Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciri. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ciri. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 sierpnia 2015

OPINIA #18: Czy Wiedźmin 3: Dziki Gon to słaba gra?

Wszyscy niemal szczytują na samą myśl o chwytliwej zbitce słów Dziki Gon i dziełku, które się pod nim kryje, podczas gdy w rzeczywistości gra jest daleka od ideału. Można nawet powiedzieć, że wyraźnych skaz i zabrudzeń jest na tym diamencie co niemiara. Poniżej subiektywna lista dziesięciu z nich, które trochę "obrzydziły" mi odbiór. Zapraszam do lektury. Razem pozbawmy Geralta niezasłużonego miana najlepszej polskiej produkcji wszech czasów!
 
Szybciej Płotka! Wio!

Rozwój postaci. Okej – patent z mutagenami od zawsze był mega spoko, ale po jakiego grzyba musimy ładować horrendalne liczby punktów umiejętności w skille, które kompletnie nas nie interesują (i których przez brak wolnych slotów i tak nie możemy aktywować), tylko po to, żeby doczołgać się do odblokowania piątego poziomu danej ścieżki? Inna sprawa: w sytuacji, kiedy największe boosty dostajemy za kolorystyczną jednorodność, umiejętności z rodzaju pozostałe nie mają racji bytu. A szkoda. Poza tym legendy głoszą, że ktoś na serio zainteresował się rozwojem talentów alchemicznych…

Babole i glitche. Kocham zbugowaną animację człowieczka niosącego skrzynkę. Zabawę "umilają" nam również wpadające do wież kuroliszki, wariujący na górzystym terenie rumak, łupy spadające z nieba kilkanaście kroków od potworka (lub niespadające w ogóle i lewitujące w powietrzu), a także NPCe, które ze dwa-trzy razy kompletnie zablokowały mi przejście i trzeba było wczytać grę. Masakra…

Burdel w ekwipunku. Ingredientów i książek z czasem mamy tak wiele, że ciężko powiedzieć co może się przydać, a co niepotrzebnie zalega w niezbyt obszernych zerrikańskich jukach. Najgorsze jest to, że czasem przedmioty lądują w niewłaściwych zbiorach. Pal licho jeśli jest to słoiczek miodu, ale niesympatycznie robi się, gdy są to ważne notatki. Co prawda Patch 1.7 wprowadził schowki i zredukował ciężar niektórych przedmiotów do zera jednostek wagi, ale co mi po tym, skoro ja ukończyłem tytuł jakiś miesiąc temu i musiałem sprzedawać sporo rzeczy tylko dlatego, żeby móc zbierać nowe. I sprzedawać. I tak w kółko Macieju. Dlaczego CD Projekt RED po raz drugi popełniło ten sam błąd i od początku nie wprowadziło schowków, skoro już w dwójce fani usilnie o nie walczyli? Grę ukończyłem z około 50 tysiącami i doprawdy nie wiem na co można wydać tyle hajsu… A ciepło wspominane przedmioty jak np. mieczyk Ementaler schowałbym w jakiejś bezpiecznej skrzyni.

Cholernie ciężko zdobyć całą kolekcję kart do Gwinta...

Wtórne i kiepskie aktywności poboczne (nie mylić z questami pobocznymi). Rzecz jasna nie mówimy tu o Gwincie, który jest kolekcjonerką grą karcianą najwyższej próby. No bo przyznajcie sami – czy z niecierpliwością czekaliście na kolejne wyścigi konne, wzdłuż wąskiej ścieżki nafaszerowanej zdradliwymi płotkami zdolnymi całkowicie zahamować rozpędzonego konika? Z głupimi przeciwnikami i losowością przy przepychankach? Z opuszkami bolącymi od przytrzymywania lewej gałki analogowej? Pojedynki na pięści też dupci nie urywają, choć niektórzy przeciwnicy są dość… niecodzienni i zaskakujący.

Wieczne doczytywanie się otoczenia. Nie radzę wbiegać lub wjeżdżać pod sam Novigrad galopem, gdyż czeka nas smutna niespodzianka w postaci obleśnych, kanciastych tekstur i braku żywej duszy. Nie warto się spieszyć. I tak poczekamy kilka sekund na pojawienie się znacznika umożliwiającego rozpoczęcie rozmowy np. z kowalem. Gorzej, gdy znacznik nie wczyta się w ogóle, jak często zdarzało mi się na Skellige. I nie pogodosz z płatnerzem czy inną zielarką...

Treści dla dorosłych. Z entuzjazmem czytałem, że autorzy spędzili wiele godzin na dopieszczeniu (dobór słowa nieprzypadkowy) scen erotycznych. Kompletnie tego nie zauważyłem. Nie ważne, czy chędożymy się z Triss, Keirą czy Novigradzą dziwką w dokach – każda rusza się i wygląda  tak samo (prócz koloru włosów of course). Na szczęście otoczenie w kadrze zmienia się dynamicznie. Całe szczęście, że Yen ma swojego kuca jednorożca, w przeciwnym razie łóżkowe igraszki zanudziły by mnie na śmierć…

Podpalanie owiec i kóz - fajna rzecz!
Kozie mleko to jeden ze najlepszych produktów do regeneracji życia.
No dobra, jest jeszcze Jaskółka...

