Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Geralt z Rivii. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Geralt z Rivii. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 sierpnia 2015

OPINIA #18: Czy Wiedźmin 3: Dziki Gon to słaba gra?

Wszyscy niemal szczytują na samą myśl o chwytliwej zbitce słów Dziki Gon i dziełku, które się pod nim kryje, podczas gdy w rzeczywistości gra jest daleka od ideału. Można nawet powiedzieć, że wyraźnych skaz i zabrudzeń jest na tym diamencie co niemiara. Poniżej subiektywna lista dziesięciu z nich, które trochę "obrzydziły" mi odbiór. Zapraszam do lektury. Razem pozbawmy Geralta niezasłużonego miana najlepszej polskiej produkcji wszech czasów!
 
Szybciej Płotka! Wio!

Rozwój postaci. Okej – patent z mutagenami od zawsze był mega spoko, ale po jakiego grzyba musimy ładować horrendalne liczby punktów umiejętności w skille, które kompletnie nas nie interesują (i których przez brak wolnych slotów i tak nie możemy aktywować), tylko po to, żeby doczołgać się do odblokowania piątego poziomu danej ścieżki? Inna sprawa: w sytuacji, kiedy największe boosty dostajemy za kolorystyczną jednorodność, umiejętności z rodzaju pozostałe nie mają racji bytu. A szkoda. Poza tym legendy głoszą, że ktoś na serio zainteresował się rozwojem talentów alchemicznych…

Babole i glitche. Kocham zbugowaną animację człowieczka niosącego skrzynkę. Zabawę "umilają" nam również wpadające do wież kuroliszki, wariujący na górzystym terenie rumak, łupy spadające z nieba kilkanaście kroków od potworka (lub niespadające w ogóle i lewitujące w powietrzu), a także NPCe, które ze dwa-trzy razy kompletnie zablokowały mi przejście i trzeba było wczytać grę. Masakra…

Burdel w ekwipunku. Ingredientów i książek z czasem mamy tak wiele, że ciężko powiedzieć co może się przydać, a co niepotrzebnie zalega w niezbyt obszernych zerrikańskich jukach. Najgorsze jest to, że czasem przedmioty lądują w niewłaściwych zbiorach. Pal licho jeśli jest to słoiczek miodu, ale niesympatycznie robi się, gdy są to ważne notatki. Co prawda Patch 1.7 wprowadził schowki i zredukował ciężar niektórych przedmiotów do zera jednostek wagi, ale co mi po tym, skoro ja ukończyłem tytuł jakiś miesiąc temu i musiałem sprzedawać sporo rzeczy tylko dlatego, żeby móc zbierać nowe. I sprzedawać. I tak w kółko Macieju. Dlaczego CD Projekt RED po raz drugi popełniło ten sam błąd i od początku nie wprowadziło schowków, skoro już w dwójce fani usilnie o nie walczyli? Grę ukończyłem z około 50 tysiącami i doprawdy nie wiem na co można wydać tyle hajsu… A ciepło wspominane przedmioty jak np. mieczyk Ementaler schowałbym w jakiejś bezpiecznej skrzyni.

Cholernie ciężko zdobyć całą kolekcję kart do Gwinta...

Wtórne i kiepskie aktywności poboczne (nie mylić z questami pobocznymi). Rzecz jasna nie mówimy tu o Gwincie, który jest kolekcjonerką grą karcianą najwyższej próby. No bo przyznajcie sami – czy z niecierpliwością czekaliście na kolejne wyścigi konne, wzdłuż wąskiej ścieżki nafaszerowanej zdradliwymi płotkami zdolnymi całkowicie zahamować rozpędzonego konika? Z głupimi przeciwnikami i losowością przy przepychankach? Z opuszkami bolącymi od przytrzymywania lewej gałki analogowej? Pojedynki na pięści też dupci nie urywają, choć niektórzy przeciwnicy są dość… niecodzienni i zaskakujący.

Wieczne doczytywanie się otoczenia. Nie radzę wbiegać lub wjeżdżać pod sam Novigrad galopem, gdyż czeka nas smutna niespodzianka w postaci obleśnych, kanciastych tekstur i braku żywej duszy. Nie warto się spieszyć. I tak poczekamy kilka sekund na pojawienie się znacznika umożliwiającego rozpoczęcie rozmowy np. z kowalem. Gorzej, gdy znacznik nie wczyta się w ogóle, jak często zdarzało mi się na Skellige. I nie pogodosz z płatnerzem czy inną zielarką...

