczyć bandzie kozaków ze świty Olgierda, a nijak nie można. Rozmawiamy, rozmawiamy i przylepiamy na buźkę Geralta konformistyczny uśmieszek. Nie godzi się tak, tu pełna zgoda! Wpływ mamy głównie na omijanie pewnych celów opcjonalnych, a co to za wybór dla prawdziwego fana uniwersum, który i tak chce zobaczyć możliwie jak najwięcej? Żaden! Poza tym, odwieczny problem znaku Aksji – DLACZEGO NIE MOŻEMY GO CZĘŚCIEJ UŻYWAĆ!?

Trzeciego zarzutu redaktora Allora kompletnie nie rozumiem. Pyta on retorycznie „ale po co?” i dodaje: nowe postacie chwilę po poznaniu ruszyły w swoją drogę, a starych w ogóle nie było. Jak za długo przebywamy z tymi samymi NPCami to niedobrze, bo tekstury na poligonach się opatrzyły i dusimy się we własnym sosie, a jak zawiązujemy krótkotrwałe relacje na zasadzie kontraktu czy romansu, to „po co”? Jak zatem znaleźć złoty środek? Tego już błyskotliwa kolumienka tekstu nam nie zdradza.

Zaliczenie wszystkiego zajęło mi w sumie dziewięć godzin, po których pozostały mi fajny miecz, możliwość zebrania ekwipunku szkoły Żmii oraz ulepszania glifów. Gdyby pojawiło się to wcześniej, pewnie bym się ucieszył. Ale pod koniec? Ale kto tu mówi o końcu? Proszę zostawić sobie save’y i odkurzyć rynsztunek przy kolejnym DLC. Albo Nowej Grze Plus. A kto zabronił korzystać z glifów już od początku dodatku? Ja miałem odłożone prawie 50k monet na kupienie zaklinaczowi najlepszych narzędzi i materiałów już przy pierwszym spotkaniu. Nie trzeba także robić speedrunów, wyciśnięcie każdej kropelki zabawy z pewnością zajmuje więcej niż dziewięć godzin. Przynajmniej dla nieprofesjonalnych, dociekliwych graczy. Moim zdaniem, Allor szukał dziury w całym!

Jak widzicie, opinia opinii nierówna, a żeby poczytać cały tekst Smugglera i komentarz Allora, odsyłam na strony 42-45 (szczegóły dotyczące wydania pojawiły się już wcześniej w tekście). Nie chcę was dłużej zatrzymywać, więc na koniec rzucam subiektywną listę plusów i minusów Serc z Kamienia. Przepraszam, że nie znalazłem zbyt wielu poważnych mankamentów, starałem się szukać rzetelnie… ;(


Plusy:
+ Ciut mroczniejszy klimat niż w podstawce. Widać to choćby po bossach, z którymi przyjdzie nam skrzyżować miecze, tudzież gusła, a także makabryczniejszych cut-scenkach. Te ostatnie, swoją drogą, są dużo bardziej filmowe i jakby lepiej wyreżyserowane
+ Świetne, wieloetapowe zadanie główne. Co najważniejsze, aktywności były świeżutkie jak dopiero co ścięta pietruszka! [SPOILER] Porwanie przez Ofirczyków, aukcja, wesele, przenosiny do namalowanego świata, organizacja napadu niczym w piątym GTA, finałowa akcja z towarzyszącym nam komentarzem Pana Lusterko, który jest prawie tak dobry jak Joker z Arkham Knight, do tego masa szczególików, jak np. rozmowa z urzędasem z Oxenfurtu – MIÓD! [KONIEC SPOILERA]
+ Liczba nawiązań do słowiańszczyzny osiągnęła stężenie zawrotne, a nie brak również zaskakujących inspiracji i odwołań do popkultury (np. do Mad Maxa)
+ Nowe lokacje, także te plenerowe, wydają się nawet lepsze, niż w podstawowej wersji gry (ścieżki przy strumyczkach, ruiny zameczków, gospodarstwa). A może po prostu zapomniałem jak to było w 3-ce?
+ Wymagające, dobrze zaprojektowane walki z bossami
+ Lektor użyczający głosu Gaunterowi O’Dimmowi <3