Zróżnicowanie głosów NPCów. A właściwie jego brak. Wiadomo – najważniejsi ludkowie dostają swojego ekskluzywnego Rozynka, Cieślak czy Blumenfelda, ale Guślarz gadał głosem Pielgrzyma, Kapłana Wiecznego Ognia i wielu, wielu innych zachrypniętych i podstarzałych postaci. Przydałoby się zaangażować więcej gardeł. I zrobić więcej modeli dzieci. Dorosłych w sumie też… Niby szczegóły, ale piekielnie ważne dla satysfakcjonującej immersji!

Problemy z minimapą. Najgorzej sytuacja wygląda gdy penetrujemy lochy lub groty tuż pod powierzchnią. Wtedy podgląd skacze uciążliwie i naprawdę ciężko rozeznać się we własnym położeniu. Wybór najkrótszej ścieżki po wskazaniu punktu docelowego również potrafi wodzić za nos, a szukanie elementów wiedźmińskiego ekwipunku w miasteczkach woła o pomstę do nieba. Korzystając z okazji wspomnę również o niedogodnościach w podróżowaniu przy skrajnych obszarach świata, gdzie co rusz "zapuściliśmy się za daleko", choć nie poruszamy się jakoś nieprzyzwoicie daleko od miejsca akcji…

Ciągle zaskakujące questy. Rzecz niesłychanie przewrotna – przez to, że gra etatowo nakreśla nam złożoność świata, ukazując krzyżujące się punkty widzenia i interesy bohaterów, paradoksalnie mało rzeczy jest nas w stanie zaskoczyć. Po prostu, wiemy że coś pójdzie nie tak, będzie na opak lub obie strony mają swoje racje. Brakuje mi zadań w stylu Patelni Babuni, gdzie szukamy przedmiotu, znajdujemy go dokładnie tam gdzie się spodziewaliśmy, nie napotykamy wielkich trudności i po chwili oddajemy rzecz właścicielowi. Wiecie, życie w 99% jest proste jak cep. Przynieś 10 owczych skór myśliwemu… - tego mi w Wieśku czasami brakuje. Odstąpienia od nachalnego zamazywania podziału między dobrem i złem. Bez roztrząsania czy myśliwemu te skóry są faktycznie potrzebne i bez wątków prześladowania biednych zwierząt. ;]

Szczerze nienawidzę podróży łódeczką.
I nie zachęciły mnie nawet spora szanse na odkrycie dodatkowych
miejsc mocy na wysepkach w północnym Skellige. Sorry...

Rozdmuchiwany wpływ naszych decyzji na przebieg gry. Deweloperzy lubią się tym przechwalać, a tak naprawdę mamy do czynienia z tzw. wąskimi gardłami, co w praktyce oznacza maksymalnie dwa główne  rozwiązania ważnych wątków fabularnych. Ładne plansze informują nas o konsekwencjach naszych poczynań, ale te nie są jakieś niezwykle dalekosiężne. A można było bardziej się do tego przyłożyć. Przykład? Po rozwiązaniu sprawy Radowida V Srogiego mieszkańcy Królestw Północy powinni zmienić swoje powiedzonka, a oni rozmawiali między sobą tak samo, żywiąc nadzieje i obawy względem swojego władcy, tak jakby żaden zamach nigdy się nie wydarzył. Na plus zasługują momenty, kiedy zabicie ważnych postaci kończy się niezaliczeniem pobocznego zadania, ale żenująco robi się kiedy zakwalifikowanie zadania do nieukończonych następuje po zmianie miejsca pobytu naszego zleceniodawcy. I czemu do ch*ja nie możemy swobodniej używać Aksi? Na bileterze, który wymusza od nas opłatę za obejrzenie próby przedstawienia, na Krwawym Baronie, który traktuje nas jak swojego łowczego i w dziesiątkach, dziesiątkach innych sytuacji. No chyba, że za niewiarygodną swobodę i dowolność w grze uważacie to, że jakaś postać wypowie trzy dodatkowe lub nieco poprzestawiane linijki tekstu. Wtedy okej – Wiedźmin jest w tym zajebisty!

Walki z dużymi są mocno podobne, nie ważne czy to lodowy olbrzym,
żywiołak ognia, ziemi czy kupy. Znak Quen, kombinacja ciosów i odskok,
bo atak obszarowy. Powtarzaj aż do skutku.

Chciałbym uspokoić wszystkich napinaczy – w Dziki Gon grało mi się zajebiście i przez kilka tygodni myślałem tylko o odnalezieniu Ciri i kolejnych wiedźmińskich zleceniach. Wszystkie te drobne potknięcia i minusiki, które wymieniłem nie przysłaniają iście SOCZYSTEGO gameplay’u, który wciąga nosem większość innych RPGów, łącznie z Dragon Age’ami i innymi takimi. Szczególne z dystansem potraktujcie proszę dwa ostatnie punkty, pełniące rolę raczej kąśliwych uwag, aniżeli S.W.U.R. (Straszliwych Wad Uniemożliwiających Rozgrywkę).