Treści dla dorosłych. Z entuzjazmem czytałem, że autorzy spędzili wiele godzin na dopieszczeniu (dobór słowa nieprzypadkowy) scen erotycznych. Kompletnie tego nie zauważyłem. Nie ważne, czy chędożymy się z Triss, Keirą czy Novigradzą dziwką w dokach – każda rusza się i wygląda  tak samo (prócz koloru włosów of course). Na szczęście otoczenie w kadrze zmienia się dynamicznie. Całe szczęście, że Yen ma swojego kuca jednorożca, w przeciwnym razie łóżkowe igraszki zanudziły by mnie na śmierć…

Podpalanie owiec i kóz - fajna rzecz!
Kozie mleko to jeden ze najlepszych produktów do regeneracji życia.
No dobra, jest jeszcze Jaskółka...

Zróżnicowanie głosów NPCów. A właściwie jego brak. Wiadomo – najważniejsi ludkowie dostają swojego ekskluzywnego Rozynka, Cieślak czy Blumenfelda, ale Guślarz gadał głosem Pielgrzyma, Kapłana Wiecznego Ognia i wielu, wielu innych zachrypniętych i podstarzałych postaci. Przydałoby się zaangażować więcej gardeł. I zrobić więcej modeli dzieci. Dorosłych w sumie też… Niby szczegóły, ale piekielnie ważne dla satysfakcjonującej immersji!

Problemy z minimapą. Najgorzej sytuacja wygląda gdy penetrujemy lochy lub groty tuż pod powierzchnią. Wtedy podgląd skacze uciążliwie i naprawdę ciężko rozeznać się we własnym położeniu. Wybór najkrótszej ścieżki po wskazaniu punktu docelowego również potrafi wodzić za nos, a szukanie elementów wiedźmińskiego ekwipunku w miasteczkach woła o pomstę do nieba. Korzystając z okazji wspomnę również o niedogodnościach w podróżowaniu przy skrajnych obszarach świata, gdzie co rusz "zapuściliśmy się za daleko", choć nie poruszamy się jakoś nieprzyzwoicie daleko od miejsca akcji…

Ciągle zaskakujące questy. Rzecz niesłychanie przewrotna – przez to, że gra etatowo nakreśla nam złożoność świata, ukazując krzyżujące się punkty widzenia i interesy bohaterów, paradoksalnie mało rzeczy jest nas w stanie zaskoczyć. Po prostu, wiemy że coś pójdzie nie tak, będzie na opak lub obie strony mają swoje racje. Brakuje mi zadań w stylu Patelni Babuni, gdzie szukamy przedmiotu, znajdujemy go dokładnie tam gdzie się spodziewaliśmy, nie napotykamy wielkich trudności i po chwili oddajemy rzecz właścicielowi. Wiecie, życie w 99% jest proste jak cep. Przynieś 10 owczych skór myśliwemu… - tego mi w Wieśku czasami brakuje. Odstąpienia od nachalnego zamazywania podziału między dobrem i złem. Bez roztrząsania czy myśliwemu te skóry są faktycznie potrzebne i bez wątków prześladowania biednych zwierząt. ;]

Szczerze nienawidzę podróży łódeczką.
I nie zachęciły mnie nawet spora szanse na odkrycie dodatkowych
miejsc mocy na wysepkach w północnym Skellige. Sorry...

Rozdmuchiwany wpływ naszych decyzji na przebieg gry. Deweloperzy lubią się tym przechwalać, a tak naprawdę mamy do czynienia z tzw. wąskimi gardłami, co w praktyce oznacza maksymalnie dwa główne  rozwiązania ważnych wątków fabularnych. Ładne plansze informują nas o konsekwencjach naszych poczynań, ale te nie są jakieś niezwykle dalekosiężne. A można było bardziej się do tego przyłożyć. Przykład? Po rozwiązaniu sprawy Radowida V Srogiego mieszkańcy Królestw Północy powinni zmienić swoje powiedzonka, a oni rozmawiali między sobą tak samo, żywiąc nadzieje i obawy względem swojego władcy, tak jakby żaden zamach nigdy się nie wydarzył. Na plus zasługują momenty, kiedy zabicie ważnych postaci kończy się niezaliczeniem pobocznego zadania, ale żenująco robi się kiedy zakwalifikowanie zadania do nieukończonych następuje po zmianie miejsca pobytu naszego zleceniodawcy. I czemu do ch*ja nie możemy swobodniej używać Aksi? Na bileterze, który wymusza od nas opłatę za obejrzenie próby przedstawienia, na Krwawym Baronie, który traktuje nas jak swojego łowczego i w dziesiątkach, dziesiątkach innych sytuacji. No chyba, że za niewiarygodną swobodę i dowolność w grze uważacie to, że jakaś postać wypowie trzy dodatkowe lub nieco poprzestawiane linijki tekstu. Wtedy okej – Wiedźmin jest w tym zajebisty!