Minusy:
- Geralt to gadająca kukła, która nie ma już zbyt dużego wpływu na przebieg akcji. Niestety…
- Przez dodatek zakwalifikowało mi jedną z nieodkrytych misji pobocznych jako nieukończoną. Nieprzyjemna rzecz!
- Czasami tekst mówiony i transkrypcja się rozjeżdżają (raz różne słowa, innym razem coś pominięto w zapisie)
- Zrzędliwi gracze będą narzekać na dwie dość wymagające walki z bossami pod rząd, dla mnie to było całkiem fajne, nowe doświadczenie, kiedy brakuje zarówno eliksirów, jak i koziego mleczka
- Mało nowych kart do Gwinta
- Można było dodać jeszcze kilka zleceń na tablice, hm?
- Początkowo dość nieciekawie nakreślona postać Olgierda, który jest kiepskim królem życia. Potem, kiedy okazuje się, że szlachcic ma mniej powodów do radości, niż mogło się wydawać, jest już okej

Torcik urodzinowy jest, teraz tylko trzeba rzucić Igni i Aard!
[Sorry za hermetyczny żarcik tylko dla zaznajomionych z uniwersum]

A żeby przypomnieć sobie co pisałem na temat Dzikiego Gonu, zapraszam TUTAJ!

sobota, 1 sierpnia 2015

OPINIA #18: Czy Wiedźmin 3: Dziki Gon to słaba gra?

Wszyscy niemal szczytują na samą myśl o chwytliwej zbitce słów Dziki Gon i dziełku, które się pod nim kryje, podczas gdy w rzeczywistości gra jest daleka od ideału. Można nawet powiedzieć, że wyraźnych skaz i zabrudzeń jest na tym diamencie co niemiara. Poniżej subiektywna lista dziesięciu z nich, które trochę "obrzydziły" mi odbiór. Zapraszam do lektury. Razem pozbawmy Geralta niezasłużonego miana najlepszej polskiej produkcji wszech czasów!
 
Szybciej Płotka! Wio!

Rozwój postaci. Okej – patent z mutagenami od zawsze był mega spoko, ale po jakiego grzyba musimy ładować horrendalne liczby punktów umiejętności w skille, które kompletnie nas nie interesują (i których przez brak wolnych slotów i tak nie możemy aktywować), tylko po to, żeby doczołgać się do odblokowania piątego poziomu danej ścieżki? Inna sprawa: w sytuacji, kiedy największe boosty dostajemy za kolorystyczną jednorodność, umiejętności z rodzaju pozostałe nie mają racji bytu. A szkoda. Poza tym legendy głoszą, że ktoś na serio zainteresował się rozwojem talentów alchemicznych…

Babole i glitche. Kocham zbugowaną animację człowieczka niosącego skrzynkę. Zabawę "umilają" nam również wpadające do wież kuroliszki, wariujący na górzystym terenie rumak, łupy spadające z nieba kilkanaście kroków od potworka (lub niespadające w ogóle i lewitujące w powietrzu), a także NPCe, które ze dwa-trzy razy kompletnie zablokowały mi przejście i trzeba było wczytać grę. Masakra…

Burdel w ekwipunku. Ingredientów i książek z czasem mamy tak wiele, że ciężko powiedzieć co może się przydać, a co niepotrzebnie zalega w niezbyt obszernych zerrikańskich jukach. Najgorsze jest to, że czasem przedmioty lądują w niewłaściwych zbiorach. Pal licho jeśli jest to słoiczek miodu, ale niesympatycznie robi się, gdy są to ważne notatki. Co prawda Patch 1.7 wprowadził schowki i zredukował ciężar niektórych przedmiotów do zera jednostek wagi, ale co mi po tym, skoro ja ukończyłem tytuł jakiś miesiąc temu i musiałem sprzedawać sporo rzeczy tylko dlatego, żeby móc zbierać nowe. I sprzedawać. I tak w kółko Macieju. Dlaczego CD Projekt RED po raz drugi popełniło ten sam błąd i od początku nie wprowadziło schowków, skoro już w dwójce fani usilnie o nie walczyli? Grę ukończyłem z około 50 tysiącami i doprawdy nie wiem na co można wydać tyle hajsu… A ciepło wspominane przedmioty jak np. mieczyk Ementaler schowałbym w jakiejś bezpiecznej skrzyni.