Czy pominąłem coś w swoim amatorskim artykuliku? Piszcie śmiało!
 
I tak wiem, że nie napiszecie… -.-'

sobota, 23 maja 2015

RECENZJA #77: Ksin. Drapieżca - Konrad T. Lewandowski


Kolejny, drugi już tom Sagi o kotołaku. I siedemdziesiąta siódma recenzja na moim blogu. Jak to się dawniej prawiło: staruch dwie kosy minął, to się będzie długo w zdrowiu trzymał. Mam nadzieję, że ta zasada tyczy się również blogów. I ich autorów.
Cóż można nowego powiedzieć o Ksinie. Drapieżcy, czego nie zawierała recenzja Ksina. Początku (kliknij, żeby przeczytać)? Nadal mamy świetny patent z dwoma równolegle prowadzonymi wątkami, które później splatają się w całość, co niezmiennie dobrze wpływa na dynamikę lektury i apetyt na finał. Mam wrażenie, że w tej części więcej mamy dworskich problemów i intryg, niż opowieści ze szlaku, czemu również należy radośnie przyklasnąć. W końcu Ksin to teraz Dowódca królewskiej gwardii w randze tysiącznika! [SPOILER] Przydarzy mu się również dowodzić całym legionem, choć opisy batalistycznych starć nie są najmocniejszą stroną Pana Lewandowskiego. Podobnie jak dość gęsto poutykane w suknie fabuły sceny miłosne, ale nie można mieć wszystkiego. [KONIEC SPOILERA].
Reszta po staremu - niedostępna i hardkorowa magia, w której czytelnikowi na tym etapie zanurzenia w uniwersum pozostaje niewielkie pole do spekulacji i przewidywania. Miejscami drętwe dialogi lub (o zgrozo!) nienaturalne miejsca wprowadzenia istotnych szczegółów. [SPOILER] Mowa tu o pierwszej rozmowie Rodmina z Ksinem na temat zmarłej królowej matki, gdzie detali dowiadujemy się z ironicznej uwagi maga (dla dociekliwych: strona 210). Od czego do cholery jest trzecioosobowy narrator!? [KONIEC SPOILERA]
Na uwagę zasługują naprawdę syte dodatki (Opis świata Międzykontynentu i Królestwa Suminoru) robiące lepszą robotę niż Bestiariusz, do którego trzeba było włączyć ustępy pt.: Wpływ mocy Onego i Zabezpieczenie zwłok przed Przemianą, co lepiej usystematyzowałoby wiedzę nieco zagubionego w pierwszej książce odbiorcy. Wróćmy jednak do teraźniejszości - w dwóch obszernych dodatkach miejscami jest infantylnie-gawędziarsko lub nieudanie-encyklopedycznie, ale świat wydaje się dogłębnie przemyślany. Szczególnie ładnie rozkminieni są Strażnicy Prawa i Zakon Łagodzicieli Waśni. Miejmy nadzieję, że te organizacje nie będą "martwe" i odegrają jakąś konkretną rolę w świecie powieści.
Pozwólcie, że zacytuję Wam króciutki fragmencik podrozdziału Kalendarz, bo tu również jest nadzwyczaj ciekawie: [...] Ujednolicone są tylko nazwy jedenastu miesięcy, z których składa się rok: Żurawi, Żab, Koni, Soków, Westchnień, Pszczół, Łanów, Wesel, Orzechów, Pożegnań i Czekania. Każdy miesiąc ma 33 dni, z wyjątkiem miesiąca Czekania, który liczy od 31 do 36 dni, a jego długość jest ustalana corocznie i ogłaszana w świątyniach w połowie miesiąca Pożegnań (str. 449-450). Nieźle to wszystko obmyślane, a przebłyski zdarzają się dużo częściej.
Ciekawe co dalej z Irian. Rośnie nam taka druga Ciri... Zacieram łapki myśląc o dalszych perypetiach Różanookiej i Ksina. Co by nie mówić, sagę pożera się niebywale gładko. W kilka dni. I to raczej bliżej dwóch niż pięciu!
Dane techniczne:
Autor: Konrad T. Lewandowski
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 480
ISBN: 978-83-10-12540-8
Cena detaliczna: 39,90 złotych
PS: Wiecie co mi przyszło do łba? Szalony pomysł! CD Projekt RED mogłoby wziąć na warsztat Ksina i stworzyć nową serię klimatycznych, słowiańskich RPGów. A może crossover światów? Wiecie, że niby Koniunkcja Sfer połączyła uniwersa Międzykontynentu i... Kontynentu? Jak się nad tym głębiej zastanowić... Tylko później pamiętajcie kto pierwszy na to wpadł! ;)
Dzisiaj mówią o nas więcej, znają nasze ksywy,
na serduchu trochę cieplej, rośnie wskaźnik siły!
                               ~Planet ANM, Universum