Walki z dużymi są mocno podobne, nie ważne czy to lodowy olbrzym,
żywiołak ognia, ziemi czy kupy. Znak Quen, kombinacja ciosów i odskok,
bo atak obszarowy. Powtarzaj aż do skutku.

Chciałbym uspokoić wszystkich napinaczy – w Dziki Gon grało mi się zajebiście i przez kilka tygodni myślałem tylko o odnalezieniu Ciri i kolejnych wiedźmińskich zleceniach. Wszystkie te drobne potknięcia i minusiki, które wymieniłem nie przysłaniają iście SOCZYSTEGO gameplay’u, który wciąga nosem większość innych RPGów, łącznie z Dragon Age’ami i innymi takimi. Szczególne z dystansem potraktujcie proszę dwa ostatnie punkty, pełniące rolę raczej kąśliwych uwag, aniżeli S.W.U.R. (Straszliwych Wad Uniemożliwiających Rozgrywkę).

Czy pominąłem coś w swoim amatorskim artykuliku? Piszcie śmiało!
 
I tak wiem, że nie napiszecie… -.-'

piątek, 23 maja 2014

RECENZJA #25: Opowieści ze świata Wiedźmina


Bałem się tej antologii. Najlepsi rosyjscy i ukraińscy pisarze fantasy napisali ten tom opowiadań zainspirowani światem Wiedźmina, polskiego pisarza Andrzeja Sapkowskiego - to informacja z tyłu okładki. A z przodu olbrzymi, rzucający się w oczy tytuł: Opowieści ze świata Wiedźmina. Otóż nie, powinno być Opowieści inspirowane Wiedźminem. Przypuszczam, że ktoś mógł się nabrać i wrzucić do koszyka dziełko, będąc przekonanym że to tekst  od Pana Andrzeja, co z pewnością było celowym zamysłem. A w niektórych historiach nie znajdziemy nawet krótkiej wzmianki o bohaterze polskiej popkultury, nie wspominając już nawet o Północnych Królestwach Kontynentu. Ja zakupiłem książkę z ciekawości, choć zarówno cena (teraz 46, wcześniej 49 zł) jak i patronaty (m.in. Playboy Polska) szczególnie mnie nie zachęciły. Przyjrzyjmy się po kolei każdemu z opowiadań (w miarę możliwości bez spoilerowania). Czasem będę się pastwił, ale to dobrze - dawno tego nie robiłem i zaczynałem tęsknić!

Ballada o smoku, Leonid Kudriawcew
Zaczyna się całkiem dobrze - zgrabna historia, która po kosmetycznych zmianach pasowałaby do uniwersum. Podobny humor, ale dialogi mniej błyskotliwe i Jaskier jakiś dużo głupszy niż w oryginale... Sporo się dzieje, fabuła jest dynamiczna. Denerwują tylko drobne szczegóły: naciągana postać Radio i podejrzanie długie macki sługi w złotej liberii. Wydaje mi się, że Kudriawcew ma trochę mniej doszlifowany warsztat od Sapkowskiego, ale wyrobi się, jestem o to spokojny! 3.5/5

Jednooki Orfeusz, Michaił Uspienskij
Czytając, czułem się jak w zbiorze opowiadań inicjujących Pięcioksiąg! Znośna, acz przewidywalna fabuła opierająca się na pustych kieszeniach dwójki naszych dobrych znajomych - poety i zabójcy potworów. Postacie zarysowane podobnie jak w oryginale, tylko Jaskier jakby więcej klął. Ze dwa razy cichutko parsknąłem śmiechem. Na plus również, że historia nie jest rozwleczona, co było powtarzającym się błędem w większości tekstów. 4/5