Cholernie ciężko zdobyć całą kolekcję kart do Gwinta...

Wtórne i kiepskie aktywności poboczne (nie mylić z questami pobocznymi). Rzecz jasna nie mówimy tu o Gwincie, który jest kolekcjonerką grą karcianą najwyższej próby. No bo przyznajcie sami – czy z niecierpliwością czekaliście na kolejne wyścigi konne, wzdłuż wąskiej ścieżki nafaszerowanej zdradliwymi płotkami zdolnymi całkowicie zahamować rozpędzonego konika? Z głupimi przeciwnikami i losowością przy przepychankach? Z opuszkami bolącymi od przytrzymywania lewej gałki analogowej? Pojedynki na pięści też dupci nie urywają, choć niektórzy przeciwnicy są dość… niecodzienni i zaskakujący.

Wieczne doczytywanie się otoczenia. Nie radzę wbiegać lub wjeżdżać pod sam Novigrad galopem, gdyż czeka nas smutna niespodzianka w postaci obleśnych, kanciastych tekstur i braku żywej duszy. Nie warto się spieszyć. I tak poczekamy kilka sekund na pojawienie się znacznika umożliwiającego rozpoczęcie rozmowy np. z kowalem. Gorzej, gdy znacznik nie wczyta się w ogóle, jak często zdarzało mi się na Skellige. I nie pogodosz z płatnerzem czy inną zielarką...

Treści dla dorosłych. Z entuzjazmem czytałem, że autorzy spędzili wiele godzin na dopieszczeniu (dobór słowa nieprzypadkowy) scen erotycznych. Kompletnie tego nie zauważyłem. Nie ważne, czy chędożymy się z Triss, Keirą czy Novigradzą dziwką w dokach – każda rusza się i wygląda  tak samo (prócz koloru włosów of course). Na szczęście otoczenie w kadrze zmienia się dynamicznie. Całe szczęście, że Yen ma swojego kuca jednorożca, w przeciwnym razie łóżkowe igraszki zanudziły by mnie na śmierć…

Podpalanie owiec i kóz - fajna rzecz!
Kozie mleko to jeden ze najlepszych produktów do regeneracji życia.
No dobra, jest jeszcze Jaskółka...

Zróżnicowanie głosów NPCów. A właściwie jego brak. Wiadomo – najważniejsi ludkowie dostają swojego ekskluzywnego Rozynka, Cieślak czy Blumenfelda, ale Guślarz gadał głosem Pielgrzyma, Kapłana Wiecznego Ognia i wielu, wielu innych zachrypniętych i podstarzałych postaci. Przydałoby się zaangażować więcej gardeł. I zrobić więcej modeli dzieci. Dorosłych w sumie też… Niby szczegóły, ale piekielnie ważne dla satysfakcjonującej immersji!

Problemy z minimapą. Najgorzej sytuacja wygląda gdy penetrujemy lochy lub groty tuż pod powierzchnią. Wtedy podgląd skacze uciążliwie i naprawdę ciężko rozeznać się we własnym położeniu. Wybór najkrótszej ścieżki po wskazaniu punktu docelowego również potrafi wodzić za nos, a szukanie elementów wiedźmińskiego ekwipunku w miasteczkach woła o pomstę do nieba. Korzystając z okazji wspomnę również o niedogodnościach w podróżowaniu przy skrajnych obszarach świata, gdzie co rusz "zapuściliśmy się za daleko", choć nie poruszamy się jakoś nieprzyzwoicie daleko od miejsca akcji…