Lutnia, i to wszystko, Maria Galina
Niemałe zaskoczenie! Pięknie i smutno. Głębokie rozprawy na temat miłości i zawodu barda (strony 106 czy 109) połączone z wyśmienitymi opisami kulinarnymi (choćby ten ze strony 115)! Inne niż reszta opowiadań, inne niż Wiedźmin, ale jednocześnie tak bliskie jeśli mowa o umiejętności igrania z konwencją! Nie wszystko rozumiem, ale jest pięknie, trochę się wzruszałem. Jeśli miałbym szufladkować, to włożyłbym gdzieś między Dżumę i Opowiadaniami Borowskiego. 5/5

Wesoły, niewinny i bez serca, Władimir Arieniew
Cholera, ale było ciężko mi przez to przebrnąć. Przede wszystkim za długie, ze źle budowanym napięciem (może i mam małe prawo do krytykowania, ale swoje w życiu zdążyłem przeczytać). Kilkanaście stron jest przegadanych, niezrozumiałych. Może to przez to, że walczyłem z epizodem przez kilka wieczorów? Widać inspirację Piotrusiem Panem, który nie ma nic, kompletnie NIC wspólnego z Wiedźminem. Są może jakieś drobne przebłyski, ale bardzo się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem koniec historii o Stefanie Żurawiu. Naprawdę mi ulżyło, a chyba nie o to chodzi, prawda? 2/5

Barwy bohaterstwa, Władimir Wasiliew
Kompletna wariacja, przeniesienie Geralta do przyszłości, w świat szalonych machin, gangów motocyklowych, rejestratorów i nadajników. Choć historia jest mierna, czyta się ją lekko i przyjemnie, jest nawet przyjemny zwrot akcji i dreszczyk emocji! Ocena pewnie jest zawyżona z racji tego, że opowiadanie jest następne w kolejności, zaraz po całkowicie dennym. Klimat jest jednak dobry, co mocno ratuje Wiedźmina z Wielkiego Kijowa! 4/5

Okupanci, Aleksandr Zołotko
Historia raczej tu nie pasuje. Mamy kilka fajnych, historycznych odwołań, polski kontekst, ale całość jest okraszona kiepskimi dialogami i miejscami zbyt dużym odklejeniem od rzeczywistości - czytelnik może się z łatwością pogubić. Był potencjał, ale nie został zgubiony, sporo małych niedoróbek. Wiedźmina też brak! 2.5/5

Zawsze jesteśmy odpowiedzialni za tych, których..., Andriej Bielanin
A to zgrywusek jakiś napisał. Jedna wielka prześmiewczość i sarkazm. Ładnie to hula, nie wiedziałem, że Yennefer jest Polką! Miejscami jest groteskowo i ciężko rozróżnić, czy autor mówi coś na serio, czy robi sobie żarty z polskiej historii. Jest też trzecia opcja - Wiedźmin miał być zwyczajnym bucem, który ociąga się z wynoszeniem śmieci... Dostrzegam bystrą symbolikę, głębsze przesłanie, choć nie do końca umiem wszystko zinterpretować. Dobra ocena jednak się należy! 4/5

Gry na serio, Siergiej Legieza
Totalnie nie rozumiem jak takie ścierwo mogło wejść do antologii. Poplątane, niby miały być jakieś odniesienia do papierowych gier RPG, a jest jakieś bajdurzenie o technologii, czarach, nie wiadomo czym. Albo ja jestem taki głupi i twardogłowy, albo komuś nieźle się popieprzyło, że pozwolił na wejście tego... tekstu do zbioru. Jesteśmy permanentnie zagubieni w świecie przedstawionym. Wiem, wiem było ich kilka... Całości nie ratuje nawet sporadyczna, sensowna uwaga czy przemyślenia natury filozoficznej. Kretyńskie imiona bohatera, jednym z bohaterów jest ponoć sam Pan Andrzej, Trojan jak mniemam... Lepiej byłoby, gdyby historia nie znalazła się w tomie. Co ja mówię! Lepiej gdyby w ogóle nie powstała. Miałbym lepsze wspomnienie o lekturze. 1.5/5
 