Ciągle zaskakujące questy. Rzecz niesłychanie przewrotna – przez to, że gra etatowo nakreśla nam złożoność świata, ukazując krzyżujące się punkty widzenia i interesy bohaterów, paradoksalnie mało rzeczy jest nas w stanie zaskoczyć. Po prostu, wiemy że coś pójdzie nie tak, będzie na opak lub obie strony mają swoje racje. Brakuje mi zadań w stylu Patelni Babuni, gdzie szukamy przedmiotu, znajdujemy go dokładnie tam gdzie się spodziewaliśmy, nie napotykamy wielkich trudności i po chwili oddajemy rzecz właścicielowi. Wiecie, życie w 99% jest proste jak cep. Przynieś 10 owczych skór myśliwemu… - tego mi w Wieśku czasami brakuje. Odstąpienia od nachalnego zamazywania podziału między dobrem i złem. Bez roztrząsania czy myśliwemu te skóry są faktycznie potrzebne i bez wątków prześladowania biednych zwierząt. ;]

Szczerze nienawidzę podróży łódeczką.
I nie zachęciły mnie nawet spora szanse na odkrycie dodatkowych
miejsc mocy na wysepkach w północnym Skellige. Sorry...

Rozdmuchiwany wpływ naszych decyzji na przebieg gry. Deweloperzy lubią się tym przechwalać, a tak naprawdę mamy do czynienia z tzw. wąskimi gardłami, co w praktyce oznacza maksymalnie dwa główne  rozwiązania ważnych wątków fabularnych. Ładne plansze informują nas o konsekwencjach naszych poczynań, ale te nie są jakieś niezwykle dalekosiężne. A można było bardziej się do tego przyłożyć. Przykład? Po rozwiązaniu sprawy Radowida V Srogiego mieszkańcy Królestw Północy powinni zmienić swoje powiedzonka, a oni rozmawiali między sobą tak samo, żywiąc nadzieje i obawy względem swojego władcy, tak jakby żaden zamach nigdy się nie wydarzył. Na plus zasługują momenty, kiedy zabicie ważnych postaci kończy się niezaliczeniem pobocznego zadania, ale żenująco robi się kiedy zakwalifikowanie zadania do nieukończonych następuje po zmianie miejsca pobytu naszego zleceniodawcy. I czemu do ch*ja nie możemy swobodniej używać Aksi? Na bileterze, który wymusza od nas opłatę za obejrzenie próby przedstawienia, na Krwawym Baronie, który traktuje nas jak swojego łowczego i w dziesiątkach, dziesiątkach innych sytuacji. No chyba, że za niewiarygodną swobodę i dowolność w grze uważacie to, że jakaś postać wypowie trzy dodatkowe lub nieco poprzestawiane linijki tekstu. Wtedy okej – Wiedźmin jest w tym zajebisty!

Walki z dużymi są mocno podobne, nie ważne czy to lodowy olbrzym,
żywiołak ognia, ziemi czy kupy. Znak Quen, kombinacja ciosów i odskok,
bo atak obszarowy. Powtarzaj aż do skutku.

Chciałbym uspokoić wszystkich napinaczy – w Dziki Gon grało mi się zajebiście i przez kilka tygodni myślałem tylko o odnalezieniu Ciri i kolejnych wiedźmińskich zleceniach. Wszystkie te drobne potknięcia i minusiki, które wymieniłem nie przysłaniają iście SOCZYSTEGO gameplay’u, który wciąga nosem większość innych RPGów, łącznie z Dragon Age’ami i innymi takimi. Szczególne z dystansem potraktujcie proszę dwa ostatnie punkty, pełniące rolę raczej kąśliwych uwag, aniżeli S.W.U.R. (Straszliwych Wad Uniemożliwiających Rozgrywkę).

Czy pominąłem coś w swoim amatorskim artykuliku? Piszcie śmiało!
 
I tak wiem, że nie napiszecie… -.-'