 
Podsumowując: nie chcę odbierać wydawnictwu Solaris chleba od ust, ale nie radzę czytelnikom kupowania tego dzieła. Można na przykład siąść sobie w ustronnym miejscu i poczytać niektóre opowiadania w Empiku czy MediaMarkt. Jeśli oczekujecie (i lubicie) wiernego odwzorowania uniwersów, to przechodźcie obok Opowieści ze świata Wiedźmina z daleka (połowa historii przyprawi Was jedynie o palpitacje serca). Jeśli jednak szukacie świeżego spojrzenia, czegoś mocno pokręconego, to łaskawie pozwalam Wam zakupić recenzowaną pozycję. Chociaż 46 złotych to jednak odrobinę za dużo, ja poświęciłem je tylko dlatego, żeby móc dokonać subiektywnej recenzji na bloga (oczywiście w sklepach internetowych znajdziemy egzemplarze już od 35 złotych, mówię tu o cenie ze sklepów konwencjonalnych). Oby tylko pozwoliło mi to ustrzec Was przed popełnieniem podobnego błędu. Z obliczeń matematycznych wynika, że całość otrzymuje średniawą notę: ~3,44. To chyba dość jasna informacja...

Znowu słyszę głosy, że jesteśmy tylko ludem,
a ja powiem jak Sapkowski - to nawet nie jest argument!
                               ~LaikIke1, Mój Dyspstryk

wtorek, 18 lutego 2014

RECENZJA #21: Sezon Burz. Wiedźmin - Andrzej Sapkowski


Zaległość z listopada, która zdecydowanie mierziła najbardziej - nadrobiona! Pamiętam z jakim zapałem rozpoczynałem swoją przygodę z Ostatnim Życzeniem, później Mieczem Przeznaczenia i Pięcioksięgiem! Pełen zestaw dostałem od... mamy. Na Wielkanoc. Mama wie co dobre!

Ile to już lat od ostatnich papierowych przygód Geralta z Rivii? Internet podpowiada, że czternaście. Pan Andrzej zarzekał się, że nie będzie żadnych prequeli, sequeli czy spin-offów w wiedźmińskim uniwersum, ale słowa nie dotrzymał i temat pociągnął. Wiele osób poczuło się oszukanych i rozgoryczonych. Niech nie czytają i grzebią białowłosego. Ja tam uważam, że autor ma prawo zmienić (lub nawet zmieniać) zdanie, pod warunkiem że nie jest to tylko odcinanie kuponów (czego nigdy nie możemy być pewni). Jakie znaczenie ma jednak motywacja, skoro Sapkowski nadal jest w wybornej formie i żaden polski pisarz fantasy lepiej od niego piórem fechtować nie zdoła? Żadnego.

Całość pochłonąłem w jakieś cztery dni. Poszłoby szybciej, ale mam kilka pobocznych zajęć. Poza tym zawsze jest dylemat - delektować się powolutku czy zaspokoić głód ciekawości. Sto stron dziennie to odpowiednia dawka, horacjański złoty środek. Co zasługuje na pochwałę? Już wymieniam!

Niezmiennie świetny klimat podlewany naturalnym, błyskotliwym dialogiem. Dowcipne puenty i przewrotnie rzecz ujmując wiele mówiące niedomówienia to znak rozpoznawczy autora. Rzuciłem okiem na kilka dialogów z pierwszych dwóch tomów opowiadań i doświadczenie pisarza wyraźnie procentuje. Geralt i inne postacie są może bardziej małomówne i mrukliwe, ale trafiają ku*wa w setno. Odpowiednia dawka wulgaryzmów, archaizmów, neologizmów i języka popularnonaukowego to zdecydowanie największa zaleta pozycji. Zdarzył się jednak jeden, czy dwa fragmenty kiedy żart na zakończenie opisu wydał mi się nieco wymuszony. Ale co ja tam wiem, nie jestem godzien wiązać sznurówek... Frajdę sprawia odnajdywanie odwołań z rozmów bohaterów w odstępach >200 stron. To mi się podoba, nie ma ciągnięcia czytelnika za rączkę. Zapomniałeś nazwiska rodowego czy konotacji rodzinnej trzecioplanowej postaci? Wertuj albo giń!
 
Ciężko napisać coś więcej bez spoilerowania. Pewnym novum są gęsto rozsiane między rozdziałami interludia, które są świetnym uzupełnieniem historii i rozjaśniają bardziej zagmatwane wątki. Korespondencja czarodziejów czy dalszy los Nikefora Muusa - miód i malina! Podobnie jak zajście na stacji pocztowej z Addario Backiem. I rozdział piętnasty - świeży i trzymający w napięciu. Oczywiście pojawiają się również dobrze znane z twórczości Sapkowskiego motta na początku każdego rozdziału. Raz jest to Szekspir, raz Jaskier, fragment zmyślonego traktat pseudonaukowego czy książki kucharskiej. Niby szczegóły, ale czy nie na nich opiera się sukces wiedźmina?

Zmierzając ku podsumowaniu tego wazeliniarstwa - Sezon Burz nie zawiódł. Autor jest już bardzo doświadczonym twórcą i świetnie panuje nad wykreowanymi postaciami. Jak zawsze mamy ironiczne zabawy stereotypami i rzeczywistością w krzywym zwierciadle (rozmowa Koral i Yennefer to mocno wisielczy humor, ale jakże prawdziwy). Nieludzie okazują się bardziej ludzcy od ludzi, magia postulująca ciągły rozwój to jedna wielka, skorumpowana ściema (zdaje się, że między wierszami możemy wyłuskać kilka prztyczków w nos nauki), a Biały Wilk ląduje w łożach kolejnych czarodziejek lub ich uczennic (naliczyć możemy trzy takie relacje; co do jednej nie mamy pewności czy została należycie skonsumowana). Enigmatyczna końcówka dzieła to godne pożegnanie. Ale czy na zawsze? To się dopiero okaże. Ja nie chciałbym kończyć tej długiej znajomości...

I można narzekać, że schemat powieści się nie zmienia. Że pachnie odrobinę Reinmarem von Bielau z Trylogii Husyckiej, ale jak inaczej rzucić wiedźmina w wir wydarzeń? Trzeba spuścić go z deszczu pod rynnę, zabrać mu miecze i wrzucić w jeszcze większe gówno. Po leniwym początku akcja toczy się więc wartko, mamy kilka punktów kulminacyjnych i naprawdę niezłą finał na dworze Kerack. Pan Andrzej udowodnił, że Żmija była tylko chwilowym spadkiem formy, nie do końca udanym eksperymentem. Lub czymś na co nie byliśmy jeszcze gotowi. Za recenzowaną książkę - piątka plus, bodaj pierwsza na blogu (skalę oficjalnie zamyka pięć oczek, ale nie dajmy się tak ograniczać). Może to sentyment, może syndrom psychofana lub zwyczajny brak obiektywizmu. A nie, zapomniałem! Przecież to tylko moja opinia.

Jestem bardziej skłonny wystawiać wyższe noty wytworom kultury, które coś w moim życiu zmieniły, coś nowego mi pokazały. Tym razem główną przesłanką jest kunszt autora. Chciałbym kiedyś zbliżyć się do tego poziomu opisywania świata. Opis to brudny, plastyczny ale jednocześnie uroczo figlarny, w którym akceptujemy wszystko bez zbędnych pytań. Bo wszystko jest dalece przekonywujące.

Plusy:
+ Dialogi, humor, klimat
+ Złożona lecz spójna historia
+ Odświeżony bestiariusz do zaciukania (lub nie - Aguara, wielki props!)
+ Zabawa konwencją, okazja do poszukiwań analogii do tu i teraz
+ Postać Lytty Neyd <3

Minusy (szukane mooocno na siłę):
- Miejscami wymuszone silenie się na zabawną puentę
(chociażby strona 156, pierwsze cztery linijki, żeby nie być gołosłownym)
- Nie do końca przekonywująca postać Ortolana
(choć jego naiwny charakter to zapewnie kolejna zabawa literacka)
- Miejscami zbędne opisy, dobre ale zbędne
(czy czarodzieje są aż tacy chętni do opowiadania o przemyśle węglowo-drzewnym?)
-Po co to wiedźmin w tytule? Rozumiem, że marketing i te sprawy, ale come on...

Strzeżcie się rozczarowań, bo pozory mylą. Takimi, jakimi
wydają się być, rzeczy są rzadko. A kobiety nigdy.
                               ~Jaskier, Pół wieku poezji

Zdjęcie okładki pochodzi z: www.merlin.pl